Mona przygląda mi się i powoli pali papierosa.
– Wiesz, że piszę książkę o tym wszystkim, co spotkało moją rodzinę od początku aż do tej chwili. Najpierw dałem jej tytuł Długo i szczęśliwie, ponieważ czasami, kiedy Kate miała już dosyć historyjek o Frankim Furbo i moim dzieciństwie, prosiła o bajki.
Bardzo lubię wymyślać opowiastki o zaczarowanych krainach i wróżkach. Kiedy Kate prosiła o „długo i szczęśliwie”, znaczyło to, że chodzi o bajkę, która kończy się słowami „a potem żyli długo i szczęśliwie”. Rok temu dowiedziałem się, że ukazała się czyjaś powieść pod identycznym tytułem Długo i szczęśliwie. Zastanawiałem się nad nowym tytułem i, wierz albo nie, wymyśliłem, że będzie to Biegły sądowy. To ja miałem być tym biegłym i opowiedzieć, jak było naprawdę. A było tak, że chociaż z powodu wypalania ściernisk zginęli ludzie, nikt nie potrafił skutecznie się temu przeciwstawić. Nawet ci, którzy poświęcili na to cały swój czas, którzy nie mieli w życiu innego celu, nie byli w stanie tego dokonać. Rozkolportowaliśmy petycje, ale nie zdołaliśmy zebrać dość podpisów, żeby przeprowadzić referendum. Próbowaliśmy dochodzić swoich racji na drodze prawnej. Jak wiesz, Mona, tak naprawdę nigdy nie chciałem tego procesu. Gdyby w którymkolwiek momencie oficjalnie zakazano wypalania ściernisk, w tej samej chwili wycofałbym sprawę i zawarłbym ugodę. Jednak wszystko potoczyło się tak, że nie miałem żadnego ruchu. Znalazłem się w pułapce. Potem, na posiedzeniu pojednawczym, zrozumiałem, że prawo jest bezsilne. Że nie ma sposobu, aby problem wypalania pól poddać publicznej debacie, aby ukarać odpowiedzialnych za ten horror. Że nie ma sposobu, żeby w ogóle wzbudzić w nich poczucie winy. Od przyjazdu do Eugene wciąż słyszałem to jedno słowo: „ugoda”. Ile pieniędzy? Ile to warte? Sama wiesz, jak to się odbywało. Nie umiem wyrazić, jak ciężko to przeżyłem, zresztą sama wiesz.
Spoglądam na zegarek. Jest za dwadzieścia jedenasta. Jeżeli nie będę uważał, jutro, czy tego chcę czy nie, będę musiał stawić się w sądzie, sam, bez moich biegłych, a może nawet bez adwokata.
Uśmiecham się do Mony w ciemności. Nie patrzy na mnie, zwrócona twarzą ku wysadzanej drzewami alei, typowej dla willowych dzielnic Portland. Jest przystojna, kobieca, ale bardzo silna – twarda, ale wrażliwa. Do tej pory właściwie nie zwróciłem na to uwagi. Chyba się starzeję.
– Jeszcze tylko kilka pytań, Mona. Obiecuję, że potem skończę z tymi morałami i zadzwonię do LeGranda. Proszę, powiedz: jeśli zawrzemy ugodę i weźmiemy od Cuttera pieniądze, czy to będzie równoznaczne z ich przyznaniem się do winy? Z przyjęciem odpowiedzialności za to, co się stało? A choćby z powiedzeniem „przepraszam”? Czy też wypłacenie mi tych pieniędzy uwolni ich od wszelkiej winy? Czytałem wszystkie te dokumenty i ciągle powtarzało się w nich pewne wyrażenie. Zawsze, kiedy po nie sięgałem, cierpła mi skóra. Mówi się tam o „niezawinionej śmierci” mojej rodziny. Skoro jednak nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności, skoro nikt nie został uznany winnym ich śmierci, czy to oznacza, że sami byli sobie winni, że zasłużyli na śmierć?
Mona kręci głową.
– Nie, na pewno nie.
– Każdy ma prawo do śmierci, ale kiedy śmierć jest zasłużona? Czy samobójstwo można uznać za zasłużoną śmierć, ponieważ jest to śmierć pożądana i upragniona? Śmierć mojej rodziny była przeciwieństwem samobójstwa: nie było w niej rozpaczy ani chęci skończenia ze sobą. Wszyscy byli w swoich najpiękniejszych latach, począwszy od Mii, która dopiero odkrywała otaczający ją świat, przez Dayiel, która zaczynała odkrywać samą siebie, po Kate i Berta, zakochanych w sobie, mających przed sobą całe życie u boku ukochanej osoby. Naturalnie, z czasem mogło się to zmienić, tak jak większość rzeczy się zmienia. Nazwijmy to inercją, entropią, starzeniem. Za tymi wszystkim nazwami kryje się zawsze jedno i to samo: wyczerpanie, zużycie, powolne ześlizgiwanie się w fizyczny niebyt. Oni nie będą musieli tego doświadczać. Może to ich nagroda? Może więc zasłużyli na tę śmierć, która uwolniła ich, oszczędziła im tego wszystkiego? Myślę, że właśnie tak się stało. A ty?
