Jimmy Phillips z Kaymond, w stanie Waszyngton, powiedział w niedzielę wieczorem, że nie powiadomiono go o zawarciu ugody. Phillips przeprowadzał się razem z całą rodziną z Arizony do stanu Waszyngton, kiedy wydarzył się wypadek. Stracili samochód i większość dobytku. „Chciałbym, żeby to wreszcie się skończyło. Ciągle słyszę, że to już nie potrwa długo, ale na razie nie zapadła żadna wiążąca decyzja”. Szwagierka Phillipsa, która również odniosła obrażenia w kraksie na 1 – 5, odmówiła komentarza w tej sprawie.
Kiedy odkładam gazetę, napotykam spojrzenie Roberta. Przez długą chwilę nie mogę wydobyć z siebie głosu.
– To wszystko nieprawda, Rob. Nie zawarłem żadnej ugody i nigdy nie miałem takiego zamiaru. Nie mogę uwierzyć, że ci wszyscy prawnicy, łącznie z moimi, dali się tak wymanewrować.
– Jesteś pewny, Will? Associated Press zawsze jest bardzo dokładne w takich sprawach, tak samo „Oregonian”.
– Mogę skorzystać z telefonu, Rob?
Z wściekłości aż mną trzęsie. Mam zamiar to sprostować.
Łapię za książkę telefoniczną i szukam Associated Press. Wykręcam numer. Odbiera jakaś kobieta. Przedstawiam się i tłumaczę, co mnie łączy z ofiarami wypadku na 1 – 5. Mówię, że sprawozdanie agencji zamieszczone w „Oregonian” zawiera błąd.
Kobieta waha się przez moment.
– Chwileczkę, proszę się nie rozłączać.
Czuję na sobie wzrok Roberta. Staram się ułożyć sobie wszystko w myślach. W drżącej ręce trzymam gazetę. Po około pięciu minutach w słuchawce odzywa się inny głos, należący chyba do nieco starszej kobiety. Powtarzam wszystko od początku. Odnoszę wrażenie, że kobieta również ma przed sobą egzemplarz tej samej gazety.
– A konkretnie która informacja jest błędna?
– Ta, że we wszystkich sprawach zawarto ugodę. Nasza sprawa była jedną z kluczowych dla przebiegu tego posiedzenia. Straciliśmy córkę, dwie wnuczki i zięcia. Jednak ani ja, ani moja żona z nikim nie zawarliśmy ugody.
W słuchawce znowu zapada cisza. Chyba mi nie wierzy.
– Jeśli chce pani potwierdzenia moich słów, wszystko jest w aktach sądowych.
– Panie Wharton, czy jest pan pewny, że się pan nie myli?
– Absolutnie. Zamykając posiedzenie, sędzia chciał przeforsować komunikat, jakoby wszystkie sprawy zostały rozstrzygnięte na drodze ugody, ale nasi adwokaci to sprostowali. Wtedy sędzia, niechętnie, poprawił to zdanie na: „Niemal wszystkie sprawy zostały załatwione polubownie”. Jak pani widzi, to słowo nie pojawia się ani w nagłówku, ani w samym artykule. Zakładam, że Associated Press zależy na w pełni wiarygodnej wersji wydarzeń. Moja żona i ja nie zamierzamy zawierać żadnej ugody.
W słuchawce znowu zapada cisza.
– Czy mógłby pan jeszcze raz podać mi swoje dane i przypomnieć, na czym polegał pański udział w tym posiedzeniu? I czy mógłby pan teraz już szczegółowo opowiedzieć, jak to się wszystko odbyło?
Opowiadam. Czekam na jakąś reakcję.
– Panie Wharton, porozmawiam z naszym reporterem i z sędzią Murphym, a jeśli będzie potrzeba, sprawdzę to z aktami sądowymi. Bardzo dziękuję za telefon i zwrócenie nam uwagi na ewentualną dezinformację.
– Proszę bardzo.
Odkładam słuchawkę. Obracam się do Roberta.
– Zrobiłem, co mogłem, ale nie sądzę, żeby to coś dało. Straciłem zaufanie do wszelkich dużych instytucji, a AP chyba jest jedną z nich.
– Jesteś pewny, że się nie pomyliłeś, Will? Po co by to robili?
– Przecież po czymś takim ludzie przestaliby im wierzyć.
– No właśnie.
Przez resztę dnia nagrywam swoje wrażenia z ostatnich dni.
Prawdopodobnie żadne z moich dzieci ani nawet Rosemary nie będą mieli czasu, aby tego wysłuchać, ale dzięki tym taśmom może kiedyś napiszę książkę. Ta książka powoli się staje moją ostatnią deską ratunku: nie widzę już innej możliwości spełnienia prośby Berta. Jeśli ukaże się drukiem, być może uświadomi Oregończykom, ile stracili, i wciąż tracą, na tym mariażu wielkiej polityki i wielkiego biznesu. Poza tym kiedyś muszę to wreszcie z siebie wyrzucić. Tak więc grzebię to żywcem w małej, czarnej, zasilanej bateriami skrzynce. Zużywam siedem godzinnych kaset.
