Niepewny, co począć, schowałem się z początku za autami po drugiej stronie ulicy, razem z resztą dzieciaków. Wszystkie miały równie jak ja mętne pojęcie o strasznej tragedii, która dotknęła Wishnowów, ale z ich szeptów ułożyłem sobie w całość obraz śmierci pana Wishnowa i znalezienia jego zwłok, a także dowiedziałem się, że Seldon z matką są teraz w mieszkaniu, z policjantami i sanitariuszami. I z trupem. Właśnie na tego trupa czekały wszystkie dzieciaki – bardzo chciały go zobaczyć. Wolałem przyczaić się z nimi, niż wpakować się na tylnych schodach na ekipę wynoszącą ciało pana Wishnowa. Nie miałem też najmniejszej ochoty siedzieć w domu sam aż do powrotu matki, ojca lub Sandy’ego. Co do Alvina, nie chciałem go więcej widzieć ani wysłuchiwać czyichkolwiek pytań na jego temat.
Kobietą, która ukazała się w drzwiach razem z sanitariuszami, była nie pani Wishnow, lecz moja matka. Nie rozumiałem, czemu jest o tej porze w domu zamiast w pracy – aż nagle przyszło mi do głowy, że martwy ojciec, którego wynoszą, to mój ojciec. No tak, oczywiście – to mój ojciec popełnił samobójstwo! Nie mógł już znieść Lindbergha ani tego, co Lindbergh pozwala nazistom robić z Żydami w Rosji, ani krzywdy, którą Lindbergh wyrządził tu, na miejscu, naszej rodzinie, i dlatego powiesił się – w naszej szafie.
Nie opadły mnie w tym momencie setki wspomnień o ojcu – tylko jedno, raczej błahe i niegodne pamiętania. Ostatnim wspomnieniem Alvina o jego ojcu był incydent z przytrzaśnięciem palca drzwiami samochodu – moim wspomnieniem była scena powitania ojca z kaleką-kadłubkiem, który żebrał codziennie pod gmachem jego biura. „Jak się masz, Roberciku?” – pytał ojciec, a kadłubek odpowiadał: „Jak się masz, Herman?”.
W tym momencie przecisnąłem się między gęsto zaparkowanymi autami i w paru susach przesadziłem ulicę.
Na widok prześcieradła okrywającego ciało ojca wraz z twarzą, tak, że nie mógł oddychać, zaniosłem się rozpaczliwym szlochem.
– Cicho, cicho, kochanie – uspokajała mnie matka. – Nie ma się czego bać. – Objęła mnie, przytuliła mocno do siebie i powtórzyła: – Nie ma się czego bać. On chorował, bardzo cierpiał i umarł. Teraz już nie cierpi.
– Był w szafie – chlipnąłem.
– Nieprawda. Leżał w łóżku. Umarł w łóżku. Był bardzo, bardzo chory. Wiedziałeś o tym. Dlatego bez przerwy kaszlał.
Tymczasem otwarto tylne drzwi ambulansu, żeby wstawić nosze. Sanitariusze wmanewrowali je ostrożnie do środka i zatrzasnęli drzwi. Matka stała przy mnie, trzymała mnie za rękę i była zdumiewająco opanowana. Dopiero kiedy spróbowałem jej się wyrwać i pobiec za karetką, krzycząc: „On nie może oddychać!”, zrozumiała nareszcie, co mnie przeraziło.
– To pan Wishnow. To pan Wishnow nie żyje. – Potrząsała mną lekko, żebym oprzytomniał. – Tata Seldona, kochanie. Umarł dziś po południu, bo był chory.
Nie byłem pewien, czy mnie okłamuje, żebym nie wpadł w jeszcze gorszą histerię, czy komunikuje mi cudowną prawdę.
– Seldon znalazł go w szafie?
– Nie. Już ci mówiłam, że nie. Seldon znalazł tatę w łóżku. Jego mamy nie było w domu, więc zadzwonił na policję. A ja przyszłam, bo pani Wishnow zatelefonowała do mnie do sklepu z prośbą o pomoc. Ki ›zumiesz teraz? Tatuś jest w pracy. W swoim biurze. Co też ci przyszło do głowy, biedaku? Tatuś niedługo wróci do domu na kolację. Sandy też. Nie ma się czego bać. Wszyscy będą w domu, wszyscy wrócą do domu, zjemy razem kolację i wszystko będzie dobrze.
Niestety, nic nie było „dobrze”. Agent FBI, który wypytywał mnie i Alvina na Chancellor Avenue, odwiedził wcześniej dom towarowy Hahne’a i przesłuchał moją matkę, potem udał się do siedziby Metropolitan i przesłuchał ojca, a kiedy Sandy wracał z biura ciotki Evelyn, wsiadł za nim do autobusu, zajął miejsce obok i przeprowadził kolejne przesłuchanie. Alvin nie przyszedł na kolację, więc nic o tym nie wiedział – gdy siadaliśmy do stołu, zadzwonił i powiedział matce, żeby nie zostawiała mu jedzenia. Zdaje się, że ilekroć wygrał w pokera lub w crapsa, zapraszał Shushy’ego do Hickory Grill w centrum na stek z rusztu. „Ten bandycki wspólnik Alvina” – powiedział o Shushym mój ojciec. A samego Alvina nazwał tego wieczoru niewdzięcznym, bezczelnym, niedouczonym i niepoprawnym głupkiem.
