Policjant, w gruncie rzeczy chłopiec, zatrzymuje się kilka kroków od nich.
– Pani White – mówi zadyszany – chce pani, żebym go aresztował za wtargnięcie na teren prywatny?
– Nie – odpowiada Mariah; na początku głos jej się załamuje, dopiero po chwili brzmi czysto. – Prosiłam pana Fletchera, żeby opuścił moją posiadłość, ponieważ moja córka i ja nie życzymy sobie, żeby nas nachodzono.
Policjant łapie Iana za rękę.
– Słyszał pan?
Ian wpatruje się w Mariah płonącym spojrzeniem.
– To jeszcze nie koniec – mówi; słowa przeznaczone do kamery dla Mariah znaczą zupełnie co innego. – W żadnym razie nie koniec. – Ukrytym kciukiem gładzi miękką skórę jej przedramienia. Mariah drży, co później w niezliczonych relacjach telewizyjnych zinterpretowane zostanie jako objaw świętego oburzenia.
Telefon budzi mnie z głębokiego snu. Szepczę imię Iana.
– Jasne, że to ja – mówi zirytowany. – Ilu mężczyzn dzwoni do ciebie w środku nocy?
Obejmuję się ramionami.
– Setki – mówię z uśmiechem. – Tysiące.
– Naprawdę? Sprawię, że zapomnisz o konkurencji.
– Jakiej konkurencji? – pytam cicho i tylko w połowie jest to żart. Kiedy otacza mnie obecność Iana, nie myślę o niczym innym, ani o dziennikarzach przed domem, ani o Colinie i walce o opiekę nad Faith, ani nawet o Faith. Colina kochałam dlatego, że był dla mnie kotwicą. Za to Ian… cóż, Ian robi dla mnie to, co Kenzie van der Hoven zrobiła dla Faith: daje mi swobodę.
Krew zaczyna mi szybciej krążyć w żyłach, budząc niepokój.
– Jestem za stara, żeby tak się czuć.
– A jak się czujesz?
Zamykam oczy.
– Jakbym miała wyskoczyć ze skóry.
Przez chwilę słyszę tylko jego oddech. Kiedy się w końcu odzywa, w jego głosie wyczuwam napięcie.
– Mariah, chodzi o dzisiejsze popołudnie.
– Tak. Co to było?
– Mój producent oczekuje, że coś się stanie. Chce mieć wrażenie, że ta historia wciąż mnie interesuje.
– A interesuje? – pytam zimno.
– Jestem z tobą – odpowiada Ian. – Wiedziałem też, że jeśli przeskoczę policyjną linię, będę mógł cię dotknąć.
Odwracam się na bok w nadziei, że zobaczę światła karawanu. Krzyczę cicho, kiedy zaczynam spadać z łóżka i upuszczam telefon.
– Przepraszam – wyjaśniam po chwili. – Straciłam z tobą kontakt.
– Nigdy – mówi Ian, a ja, zapominając o instynkcie samozachowawczym, wierzę mu.
Milczałem od długiego czasu,
w spokoju wstrzymywałem siebie,
teraz jakby rodząca zakrzyknę,
dyszeć będę z gniewu, zbraknie mi tchu.
Księga Izajasza, 42,14
8 listopada 1999
Jessica White przesuwa jasnozielony wazon o cal na prawo; przy tym ruchu kołyszą się tulipany barwy lawendy. Koło niej Colin White opiera się wygodnie o fioletowe poduszki, z których każda następna jest o odcień ciemniejsza od poprzedniej. Wpadłam do katalogu, myśli Kenzie, i nie potrafię się z niego wydostać.
– Pani van der Hoven, jeszcze wody? – pyta Jessica.
– Nie, dziękuję. I jestem Kenzie. – Uśmiecha się do obojga. – Słyszałam, że spodziewacie się dziecka?
Jessica kładzie dłoń na brzuchu.
– Tak, w maju.
– Mamy nadzieję, że starsza siostrzyczka będzie z nami w czasie tego wielkiego wydarzenia – dodaje Colin.
Kenzie dokładnie wie, co Colin próbuje osiągnąć.
– Tak. Panie White, proszę mi powiedzieć, dlaczego nagle zainteresował się pan opieką nad córką.
– Zawsze chciałem, żeby przyznano mi opiekę nad Faith – mówi spokojnie Colin. – Ale na początku musiałem z powrotem stanąć na nogi. Uważałem, że nie należy wyrywać Faith z domu zaraz po wstrząsie, jakim był rozwód.
– A więc miał pan na uwadze jej dobro?
