Paul Auster - Lewiatan

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - Lewiatan» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Lewiatan: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lewiatan»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Niewiarygodne perypetie Benjamina Sachsa, opisane przez jego przyjaciela Petera Aarona (obydwaj są pisarzami), to, jak często u Austera, ciąg przypadków odzwierciedlających bogactwo, złożoność i wieloznaczność ludzkiego życia, tym razem splecionych z realną, historyczną rzeczywistością. Lewiatan to nie tylko państwo-potwór pożerające swych obywateli, lecz zarazem sumienie prowadzące do samounicestwienia: sumienie "Ducha Wolności" wysadzającego w powietrze repliki nowojorskiej Statue of Liberty. Ben Sachs to kolejny Austerowski antybohater o psychice zagubionej w labiryncie świata.

Lewiatan — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lewiatan», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– To dla ciebie – rzekł. – Jeśli chcesz, są twoje.

Na ułamek sekundy opuściła wzrok i spojrzała na pieniądze, ale nie wyciągnęła po nie ręki.

– Same studolarówki czy tylko te z wierzchu? – spytała.

– Same studolarówki – potwierdził. – W sumie pięć tysięcy dolarów.

– Pięć tysięcy piechotą nie chodzi. Nawet dla bogatych to całkiem pokaźna suma. Ale nie oszukujmy się, pięć tysięcy nie odmieni nikomu życia.

– To tylko początek. Można powiedzieć, że pierwsza rata.

– Rozumiem. A kolejne raty?

– Tysiąc dolarów dziennie. Dopóki forsa się nie skończy.

– A kiedy się skończy?

– Nieprędko. Możesz pospłacać długi i rzucić pracę. Możesz się stąd wyprowadzić. Możesz sobie kupić nowy samochód i komplet nowych ciuchów. A kiedy to wszystko zrobisz, jeszcze mnóstwo zostanie.

– Kim ty jesteś, u licha? Dobrą wróżką?

– Nie. Facetem, która spłaca dług – odparł Ben.

– A jeśli ci powiem, że nie podoba mi się taki układ? Że wolałabym całą sumę otrzymać naraz?

– Taki był mój pierwotny zamiar, ale po przyjeździe tu zmieniłem zdanie. Teraz realizuję Plan B.

– Myślałam, że chcesz być dla mnie miły.

– Owszem. Ale chcę, żebyś ty też była miła. To zapewni nam równy układ sil.

– Innymi słowy, nie ufasz mi? – zapytała kobieta.

– Twoje nastawienie wzbudza mój niepokój. Chyba mnie rozumiesz?

– No dobrze, a jak to sobie wyobrażasz? Zjawiasz się codziennie o umówionej godzinie, wręczasz mi forsę i spadasz, czy może liczysz na wspólne śniadanko, co?

– Już ci mówiłem: na nic nie liczę. Dostajesz pieniądze i nie masz wobec mnie najmniejszych zobowiązań.

– Słuchaj, żeby nie było nieporozumień… Nie wiem, co ci Maria o mnie nagadała, ale moja cipa nie jest na sprzedaż. Jasne? Żaden dupek za żadne pieniądze nie zmusi mnie do pójścia z nim do łóżka. To ja decyduję o tym, z kim się pieprzę, więc trzymaj tę swoją czarodziejską różdżkę z dala ode mnie. Czy wyrażam się dość jasno?

– Jaśniej nie można. Nie mieszczę się w twoich planach życiowych. Ty w moich również nie. Nic dodać, nic ująć.

– Świetnie. Pozwolisz, że sobie tę sprawę przemyślę? Na razie jestem potwornie zmęczona i chcę iść spać.

– Wcale nie musisz nic przemyśliwać. Już znasz odpowiedź.

– Może znam, może nie znam. Nie mam zamiaru dłużej z tobą dyskutować. To był długi dzień i padam na nos ze zmęczenia. Ale żeby ci udowodnić, jaka potrafię być miła, pozwolę ci spędzić dzisiejszą noc na kanapie w salonie. Tylko ten jeden raz, ze względu na Marię. O tej porze na pewno nie znajdziesz miejsca w hotelu.

– Nie musisz tego robić – powiedział Sachs.

– Nie muszę, ale mogę. Jak chcesz zostać, to zostań. Jak nie chcesz, to nie. Ale zdecyduj się od razu, bo idę na górę…

– Dziękuję, chętnie zostanę.

– Marii podziękuj, nie mnie. W salonie jest bałagan. Jak coś leży na kanapie, po prostu zwal na podłogę. Przed chwilą widziałam, że świetnie sobie z tym radzisz…

– Zwykle unikam takich prymitywnych form zachowania.

– Nie obchodzi mnie jak się będziesz zachowywał tu, na dole. Ale na górę masz wstęp wzbroniony. Jasne? W szafce nocnej trzymam broń. Gdyby ci przyszła ochota pozwiedzać pięterko, to uprzedzam, że umiem strzelać.

– Zabiłabyś kurę, która znosi złote jaja.

– Mylisz się. Złote jaja leżą bezpiecznie schowane w bagażniku. Może zabiłabym kurę, ale do jaj miałabym dostęp.

– Grozisz mi?

– Wcale nie. Tylko ostrzegam cię żebyś był grzeczny. Bardzo grzeczny. I niech ci nie przychodzą do głowy żadne głupie pomysły na mój temat. Jeśli mi się nie narazisz, może się w końcu dogadamy. Niczego nie obiecuję, ale jeśli mnie nie wkurwisz, może nawet przestanę cię nienawidzić.

