Paul Auster - Lewiatan

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - Lewiatan» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lewiatan: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lewiatan»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niewiarygodne perypetie Benjamina Sachsa, opisane przez jego przyjaciela Petera Aarona (obydwaj są pisarzami), to, jak często u Austera, ciąg przypadków odzwierciedlających bogactwo, złożoność i wieloznaczność ludzkiego życia, tym razem splecionych z realną, historyczną rzeczywistością. Lewiatan to nie tylko państwo-potwór pożerające swych obywateli, lecz zarazem sumienie prowadzące do samounicestwienia: sumienie "Ducha Wolności" wysadzającego w powietrze repliki nowojorskiej Statue of Liberty. Ben Sachs to kolejny Austerowski antybohater o psychice zagubionej w labiryncie świata.

Lewiatan — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lewiatan», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Z perspektywy czasu zdaję sobie sprawę, że wiązanie nadziei z Lillian Stern nie miało najmniejszego sensu. Wyjazd do niej do Kalifornii był szaleństwem, aktem rozpaczy. Nie wiem, może coś by z tego wyszło, gdybym się w Lillian nie zakochał, ale ponieważ się zakochałem, nasz związek był skazany na klęskę. Przeze mnie Lillian znalazła się w impasie i nie umiała sobie z nim poradzić. Chciała dostać pieniądze, a zarazem ich nie chciała. Czuła, że staje się zachłanna, i własna zachłanność ją upokarzała. Chciała, żebym ją kochał, a jednocześnie nienawidziła się za to, że mnie kocha. Przeżyłem przez nią prawdziwe piekło, lecz nie mam już jej tego za złe. Lillian to dzika istota, istota tak piękna, że jej uroda zwala z nóg. To kobieta odważna, niepohamowana, gotowa na wszystko. Jednakże będąc ze mną nie miała szansy być sobą.

Koniec końców niezwykłe było nie to, że wyjechałem z Kalifornii, lecz to, że tak długo tam wytrwałem. Okoliczności naszego poznania były tak dziwne, tak groźne i niepewne, że zaczęły Lillian podniecać. Właśnie to ją pociągało: nie ja, a dreszcz emocji związany z moją obecnością i ciemne siły, które uosabiałem. Sytuacja obfitowała w najróżniejsze romantyczne możliwości i po jakimś czasie Lillian nie potrafiła im się oprzeć; uległa w znacznie większym stopniu, niż zamierzała. Trochę przypominało to niezwykle okoliczności jej spotkania z Dimaggio. Romans z Dimaggio skończył się małżeństwem. Romans ze mną – miodowym miesiącem, który trwał dwa tygodnie i był cudowny. Nieważne, co się potem stało. Nasz związek nie wytrzymałby próby czasu; prędzej czy później Lillian znów zaczęłoby nosić i wróciłaby do swojego dawnego życia. Ale póki te nasze dwa tygodnie trwały, nie ulega dyskusji, że była we mnie szczerze zakochana. Dała mi tego niezbity dowód, o którym zawsze staram się pamiętać, gdy tylko nachodzą mnie wątpliwości. Mogła wydać mnie policji, a nie wydała. Nawet wtedy, gdy jej powiedziałem, że pieniądze się skończyły. Nawet wtedy, gdy wyjechałem. Moim zdaniem to najlepiej świadczy o tym, że jednak coś dla niej znaczyłem. Świadczy też o tym, że to, co mi się w Berkeley przydarzyło, przydarzyło się naprawdę.

