Colin odznaczał się nienagannymi manierami, zawsze odsuwał mi krzesło i otwierał przede mną drzwi. Był także najtępszym uczniem, z jakim miałam w życiu do czynienia. Psuł melodię francuszczyzny swoim zaśpiewem z Wirginii i potykał się na najprostszych formach gramatycznych. W żaden sposób mu nie pomagałam, ale to mi nie przeszkadzało.
Wręcz przeciwnie, cieszyłam się, bo oznaczało, że znowu będziemy musieli się spotkać.
– Vouloir – powiedziałam tamtego dnia. – To czasownik nieregularny.
Colin pokręcił głową.
– Nie mogę. Nie łapię tego tak jak ty.
To była jedna z najmilszych rzeczy, jaką ktoś mi powiedział. Chociaż odstawałabym w świecie sportowym czy towarzyskim Colina, ta dziedzina była moim żywiołem.
– Je veux – rzekłam z westchnieniem. – Chcę. – Pokazałam mu to w książce.
Nakrył dłonią moją dłoń i znieruchomiałam. Bojąc się spojrzeć mu w oczy, utkwiłam wzrok w podręczniku, jakby to był niezwykle fascynujący widok. Nie potrafiłam jednak nie czuć ciepła jego ciała, gdy się do mnie przysunął, nie słyszeć szelestu dżinsów, gdy uwięził mnie przy sobie, prostując nogi. A potem widziałam tylko jego twarz.
– Je veux – mruknął. Jego usta były delikatniejsze niż w moich marzeniach. Odsunął się, by sprawdzić moją reakcję.
Patrzyłam na niego dostatecznie długo, by uświadomić sobie, że niezwyciężony Colin White, najlepszy rozgrywający, jest zdenerwowany. Serce waliło mi jak bębenek, tak głośno dudniło w uszach, że przez chwilę nie słyszałam gwizdów i oklasków.
Wstałam i wybiegłam z sali.
27 października 1999
Tamtej nocy, gdy kochaliśmy się z Ianem, śniłam, że się pobieramy. Mam na sobie suknię ze ślubu z Colinem i trzymam bukiet polnych kwiatów. Idę nawą sama, uśmiecham się do Iana, a potem oboje zwracamy się do odprawiającego nabożeństwo. Z jakiegoś powodu spodziewam się zobaczyć rabina Solomona, kiedy jednak otwieram oczy, stoję przed Jezusem wiszącym na krzyżu.
Faith przytula się do mnie.
– Czemu jesteś goła? – pyta. – I czemu tu śpisz?
Ze strachem rozglądam się po pokoju, szukając Iana. Kiedy widzę, że go nie ma, w moje myśli wkrada się zwątpienie. Cóż, jest przyzwyczajony do kochanek na jedną noc. Zarabia na życie, uwodząc ludzi w taki albo inny sposób. Ja z jakiegoś powodu zaliczam się do tych osób. Przypominam sobie naszą rozmowę o zawieszeniu broni; czy ostatnia noc była sposobem na powiedzenie, że rozejm dobiegł końca?
– Mamo! – marudzi Faith, szarpiąc mnie za włosy.
– Hej! – Rozcieram głowę, próbując skupić na niej uwagę. – Było mi gorąco, więc zdjęłam bluzę. A ty chrapałaś.
Wydaje się, że Faith przyjmuje moje wyjaśnienia.
– Chcę śniadanie – oznajmia.
– Ubierzemy się, a potem poszukamy czegoś do jedzenia.
Po odejściu Faith tysiące myśli przebiegają mi przez głowę, a żadna nie ma szczęśliwego zakończenia. Nie jestem dostatecznie wyrafinowana dla mężczyzny takiego jak Ian. Poszedł sobie, bo nie był w stanie spojrzeć mi w oczy. Wrócił do New Hampshire i całemu światu rozpowie, czego się dowiedział o Faith, począwszy od rozmiaru jej butów, na nieudanym spotkaniu z Michaelem skończywszy. Nawet nie pamięta, co wydarzyło się w nocy. Z niesmakiem zamykam oczy. Już to przeżyłam. Już raz zakochałam się w mężczyźnie, którego w wyobraźni nadmuchałam do tak mitycznych rozmiarów, że mogłam patrzeć prosto na niego, a mimo to nie widziałam go wyraźnie.
