Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Kraju Rzeczy Ostatnich: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Rzeczy Ostatnich»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Relacja Anny Blume z odrealnionego miasta-państwa gdzieś z początków przyszłego tysiąclecia wprowadza nas w koszmar fizycznego i duchowego upodlenia, beznadziejności. "Luksusem" jest możliwość zaplanowania własnej śmierci. Elektrowniami miasta są krematoria zwłok ludzi zmarłych z głodu i wycieńczenia; surowcem energetycznym tej skazanej na zagładę społeczności są także ludzkie ekskrementy; zbierający je "fekaliści" mają status urzędników państwowych. Annie udaje się utrzymać przy życiu i zachować godność dzięki wierze w wartość i moc słowa.

W Kraju Rzeczy Ostatnich — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Rzeczy Ostatnich», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Parę razy w tygodniu na prośbę Wiktorii towarzyszyłam Borysowi Stiepanowiczowi w jego rundzie po mieście, czyli „ekspedycji kupieckiej”, jak nazywał te wypady. Nie żebym mu rzeczywiście pomagała, ale przy każdej okazji chętnie urywałam się z pracy, choćby na kilka godzin. Wiktoria pewnie to rozumiała, bo starała się zanadto mnie nie żyłować. Wciąż jeszcze byłam przygnębiona, w chwiejnej równowadze, byle co mnie denerwowało, bez widocznego powodu złościłam się albo zamykałam w sobie. Borys Stiepanowicz miał chyba na mnie zbawienny wpływ, zaczęłam więc wyczekiwać tych naszych wspólnych wycieczek, wyrywały mnie bowiem z koleiny własnych myśli.

Nigdy nie robił przy mnie zakupów (nie wiem na przykład, gdzie zdobywał żywność dla Domu i jakim cudem docierał do potrzebnych nam towarów), natomiast często zdarzało mi się obserwować, jak sprzedaje rzeczy, które Wiktoria postanowiła upłynnić. Miał z tego raptem dziesięć procent, ale widząc go w akcji pomyślałbyś, że pracuje na własny rachunek. Stosował żelazną zasadę, żeby każdemu Reanimatorowi składać najwyżej jedną wizytę na miesiąc, kursowaliśmy więc po całym Mieście, za każdym razem obierając inny kierunek, i często zapuszczaliśmy się w zupełnie mi nie znane rejony. Borys miał dawniej auto – Stutza Bearcata, jak twierdził – lecz odkąd stan ulic przestał odpowiadać jego wymaganiom, podróżował wyłącznie na piechotę. Ściskając pod pachą przedmiot, który powierzyła mu Wiktoria, prowadził mnie improwizowanymi trasami, starannie unikając tłumu. Wybierał ustronne zaułki i bezludne ścieżki, zręcznie stąpał po wybebeszonych chodnikach, omijał rozliczne pułapki i niebezpieczeństwa, skręcał to w lewo, to w prawo i ani na chwilę nie gubił rytmu kroków. Jak na człowieka tej tuszy poruszał się z tak niesłychaną zręcznością, że czasem ledwo nadążałam. Nucąc pod nosem, paplając o tym lub owym pomykał lekko jak tancerz, nerwowy, lecz pogodny, gdy ja wlokłam się w ogonie. Znał chyba wszystkich Reanimatorów i każdego umiał odpowiednio potraktować: do jednych wbiegał z otwartymi ramionami, do innych wkradał się cichaczem. Mieli oni swoje słabe punkty, a Borys wiedział, jak w nie utrafić. Schlebiał łasemu na pochlebstwa; temu, który lubił kolor niebieski, wręczał upominek w tym właśnie kolorze. Jeden wolał godne maniery, inny się spoufalał, jeszcze inny nie chciał słyszeć o niczym prócz interesów. Borys spełniał ich zachcianki, a łgał przy tym jak najęty, bez cienia skrupułów. Był to jednak element gry, którą prowadził, nie zapominając ani na chwilę, że to tylko gra. Jego historyjki brzmiały po prostu groteskowo, lecz zmyślał je tak błyskawicznie, ozdabiał tyloma kunsztownymi detalami i opowiadał z takim przekonaniem, że trudno było nie dać się wciągnąć.

