Paul Auster - Lewiatan

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - Lewiatan» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lewiatan: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lewiatan»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niewiarygodne perypetie Benjamina Sachsa, opisane przez jego przyjaciela Petera Aarona (obydwaj są pisarzami), to, jak często u Austera, ciąg przypadków odzwierciedlających bogactwo, złożoność i wieloznaczność ludzkiego życia, tym razem splecionych z realną, historyczną rzeczywistością. Lewiatan to nie tylko państwo-potwór pożerające swych obywateli, lecz zarazem sumienie prowadzące do samounicestwienia: sumienie "Ducha Wolności" wysadzającego w powietrze repliki nowojorskiej Statue of Liberty. Ben Sachs to kolejny Austerowski antybohater o psychice zagubionej w labiryncie świata.

Lewiatan — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lewiatan», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Są w tej książce dziesiątki najróżniejszych postaci i epizodów. Jest dziwna historia Catherine Weldon, kobiety ze średnio zamożnej rodziny mieszkającej w Brooklynie, która wyrusza na zachód, by zostać jedną z żon wodza Sitting Bull. Jest śmieszna relacja z podróży po Stanach Zjednoczonych Wielkiego Księcia Aleksego – poluje z Buffalo Billem na bizony oraz płynie z biegiem Missisipi z generałem George’em Armstrongiem Custerem i jego żoną. Jest William Tecumseh Sherman, któremu drugie imię dano na cześć indiańskiego wodza; generał ten w 1876 roku (zaledwie miesiąc po klęsce Custera w bitwie pod Little Big Horn) otrzymuje rozkaz przejęcia kontroli militarnej nad wszystkimi rezerwatami Siuksów oraz traktowania żyjących tam Indian jako jeńców wojennych i do którego rok później zwraca się Amerykański Komitet Budowy Statuy Wolności z prośbą, aby zadecydował, „czy statua ma stanąć na wyspie Bedloe’a czy Gubernatora”. Jest Emma Lazarus, umierająca na raka w wieku trzydziestu siedmiu lat, którą opiekuje się jej przyjaciółka Rose Hawthorne. Doświadczenie to tak silnie wpływa na Rose, że kobieta nawraca się na katolicyzm, po czym wstępuje do dominikanek, gdzie przyjmuje imię siostry Alfonsy i przez ostatnich trzydzieści lat życia zajmuje się śmiertelnie chorymi. Powieść zawiera mnóstwo takich epizodów. Wszystkie są prawdziwe, oparte na autentycznych wydarzeniach, jednakże poprzez sposób, w jaki zostały zestawione, z każdą stroną wydają się coraz bardziej fantastyczne, jakbyśmy mieli do czynienia ze snem, lub halucynacją. Im dalej się zagłębiamy, tym częściej napotykamy całkiem nieoczekiwane skojarzenia i dygresje, nastrój ulega coraz gwałtowniejszym zmianom, wszystko drży, chwieje się, a w końcu zaczyna lewitować, powoli wzbijać się w powietrze niczym ogromny balon. Czytając ostatni rozdział, unosimy się tak wysoko, że po prostu nie sposób łagodnie wrócić na ziemię – i spadamy z hukiem. Książka ma jednak kilka wad. Mimo że Sachs starał się osiągnąć wrażenie naturalności, momentami powieść wydaje się sztuczna; epizody