Kiedy kończę, ledwo mogę mówić.
Nazajutrz Robert odwozi mnie na lotnisko. Z domu wyjeżdżamy o 6.30. O tej porze nie ma jeszcze wielkiego ruchu. Rob wysadza mnie przed halą odlotów. Zgłaszam się do odprawy biletowej; cały swój bagaż zabieram jako podręczny, żeby po przylocie nie tracić już czasu. W poczekalni prawie nie ma ludzi. Jeszcze nigdy nie widziałem takiego pustego lotniska. Rozglądam się wokoło.
Widzę, że w moją stronę biegnie Mona. W ręku ma gazetę.
Jej twarz rozświetla promienny, całkiem nieprawniczy uśmiech.
Całuje mnie serdecznie i podtyka mi pod nos rozłożoną gazetę.
Nagłówek brzmi:
SPRAWA KATASTROFY NA 1 – 5 POZOSTAJE NIE ROZSTRZYGNIĘTA
Associated Press
Wbrew wcześniej podawanym informacjom nie wszystkie sprawy o spowodowanie wypadku na 1 – 5 zostały załatwione na drodze ugody.
Sędzia federalny, Joseph Murphy, powiedział w poniedziałek, że jego słowa zostały błędnie przytoczone, i że nigdy nie twierdził, iż we wszystkich sprawach zawarto ugodę.
W jednej ze spraw, Williama Whartona przeciw firmie przewozowej Cuttera, nie doszło do ugody. Proces zacznie się 25 września br.
W sierpniowym wypadku zginęli czterej członkowie rodziny Whartona.
„Nie chcę żadnej ugody… Przyjechałem tutaj, ponieważ mnie szantażowano” – powiedział Wharton.
Murphy przyznał, że wie, iż Wharton podważa legalność procedur, na mocy których wszystkie pozostałe sprawy rozstrzygnięto w drodze ugody.
„Pan Wharton jest bardzo przywiązany do swoich prywatnych wyobrażeń o prawie i sprawiedliwości” – stwierdził sędzia Murphy.
Wharton, który mieszka na stałe we Francji, powiedział, że w ciągu tych czterech dni nikomu nie wolno było opuszczać sali sądowej na dłużej niż pięć minut.
„Sędzia Murphy po prostu nas uwięził. Postanowił nas przeczekać – stwierdził Wharton. – Wszystko to było bardzo przygnębiające”.
Murphy utrzymuje, że nikogo nie zmuszał do ugody. „Powiem tylko, że posiedzenie pojednawcze ma charakter czysto mediacyjny. Sąd nie może nakazać ugody. Jeśli strony się układają, to dlatego, że taka jest ich wolna i nieprzymuszona wola, a zadaniem sądu jest zagwarantowanie im prawa wyboru…” [Tylko że adwokaci bali się narazić sędziemu Murphy'emu. Nie chcieli ryzykować interesów swoich firm. Krótko mówiąc, trzymali język za zębami.]
Poza Whartonem wszyscy skarżący przystali na ugodę.
Adwokat Paula Sweglera, Henry Forcher, stwierdził, że to Jedna z najbardziej skomplikowanych spraw sądowych w dziejach Oregonu”.
Prawie wszystkie pozwy były skierowane przeciwko władzom stanowym i Paulowi Sweglerowi, farmerowi z okolic Albany, których przeciwnicy wypalania ściernisk obwiniają o spowodowanie wypadku.
Nie wierzę własnym oczom. Z wrażenia odbiera mi mowę.
Dziękuję Monie za tę wspaniałą wiadomość. Daje mi w prezencie egzemplarz gazety. Nie chce mi się tego czytać po raz drugi.
Dopiąłem swego, ale zupełnie nie wiem, co powiedzieć. Padamy sobie w objęcia i całujemy się, zwyczajem francuskim, w oba policzki. Podnoszę z ziemi swoją torbę. Idąc do samolotu, oglądam się za siebie.
– Do zobaczenia we wrześniu! – krzyczy Mona.
Kiwam głową, uśmiecham się i ruszam do wyjścia.
Lato spędzamy, jak zwykle, w New Jersey. Nie czuję się dobrze w miejscu, gdzie po raz ostatni widziałem Kate i jej rodzinę, ale podczas tego pobytu dużo czasu spędzam na plaży, słuchając taśm, które nagrałem bezpośrednio po posiedzeniu, i przygotowując się do zbliżającego się procesu. Robię notatki w moim własnym, żółtym, prawniczym skoroszycie. Mam mnóstwo wątpliwości. Nadal nie potrafię poskładać tego wszystkiego w jedną, logiczną całość.
Читать дальше