– Co oni robią w tym Rzymie? Klonują was?
Rampini prostuje się na całą wysokość stu dziewięćdziesięciu siedmiu centymetrów.
– Proszę pani, jestem tu, by porozmawiać z Faith White na prośbę jego ekscelencji biskupa Andrewsa z Manchesteru.
– A jego kto prosił? – odpowiada Millie. – Nie chcę być niegrzeczna, ale wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, by moja córka albo wnuczka zwróciły się do jego wysokości…
– Ekscelencji…
– Nieważne – przerywa Millie. – Proszę posłuchać, mamy tu więcej księży niż na nowojorskiej paradzie w dzień świętego Patryka. Jestem przekonana, że jeden z nich udzieli panu wszystkich niezbędnych informacji. Życzę miłego dnia.
Chce zamknąć drzwi, ale ksiądz jej to uniemożliwia, wstawiając stopę za próg.
– Pani?…
– Epstein.
– Pani Epstein, przeszkadza pani czynnościom podjętym przez Kościół katolicki.
Millie chwilę mu się przygląda.
– A właściwie o co panu chodzi?
Teraz Rampini zaczyna się pocić. Zadaje sobie pytanie, czy nie powinien byt jednak przyjąć propozycji nieznośnego MacReady'ego, który chciał towarzyszyć mu podczas wizyty w domu Faith White. Wtedy perspektywa spędzenia dwudziestu minut na bocznych drogach w towarzystwie tego dziwacznego, liberalnego księdza wydawała się pokutą, na którą żaden sługa boży nie zasługuje. Ale naturalnie nie miał pojęcia o tym smoku strzegącym bramy.
– Dobrze – mówi – dlaczego od razu tego nie załatwimy?
– Słucham?
– Nie lubi mnie pani, pani Epstein. Nie lubi pani księży. Niech mi pani powie dlaczego.
– Widzi pan? Z brzmienia mojego nazwiska wnioskuje pan, że jestem Żydówką, i zakłada, że muszę być uprzedzona.
Rampini zgrzyta zębami.
– Przepraszam. Czy może pani poprosić Faith?
– Nie.
– Co za niespodzianka – mówi Rampini sucho.
Millie splata ręce na piersiach.
– A teraz kłamię, tak? Pewnie zaraz uzna pan, że jestem pokątną lichwiarką, co?
– Nie bardziej niż ja jestem sobowtórem Binga Crosby'ego, który pije za dużo i uwodzi ministrantów – mówi Rampini zirytowany. – Zawsze mógłbym poprosić o współpracę tego policjanta na końcu podjazdu.
– Na szczęście wygraliśmy wojnę o rozdział Kościoła od państwa – odpowiada Millie. – Dzięki wam wszystkim mojej wnuczki nie ma w domu.
Rampini czuje, jak zaczyna mu drgać mięsień w szczęce. Więc to jest ta wskrzeszona z martwych babka? I kogo rozumie przez „was wszystkich”? Kto zmusił dziewczynkę do ucieczki?
Spogląda na zadziorną, pobrużdżoną zmarszczkami twarz pani Epstein i w błysku jej oka dostrzega straszliwy smutek, wywołany tym splotem wydarzeń. Przez ułamek sekundy czuje wyrzuty sumienia.
– Pani Epstein, może gdyby mogła pani udzielić mi pewnych wskazówek, przekazałbym je biskupowi i ustalilibyśmy najlepszy sposób zbadania Faith bez denerwowania jej… czy pani.
Kobieta prycha.
– Myśli pan, że urodziłam się wczoraj?
– Z tego, co słyszałem, nie jest to dalekie od prawdy.
– A gdzie jest ten drugi? Ten sympatyczny ksiądz? – Millie rozgląda się, szukając na dziedzińcu MacReady'ego. – Odgrywacie dobrego i złego glinę?
Teraz Rampiniego boli głowa. Myśli, że ta kobieta świetnie radziłaby sobie po ich stronie w czasach Świętej Inkwizycji.
– Nie jesteśmy partnerami, przysięgam na Boga.
– Tak? – pyta Millie. – Pańskiego czy mojego?
Droga z Bostonu trwała dwie godziny, ale ogrzewanie w wynajętym srebrnym samochodzie wcale mnie nie rozgrzało. We wstecznym lusterku widzę czarnego taurusa, którego wynajął Ian. Zdecydowaliśmy, że pojedziemy osobno, bo w przeciwnym razie jak wytłumaczylibyśmy fakt, że wracamy do domu razem?
– Kłamstwa – mruczę. – Ciągle nowe kłamstwa.