są nadmiernie wyszukane, postaci za płaskie, zbyt jednowymiarowe. Pamiętam, że kiedy pierwszy raz ją czytałem, mniej więcej w połowie pomyślałem sobie, że autor jest lepszym myślicielem niż artystą; drażnił mnie brak finezji w przedstawianiu pewnych tez oraz taki sposób prowadzenia postaci, że były bardziej wyrazicielami idei niż nośnikami akcji. Chociaż książka nie zawierała elementów autobiograficznych, zdawałem sobie sprawę, z jak ogromnym zaangażowaniem emocjonalnym Sachs ją pisał. Niemal z każdej strony powieści bił gniew, głęboki, zapiekły gniew: gniew na Amerykę, gniew na zakłamanych polityków, gniew jako broń służąca niszczeniu narodowych mitów. Zważywszy jednak na to, że w czasie, gdy Sachs pisał książkę, wojna w Wietnamie wciąż trwała i że z jej powodu on sam spędził prawie półtora roku w więzieniu, nietrudno zrozumieć, skąd się brała wściekłość. Gniew narzucał powieści ostry, polemiczny styl, ale był też jej siłą napędową, lokomotywą, która ciągnie cały skład i sprawia, że czytelnik nie może oderwać się od lektury. Sachs miał dwadzieścia trzy lala, kiedy przystąpił do Kolosa ; spędził nad nim pięć lat, przerabiając go w sumie siedem lub osiem razy. Ostatecznie książka liczyła czterysta trzydzieści sześć stron. Przeczytałem wszystkie, zanim we wtorek wieczorem położyłem się spać. Mój ogromny podziw przyćmił wszelkie zastrzeżenia. Kiedy w środę po południu wróciłem z pracy, natychmiast usiadłem do pisania listu. Chciałem powiedzieć Sachsowi, że stworzył wielkie dzieło. I że jeśli kiedykolwiek zechce wypić ze mną jeszcze jedną butelkę bourbona, będzie to dla mnie prawdziwy zaszczyt.

Zaczęliśmy się spotykać w miarę systematycznie. Ponieważ Sachs nie pracował na etacie i nie miał żadnych stałych zajęć, łatwiej było mi się z nim widywać niż z jakimkolwiek innym znajomym. Życiem towarzyskim w Nowym Jorku rządzą dość sztywne reguły. Zwykłą kolację czasem planuje się wiele tygodni naprzód, a najlepsi przyjaciele potrafią nie kontaktować się ze sobą całymi miesiącami. Tymczasem ja i Sachs umawialiśmy się zazwyczaj z marszu. Benjamin pracował wtedy, gdy go nachodziła ochota (na ogół późną nocą), a resztę czasu spędzał włócząc się po mieście niczym dziewiętnastowieczny wagabunda, bez planu i celu. Spacerował, odwiedzał muzea i galerie, chodził na popołudniowe seanse do kina, siadywał na ławce w parku i czytał. W przeciwieństwie do innych ludzi nie był niewolnikiem zegara, toteż nigdy nie miał wrażenia, że marnuje czas. Nie twierdzę, że całymi dniami się obijał, ale w jego wypadku mur oddzielający pracę od próżnowania skruszył się do tego stopnia, że prawie stał się niewidoczny. Miało to jednak pozytywny wpływ na pisarstwo Bena, gdyż najlepsze pomysły przychodziły mu do głowy, kiedy wstawał od biurka. Można zatem uznać, że każda czynność, którą wykonywał, podpadała pod pracę. Jedzenie było pracą, oglądanie meczów koszykówki było pracą, siedzenie z kumplem w barze o północy również było pracą. Mimo pozorów nicnierobienia Sachs właściwie cały czas pracował.

