Himmler zaczął niebawem wtrącać się w sprawy wewnętrzne USA, wywierając naciski na prezydenta Lindbergha – obecnego w notatkach szefa gestapo pod szyderczym przydomkiem „naszego amerykańskiego Gauleitera” – by go zmusić do wszczęcia represji przeciwko czterem i pół miliona amerykańskich Żydów, i właśnie w tej kwestii, jeśli wierzyć pani Lindbergh, prezydent stawił – zrazu tylko bierny – opór. Zaczął od powołania Organizacji Asymilacji Amerykańskiej, która w jego opinii była niegroźna i nie robiła Żydom większej szkody, zachowując zarazem pozory – choćby pod postacią ruchu Zwykli Ludzie i akcji Osadnictwo 42 – wypełniania dyrektywy Himmlera, nakazującej „rozpoczęcie w Ameryce systematycznego procesu marginalizacji, który w przewidywalnej przyszłości doprowadzi do konfiskaty całego żydowskiego mienia oraz do całkowitego zniknięcia populacji żydowskiej, wraz z wszystkimi jej przyległościami”.
Heinrich Himmler, oczywiście, nie dał się zwieść takim sztuczkom, nie próbował też kryć rozczarowania, gdy Lindbergh – za pośrednictwem von Ribbentropa, którego Himmler posłał do Waszyngtonu, by pod pozorem oficjalnej wizyty państwowej dopomógł prezydentowi w ustalaniu surowszych sankcji antyżydowskich – ośmielił się tłumaczyć jemu, głównemu nadzorcy hitlerowskich obozów koncentracyjnych, że gwarancje zawarte w Konstytucji Stanów Zjednoczonych, w połączeniu z odwieczną tradycją amerykańskiej demokracji, uniemożliwiają ostateczne rozwiązanie kwestii żydowskiej w USA z taką sprawnością i skutecznością, z jaką proces ten dokonuje się na kontynencie, gdzie tysiącletnia historia antysemityzmu jest głęboko zakorzeniona w umysłach zwykłych ludzi, a naziści sprawują rządy absolutne. Podczas uroczystego bankietu na cześć Ribbentropa gość honorowy wziął prezydenta na stronę, by wręczyć mu kablogram, rozszyfrowany chwilę wcześniej w ambasadzie niemieckiej, a zawierający jednoznaczną odpowiedź Himmlera: „Proszę pomyśleć o dziecku, zanim znów zacznie Pan prawić swoje banialuki. Proszę pomyśleć o dzielnym małym Charlesie, wyróżniającym się kadecie niemieckim, który już w wieku lat dwunastu zna lepiej niż jego słynny ojciec wartość, jaką nasz Führer przypisuje gwarancjom konstytucyjnym i demokratycznym tradycjom, zwłaszcza gdy idzie o prawa pasożytów”.
Himmlerowska krytyka „Samotnego Orła o zajęczym sercu” (jak nazwał Himmler Lindbergha w swoich prywatnych notatkach) stanowiła początek końca reputacji prezydenta jako użytecznego pupila Trzeciej Rzeszy. Pokonując Roosevelta i antynazistowski front jego partii, Lindbergh dał armii niemieckiej dodatkowy czas na pokonanie niespodziewanego oporu Związku Radzieckiego, bez ryzyka jednoczesnej konfrontacji z przemysłową i militarną potęgą Stanów Zjednoczonych. Co ważniejsze, prezydentura Lindbergha wzmocniła niemieckie zaplecze przemysłowe i naukowe – trwały już tajne prace nad bombą o niezwykłej sile rażenia będącej skutkiem rozszczepienia atomu oraz nad silnikiem rakietowym pozwalającym na transport tej bomby przez Atlantyk – przedłużając o dwa lata okres niemieckich przygotowań do apokaliptycznej walki ze Stanami Zjednoczonymi, której wynik, wedle wizji Hitlera, miał przesądzić o losach zachodniej cywilizacji i postępie ludzkości na następne tysiąclecie. Gdyby Himmler odkrył w Lindberghu nawiedzonego żydożercę, jakiego oczekiwało najwyższe dowództwo niemieckie po raportach wywiadu, a nie, jak go pogardliwie określił, „salonowego antysemitę”, być może pozwolono by prezydentowi dokończyć kadencję, a nawet pełnić funkcję przez kolejne cztery lata, do czasu przejścia na emeryturę i przekazania władzy Henry’emu Fordowi, którego Hitler, nie bacząc na jego podeszły wiek, wyznaczył już na następcę Lindbergha. Gdyby Himmler mógł polegać na amerykańskim prezydencie o nieposzlakowanej w kraju opinii jako realizatorze ostatecznego rozwiązania amerykańskiej kwestii żydowskiej, niewątpliwie z chęcią uniknąłby angażowania niemieckich środków i personelu do wypełnienia północnoamerykańskiej misji, a samolot Lindbergha nie musiałby zniknąć z nieba, co Berlin uznał za konieczne w środę, 7 października 1942 – nie doszłoby też nazajutrz wieczorem do objęcia funkcji urzędującego prezydenta przez Wheelera, który, ku zaskoczeniu i uciesze ludzi uważających go dotąd za zwykłego bufona, okazał się autentycznym przywódcą i w ciągu paru dni spontanicznie wcielił w życie te właśnie metody, które von Ribbentrop proponował Lindberghowi i z których amerykański bohater nie skorzystał, ulegając, jak przypuszczał Himmler, infantylnym moralnym obiekcjom swojej żony.