Nie żałuję. Przynajmniej teraz już nie żałuję. Wszystko jest za mną; stare dzieje – było, minęło. Najbardziej bolesne okazało się rozstanie z małą Marią. Nie sądziłem, że tak silnie to przeżyję; ogromnie za nią tęskniłem, o wiele bardziej niż za jej matką. Za każdym razem kiedy wyruszałem na zachód, miałem ochotę pojechać do Kalifornii, odwiedzić Lillian i Marię. Ale nigdy tego nie zrobiłem. Bałem się, co będzie, kiedy ujrzę Lillian, więc wolałem nie ryzykować; prawdę mówiąc, od tego dnia, gdy opuściłem Berkeley, a było to osiemnaście czy dziewiętnaście miesięcy temu, staram się trzymać z dala od Kalifornii. Mała Maria pewnie mnie już nawet nie pamięta. Kiedyś, zanim rozpadł się mój związek z Lillian, myślałem, że zaadoptuję dziewczynkę, że oficjalnie zostanie moją córką. Wydaje mi się, że to byłoby dla niej dobre, dla nas obojga byłoby dobre, ale za późno na snucie marzeń. Może nie było mi pisane być ojcem. Nie wyszło mi z Fanny, nie wyszło z Lillian. Nie zasiałem ziarna. Trudno. Człowiek ma ileś szans w życiu, potem musi sobie radzić sam. Stałem się tym, kim jestem, i nie ma już dla mnie odwrotu. To jest to, Peter. Póki trwa, takie jest moje życic.

Zaczynał ględzić. Słońce wzeszło, tysiące ptaków śpiewało: skowronki, szczygły, gile. Poranny chór rozbrzmiewał w najlepsze. Sachs opowiadał mi o sobie od tylu godzin, że sam już nie bardzo kojarzył, co mówi. Przyglądając mu się w świetle dnia widziałem, że oczy ma na zapałkę. Pogadamy później, zaproponowałem. Jeśli się zaraz nie położysz i nie prześpisz, zaśniesz tu w fotelu, a chyba nie mam dość siły, żeby cię taszczyć do domu.

Umieściłem go w jednym z pustych pokoi na piętrze, zaciągnąłem żaluzje na oknach, po czym cichutko, na palcach przeszedłem do własnego pokoju. Nie sądziłem, że uda mi się zasnąć. Zbyt wiele rzeczy miałem do przemyślenia, za dużo spraw kłębiło mi się w głowie, ale z chwilą gdy dotknąłem poduszki, zacząłem tracić przytomność. Czułem się tak, jakby ktoś z całej siły zdzielił mnie kijem, jakby rozłupał mi czaszkę kamieniem. Niektóre historie bywają tak przerażające, że aby je zrozumieć, człowiek musi najpierw ochłonąć, uwolnić się od nich na moment, uciec choćby w mrok snu.

Obudziłem się o trzeciej po południu. Sachs spał dwie i pół godziny dłużej; przez ten czas kręciłem się po ogrodzie, żeby go przypadkiem nie zbudzić. Sen niewiele mi pomógł. Wciąż czułem się zbyt otępiały, żeby jasno myśleć. Jedyne, czym byłem w stanie zająć mózg, to planowaniem kolacji na wieczór. Jednakże każda najmniejsza decyzja wymagała z mojej strony potwornego wysiłku – wszystkie za i przeciw rozważałem z takim nabożeństwem, jakby od tego zależały losy świata: czy upiec kurczaka w kuchence czy na ruszcie, czy podać go z ryżem czy frytkami, czy wystarczy nam wina. Dokładnie to wszystko pamiętam. Zaledwie parę godzin wcześniej Sachs opowiedział mi o tym, jak zabił człowieka, o dwóch latach, które spędził tułając się po kraju jako zbiegły przestępca. A ja co? Zastanawiałem się, co zjemy na kolację. To było tak, jakbym koniecznie chciał wierzyć, że życie składa się wyłącznie z codziennych, przyziemnych spraw. Ale wiedziałem, że to nieprawda.