Mona obraca się do mnie i kiwa głową. W oczach ma łzy.
Próbuje coś powiedzieć, ale nie może. Tylko wciąż kiwa głową.
Patrzymy na siebie przez chwilę, a potem jednocześnie padamy sobie w ramiona. Mona zanosi się szlochem, z trudem chwytając powietrze do swoich przesyconych nikotyną płuc. Ja trzęsę się jak osika, a potem sam zaczynam ryczeć. Kołyszę się w tył i w przód jak wtedy, kiedy po raz pierwszy dowiedziałem się, że zginęli.
Teraz jednak potrafię już zaakceptować ich śmierć i czuję, że była im przeznaczona, z przyczyn, których nie znam i nigdy nie poznam. To właśnie usiłował powiedzieć mi Bert, ale wtedy tego nie zrozumiałem. To po prostu musiało się stać.
Mona pierwsza odzyskuje głos.
– Przepraszam, Will. Starałam się. To, co powinno być proste, stało się takie skomplikowane. Odpowiedź na twoje pytanie brzmi: nie. Zawierając z nami ugodę, nie przyjmują żadnej odpowiedzialności, nie przyznają się do żadnej winy. Nawet nie musi być im przykro.
– Tak właśnie myślałem. W tej sprawie nie ma zwycięzców.
– Kate, Bert i dziewczynki odeszli i nic się na to nie poradzi. Niepotrzebnie łudziłem się, że mogę powstrzymać wypalanie pól. Ludzie, z którymi walczyłem, są jedynie trybami w tej całej machinie i nie są zainteresowani żadnymi zmianami. Mieszkańcy Oregonu, z nie znanych mi powodów, nie przejmują się tą sprawą tak jak ja. Może niektórzy, ale widać za mało. To chyba telewizja przekonała ich, że nie ma nic nienormalnego w tym, że ludzie giną w wypadkach drogowych albo umierają powoli, na choroby układu oddechowego. Sam nie wiem; nigdy tego nie zrozumiem. Cutter wybuli sporą sumkę, bo zatrudnił nieodpowiedniego kierowcę.
Baker, Ford nie zarobi tyle, ile miał nadzieję zarobić. Alex Chronsik znowu będzie prowadził ciężarówki, być może nawet te osiemnastokołowe. Paul Swegler dalej będzie wypalał ścierniska, uprawiał trawę oraz inkasował setki tysięcy dolarów i wszystko w glorii prawa. Władze stanu Oregon nadal będą robić co w ich mocy, żeby się nie narazić wyborcom. Wszystko zostanie tak, jak gdybyśmy nie kiwnęli palcem w bucie. Członkowie Zgromadzenia Stanowego w przyszłym roku znowu nic nie uczynią w tej sprawie, dzięki czemu wzrosną ich szanse na ponowny wybór. Nic się nie zmieni. Ważne jest jednak to, że ty, ja i może Clint wiemy, że próbowaliśmy coś zrobić. Przegraliśmy wojnę, ale wygraliśmy kilka bitew. Możemy śmiało patrzeć w lustro. Przynajmniej mnie się wydaje, że mogę, i mam nadzieję, że ty też. Chodźmy teraz do domu, muszę wreszcie załatwić ten telefon.
Wypuszczamy się z objęć i wchodzimy do środka. Ciągle jeszcze trzęsą mi się ręce, więc Mona wykręca numer, po czym idzie do drugiego aparatu i podnosi słuchawkę.
– Sędzia LeGrand? Mówi William Wharton.
Robię pauzę. Patrzę na Monę. Kiwa głową i uśmiecha się.
– Panie sędzio, zdecydowałem się na ugodę, ale pod warunkiem, że Cutter zapłaci sto dwadzieścia pięć tysięcy.
Pauza.
– Wiem, że zaproponowali tylko sto dwadzieścia, ale to jako odszkodowanie za śmierć mojej córki i jej rodziny. Natomiast ja wydałem ponad pięć tysięcy dolarów, fruwając w tę i z powrotem, zresztą wbrew swojej woli, z Francji do Portland i z Portland do Francji. Straciłem także wiele cennego czasu. Te pięć tysięcy pokryje zaledwie część tych wydatków.
Читать дальше