Nazajutrz rano Sachs obudził się, czując ciepły oddech na swoim policzku. Kiedy otworzył oczy, ujrzał przed sobą twarz tkwiącej nieruchomo, ogromnie skupionej dziewczynki, która oddychała przez uchylone wargi. Klęczała przy kanapie, tak nisko pochylona nad Sachsem, że ich usta niemal się stykały. Sądząc po szarawym świetle, które przenikało przez włosy dziecka, Ben domyślił się, że jest bardzo wcześnie, wpół do siódmej, najwyżej siódma rano. Spał zaledwie cztery godziny i w pierwszej chwili po otwarciu oczu wciąż był zbyt senny, zbyt ociężały, aby wykonać najmniejszy ruch. Miał ochotę zamknąć powieki i znów pogrążyć się we śnie, ale dziewczynka wpatrywała się w niego tak intensywnie, że nie mógł oderwać od niej wzroku. Powoli uświadomił sobie, że spogląda na córkę Lillian Stern.

– Dzień dobry – powiedziała, przyjmując jego uśmiech jako zachętę do rozmowy. – Myślałam, że się nigdy nie obudzisz.

– Długo przy mnie siedzisz? – spytał Sachs.

– Chyba ze sto lat. Zeszłam na dół poszukać lalki, a znalazłam ciebie. Jesteś strasznie długi, wiesz?

– Wiem. Ludzie na takich jak ja mówią „tyka”.

– Pan Tyka. – Dziewczynka zamyśliła się. – Podoba mi się.

– A ty pewnie jesteś Maria, prawda?

– Tak, ale wolę, jak się na mnie mówi Królewna. To ładniej niż Maria, no nie?

– Znacznie ładniej. Ile masz lat, Królewno?

– Pięć i trzy czwarte.

– Pięć i trzy czwarte? Co za wspaniały wiek.

– W grudniu skończę sześć. Mam urodziny dzień po Bożym Narodzeniu.

– Więc dzień po dniu dostajesz prezenty. Mądra z ciebie dziewczynka, że tak to sprytnie wymyśliłaś.

– Niektórzy mają szczęście. Tak mówi moja mamusia.

– Powiedz, Królewno, skoro masz lat pięć i trzy czwarte, to pewnie chodzisz do pierwszej klasy?

– Do przedszkola. Jestem w grupie pani Babbs. Dzieciaki przezywają ją babą jagą.

– Wygląda jak wiedźma?

– Nawet nie, bo wiedźmy są stare. Ale ma potwornie długi nos.

– Nie powinnaś się. Królewno, szykować do wyjścia? Chyba nie chcesz spóźnić się do przedszkola, co?

– Głuptas! Przecież w soboty przedszkole jest zamknięte.

– Rzeczywiście ze mnie głuptas. Nawet nie wiem, jaki jest dzień tygodnia.

Rozmowa rozbudziła go na tyle, że miał ochotę wstać. Zapytał więc dziewczynkę, czy nie zjadłaby śniadania, a kiedy ta odparła, że jest bardzo głodna, dźwignął się z kanapy i włożył buty, zadowolony, że może się na coś przydać. Na zmianę skorzystali z toalety na parterze. Sachs opróżnił pęcherz, opłukał twarz wodą, po czym dziarsko ruszył do kuchni. Pierwsza rzecz, jaką zauważył, to pieniądze – pięć tysięcy dolarów leżało na stole tam, gdzie je wczoraj zostawił. Zdziwiło go, że Lillian nie wzięła ich na górę. Ciekaw był, czy coś się za tym kryje, czy też jest to zwykłe niedbalstwo. Na szczęście mała Maria była wtedy w toalecie, a zanim przyłączyła się do niego w kuchni, zdążył zabrać pieniądze ze stołu i schować w jednej z szafek.

Śniadanie nie zapowiadało się ciekawie. Stojące w lodówce mleko skwaśniało (czyli płatki kukurydziane na mleku nie wchodziły w grę), a ponieważ nie było jajek, Sachs nie mógł zrobić ani grzanek obtaczanych w jajku, ani omletu (drugi i trzeci wybór dziewczynki). W końcu udało mu się znaleźć paczkę pokrojonego chleba i po wyrzuceniu pierwszych czterech kromek (pokrytych puszystą niebieskawą pleśnią) wspólnie uznali, że od biedy mogą zjeść tosty z dżemem truskawkowym. Kiedy pieczywo przypiekało się w tosterze, Sachs wydobył z głębi chłodziarki oszronioną puszkę koncentratu pomarańczowego, w plastikowym dzbanku (który najpierw musiał wyszorować) rozcieńczył jej zawartość z wodą, po czym przelał sok do szklanek. Prawdziwej kawy nigdzie nie dojrzał, lecz po dokładnym przeszukaniu szafek znalazł rozpuszczalną kawę bezkofeinową. Pijąc gorzki płyn, strasznie się wykrzywiał i co rusz chwytał się za gardło. Dziewczynka, zachwycona przedstawieniem, śmiała się do rozpuku. Zachęcony reakcją małej, Sachs wstał od stołu i zaczął się zataczać, wydając z siebie takie dźwięki, jakby się krztusił.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Lewiatan»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lewiatan» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Lewiatan»

Обсуждение, отзывы о книге «Lewiatan» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x