Jana Frey - Chłód Od Raju
Здесь есть возможность читать онлайн «Jana Frey - Chłód Od Raju» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Chłód Od Raju
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:5 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 100
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Chłód Od Raju: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Chłód Od Raju»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Chłód Od Raju — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Chłód Od Raju», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Nie! – odparłam szybko.
– No to chodźmy na górę – dodała, wciskając mi do ręki dwie torby z zakupami. – Pomóż mi.
po południu poszłyśmy razem na służbę głosicielską, na ulicę – Niosłam torbę z czasopismami, próbując nie myśleć o zeszłej nocy.
– Tutaj się zatrzymamy – powiedziała w końcu, przytaknęłam.
Postawiwszy torbę na chodniku, oparłam ją o ścianę budynku i ostrożnie wyciągnęłam z niej egzemplarz „Strażnicy”. Babcia zajęła się inną publikacją, na której okładce wielkimi literami napisane było „Przebudźcie się!”
W milczeniu ustawiłyśmy się, prezentując oba pisma, wiedziałam, że babcia rozmawia wtedy z Jehową, i że nie wolno jej przeszkadzać.
Z czasem zaczęły boleć mnie ramiona i po raz pierwszy byłam trochę zniecierpliwiona tym zajęciem. Naraz zaczęło mnie drażnić to milczące, niezwracające niczyjej uwagi stanie na krawężniku. Jednak dokładnie w tej samej chwili usłyszałam:
– Mamusiu, co robi ta dziewczynka? – zapytał zaciekawiony mały chłopiec, który przechodził obok mnie.
– To są świadkowie Jehowy – wyjaśniła mu ściszonym głosem matka, spoglądając na mnie pobłażliwie. – To są dziwni ludzie, ci…
Więcej nie zrozumiałam, ponieważ poszli dalej, podobnie jak większość ludzi, którzy nawet jeśli zamieniali z nami kilka słów, to nie zatrzymywali się na dłużej.
„Dziwni ludzie”, brzmiało mi w uszach jak echo, tak że aż nerwowo zaczęłam przebierać nogami. Nagle od stóp do głów wszystko zaczęło mnie swędzieć. Nie chciałam być dziwna. Chciałam być normalna, jak cała reszta. Bojaźliwie spojrzałam na niebo. Czy Jehowa rzeczywiście zawsze może wejrzeć w moje myśli?
Sporo chmur o nieregularnych kształtach nadciągnęło na szare niebo, nakrapiane skrzydlatymi stworzeniami, z dołu wyglądającymi prawie jak liście unoszone w powietrzu przez wiatr. Rozmarzona, patrzyłam na swawolne ptaki.
Nieomalże w tej samej chwili spostrzegłam, że znowu stajam się tematem prowadzonej szeptem rozmowy. Opuszczając głowę, rozpoznałam przerażona, że przede mną stała Marie.
Marie razem z bardzo szczupłym i wyjątkowo wysokim młodzieńcem, który przyglądał mi się z nie mniejszym zaciekawieniem niż chłopiec parę minut wcześniej.
– Cześć Hannah – odezwała się Marie.
Gapiłam się na nią w milczeniu. Strasznie przeżywałam to, że zauważyła mnie akurat na ulicznej służbie głosicielskiej. Poza tym bałam się, że się przypadkiem wygada o mojej dzisiejszej ucieczce ze szkoły albo zacznie rozmawiać o naszym przedstawieniu teatralnym.
Milcząc, wlepiłam w nią wzrok, ręce mi drżały, a oba pisemka, mocno trzymane przeze mnie przy piersi, cicho szeleściły.
– Daj mi po jednym z tych… zeszytów – odezwała się w końcu.
– Chcesz ode mnie dostać „Strażnicę?” – zapytałam zmieszana.
– Tak – odpowiedziała.
Zwlekając, wyciągnęłam zeszyt, ale ręka trzęsła mi się tak mocno, że upuściłam go na ziemię.
– Przepraszam – wycedziłam przez zęby.
– Nic się przecież nie stało – odezwał się chłopak stojący obok Marie, podnosząc z chodnika zeszyt i wycierając do sucha o swoje czarne spodnie.
– Chcesz inny egzemplarz? – zapytałam szybko.
Marie pokręciła głową i uśmiechnęła się do mnie. I wtedy przypomniało mi się nagle, jak to było, kiedy chciała zostać moją przyjaciółką. Myślałam o dniu, w którym przyszła do naszej klasy i usiadła koło mnie i o tajemniczym tamponie, który mi dała, kiedy niespodziewanie dostałam okres, a także o zabawnym ołówku, podarowanym mi przez nią na moje czternaste urodziny, który oddałam jej z powrotem.
Myślałam o swoim strachu przed diabłem.