– Rozgoryczonym – dodała matka. – Ciężko rozgoryczonym z powodu swojej nogi.
– Mam po dziurki w nosie słuchania o jego nodze! – zirytował się ojciec. – Polazł na wojnę. Kto go tam posyłał? Nie ja. Nie ty. Nie Abe Steinheim. Abe Steinheim chciał go posłać do college’u. Poszedł na wojnę z własnej woli, i niech się cieszy, że go tam nie ukatrupili. Ma szczęście, że skończyło się na nodze. Tyle ci powiem, Bess. Dość się naużerałem z tym chłopakiem. FBI przesłuchuje moje dzieci? Jakby mało było tego, że nękają ciebie i mnie – i to w pracy, na oczach szefa! Nie! To się musi skończyć, i to natychmiast. Mamy dom. Jesteśmy rodziną. A on woli kolację w mieście z Shushym? Niech się przeprowadzi do tego Shushy’ego.
– Gdyby tylko chciał pójść do szkoły – westchnęła matka. – Albo do jakiejś pracy.
– On już ma pracę – odparował ojciec. – Obiboka.
Po jedzeniu matka przygotowała porcje dla Seldona i pani Wishnow. Ojciec pomógł jej znieść talerze na dół, a my z Sandym zostaliśmy w kuchni, żeby pozmywać. Zabraliśmy się do dzieła jak co wieczór, z tą różnicą, że ja nie mogłem przestać gadać. Opowiedziałem Sandy’emu o grze w kości. Opowiedziałem mu o agencie FBI. Opowiedziałem o panu Wishnowie. „On nie umarł w łóżku” – zdradziłem bratu. „Mama nie mówi nam prawdy. On popełnił samobójstwo, tylko mama nie chce, żebyśmy wiedzieli. Seldon znalazł go w szafie, jak wrócił ze szkoły. Powiesił się. Dlatego przyjechała policja”.
– Miał zmieniony kolor twarzy? – zainteresował się Sandy.
– Nie wiem, widziałem go pod prześcieradłem. Może i miał, nie wiem. Nie chcę wiedzieć. To było okropne, jak go nieśli na noszach i kulał się z boku na bok.
Tego, że z początku myślałem, że to nasz ojciec, nie powiedziałem głośno, z obawy, by nie okazało się prawdą. Fakt, że mój ojciec był żywy, a nawet wyjątkowo ożywiony – wściekał się na Alvina, grożąc wyrzuceniem go z domu – nie miał najmniejszego wpływu na moje myślenie.
– Skąd wiesz, że był w szafie? – spytał Sandy.
– Dzieciaki tak mówiły.
– A ty im wierzysz? – Z powodu rosnącej sławy Sandy nabrał niesamowitej pewności siebie: o mnie i moich kolegach wyrażał się ostatnio z wielkopańską arogancją.
– No a dlaczego przyjeżdżałaby policja? Bo normalnie umarł? Przecież stale ktoś umiera – argumentowałem, jednocześnie usiłując w to nie wierzyć. – On się zabił. Nie miał wyjścia.
– A czy to jest przekroczenie prawa, że ktoś się zabija? – spytał mój brat. – Co niby mogli mu zrobić, wsadzić do więzienia za samobójstwo?
Nie umiałem na to odpowiedzieć. Nie wiedziałem już, co jest zgodne z prawem, a co nie. Nie byłem nawet pewien, czy mój ojciec – który właśnie zszedł z matką piętro niżej – jest naprawdę żywy, czy może tylko udaje żywego, a tak naprawdę wywieźli go pod prześcieradłem karetką pogotowia. Nie wiedziałem, dlaczego Alvin zrobił się zły, a nie dobry. Nie wiedziałem, czy ten agent FBI lin Chancellor Avenue mi się nie przyśnił. Wyglądało to na sen, a Ba razem nie mogło być snem, skoro przesłuchiwał i resztę naszej rodziny. Chyba że to wszystko był sen. Zrobiło mi się słabo i myślałem, że zemdleję. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby ktoś zemdlał, najwyżej w kinie, a mnie samemu jeszcze się to nie zdarzyło. Jeszcze nigdy nie podglądałem własnego domu z kryjówki po drugiej stronie ulicy, życząc sobie w duchu, żeby to był cudzy dom. Jeszcze nigdy nie miałem w kieszeni dwudziestu dolarów. Jeszcze nigdy nie znałem nikogo, kto znalazł rodzonego ojca powieszonego w szafie. Jeszcze nigdy nie musiałem dorastać w takim tempie.
Читать дальше