Colin obdarza ją niezwykłym uśmiechem; Kenzie myśli, że to człowiek, który potrafiłby sprzedać piasek na. pustyni, który swoim czarem i konia skłoniłby do oddania podków.
– Właśnie! – Colin pochyla się, w obie dłonie ujmuje dłoń żony. – Proszę posłuchać, sytuacja jest nieprzyjemna i wiem, że nie będę wyglądał na świętego. Nie spodziewałem się, że Mariah tamtego dnia przyjdzie do domu z Faith. Wiem, że to mnie nie usprawiedliwia, ale widzi pani przecież, że to nie był jakiś… przelotny flirt. Kocham Jessicę, ożeniłem się z nią. Problemy w związku z Mariah nie miały nic wspólnego z Faith. Jestem jej ojcem, zawsze będę jej ojcem, i chcę jej dać dom, na jaki zasługuje.
Kenzie stuka ołówkiem.
– A co jest złego w domu, jaki ma teraz?
Colin patrzy na nią poruszony.
– Przecież pani tam była! Czy to normalna sytuacja dla małej dziewczynki, że cała armia dziennikarzy chodzi za nią, kiedy otwiera drzwi? Czy to normalne, na litość boską, żeby mała dziewczynka wierzyła, że rozmawia z Bogiem?
– Jak rozumiem, pańska była żona podjęła próbę usunięcia Faith z zasięgu mediów.
– Tak pani powiedziała? – Colin zaciska szczęki. – Ona podjęła próbę oszukania prawa. Zniknęła dzień po tym, jak jej oznajmiłem, że będę się starał o przyznanie mi opieki.
Kenzie siada prosto.
– Wiedziała, że dostanie wezwanie do sądu?
– Powiedziałem jej: „Skontaktuje się z tobą mój adwokat”. I buch, od razu się ukryła.
Kenzie notuje. Od dziecka wychowywano ją w poszanowaniu prawa, dlatego sama myśl o próbie obejścia go budzi w niej podejrzenia.
– Ale Mariah wróciła – zauważa.
– Bo jej adwokatka przemówiła jej do rozumu. Nie rozumie pani, dlaczego chcę, żeby Faith znalazła się z dala od niej? Jeśli w czasie procesu sprawy przybiorą dla niej zły obrót, spakuje się i znowu ucieknie z Faith. Mariah nie będzie walczyła, to nie leży w jej naturze. Prawdę mówiąc, od lat poddawana jest terapii.
– Jest pan zwolennikiem terapii?
– Oczywiście – odpowiada Colin. – Kiedy jest uzasadniona.
– Mimo to pańska była żona mówi, że nie brał pan pod uwagę tej możliwości po jej próbie samobójczej.
Colin zaciska usta.
– Proszę mi wybaczyć, pani van der Hoven, ale nie wydaje się pani obiektywna.
Kenzie patrzy mu prosto w oczy.
– Moim zadaniem jest zaglądanie w każdy kąt.
Przerywa im Jessica, podnosząc się nagle i chrząkając.
– Byłoby miło zjeść kawałek ciasta, prawda?
Oboje odprowadzają ją wzrokiem. Kiedy znika z zasięgu głosu, Colin zaczyna mówić, wyraźnie poruszony:
– Sądzi pani, że oddanie Mariah do Greenhaven było dla mnie łatwe? Boże, była moją żoną, kochałem ją. Ale zachowywała się…Niemal z dnia na dzień stała się osobą, której nie poznawałem. Nie wiedziałem, jak z nią rozmawiać, jak się nią zaopiekować. Więc zrobiłem to, co, moim zdaniem, musiałem zrobić, żeby jej pomóc. A teraz jest tak, jakby cała ta historia znowu się powtarzała. Moja córeczka nie zachowuje się jak moja córeczka. A ja drugi raz nie jestem w stanie tego znieść.
Kenzie już dawno nauczyła się, że czasami najmądrzej jest milczeć. Siada wygodnie i czeka na dalszy ciąg.
– Po urodzeniu się Faith często chodziłem z nią po domu, kiedy grymasiła. Była taka maleńka, wszystko miała na swoim miejscu. Czasami przestawała płakać i patrzyła na mnie tak, jakby dobrze mnie znała. – Colin spuszcza wzrok na kolana. – Kocham ją. Cokolwiek się stanie, jakąkolwiek decyzję podejmie sąd, tego nikt mi nie odbierze. – Kenzie przestała notować. – Czy pani nigdy w życiu nie popełniła błędu, pani van der Hoven? – pyta cicho.
Читать дальше