Czy Marie naprawdę była narzędziem szatana?
Nagle poczułam się strasznie zmęczona, ramiona bolały mnie już od dłuższego czasu, ale spotkanie z Marie i tym ładnym, uśmiechniętym chłopakiem zrobiło resztę.
– Babciu, chcę już iść do domu – poprosiłam cicho. Ale ona milczała i patrzyła oniemiała przed siebie.
Drogi, dobry Jehowo, modliłam się w duchu. Daj mi znak, że mnie kochasz, daj znak, że mnie nie zgładzisz, daj znak, że nie chcesz, abym zagrała w teatrze, daj znak, że naprawdę istniejesz…
Jednakże nic się nie wydarzyło i ze strachu poczułam się tak ciężka, jakbym była z ołowiu. Nieznany chłopak wciąż mi się przyglądał. Odwróciłam nerwowo wzrok, żeby nie musieć dłużej oglądać jego ładnej, łagodnej i myślącej twarzy. Któż to mógł być? Może chłopak Marie? Czy była w nim zakochana?
– Bywaj, Hannah – odezwała się w tej samej chwili Marie, machając do mnie ręką na pożegnanie. – Musimy już iść.
Przytaknęłam bez słowa i patrzyłam za nimi, gdy odchodzili.
Chłopak odwrócił się jeszcze parę razy w moją stronę, zanim zniknął w oddali.
Następnego ranka na dworze znowu było dość chłodno i wietrznie. Była sobota, leżałam w łóżku, jak w ciężkiej chorobie, czując się bardzo staro. Gdzie się podziała cała moja energia? Gdzie moje dobre samopoczucie, moja siła?
– Hannah, co się stało? – zapytała mnie po chwili zniecierpliwiona macocha, wkładając głowę przez uchylone drzwi do pokoju.
– Źle się czuję – wymamrotałam usprawiedliwiająco.
– Nie wstajesz? Po śniadaniu miałyśmy iść na służbę kaznodziejską. Pospiesz się trochę.
Przytaknęłam i powoli zaczęłam wygrzebywać się z łóżka.
– Idziemy na ulicę Beethovena – oznajmiła, kiedy jadłam śniadanie.
Potem wyruszyłyśmy w drogę. Czułam dziwny skurcz żołądka, przy tej ulicy mieszkała Marie.
– Odwiedzamy kogoś konkretnego? – zapytałam ostrożnie. Roswitha przytaknęła.
– Kogo? – próbowałam się dowiedzieć.
– Pewną młodą kobietę – odparła. – Która straciła małe dziecko.
– To straszne – powiedziałam.
– Tak, to dziecko miało raka, guzy nowotworowe na oczach, zmarło w zeszłym tygodniu.
– Skąd znasz tę kobietę?
– Jeszcze wcale jej nie znam. – Siostra Brigitte usłyszała tę historię od pewnej starszej pani, krewnej tej kobiety, która czuje się bardzo samotna. Jej rodzice już chyba nie żyją i zupełnie sama troszczyła się o swoje zmarłe dziecko.
Pokiwałam głową. Niebawem byłyśmy na miejscu. Nerwowo rozglądałam się wzdłuż ulicy, aby się upewnić, że w pobliżu nie stoi gdzieś Marie. Zadzwoniłyśmy do drzwi.
Kobieta, która nam otworzyła, miała tak bladą, wychudzoną, zrozpaczoną i zatroskaną twarz, że niemal zaparło mi dech. Z wrażenia nie umiałam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Roswitha dała mi ukradkiem szturchańca w bok, mającego sprowokować mnie do działania. Wiedziałam, że powinnam teraz, jak zwykle, powiedzieć coś na powitanie i poprosić nieznajomą o krótką rozmowę. Jednakże nie umiałam tego zrobić. Przyszło mi naraz coś dziwnego i haniebnego do głowy, że wykorzystujemy nieszczęście tej bladej kobiety, aby zaprosić ją do zamienienia z nami paru zdań, na co, być może, w ogóle nie miała ochoty.
– Tak, proszę? – odezwała się ta smutna kobieta.
– Dzień dobry – powitała ją Roswitha, zamiast mnie, uśmiechając się do niej. – Przyszłyśmy, żeby porozmawiać z panią o Bogu…
– O, nie – powiedziała, wzbraniając się, a jej zapłakane oczy nabrały dziwnego wyrazu. – Nie chciałabym, nie mogę, nie jestem w tej chwili w nastroju do takich…
– Czasami zdarza się coś strasznego – przerwała jej Roswitha łagodnym głosem. – A pani wygląda, proszę wybaczyć moją szczerość, na bardzo nieszczęśliwą i zrozpaczoną.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Chłód Od Raju»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Chłód Od Raju» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Chłód Od Raju» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.