Jodi Picoult - Jesień Cudów

Здесь есть возможность читать онлайн «Jodi Picoult - Jesień Cudów» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Jesień Cudów: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Jesień Cudów»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Mariah przyłapuje męża z inną kobietą i wpada w depresję, a jej córka Faith – świadek zdarzenia – zaczyna zwierzać się wyimaginowanej przyjaciółce.
Początkowo Mariah lekceważy te rozmowy, jednak kiedy Faith dokonuje kolejnych cudownych uzdrowień, a na jej dłoniach pojawiają się stygmaty, zadaje sobie pytanie, czy córce istotnie nie objawia się Bóg. Wieść rozchodzi się błyskawicznie – Mariah i Faith wbrew własnej woli stają się bohaterkami medialnego cyrku. Rozwój sytuacji nieuchronnie prowadzi do destabilizacji rodziny dręczonej przez media, lekarzy oraz posiadaczy jedynych słusznych prawd.

Jesień Cudów — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Jesień Cudów», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Ian ignoruje wyciągniętą dłoń.

– Ale pan nie jest jednym z nich.

– Za to pan…

Ian chwyta mocno palce McManusa, co postronny obserwator uznałby pewnie za uścisk ręki, jemu jednak chodzi o to, by intruzowi sprawić dotkliwy ból.

– Pracuję sam – mówi Ian przez zaciśnięte zęby. – A jeśli pan sugeruje, że mam jakikolwiek związek z tymi bzdurami, które pan publikuje, znajdę w pańskiej szafie tyle szkieletów, że szef nie pozwoli panu pisać alfabetu, nie wspominając już o nekrologach.

I z uczuciem wielkiej satysfakcji zatrzaskuje drzwi przed nosem dziennikarza.

W wieku siedmiu lat Constantine Christopher Andrews wszył kawałki drutu kolczastego w podszewkę swoich ubrań, uznał bowiem, że tylko wtedy zdoła wydostać się z dzielnicy, w której się urodził, i najprawdopodobniej umrze, jeśli swą gorliwą pokutą zwróci na siebie uwagę Boga. Jego matka, która nie zadała sobie trudu, by nauczyć się angielskiego, kiedy z Sycylii przypłynęła do Ameryki, zawsze zakładała, że syn zostanie księdzem; jej pewność miała jakiś związek ze znamieniem w kształcie krzyża, wyraźnie znaczącym jego brzuszek przy narodzinach. Constantine przez całe dzieciństwo tak często słyszał o swym powołaniu, że sam przyzwyczaił się do tej myśli i przyjął ją jako fakt.

Kochał katolicyzm. Była to tygodniowa dawka koloru, pozłoty i wspaniałości w biednym jak mysz kościelna getcie. Jego poświęcenie zostało stosownie nagrodzone i Constantine wspiął się po szczeblach kościelnej hierarchii; obecnie piętnasty rok służył jako biskup. Chciał przejść na emeryturę pięć lat temu, ale papież nie wyraził zgody. Minęło tak wiele czasu, odkąd miał styczność ze zwykłymi wiernymi – a prawdę mówiąc, odkąd religia znaczyła coś więcej niż tylko oliwienie kół w maszynerii służącej do zbierania funduszy – że kiedy O'Shaughnessy dzwoni z historią o rzekomej stygmatyczce, Constantine'a ogarnia konsternacja.

– O czym my tu mówimy? – pyta zdesperowany, ponieważ przedłużanie tej rozmowy oznacza, że spóźni się na Heritage Breakfast w Italian Center, w którym udział biorą niektórzy najbogatsi katoliccy biznesmeni w Manchesterze. – Stopy, dłonie, boki?

– O ile wiem – odpowiada O'Shaughnessy – tylko dłonie. Poza tym dziewczynka jest Żydówką.

– Ha, to sprawę załatwia. Niech się nią zajmą rabini.

– Chyba tak zrobią. Tylko że prasa już się w to zaangażowała. Według księdza MacReady'ego, około trzystu praktykujących katolików odwiedziło jej dom. – Prałat chrząka. – Jest też drobna kwestia rzekomego wskrzeszenia.

– Prasa, powiadasz? – Biskup Andrews zastanawia się. Jako członek kościelnej hierarchii zdążył zauważyć, że dotacje na rzecz kościoła są częstsze, jeśli wiarę promują specjaliści od PR – u. Gdyby udało mu się do grudnia zebrać założoną sumę, mógłby chyba wybrać się do Scottsdale na golfa.

Nie po raz pierwszy żałuje, że jest biskupem w małej, biednej diecezji w południowym New Hampshire, a nie w wielkim mieście w rodzaju Bostonu.

– W tym roku wysłałem do seminarium Świętego Jana trzech kandydatów. Powinni użyczyć nam jednego z wykładowców, żeby przyjrzał się tej sprawie.

– Bardzo dobrze, wasza ekscelencjo. Powiadomię księdza Mac – Ready'ego.

Biskup rozłącza się, po czym dzwoni do rektora seminarium Świętego Jana w Bostonie. Przez minutę rozmawia o meczu drużyny Celtics, po czym przechodzi do sedna z tym samym wyrachowanym wdziękiem, który zwykle rezerwuje do wylewnych powitań. Po niecałych dziesięciu minutach przyparty do muru rektor podaje nazwisko. Biskup notuje je na kartce i przekazuje ją swojemu asystentowi. Kiedy wychodzi z gabinetu, zastanawia się, czy zje wafle, czy raczej grzankę; zdołał już całkowicie usunąć z myśli dziewczynkę ze stygmatami.

