Michael przerósł już ojca. Był niebywale szczupłym, delikatnym brunetem o pięknej cerze, urodziwym chłopcem, którego onieśmielenie (a może raczej wyczerpanie) pozbawiło chwilowo umiejętności poruszania się i mówienia. Jego ojciec tłumaczył, że diasporyzm to pierwsza oryginalna idea, jaką posłyszał z żydowskich ust od czterdziestu lat. Pierwsza idea, która obiecywała rozwiązanie palącego problemu w zgodzie z historycznymi i moralnymi zasadami; pierwsza, która uświadamiała ludziom, iż jedynym sprawiedliwym sposobem podziału Palestyny jest wysiedlenie nie tych, którzy mieszkali tu przez ostatnie stulecia, ale właśnie powojennych przybyszów z Europy… Przez cały ten czas oczy Michaela utkwione były uparcie w jakimś niewidocznym punkcie, który przykuwał jego uwagę; punkcie umiejscowionym mniej więcej o pół metra powyżej mojego kolana. Także Anna nie wydawała się przesadnie poruszona faktem, że lider żydowskich diasporystów wpadł do jej domu na herbatę. Tylko George jest na odlocie, pomyślałem, jedynie on jest zdesperowanym, nawiedzonym szaleńcem… O ile się nie zgrywa.
Oczywiście George rozumiał, że na taką propozycję syjoniści mogą zareagować jedynie wściekłością i uznają diasporyzm za oszustwo i świętokradztwo. Mówił dalej, że nawet wśród Palestyńczyków, którzy winni bronić mojej sprawy, znajdą się tacy jak Kamil, ludzie pozbawieni politycznej wyobraźni, gotowi uznać diasporyzm za przejaw żydowskiej nostalgii.
– A więc tu go bolało – odezwałem się, ośmielając się przerwać niestrudzonemu gadule.
Pomyślałem sobie, że George przez to swoje gadanie pozbawił żonę wszystkiego poza oczami, a syna zamienił w milczący posąg. – Wziął mnie za nostalgicznego Żyda, rojącego broadwayowskie marzenia o kolejnym kosztownym komediowym musicalu…
– Owszem. Kamil powiedział mi: „Wystarczy jeden Woody Allen”.
– Naprawdę tak powiedział? W sądzie? Dlaczego akurat Woody Allen?
– Woody Allen napisał coś dla „The New York Timesa” – odrzekł George. – Artykuł. Zapytaj Annę. Zapytaj Michaela. Przeczytali go i nie wierzyli własnym oczom. Przedrukowano go w miejscowej prasie. Oceniono przy okazji jako najlepszy żart w całej jego karierze. Philipie, ten człowiek jest kpiarzem nie tylko na ekranie. Woody Allen stwierdził, że Żydzi są niezdolni do przemocy. Wydaje mu się, że w gazetach wypisują bzdury: nie może uwierzyć, że Żydzi łamią innym kości. Wolne żarty, Woody. Oni najpierw gruchoczą kości „w obronie własnej”, że się tak łagodnie wyrażę. Potem gdy zwyciężają. Potem dla przyjemności. Potem już odruchowo. Kamil uważa Woody’ego Allena za idiotę i sądzi, że ty jesteś z tej samej gliny. Ale w Tunisie nie przejmują się tym, co Kamil myśli sobie w Ramallah o Philipie Rocie. Nawet tu, w Ramallah, zdanie Kamila już się tak nie liczy.
– W Tunisie?
– Zapewniam cię, że Arafat potrafi odróżnić Philipa Rotha od Woody’ego Allena.
To było z pewnością najosobliwsze stwierdzenie, jakie usłyszałem w życiu. Postanowiłem wejść w tę grę. Jeśli George ma na to ochotę, to proszę bardzo. Niczego nie tworzę, wszystko się dzieje. Ja nawet nie istnieję.