– Nie miałem takiego zamiaru – powiedział mi przed laty Colin po naszym pierwszym pocałunku. Przyznał, że dwaj skrzydłowi założyli się o dwadzieścia dolarów, że nie uda mu się uwieść mnie w czasie pierwszych korepetycji. Pokręcił głową. – Nie, cofam to. Chciałem cię pocałować. Na początku dla pieniędzy, ale potem wszystko się zmieniło. Naprawdę bym się ucieszył, gdybyś czasami się ze mną umówiła.
Trzy dni później poszliśmy do kina. Później do innego. I na kolację. Dość szybko, choć wydawało się to mało prawdopodobne, staliśmy się nierozłączni; w kampusie ciągle widywano go ze mną uwieszoną na jego ramieniu. Byłam drobna, koścista, zajęta bez reszty nauką i ta sytuacja oszałamiała mnie, uderzała do głowy. Udawałam, że nie słyszę prychających pogardliwie cheerleaderek ani kolegów z drużyny, pytających, czy przerzucił się na pieprzenie małych chłopców.
Colin powiedział, że mnie lubi, bo jestem słodka i potrafię rozmawiać na właściwie każdy temat z przekonaniem i znajomością rzeczy – w przeciwieństwie do większości debiutantek z balów Magnolia Queen, które zwykle się koło niego kręciły. Ale Colin był przyzwyczajony do takiego rodzaju dziewcząt i nieświadomie lub celowo krok po kroczku zmienił mnie w jedną z nich: przynosił mi opaski do włosów, częstował krwawą mary w niedzielne poranki, kupił mi nawet sznur fałszywych pereł, które nosiłam do wszystkiego, począwszy od koszul marki Izod pożyczanych z jego szafy, skończywszy na własnych swetrach. Robiłam to, o co mnie prosił, a co więcej, poświęciłam się przekształceniu w WASP – a *z taką samą gorliwością, z jaką traktowałam studia. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że Colin interesował się bardziej osobą, w którą może mnie zmienić, niż tą, którą już byłam. Wstrząsnął mną fakt, że w ogóle go zainteresowałam.
W wieczór zimowego balu w bractwie Colina włożyłam prostą czarną sukienkę i sznur pereł, a także specjalny stanik, który sprawiał wrażenie, że istotnie mam coś do podtrzymania. Byłam zdecydowana, że zdam ten egzamin. Ale na kwadrans przed spotkaniem Colin zadzwonił.
– Jestem chory. Od godziny wymiotuję.
– Zaraz do ciebie przyjdę – powiedziałam.
– Nie. Chcę się przespać. – Zawahał się, potem dodał: – Przykro mi, Mariah.
Mnie nie było przykro. Nie mogłam być pewna, że zachowam się właściwie na imprezie w bractwie, ale dobrze wiedziałam, jak opiekować się chorym. Znowu przebrałam się w spłowiałe dżinsy i poszłam do miasta, gdzie kupiłam bulion z kurczaka, kwiaty i magazyn z krzyżówkami. I wróciłam do akademika Colina.
Jego pokój był pusty.
Zostawiłam parujący bulion na progu i zaczęłam bez celu wędrować po kampusie. Czy na dnie serca nie spodziewałam się czegoś takiego? Czy nie mówiłam sobie, że to nadejdzie? Śnieg osiadał na moich ramionach, kiedy skręciłam w uliczkę z męskimi akademikami. Odbywały się tam huczne imprezy, śmiech i opary alkoholu wylewały się przez otwarte okna. Podkradłam się pod salę bractwa, do którego należał Colin, stanęłam na skrzynce po mleku i zajrzałam do środka.
Futboliści i dziewczęta uformowali węzeł gordyjski, czerń fraków przeplatała się z barwnymi plamami satyny. Colin stał twarzą do mnie, śmiejąc się z żartu, którego nie słyszałam, i obejmował w talii piękną rudowłosą dziewczynę. Wpatrywałam się w niego tak długo, że musiała minąć chwila, nim uświadomiłam sobie, że Colin też patrzy na mnie.
Ścigał mnie przez cały kampus do mojego pokoju.
– Mariah! Musisz pozwolić, żebym się wytłumaczył!
Otworzyłam drzwi.
– Byłeś chory – powiedziałam.
– Byłem! Przysięgam! – mówił cicho, łagodnie. – Kiedy się obudziłem, zadzwoniłem do ciebie, ale nie odebrałaś. Przyszli chłopcy i przekonali mnie, żebym poszedł na imprezę. Anette… cóż, ona nic nie znaczy. Akurat tam była.
Czy ja też nic nie znaczyłam? Akurat byłam pod ręką?
Colin ujął w dłonie moją twarz.
– Ale wyszedłem, żeby być tutaj z tobą – powiedział, czytając mi w myślach.
Читать дальше