– Mamusiu? – rozlega się zaspany głos Faith.
– Przespałaś się? – Łapię jej wzrok w lusterku i uśmiecham się. – Musimy o czymś porozmawiać. Po powrocie do domu zostawię cię z babcią i pójdę na spotkanie z prawniczką.
Faith prostuje się.
– Czy to znowu ma związek z tatusiem?
– W pewnym sensie. Tatuś chce, żebyś mieszkała z nim, a ja chcę, żebyś mieszkała ze mną. Miły sędzia zdecyduje, gdzie powinnaś być.
– Dlaczego nikogo nie obchodzi, co ja myślę?
– Mnie obchodzi – mówię.
Faith, przyparta do muru, waha się jednak.
– Czy muszę na zawsze wybrać jedno z was?
– Mam nadzieję, że nie, Faith. – Zastanawiam się, jak najlepiej sformułować następne zdanie. – Ponieważ mnóstwo ludzi będzie się nam przyglądało podczas tej rozprawy, może najlepiej zrobisz, jeśli… powiesz Bogu… że przez jakiś czas musisz Jej istnienie zachować w tajemnicy.
– Jak w domku.
Niezupełnie, myślę. Faith poniosła żałosną klęskę, ukrywając swój sekret.
– Bóg mówi, że to niczyj interes.
Ale tu się myli. To jest interes, kwitnący interes dotacji, zbawienia i nawet ateizmu.
– Zrób to dla mnie, Faith – mówię ze znużeniem. – Proszę.
Chwilę milczy. Później czuję, jak jej dłoń wsuwa się w wąską szczelinę pod oparciem na głowę i masuje napięte mięśnie mojego karku.
Ian przyjeżdża pod dom pół godziny przed Mariah, która zatrzymała się w McDonaldzie, by kupić Faith coś do jedzenia. Skręca na ulicę, zdumiony tym, jak bardzo tłum się powiększył.
Wszystkie sieci telewizyjne mają tu swoje samochody, jest grupa z transparentem, a sekta nie oddala swojej doskonałej pozycji przy skrzynce pocztowej. Zostaje jeszcze morze żarliwych twarzy ludzi, którzy przyszli tu, by ich uzdrowiono, położono na nich dłonie, pobłogosławiono.
Bez problemów miesza się w grupkę swoich współpracowników, bo tak tu tłoczno. Jamesa nigdzie nie widać. Asystenci drepczą za nim rządkiem, ale Ian przepędza ich i wchodzi do przyczepy.
– Nie teraz, dajcie mi odetchnąć.
Ale zamiast usiąść, krąży niespokojnie. Czeka, aż poruszenie na dworze dotrze do niego niczym prąd powietrza, po czym wychodzi i z oddali patrzy, jak Faith i Mariah wysiadają z samochodu.
Mariah jest oszołomiona, Ian widzi to wyraźnie. Prowadzi Faith do domu, zasłaniając ją przed widokiem, chociaż nie istnieje sposób na odgrodzenie jej od ryku tłumu, który wyczekiwał przez tydzień na dziewczynkę. Mariah przekazuje córkę Millie, po czym z nieznajomą kobietą – prawniczką? – maszeruje podjazdem i wsiada do jeepa.
Ian przepycha się do przednich szeregów, pomiędzy rojących się ludzi, którzy dotykają błotników i drzwi jeepa, zwalniającego na końcu podjazdu. Policja odsuwa tłum, samochód wolniutko posuwa się do przodu, Ian wpatruje się w okno od strony pasażera, siłą woli zmuszając Mariah, by na niego spojrzała. Robi to, gdy jeep skręca na drogę, Ian uśmiecha się do niej zachęcająco, a ona wygina szyję, odwraca się na siedzeniu i przyciska palce do szyby, jakby chciała go dotknąć.
Księga druga NOWY TESTAMENT
Rozdział dziesiąty
Gdy psuje się i rwie serdeczna więź,
Jej miejsce zawsze zajmie wymuszona
Grzeczność. Zwyczajna, prosta, wierna przyjaźń
Nie zna tych sztuczek.
William Szekspir, „Juliusz Cezar” *
27 października 1999
Mariah stoi obok Joan w gabinecie sędziego i strasznie się boi, że zaraz wykona fałszywy ruch. Jest nieprzyjemnie świadoma swojego ubioru, legginsów i obszernej bluzy, podczas gdy Joan ma na sobie oliwkowy kostium, a Colin i jego adwokat garnitury od Armaniego. Stoi wyprostowana jak struna, jakby postawa mogła się liczyć przy podejmowaniu decyzji o przyznaniu opieki nad Faith.
Читать дальше