Z głową na jego piersi zamknęłam oczy, wspominając tamtą rozmowę, Alex jednak zesztywniał i usiadł. Odwróciłam wzrok zawstydzona, że wpędziłam go w zakłopotanie. Pokręciłam głową, w myślach katalogując przyczyny, dla których Alex Rivers nie chce – nie potrzebuje – kogoś tak niedoświadczonego jak ja.
– Jest mnóstwo kobiet – powiedział, starannie dobierając słowa ale ja żadnej nie dopuszczam do siebie. Musisz to zrozumieć. Rzecz w tym, że nie chcę po raz kolejny przeżywać rozczarowania z powodu cudzych wad, a zwłaszcza własnych. Zachowuję się więc tak, jak by to nie było ważne. Cassie, jestem cholernie zmęczony udawaniem.
Kierując się intuicją, nachyliłam się ku niemu i wsunęłam dłoń pod jego koszulę. Mówił mi, czego nie mam prawa oczekiwać, choć ja wiedziałam, że jest na to o wiele za późno. Nie byłam w wielu związkach, ale miałam Connora, wiedziałam więc, od czego to się zaczyna. Zakochujesz się w kimś, bo ma krzywy uśmiech, potrafi cię rozbawić albo – jak w tym wypadku – sprawia, że wierzysz, iż tylko ty możesz go uratować. Kiedy w końcu nastąpi zbliżenie, dla Alexa to może być przygoda na jedną noc, ale nie dla mnie. Bo wtedy już za wiele mu dam.
Usłyszałam, jak Alex szybko wciąga powietrze, kiedy przytulałam się do niego z dłonią opartą na jego piersi. Uśmiechnęłam się do niego, w rękach trzymając jego serce.
Niedziela była dniem wolnym dla obsady i ekipy, aczkolwiek w Tanzanii niewiele pozostawało do roboty w czasie wolnym. Siedziałam w cieniu na huśtawce; Alex podszedł i objął mnie w pasie, jakby to była najnaturalniejsza rzecz na świecie.
I rzeczywiście tak zaczynałam to odbierać. Całkiem zapomniałam o uniwersyteckim stanowisku wykopaliskowym. Po tamtym wieczorze nad stawem, kiedy Alex określił warunki naszego związku, staliśmy się nierozłączni. Tak często widywano nas razem, że kiedy go nie było, wszyscy pytali mnie, gdzie się podział. Na początku czułam się zakłopotana swobodą, z jaką opierał się o moje ramię, kiedy pokazywałam mu sposób oczyszczania znaleziska, albo w obecności innych mówił, o której mam się z nim spotkać na kolacji. Jego zachowanie przypominało mi wykłady o instynkcie terytorialności u naczelnych: samce pozostawiają wyraźne znaki, by innych poinformować, że ci nie są tutaj mile widziani.
Z drugiej jednak strony, nikt nigdy nie był w stosunku do mnie tak zaborczy, żeby uznawać mnie za swoją własność, nawet chwilowo. No i było to przyjemne. Lubiłam wiedzieć, że rano jestem pierwszą osobą, której Alex szuka. Lubiłam całować go na dobranoc i wiedzieć, że widzi nas człowiek przechodzący holem. Po raz pierwszy w życiu zachowywałam się jak nastolatka.
Alex przyciągnął mnie ku sobie.
– Mam dla ciebie niespodziankę – szepnął mi do ucha. – Jedziemy na safari.
Cofnęłam się i uważnie na niego spojrzałam.
– Co robimy?
– Jedziemy na safari – powtórzył Alex z uśmiechem. – No wiesz, lwy, tygrysy i niedźwiedzie, korkowe kaski i nielegalne polowanie na słonie. Takie rzeczy.
– Polowania na słonie są zabronione – odparłam. – Teraz możesz polować tylko przy użyciu kamery.
Alex wstał i mnie także podniósł na nogi.
– Cóż, ja osobiście mam kamer po uszy. Ograniczę się do oczu.
Poszłam za nim, już wyobrażając sobie rozległe Serengeti, tumany wzbijane przez wolno poruszające się stada. Przed gankiem czekał czarny dżip; drobny tubylec z olśniewająco białym uśmiechem pomógł mi wsiąść.
– Cassie, to jest Juma – powiedział Alex.
Juma przez ponad godzinę wiózł nas do serca Tanzanii, przedzierając się przez zarośla i strumyki, które nigdy nie miały być drogami. Zatrzymał się w cieniu małego zagajnika.
– Czekamy tutaj – oznajmił, po czym wyjął z dżipa niebieski kraciasty koc i rozłożył dla nas na trawie.
