– A skąd mam wiedzieć, Em? Znaczy Nikki. Mówiłam ci, zrobił się dziwny, odkąd kopnęłaś w kalendarz. To znaczy dziwniejszy niż wcześniej. Chyba zawsze się w tobie kochał, ale nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie umarłaś, a teraz ty nie żyjesz, a on się gryzie. Czy właśnie to chciałaś usłyszeć? – Zerknęła na mnie przez ramię, zobaczyła wyraz mojej twarzy i ryknęła śmiechem. – O Boże! Chciałaś! Weź się w garść. Teraz możesz mieć każdego faceta. Po co ci taki, który wolał, kiedy byłaś przeciętna, jak my wszystkie?
Dotarłyśmy do drzwi stołówki. Frida stanęła naprzeciwko mnie, opierając dłonie na biodrach. Patrzyłam na nią oczyma pełnymi łez.
– O mój Boże, Frida. – Wyrwał mi się cichy szloch. – Czy… czy ty naprawdę myślisz, że tak jest?
Popatrzyła na mnie.
– O jejku, ty go naprawdę lubisz, co? Posłuchaj… Skąd mam wiedzieć? To możliwe, ale może być zupełnie inaczej. Zresztą w tej chwili Christopher to twój najmniejszy problem. Zaraz wejdziesz do stołówki LAT, a teraz to zupełnie co innego niż miesiąc temu. Teraz jesteś popularna. Rozumiesz? Wybij sobie z głowy tego Christophera i zrób pokerową minę. Jesteś Nikki Howard, supermodelką. Nie jakąś tam zdziwaczałą Em Watts. Jasne?
Pokiwałam głową, ale cały czas myślałam o jej wcześniejszych słowach. Czy to możliwe, że Christopher po mojej śmierci zrozumiał, że mnie kochał? Czy nie chciał już grać w Journeyquest bo to mu przypominało o mnie? Czy zgodził się obciąć włosy, bo teraz, kiedy odeszłam, już nic nie miało dla niego znaczenia?
O Boże! Nigdy w życiu nie słyszałam czegoś równie romantycznego!
Ale co miałam z tym wszystkim zrobić? Jak miałam zainteresować Christophera Nikki Howard, skoro on zawzięcie wzdychał do zmarłej dziewczyny? I, tak się składało, że byłam nią ja sama?
Nie chciałabym nikogo obrazić, ale skoro tak szaleńczo się we mnie kochał, to mógł być dla mnie trochę milszy, kiedy jeszcze żyłam.
A on nigdy nawet nie spróbował mnie pocałować.
Zaraz… może właśnie dlatego tak się gryzie?
Och! To wszystko robiło się coraz bardziej romantyczne!
Ale zanim miałam szansę naprawdę to przetrawić, Frida szarpnęła mnie za rękę i weszłyśmy do stołówki…
…gdzie głośne rozmowy, już osiągające poziom, od którego pękają bębenki, zrobiły się jeszcze głośniejsze na widok mojej osoby w drzwiach.
– Tam jest! – poniosła się wiadomość przez całą stołówkę.
I nie tylko Żywe Trupy ją sobie przekazywały. Komputerowcy, goci, skatersi, rastamani… wszyscy powtarzali:
– Tam jest!
Poczułam, że się czerwienię…
– Nie jestem pewna, Free – powiedziałam do siostry, która pociągnęła mnie w stronę kontuaru z gorącymi daniami i wcisnęła mi w dłonie tacę.
– Zaufaj mi – odparła. – Nawet supermodelki muszą jeść, prawda?
Zapewne. Ale może łatwiej byłoby kupić coś w automacie na korytarzu, pal licho zgagę. Byłam boleśnie świadoma, że uwaga wszystkich skupia się na mnie, kiedy szłam wzdłuż tego kontuaru. Mój wybór komentowano tak zawzięcie, jakbym była Tigerem Woodsem szykującym się do decydującego uderzenia.
– Bierze kotlecik z tofu! – słyszałam szepty. A sekundę później: – Jabłko! Wzięła jabłko!
Miałam ochotę cisnąć tę tacę i wybiec ze stołówki – wybiec ze szkoły i popędzić do szpitala, na czwarte piętro, do gabinetu doktora Holcombe'a, i zawołać:
– Poproszę nowe ciało! W tym nie wytrzymam ani sekundy dłużej! Nie mogę być Nikki Howard! Ja chcę być normalna!
Ale zamiast tego podeszłam do kasy i zapłaciłam. A potem poszłam za Frida do jej stolika…
…gdzie siedziała cała drużyna czirliderek – juniorek. Przerwały rozmowy, kiedy podeszłyśmy. Zupełnie bym się nie zdziwiła, gdybym usłyszała:
– A co ty robisz przy naszym stole, nieudaczniku? Stolik dla komputerowców jest TAM.