Ja nie miałem aż tyle wolnego czasu co on. Poprzedniego lata wróciłem z Paryża z dziewięcioma dolarami w kieszeni i nie chcąc zwracać się do ojca o pożyczkę (której pewnie i tak by mi nie udzielił), nająłem się do pierwszej lepszej roboty, jaka się nadarzyła. Kiedy pół roku później poznałem Sachsa, pracowałem u antykwariusza na Upper East Side; głównie siedziałem na zapleczu sklepu, przygotowując katalogi i odpisując na listy. Pracę zaczynałem o dziewiątej rano, kończyłem o pierwszej. Popołudniami pracowałem w domu: tłumaczyłem książkę o współczesnej historii Chin autorstwa francuskiego dziennikarza, który kiedyś był korespondentem w Pekinie. Książka była tak źle i niechlujnie napisana, że praca nad nią wymagała więcej wysiłku, niż to było warte. Nie poddawałem się tylko dlatego, że miałem nadzieję (choć jeszcze nie wiedziałem, czy mi się uda) rozstać się z antykwariuszem i zacząć zarabiać na życie tłumaczeniami. Poza tym pisałem jakieś opowiadania i recenzje książkowe, toteż na spanie zostawało mi niewiele czasu. Mimo nawału zajęć widywałem się z Sachsem częściej, niż to mi się dziś wydaje możliwe. Nie bez znaczenia było to, że mieszkaliśmy w tej samej dzielnicy, w odległości paru przecznic od siebie. Najpierw spotykaliśmy się późnym wieczorem w barach na Broadwayu, potem zaś – kiedy odkryliśmy, że obydwaj pasjonujemy się sportem – zaczęliśmy również odwiedzać bary w sobotnie lub niedzielne popołudnia, ponieważ wtedy nadawano w telewizji transmisje z meczów, a żaden z nas nie miał w domu telewizora. Tak więc prawie od początku naszej znajomości widywałem się z Sachsem przeciętnie dwa razy w tygodniu, czyli częściej niż z kimkolwiek innym.

Po kilku pierwszych spotkaniach przedstawił mnie swojej żonie. W owym czasie Fanny odbywała studia doktoranckie z historii sztuki na Columbii – pisała pracę na temat dziewiętnastowiecznych pejzażystów amerykańskich – a jednocześnie prowadziła zajęcia ze studentami. Poznała Benjamina dziesięć lat wcześniej, kiedy oboje studiowali w Wisconsin: wpadli na siebie podczas demonstracji pokojowej zorganizowanej na terenie uniwerku. Byli już niemal rok małżeństwem, gdy na wiosnę sześćdziesiątego siódmego Sachs został aresztowany za odmowę wstąpienia do wojska. W trakcie procesu mieszkali u rodziców Bena w New Canaan. Kiedy wczesną wiosną sześćdziesiątego ósmego roku zapadł wyrok i Ben trafił za kratki, Fanny wyprowadziła się od teściów i zamieszkała u swoich rodziców w Brooklynie. Zaraz po przyjeździe do Nowego Jorku złożyła podanie o przyjęcie na studia doktoranckie na Columbii. Przyznano jej stypendium asystenckie: kilka tysięcy dolarów rocznie oraz zwolnienie z czesnego, w zamian za co musiała prowadzić zajęcia ze studentami. Latem przez dwa lub trzy miesiące pracowała jako maszynistka w biurze na Manhattanie, pod koniec sierpnia znalazła sobie nieduże mieszkanko na Zachodniej Sto Dwunastej Ulicy, a z początkiem września rozpoczęła studia. Przez cały ten czas co niedziela jeździła pociągiem do Danbury, żeby odwiedzić Bena. Wspominam o tym dlatego, że kilka razy widziałem Fanny w tamtym okresie, tyle że nie miałem pojęcia, kim jest. W sześćdziesiątym ósmym ja również studiowałem na Columbii, poza tym mieszkałem na Zachodniej Sto Siódmej, zaledwie pięć przecznic od żony Bena. Tak się składało, że w tym samym budynku co ona wynajmowało mieszkanie dwóch moich serdecznych przyjaciół i czasem, kiedy do nich wpadałem, mijałem się z Fanny w windzie lub w holu na dole. Parę razy zauważyłem ją na Broadwayu, kilkakrotnie stała przede mną w sklepiku, w którym kupowało się najtańsze papierosy, od czasu do czasu widywałem ją wchodzącą do jakiegoś gmachu na