Zjedliśmy kolację i znów gadaliśmy do późna; właściwie przegadaliśmy całą noc. Tym razem siedzieliśmy na zewnątrz, w tych samych wygodnych drewnianych fotelach, w których w ciągu ostatnich kilkunastu lat spędziliśmy wiele wieczorów: nie widzieliśmy się nawzajem, byliśmy jak dwa głosy dobywające się z ciemności. Tylko gdy któryś z nas zapalał zapałkę, na moment wyłaniała się z mroku jego twarz. Pamiętam ogniki cygar, robaczki świętojańskie migoczące w krzakach i czyste, roziskrzone gwiazdami niebo, czyli to, co zawsze towarzyszyło nam podczas naszych nocnych rozmów. Na pewno te stałe elementy otoczenia wpłynęły na mnie uspokajająco, ale istotniejszy od nich był oczywiście Sachs. Wypoczęty i wyspany, od początku narzucał ton rozmowie. W jego głosie nie było cienia niepewności, nic, co by wzbudziło moją nieufność. Tej nocy opowiedział mi o Duchu Wolności i ani przez chwilę nie miałem wrażenia, że słucham spowiedzi przestępcy. Był dumny z tego, co zrobił, odczuwał w sercu spokój, a z jego tonu przebijała buta artysty, który wie, że stworzył najważniejsze dzieło swojego życia.

Była to długa, niesamowita historia o licznych podróżach po kraju, o gorączkowej aktywności i okresach spokoju, o zmianach wyglądu i tożsamości, o desperackich ucieczkach. Dopóki Ben nie opowiedział mi wszystkiego w szczegółach, nigdy bym nie przypuszczał, że każdy wybuch wymagał aż tyle pracy: wiązały się z nim kilkutygodniowe żmudne przygotowania, zdobywanie (w różnych punktach, aby uniknąć wpadki) materiałów do konstrukcji bomb, zapewnianie sobie murowanego alibi, szykowanie odpowiednich przebrań oraz konieczność pokonywania olbrzymich odległości. Kiedy już wybrał miejsce kolejnej akcji, szukał pretekstu, pod jakim mógłby spędzić trochę czasu w danym mieście, nie wzbudzając niczyich podejrzeń. Najpierw więc wymyślał sobie nową tożsamość i nowy życiorys, a ponieważ za każdym razem wcielał się w inną postać, stale musiał wykazywać się inwencją. Zawsze nazywał się inaczej (były to proste, nijakie imiona i nazwiska: Ed Smith, Al Goodwin, Jack While, Bili Foster) i zawsze starał się zmienić coś w swoim wyglądzie (czasem występował z brodą, czasem ogolony, to miał ciemne włosy, to jasne, raz nosił okulary, a raz nie, to się ubierał w garnitur, to w kombinezon roboczy – ilość kombinacji była ogromna). Prawdziwym wyzwaniem było jednak znalezienie wiarygodnego powodu swojej obecności w danym mieście, tak aby mógł spędzić kilka dni w obcym środowisku, gdzie nikt go nie znał. Raz udawał profesora uniwersytetu, socjologa zbierającego informacje do książki o życiu na prowincji i wartościach, które ludzie tam cenią. Innym razem odbywał podróż sentymentalną do krainy dzieciństwa w poszukiwaniu informacji o swoich biologicznych rodzicach. Kiedy indziej był biznesmenem, który chce kupić nieruchomość pod budowę pawilonu handlowego. Był też nieszczęśliwcem, który stracił żonę i dzieci w wypadku samochodowym i żeby uciec od bolesnych wspomnień, zastanawia się nad przeprowadzką do innego miasta. Pewnego razu, gdy Duch Wolności zdobył już sobie sławę, Sachs – i to był chyba szczyt bezczelności – pojawił się w niewielkiej mieścinie w Nebrasce, udając dziennikarza, który pisze obszerny reportaż o mieszkańcach miasteczek, gdzie stoją kopie Statuy Wolności, o ich poglądach i postawach. Co państwo sądzą o wybuchach? – pytał. Z czym się państwu kojarzy Statua? Była to, jak mi powiedział, wyczerpująca psychicznie rola, ale ani przez moment nie żałował, że się jej podjął.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lewiatan»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lewiatan» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Lewiatan»

Обсуждение, отзывы о книге «Lewiatan» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x