Obejrzałam się przez ramię z nadzieją, że to Christopher na mnie psyka. Ale nie. Uśmiechała się do mnie Whitney Robertson.
Taa. Whitney. Uśmiechała się. Do mnie.
I zanim się połapałam, w moją stronę poleciała zwinięta karteczka. Złapałam ją odruchowo.
A kiedy ją rozwinęłam, zobaczyłam, że to liścik.
Liścik od Whitney.
Nie wiedziałam, co zrobić. Whitney jeszcze nigdy nie rzuciła na liściku. Zobaczyłam, że jej kumpelka z Żywych Trupów, Lindsey. macha do mnie. Zupełnie, jakby chciała powiedzieć: „cześć”. I też się do mnie uśmiechała.
Zanim zdążyłam się powstrzymać, odwzajemniłam uśmiech Zaraz. Co ja wyrabiam? Uśmiecham się do Żywych Trupów?
Pochyliłam głowę, żeby włosy Nikki zakryły mi twarz, i spojrzałam na karteczkę.
„Cześć!”
Pismo Whitney było pełne zakrętasów, a kropkę pod wykrzyknikiem przerobiła na kwiatek.
„Witaj w LAT! Strasznie się cieszymy, że tu jesteś. Ja jestem Whitney Robertson. Wiem, że pewnie każdy ci to mówi, ale serio, jestem twoją najwierniejszą fanką. Na pewno wielu ludzi tak twierdzi. ale w moim przypadku to naprawdę prawda. Podziwiam twoje do konania odkąd zaczęłaś się pojawiać w reklamach.
W każdym razie, na pewno dziwnie się czujesz, zaczynając w nowej szkole i tak dalej. Więc chciałam się po prostu przywitać! A jeśli masz lunch na przerwie B, to przy naszym stoliku totalnie czeka na ciebie miejsce! Jadamy obok baru sałatkowego. Buziaki, Whitney”.
A niżej zapisała numer swojej komórki.
Gapiłam się na karteczkę i mnóstwo myśli przelatywało mi przez głowę. Miałam ochotę zwinąć ją z powrotem w kulkę i cisnąć Whitney w twarz.
A potem pomyślałam, żeby odpisać, że mnóstwo już o Whitney słyszałam, i o tym, jaka zawsze była wredna, i że nie usiadłabym przy lunchu z nią i z jej przyjaciółmi nawet, gdyby była ostatnią osobą na ziemi.
Ale nie zrobiłam żadnej z tych rzeczy. Bo – i wiem, że to zabrzmi dziwnie – naprawdę uważałam, że Nikki Howard żadnej z tych dwóch rzeczy by nie zrobiła.
Nie, żebym próbowała postępować jak Nikki Howard, ani nic. A przynajmniej, nie w szkole.
Ale skoro byłam nią, to po prostu… Sama nie wiem. Nie mogłam sobie wyobrazić, żeby Nikki Howard – z tego, co o niej wiedziałam w ogóle się przejmowała, co jakaś durnowata dziewczyna imieniem Whitney pisze do niej w jakimś liściku.
Pewnie dlatego, że kiedy zaglądałam w głąb własnej duszy, po prostu nie mogłam się już przejmować Whitney i tymi jej głupimi próbami udowadniania własnej wyższości. Miałam zbyt wiele innych problemów.
Na przykład taki, że mój najlepszy przyjaciel unikał najmniejszego kontaktu wzrokowego ze mną.
Ale wiedziałam, że jeśli w ogóle nie zareaguję, Whitney poczuje się zlekceważona. A nie potrzebowałam nowego wroga od pierwszego dnia. Nawet jeśli w sumie nie byłaby nowym wrogiem.
Więc odgarnęłam włosy, odwróciłam się i uśmiechnęłam do niej.
I wtedy zdarzyło się coś niesamowitego.
Whitney Robertson się zarumieniła.
Poważnie. Nigdy nie sądziłam, że dożyję takiego dnia. Ale jej policzki zaróżowiły się z zadowolenia i uśmiechnęła się do mnie, i pomachała ręką, a siedząca za nią Lindsey też zaczęła machać.
Whitney szepnęła bezgłośnie: „Zadzwoń!” i udała, że trzyma telefon przy uchu.
Skinęłam lekko głową żeby dać znać, że rozumiem, a potem odwróciłam się z powrotem. Tak właściwie łatwiej było być Nikki, niż myślałam.
W tej samej chwili, w której zadźwięczał dzwonek, Whitney podbiegła do mnie. Niestety, bo miałam zamiar obrócić się do Christophera i rzucić jakąś niezobowiązującą uwagę, na przykład: „Ta lekcja zawsze jest taka nudna?”