Ale przecież nie jestem już Em Watts, tylko Nikki Howard. A Nikki Howard jest widać wszędzie mile widziana (pomijając pracownię komputerową).
– Och! – zawołała jakaś ciemnowłosa dziewczyna, przesuwając na bok swoją tacę. – Tak się cieszę, że przyszłaś. Siadaj koło mnie! Koło mnie! Jestem twoją największą fanką!
Frida usiadła na miejscu zrobionym przez dziewczynę, ale najpierw rzuciła jej ostre spojrzenie.
– Mackenzie – rzuciła surowo. – Pamiętaj, co mówiłam.
– Przepraszam! – Mackenzie spąsowiała. – Jasne, żadnego rozpływania się nad nią. Przepraszam. Przepraszam.
Pozostałe dziewczyny przesunęły się, robiąc dla mnie miejsce. Poczułam się trochę niezręcznie. W głowie mi się nie mieściło, że jestem mile widziana przy stoliku dla Żywych Trupów.
Ale wkrótce się okazało, że to był najwłaściwszy stolik. Ledwie Frida skończyła nas przedstawiać (żadnych imion nie zapamiętałam, bo wszystkie jej koleżanki nazywały się albo Taylor, albo Tyler, albo Tory), jakiś znajomy głos zawołał:
– Tu jesteś!
Obejrzałam się i zobaczyłam Whitney Robertson, stojącą tam z tacą, na której miała sałatkę i napój. A tuż za nią stały Lindsey i kilka innych Żywych Trupów z trzeciej klasy. Oraz jeden z klasy czwartej, Jason Klein.
– O mój Boże! – krzyknęła Whitney. – Wszędzie cię szukałam.
I zanim się połapałam, już odganiała na bok czerwono – złote mundurki, żeby zrobić miejsce dla siebie, swojego chłopaka i najlepszej przyjaciółki.
– Wielkie dzięki – powiedziała do koleżanek Fridy, które nie tyle się posunęły, ile zostały zepchnięte na bok. – A więc, Nikki, jak ci się podoba pierwszy dzień w LAT?
– Bardzo jej się podoba, Whitney. – Frida, która najwyraźniej miano wała się moją rzeczniczką prasową, miała zadowoloną minę. Nie co dzień pierwszoklasistka zostaje zaszczycona obecnością najpopularniejszej dziewczyny w szkole przy swoim stoliku. – Prawda, Nikki?
Napiłam się mleka (tak, Nikki lubi mleko, dwuprocentowe; cierpi na zgagę, nie na nietolerancję laktozy), przełknęłam i powiedziałam:
– Tak.
– Mówiłam dzisiaj Nikki na przemawianiu publicznym… – zaczęła Whitney Robertson i dodała jako rodzaj uwagi na stronie do wszystkich przy stoliku: – Bo Nikki i ja mamy razem przemawianie publiczne…
– I ja też! – zawołała Lindsey. – Ja też jestem w jednej klasie z Nikki na przemawianiu publicznym! I na hiszpańskim. I na liście oczekujących na torbę od Marca Jacobsa…
– Taa – powtórzyłam, kiedy już przełknęłam kęs sałatki, którą wzięłam do kotlecika z tofu (smakował fantastycznie, wcale nie jak papier, czego się obawiałam).
– Szkoda, że nie powiadomiono nas wcześniej, że Nikki do nas przyjdzie – ciągnęła Whitney. – Bo moglibyśmy jej zgotować bardziej uroczyste powitanie.
Wszystkie dziewczyny zgodnie pokiwały głowami. Jason gapił się na mój biust. Serio. Wcale nie przesadzani.
– Dzięki – powiedziałam. – To naprawdę miłe. Ale czuję się zupełnie odpowiednio przywitana.
– No cóż – ciągnęła Whitney. – Na wszelki wypadek dam ci listę zajęć nadobowiązkowych, żebyś się mogła zastanowić, czy się nie przyłączyć do paru z tych fantastycznych klubów i komitetów, jakie działają w naszej szkole. Ja, na przykład, jestem przewodniczącą samorządu klas trzecich oraz kapitanem Drużyny Szkolnego Ducha.
– Drużyna Szkolnego Ducha? – powiedziałam. – A co to takiego?
Nie żebym nie wiedziała. Tylko chciałam się przekonać, czy Whitney opisze ją tak, jak kiedyś to robiliśmy z Christopherem: Stowarzyszenie Inteligentnych Inaczej.
Читать дальше