terenie uczelni, a wiosną sześćdziesiątego dziewiątego roku uczęszczaliśmy wspólnie na wykłady z historii estetyki, które odbywały się na wydziale filozofii. Gdziekolwiek Fanny się pojawiła, zwracałem na nią uwagę, ale chociaż bardzo mi się podobała, nie potrafiłem zdobyć się na odwagę, żeby ją zaczepić. Miała w sobie coś, jakąś elegancję, aurę niedostępności, które zniechęcały obcych do próby zawarcia z nią znajomości. Do pewnego stopnia winę za to ponosiła złota obrączka na palcu, ale podejrzewam, że nawet gdyby Fanny nie była mężatką, nic by to nie zmieniło. Tak czy inaczej zawsze siadałem za nią podczas wykładu, żeby choć przez godzinę tygodniowo rozkoszować się jej widokiem. Może ze dwa razy uśmiechnęliśmy się do siebie, opuszczając aulę, ale to wszystko – byłem zbyt nieśmiały, żeby otworzyć usta i nawiązać rozmowę. Kiedy w siedemdziesiątym piątym roku Sachs przedstawił mi swoją żonę, oboje z miejsca się rozpoznaliśmy. Muszę przyznać, że poczułem się dość skrępowany i dopiero po paru minutach doszedłem do siebie. Oto nagle rozwiązała się zagadka z przeszłości. Brakującym mężem kobiety, którą sześć czy siedem lat temu interesowałem się na odległość, okazał się mój nowy przyjaciel. Gdybym mieszkał dłużej na Upper West Side, prawie na pewno zobaczyłbym go po jego wyjściu z więzienia. Ale skończyłem studia w czerwcu i niedługo później wyprowadziłem się z mieszkania na Zachodniej Sto Siódmej, a Sachs przyjechał do Nowego Jorku dopiero w sierpniu. W tym czasie ja już byłem w drodze do Europy. Dziwnie się dobrali, nie ma co do tego dwóch zdań. Niemal pod każdym względem stanowili swoje przeciwieństwo. Ben był wysoki i chudy jak patyk, prawie sama skóra i kości, Fanny zaś była malutka i okrąglutka. Ona miała gładką oliwkową cerę, on – rumieńce na policzkach, kręcone, poczochrane włosy i skórę, która spiekała się na słońcu. On żywo gestykulował, dosłownie co kilka sekund zmieniał wyraz twarzy, z kolei Fanny kojarzyła mi się z kotką, ruchy bowiem miała spokojne, płynne i pełne gracji. Nawet nie tyle uważałem ją za piękną, ile za egzotyczną, choć słowo „egzotyczna” nie najlepiej chyba oddaje to, co usiłuję powiedzieć. Po prostu fascynowała mnie; emanowało z niej poczucie niezależności i siły, które sprawiało, że człowiek miał ochotę przyglądać się Fanny nawet wtedy, gdy siedziała zupełnie bezczynnie. W przeciwieństwie do męża była raczej małomówna, nie tryskała dowcipem, nie porażała błyskotliwością. A jednak czułem, że z nich dwojga to ona jest bardziej inteligentna, lepiej potrafi formułować sądy. Umysł miała analityczny, podczas gdy Ben całkowicie polegał na intuicji. Jako dyskutant Ben był odważny, lecz mało subtelny, uwielbiał podejmować ryzyko, zagłębiać się w nieznane, wynajdywać najdziwniejsze skojarzenia. Fanny zaś była dokładna, obiektywna i nieskończenie cierpliwa; nie wyciągała pochopnych wniosków, nie czyniła nieprzemyślanych uwag. Ona była mędrcem, on błaznem, ona sfinksem, on otwartą księgą, ona arystokracją, on ludem. Ilekroć widziałem ich razem, zawsze mi się zdawało, że obserwuję panterę z kangurem. Fanny, nieodmiennie elegancka, szykowna, a obok przerośnięty dzieciak, wyższy od niej co najmniej o głowę, ubrany w czarną czapkę baseballową, dżinsy, szarą bluzę z kapturem. Na pierwszy rzut oka zupełnie do siebie nie pasowali. Kiedy szli jedno obok drugiego, każdy sądził, że to para obcych ludzi.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lewiatan»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lewiatan» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Lewiatan»

Обсуждение, отзывы о книге «Lewiatan» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x