W niespełna godzinę po zniknięciu Lindbergha ambasada niemiecka poinformowała Pierwszą Damę, iż od tej chwili na niej jednej spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo syna, jeśli więc nie opuści Białego Domu i nie wycofa się w milczeniu z życia publicznego, Charles junior zostanie relegowany z akademii wojskowej i wysłany na front rosyjski, gdzie weźmie udział w listopadowej ofensywie na Stalingrad i jako najmłodszy piechur Trzeciej Rzeszy pełnić będzie służbę wojskową, dopóki nie polegnie bohatersko na polu walki, ku chwale narodu niemieckiego.
Taką to historię przekazała w skrócie mojej matce ciotka Evelyn, gdy zjawiła się u nas w parę godzin po wyprowadzeniu zakutego w kajdanki rabina Bengelsdorfa z waszyngtońskiego hotelu przez agentów FBI. Pełniejszą wersję zdarzeń przeczytać można w Moim życiu za Lindbergha - pięćsetpięćdziesięciostronicowej apologii w formie osobistego dziennika, opublikowanej tuż po wojnie przez rabina Bengelsdorfa i natychmiast zdyskredytowanej przez rzecznika prasowego rodziny Lindberghów jako „stek obrzydliwych kalumnii, niepopartych faktami, motywowanych żądzą zemsty i chciwością, podszytych megalomanią i wyssanych z palca dla taniego rozgłosu, których pani Lindbergh nie zaszczyci dalszym komentarzem”. Moja matka po wysłuchaniu tej historii doszła do wniosku, że wskutek szoku, jakim było aresztowanie na jej oczach rabina Bengelsdorfa, jej siostra chwilowo postradała zmysły.
Następnym dniem po niespodziewanej wizycie ciotki Evelyn był piątek, szesnasty października czterdziestego drugiego roku. Pani Lindbergh, przed powrotem do Białego Domu, wygłosiła przez radio odezwę z tajnej stacji nadawczej w Waszyngtonie i jako „małżonka trzydziestego trzeciego prezydenta Stanów Zjednoczonych” ogłosiła „koniec krzywdzącej uzurpacji”. Czy odwaga Pierwszej Damy okazała się zgubna w skutkach dla jej porwanego syna, czy Charles junior w ogóle przeżył wiek niemowlęcy, by doświadczyć straszliwego losu obiecanego mu przez Himmlera, a wcześniej spędzić dzieciństwo jako uprzywilejowany podopieczny i cenny zakładnik państwa niemieckiego, czy Himmler, Göring i Hitler mieli cokolwiek wspólnego z karierą polityczną Lindbergha jako propagatora ruchu Najpierw Ameryka, czy istotnie wpływali na kształt polityki amerykańskiej podczas dwudziestodwumiesięcznej kadencji Lindbergha i czy ukartowali jego tajemnicze zniknięcie – wszystkie te pytania pozostają przedmiotem sporów od przeszło półwiecza, sporów znacznie dziś mniej zajadłych i powszechnych niż w roku tysiąc dziewięćset czterdziestym szóstym, kiedy to przez trzydzieści parę tygodni (mimo uporczywie cytowanej opinii Westbrooka Peglera, luminarza antyrooseveltowskiego prawicowego dziennikarstwa, który nazwał tę książkę „poronionym pamiętnikiem klasycznego mitomana”) Moje życie za Lindbergha utrzymywało się na szczycie amerykańskiej listy bestsellerów, obok dwóch biografii FDR, który zmarł rok wcześniej na urzędzie prezydenta, zaledwie parę tygodni przed bezwarunkową kapitulacją faszystowskich Niemiec, która położyła kres drugiej wojnie światowej w Europie.
Читать дальше