– Drogi przyjacielu – mówił na przykład. – Dobrze się przyjrzyj temu czajniczkowi. Weź go do ręki, jeśli masz ochotę. Zamknij oczy, przytknij dziobek do ust i wyobraź sobie, że pijesz z niego herbatę, tak jak ja ją piłem trzydzieści jeden lat temu w salonie księżnej Obłomow. Studiowałem wtedy literaturę na uniwersytecie, byłem młody, a jaki szczupły, nigdy byś nie uwierzył, szczupły i przystojny, z przepiękną burzą kędziorów na głowie. Księżna była najbardziej zachwycającą kobietą w Mińsku, młodą wdową o nieziemskim wręcz powabie. Książę Obłomow, potomek wielkiego rodu, zginął w pojedynku – sprawa honorowa, nie ma potrzeby wdawać się tu w szczegóły – więc wyobrażasz sobie, przyjacielu, jak to podziałało na mężczyzn z jej kręgu. Miała legion zalotników; jej salon stał się przedmiotem zazdrości całego Mińska. Ach, cóż to była za kobieta! Do dziś nie opuszcza mnie wspomnienie jej urody: lśniące rude włosy; śnieżnobiałe falujące łono; oczy, w których skrzył się dowcip, a nie brakowało też iskierek niegodziwości. W sumie dość, żeby człowiek oszalał. Wszyscy rywalizowaliśmy o jej względy, wielbiliśmy ją, pisaliśmy dla niej wiersze, kochaliśmy się w niej bez pamięci. Ale to ja, młody Borys Stiepanowicz, właśnie ja zdołałem wkraść się w łaski tej osobliwej kusicielki. Mówię ci o tym z całą skromnością. Gdybyś mnie wtedy widział, zrozumiałbyś, jak mogło do tego dojść. Zaczęły się więc schadzki w odległych zakątkach miasta, spotkania późną nocą, potajemne wizyty na mojej mansardzie (księżna przemierzała ulice w przebraniu), a całe długie, upajające lato spędziłem w jej wiejskiej posiadłości. Niczego mi nie skąpiła – i nie mam tu na myśli jej wdzięków, choć same w sobie by wystarczyły, ręczę ci, wystarczyłyby aż nadto! Mówię o podarunkach, którymi mnie obsypywała, o niezliczonych dowodach serca. Mogły to być dzieła zebrane Puszkina, oprawne w skórę. Srebrny samowar. Złoty zegarek. Tyle się tego uzbierało, że wszystkiego nawet nie wymienię, a między innymi przewspaniały serwis do herbaty, niegdyś własność dworzanina francuskich monarchów (był to bodajże diuk de Fantomas). Oszczędzałem go, używając wyłącznie podczas jej wizyt, kiedy to namiętność gnała ją przez zaśnieżone ulice Mińska i rzucała w moje ramiona. Niestety, czas nie zna litości. Serwis nie uniknął losu, jaki mu zgotowały owe lata: spodeczki popękały, filiżanki się potłukły – ot, utracony świat. Ale coś przecież ocalało, ostatnie ogniwo łączące mnie z przeszłością. Obchodź się z nim łagodnie, przyjacielu. Trzymasz w dłoni moje wspomnienia.