Faith wie, że dzień nie będzie dobry, jeśli mama na śniadanie robi naleśniki z bananami. Lubi naleśniki, ale smażone banany śmierdzą jak stopy i próbując je przełknąć, cały czas mimowolnie myśli o przepoconych skarpetkach, co przy śniadaniu całkiem wystarczy, by zwymiotować. Mówiła mamie chyba z miliard razy, że nie znosi naleśników z bananami, tylko że jak w wypadku większości rzeczy, które jej mówi, słowa trafiają w próżnię; Faith zadaje sobie pytanie, czy rzeczywiście wydaje jakieś dźwięki, czy też głos rozbrzmiewa wyłącznie w jej głowie.

– Mamo – mówi, siadając przy stole. – Chcę coś innego.

Mama bez słowa się odwraca i zabiera naleśniki z bananami.

Faith opada szczęka. Jeśli mama zadaje sobie trud, żeby przygotować na śniadanie coś więcej niż płatki, Faith powinna docenić jej wysiłki i zjeść wszystko, co ma na talerzu. Patrzy teraz, jak mama wyrzuca naleśniki do kosza na śmieci i z roztargnieniem zamyka pokrywę.

– Co mam jeść?

Mama patrzy na nią i mruga.

– Och – mówi, wracając na ziemię. – Sama nie wiem. Płatki? – I nie czekając na zgodę Faith, otwiera pudełko i wsypuje część jego zawartości do miski, po czym zalewa to wodą. Ze stukiem stawia miskę na stole. Faith pociąga nosem. Banany.

– Założę się, że tatuś nie kazałby mi jeść czegoś tak obrzydliwego – mruczy.

Matka okręca się na pięcie.

– Co powiedziałaś?

Faith zadziera brodę.

– Założę się, że gdybym mieszkała z tatusiem, nie kazałby mi tego jeść.

Oczy matki są czerwone i załzawione, głos tak cichy, że słuchanie go wręcz boli. Faith ma wrażenie, że dostała kopniaka w żołądek. Matka z wysiłkiem przełyka, jakby bananowe płatki utkwiły jej w gardle.

– Chcesz mieszkać z tatusiem?

Faith przygryza wargę. Kocha ojca, to prawda, ale z matką jest inaczej, jakoś łatwiej i bliżej, i po tych wszystkich latach przebywania na obrzeżach jej życia Faith nie ma ochoty rezygnować z ani jednej cennej sekundy.

– Ja chcę mieszkać tutaj – mówi ostrożnie.

Warto było to powiedzieć, bo matka pośpiesznie przemierza dzielący je dystans i przytula Faith. A jeszcze lepsze jest to, że wsadza łokieć do miski z płatkami.

– Cholera – mówi i rumieni się. – Chyba lepiej dam ci coś innego.

– Chyba tak.

Faith patrzy, jak matka opłukuje rękaw i moczy gąbkę.

– Nie najlepiej mi to wychodzi – mówi, wycierając stół.

Grudki płatków spadają, lądując na kolanach Faith i na podłodze. Faith patrzy na włosy zasłaniające mamie połowę twarzy, na dołeczek w jej policzku. Kiedy Faith miała trzy, cztery lata, dotykała tego miejsca i czekała, aż przy uśmiechu zrobi się tam wgłębienie. Uwielbiała to, że mogła wsuwać palec w uśmiech mamy.

– Radzisz sobie doskonale – mówi Faith i nieśmiało podnosi się z krzesła, by pocałować mamę w łuk karku.

Joseph MacReady ukradkiem zerka na siedzącego obok niego w starym chevrolecie księdza i myśli, że stopień naukowy z psychologii pastoralnej jeszcze nie czyni z człowieka eksperta. Ksiądz Rourke z seminarium Świętego Jana wciąż ma mleko pod nosem. Jest tak młody, że pewnie jeszcze się nie urodził, kiedy MacReady był w Wietnamie. I nie wysuwa nosa poza bostońskie seminarium, tę swoją wieżę z kości słoniowej. Nie wiedziałby, jak doradzić parafianinowi, nawet gdyby ten sam do niego przyszedł.

Ale oczywiście MacReady zachowuje te uwagi dla siebie.

– Psychologia pastoralna – mówi przyjaźnie, skręcając na drogę prowadzącą do domu Mariah White. – Co skłoniło cię do takiego wyboru?

Rourke zakłada nogę na nogę, spod czarnych spodni widać polarową skarpetkę i sandały.

– Och, przypuszczam, że dar nawiązywania kontaktów z ludźmi. Pewnie zostałbym psychiatrą, gdybym nie poczuł innego powołania.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Jesień Cudów»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Jesień Cudów» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Jodi Picoult - Small Great Things
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Shine
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Lone Wolf
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Harvesting the Heart
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Sing You Home
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Jak z Obrazka
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Between the lines
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Handle with Care
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Świadectwo Prawdy
Jodi Picoult
Jodi Picoult - Bez mojej zgody
Jodi Picoult
Jodi Picoult - House Rules
Jodi Picoult
libcat.ru: книга без обложки
Jodi Picoult
Отзывы о книге «Jesień Cudów»

Обсуждение, отзывы о книге «Jesień Cudów» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x