– Jakiekolwiek spotkanie z Arafatem – usłyszałem naraz swoje słowa – musi zostać zachowane w całkowitej tajemnicy. Z oczywistych powodów. Jednak chcę się z nim spotkać, obojętnie gdzie i kiedy, w Tunisie albo gdzie indziej, choćby i jutro. Można zakomunikować Arafatowi, że korzystając z układów wyrobionych podczas spotkania z Lechem Wałęsą prawdopodobne jest doprowadzenie do sekretnego spotkania w Watykanie, przy udziale papieża, przypuszczalnie już w przyszłym miesiącu. Wałęsa obiecał poprzeć moją sprawę, jak pewnie wiesz. Twierdzi on, że papież uzna diasporyzm nie tylko za sposób rozwiązania konfliktu arabsko-izraelskiego, ale także instrument moralnej rehabilitacji i duchowego odrodzenia się Europy. Ja osobiście nie jestem taki pewien entuzjazmu obecnego papieża. Uważam, iż Ojciec Święty może okazać się propalestyński i zwymyślać Żydów za przywłaszczenie ziem, do których nie mają praw. To duże ryzyko optować za planem zaproszenia ponad miliona Żydów do osiedlenia się w sercu zachodniego chrześcijaństwa. O tak, to byłoby osiągnięcie, gdyby udało się pozyskać papieża, który może otwarcie oświadczyć Żydom, żeby powrócili z wygnania w Izraelu i poprzeć to całym swoim autorytetem. Mógłby wezwać Europę do wyrażenia skruchy za współudział w eksterminacji i wysiedleniu Żydów, za tysiąc lat antysemityzmu i zasugerować, by uczyniono miejsce dla żywej, żydowskiej społeczności, która zyskałaby nowe możliwości rozwoju. Na progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa miałby okazję skłonić wszystkie europejskie parlamenty do zagwarantowania wysiedlonym praw do ponownego zamieszkania kontynentu i zapewnienia im swobód i przywilejów. To wspaniała perspektywa. Mam jednak poważne wątpliwości co do szans jej realizacji. Polski papież może okazać się zwolennikiem Europy w powojennym kształcie. Ale Arafat to co innego. Arafat…
I ciągnąłem wywód w podobnym tonie. Uzurpowałem sobie pomysły kogoś, kto uzurpował sobie prawa do mnie. Czułem się bardzo swobodny, wyzwolony z pęt wszelkich wahań, przekonany o słuszności sprawy, orędownikiem której się okazałem… Poczułem się niczym wybawca, zbawiciel, ktoś w rodzaju żydowskiego mesjasza.
A więc tak to jest, myślałem. To właśnie takie uczucie. Po prostu ubiera się w słowa natchnienie.
Nie, nie przerywałem na zbyt długo. Mówiłem i mówiłem, owładnięty uniesieniem, którego nie próbowałem nawet zdusić, ostentacyjnie wyswobodzony od niepewności, bez zawracania sobie głowy wyrzutami sumienia. Opowiadałem im o światowym kongresie diasporystów, mającym odbyć się w grudniu w Bazylei, paradoksalnie w mieście pierwszego kongresu syjonistów przed dziewięćdziesięciu laty. Na tamten syjonistyczny kongres przybyło tylko kilkuset delegatów – ja miałem ambicje ściągnąć przynajmniej dwa razy tyle Żydów z każdego europejskiego kraju, gdzie izraelscy Aszkenazyjczycy wkrótce zamieszkają na nowo, niwecząc ostatecznie zbrodnicze zamysły Hitlera. Dodałem, że Wałęsa już zgodził się wystąpić jako mówca lub też wyśle w zastępstwie żonę, jeżeli władze uniemożliwią mu wyjazd z Polski. Nagle zacząłem opowiadać o Ormianach, o których na dobrą sprawę nic nie wiedziałem.
– Czy Ormianie cierpieli, ponieważ byli w diasporze? Nie, byli u siebie. Wkroczyli Turcy i rozpoczęli rzeź.
Następnie usłyszałem siebie wychwalającego największego diasporystę ze wszystkich, ojca nowego ruchu, Irvinga Berlina:
– Ludzie pytają, jak przyszła mi do głowy ta idea. Cóż, zwyczajnie słuchałem radia. Grali akurat „Easter Paradę” i pomyślałem: przecież to geniusz na miarę Mojżesza. Bóg zesłał Mojżesza z dziesięcioma przykazaniami oraz Irvinga Berlina z „Easter Paradę” i „White Christmas”. Wielkanoc i Boże Narodzenie: dwa święta przypominające o boskości Chrystusa… Chrystusa, któremu przecież Żydzi tejże boskości odmawiają. I co robi Irving Berlin? Dechrystianizuje oba te święta! Z Wielkiej Nocy czyni uliczny popis, a z Bożego Narodzenia święto śniegu. Zapomnijmy o przerażającym męczeństwie Chrystusa, odłóżmy krucyfiks i przywdziejmy kolorowe czapeczki! Zamienił ich religię w wesołą zabawę. Ale w jaki sympatyczny sposób! W jak bardzo sympatyczny sposób! Goje nawet nie zdali sobie sprawy, co zaszło. I uwielbiają to. Każdy uwielbia. Zwłaszcza Żydzi, Żydzi nienawidzą Jezusa. Ludzie zawsze mówili mi, że Jezus był Żydem. Nigdy w to nie uwierzyłem. To tak, jaktty ktoś rzekł, że Cary Grant to Żyd. Bzdura.
Читать дальше