Ale nie mogłam, bo ta szkolna królowa z piekła rodem przywarła do mnie jak keczup do steku.
– Jak się masz? – zapytała, jak tylko przebrzmiał dzwonek. – Widziałam na Entertainment Tonight twój… No wiesz… To musiało być okropne, nie móc sobie nic przypomnieć!
– Coś tam pamiętam – powiedziałam, zbierając swoje rzeczy. Pamiętałam, na przykład, wszystkie te sytuacje, kiedy Whitney i jej przyjaciółki śmiały się w damskiej szatni z mojej bielizny, bo nosiłam majtki Hanes Her Way, a nie stringi z Victoria's Secret, jakie wkładały one wszystkie.
– Och, to świetnie – ucieszyła się Whitney. – No cóż, jak pisałam, jestem Whitney, a to jest Lindsey…
– Cześć! – zawołała Lindsey. – Jestem twoją totalną fanką. Strasznie mi się podobała ta twoja lipcowa sesja dla „Vogue'a”, że złotymi dodatkami i w tygrysie…
– …i bardzo się cieszymy, że będziesz z nami chodziła do LAT – ciągnęła Whitney, przekrzykując Lindsey, jakby tamta nic nie mówiła. – To taki zaszczyt, że ze wszystkich szkół w Nowym Jorku wy brałaś akurat naszą…
– Dziewczyny, ruszycie się stąd w dającej się przewidzieć przyszłości? – odezwał się stojący za nami Christopher. – Bo niektórzy muszą zdążyć na następną lekcję.
Whitney obejrzała się na niego, przewróciła oczami, a potem zrobiła mu przejście.
Serce mi mocniej zabiło przy tym jej spojrzeniu na niego. Bu to znaczyło, że z nową fryzurą czy nie Christopher nie doczekał się akceptacji Żywych Trupów. Nie stał się jednym z nich! Może wyglądał jak oni, ale nie był taki. Nadal był bezpieczny! Nadal był sobą!
– Dzięki – mruknął Christopher i poszedł.
– Do zobaczenia – powiedziałam do niego.
Rzucił mi przez ramię roztargnione spojrzenie – jakby usłyszał, że ktoś coś do niego powiedział, ale nie był pewien kto – i zniknął w tłumie na korytarzu.
Stojąca obok mnie Whitney parsknęła.
– Nie zwracaj na niego uwagi – powiedziała. – To jeden z naszych miejscowych dziwaków. No więc, wiesz, gdybyś miała jakieś pytania na temat LAT albo chciała, żeby ktoś cię oprowadził, to my ci z największą przyjemnością pomożemy. A w ogóle, co robisz w czasie lunchu? Na pewno nie będziesz chciała iść do stołówki. Jedzenie jest kompletnie beznadziejne…
– Czy to nowa torba od Marca Jacobsa? – przerwała Lindsey, wskazując torbę, którą nosiłam. – Bo jestem na liście oczekujących na taką…
– Sama nie wiem – wahałam się. – Po prostu znalazłam ją w garderobie dziś rano. – Lista oczekujących. Ha! – No cóż, muszę lecieć na hiszpański. Więc przepraszam was, ale…
– Ja też! – pisnęła Lindsey. – Pewnie chodzimy do tej samej grupy! Sala sześć jedenaście? O mój Dios! Chodź, pokażę ci, gdzie to jest.
– Boże, Lindsey, opanuj się – burknęła Whitney z irytacją. – Jestem pewna, że Nikki umie sama trafić.
– Lindsey jesteś bardzo miła – powiedziałam i spojrzałam na Whitney. – No cóż, to cześć, Whitney. Miło było cię poznać.
I odeszłam ramię w ramię z Lindsey świadoma, że śledzi nas setka zazdrosnych spojrzeń, a najbardziej zazdrośnie patrzy Whitney. Ale tym razem niespecjalnie mi to przeszkadzało. Bo zbyt dobrze się bawiłam, żeby się tym przejmować.
Fridę znalazłam tam, gdzie zawsze przed lunchem – w damskiej łazience na parterze, obleganej zwykle przez pierwszoklasistka nakładała błyszczyk na usta.
W środku było mnóstwo dziewczyn z pierwszej klasy, ale wystarczyło jedno spojrzenie na mnie i uciekały, jakby ktoś uruchomił alarm pożarowy. Biorąc pod uwagę reputację Nikki Howard, pewnie myślały, że wchodzi tu, żeby się naćpać. Można by pomyśleć, że zaczną się kręcić w pobliżu, żeby popatrzeć, a może nawet zrobić mi fotkę, kiedy będę wciągać nosem kokę, a potem ją sprzedać „Enquirerowi” i zarobić dodatkową kasę.
Читать дальше