Sztuczka polegała chyba na tym, że potrafił ożywić przedmioty martwe. Odwracał uwagę Reanimatorów, wywabiając ich ze sfery konkretu w rejony, w których towar nie był już czajniczkiem, lecz księżną Obłomow we własnej osobie. Nie miało znaczenia, czy mówi prawdę, czy zmyśla. Samo brzmienie głosu wystarczało, żeby beznadziejnie zagmatwać sprawę. Jego najskuteczniejszą bronią był zapewne właśnie głos, wyposażony w nadzwyczaj rozległy zakres modulacji i timbrów, toteż Borys Stiepanowicz w swoich przemowach co chwila przechodził od dźwięków twardych do miękkich i z powrotem, pozwalając, aby słowa wznosiły się i opadały gęstą, zawile rzeźbioną kaskadą sylab. Miał słabość do wyświechtanych zwrotów i sentymentalnej literackości, ale pomimo martwoty samego języka jego opowieści brzmiały niezwykle żywo. Cała rzecz tkwiła w sposobie podania, a Borys nie wahał się zniżyć do najpodlejszych chwytów. W potrzebie umiał lać autentyczne łzy. Jeśli sytuacja tego wymagała, potrafił cisnąć przedmiotem sporu o podłogę i go stłuc. Pewnego razu chcąc udowodnić, że pozornie kruche kieliszki są godne zaufania, żonglował nimi przez więcej niż pięć minut. Byłam zawsze lekko zażenowana tymi popisami, ale trudno zaprzeczyć, że wywoływały pożądany efekt. Ostatecznie o wartości przesądza podaż i popyt, a na antyczne precjoza wielkiego popytu nigdy nie było. Mogli sobie na nie pozwolić jedynie bogacze – rekiny czarnego rynku, Śmieciobiorcy czy wreszcie sami Reanimatorzy – więc Borys nic by nie zwojował, gdyby zachwalał użyteczność swoich towarów. Cały ich urok polegał właśnie na tym, że tylko człowiek rozrzutny mógł ich pragnąć jako symboli bogactwa i władzy. Stąd wszystkie te historyjki o księżnej Obłomow i osiemnastowiecznych diukach francuskich. Kupując od Borysa Stiepanowicza antyczny wazon, nabywca dostawał gratis cały zaginiony świat.

Borys mieszkał w małym domku w Alei Turkusowej, raptem dziesięć minut piechotą od Woburnów. Dobiwszy targu z Reanimatorem, często wstępowaliśmy tam na herbatę. Przepadał za nią i zwykle podawał też jakieś słodycze – nieprzyzwoicie smakowite łakocie z Domu Ciast na Bulwarze Windsorskim: kremówki, bułeczki z cynamonem, eklery z czekoladą kupione po bandyckich cenach. Nie umiał sobie odmówić tych drobnych przyjemności i delektował się każdym rarytasem, żując bez pośpiechu, a za podkład muzyczny służył równomierny turkot w jego gardle, coś między śmiechem a westchnieniem. Mnie także sprawiały przyjemność te nasze herbatki, nie tyle jednak samo jedzenie, ile to, że Borys koniecznie chciał się nim ze mną dzielić. Moja młoda przyjaciółka jest za wątła, mawiał. Musimy odkarmić naszą miłą wdówkę, musi nabrać kolorków panna Anna Blume, zielona jak bluszcz. Trudno było nie cieszyć się, kiedy tak się ze mną obchodził. Chwilami miewałam wrażenie, że cała jego żywiołowość to tylko poza przybierana na mój użytek. Odgrywał kolejno rolę błazna, łajdaka i filozofa, lecz im lepiej go poznawałam, tym wyraźniej ukazywały mi się one jako aspekty jednej osobowości, która uruchamiała wszystko, co miała w zanadrzu, żeby przywrócić mnie życiu. Bardzo się zaprzyjaźniliśmy. Wiele zawdzięczam współczuciu Borysa, jego sprytnym i wytrwałym szturmom do warowni mojego smutku.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paul Auster - Invisible
Paul Auster
Paul Auster - Lewiatan
Paul Auster
Paul Auster - Mr. Vértigo
Paul Auster
Paul Auster - Sunset Park
Paul Auster
Paul Auster - Timbuktu
Paul Auster
Paul Auster - Leviatán
Paul Auster
Paul Auster - City of Glass
Paul Auster
Paul Auster - Brooklyn Follies
Paul Auster
Отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x