Na styku z horyzontem równina nabierała fioletowego odcienia, niebo nad naszymi głowami miało barwę błękitu, dla którego wymyślono to słowo. Wyciągnęłam się na plecach, Alex położył się na boku i podparł na łokciu, dzięki czemu mógł na mnie patrzeć. To była następna rzecz, do której musiałam się w jego obecności przyzwyczaić: skupionej uwagi. Patrzył na mnie tak, jakby rejestrował każde poruszenie, każdą subtelną zmianę wyrazu. Kiedy raz mu wyznałam, że źle się z tym czuję, wzruszył ramionami.
– Możesz z całą szczerością powiedzieć, że nie zauważasz, jak wyglądam? – zapytał, a ja w odpowiedzi oczywiście wybuchnęłam śmiechem. – No cóż, ja też nie mogę się powstrzymać od zauważania ciebie.
Jego oczy rozpoczęły wędrówkę od mojego czoła, zsunęły się po nosie na policzki, stamtąd na szyję i ramiona. Czułam ciepło, jakby rzeczywiście mnie dotknął.
– Tęsknisz czasami za Maine? – zapytał.
Zamrugałam.
– Właściwie nie. Na uniwersytet przyjechałam, kiedy miałam siedemnaście lat. – Urwałam, zastanawiając się, ile dotąd przed nim ukryłam. Mimo iż Alex powiedział mi prawdę o swojej rodzinie, ja jeszcze nie zwierzyłam mu się ze swych tajemnic. W ostatnich tygodniach sto razy myślałam, żeby mu powiedzieć, ale powstrzymywały mnie dwie rzeczy. Po pierwsze, moment nigdy nie był odpowiedni. Po drugie, wciąż się obawiałam, że go tym spłoszę.
Słońce sączyło się przez drobne listowie drzewa, pod którym leżeliśmy, rzucając na nogi Alexa koronkowe cienie. Jeśli wszystko mu powiem, a on ucieknie, trudno; od samego początku przekonywałam siebie, że ten romans nie może zmienić się w poważny związek. No bo co Alex zamierza zrobić, kiedy skończy zdjęcia? Wrócić do Los Angeles z kimś takim jak ja uwieszonym na ramieniu i powiedzieć swoim oszałamiającym przyjaciołom, że jestem kobietą z jego marzeń?
– Alex… – zaczęłam niepewnie. – Pamiętasz, jak ci mówiłam, że moi rodzice byli właścicielami piekarni?
W gruncie rzeczy tylko tyle mu powiedziałam, kiedy wypytywał o moją przeszłość. To była jedyna bezpieczna rzecz, jaką mogłam powiedzieć. Alex przytaknął, unosząc twarz do słońca.
– Pomagałaś robić bezy.
Przełknęłam ślinę.
– Pomagałam też zbierać moją matkę z podłogi, kiedy leżała nieprzytomna. – Nie odrywałam wzroku od twarzy Alexa, żeby móc dokładnie stwierdzić, kiedy moje słowa do niego dotrą. – Była pijaczką. Południową pięknością do samego końca, ale pijaczką.
Patrzył na mnie, nie potrafiłam jednak odczytać jego reakcji.
– A twój ojciec?
Wzruszyłam ramionami.
– Mówił, żebym się nią zaopiekowała.
Bardzo wolno wyciągnął dłoń i położył mi na policzku; jego skóra była gorętsza od mojego wstydu.
– Dlaczego mi o tym mówisz? – zapytał.
– A dlaczego ty mi powiedziałeś? – szepnęłam.
Alex objął mnie i przytulił tak mocno, że nie byłam w stanie odróżnić bicia jego serca od swojego.
– Ponieważ jesteśmy do siebie podobni – odparł. – Zostałaś stworzona, żeby opiekować się mną, a ja będę opiekował się tobą.
Wzdrygnęłam się na tę myśl, zaraz jednak z radością przyjęłam ofiarowane mi ukojenie. Miło było oddać komuś innemu kontrolę, choćby tylko na chwilę. Miło było zostać tą, którą ktoś się opiekuje, zamiast ciągle opiekować się wszystkimi wokół.
Oboje usiedliśmy na odgłos grzmotu, ale na niebie nie było ani jednej chmury; nagle pojawił się przy nas Jurna z lornetką w dłoni.
– Tam. – Wskazał miejsce na horyzoncie, gdzie szary tuman zmieniał się w istoty z krwi i kości.
Słonie kroczyły ciężko, z rozmysłem. Ich skóra wydawała się starsza od pergaminu, znużone oczy mruganiem chroniły się przed kurzem. Od czasu do czasu któreś ze zwierząt podnosiło trąbę i wydawało wysoki, dwustopniowy dźwięk.
Читать дальше