W wyniku kolizji, wymienione poniżej Kathleen Wharton Woodman i jej nieletnie córeczki, Mia Woodman i Dayiel Woodman, zginęły. [Bert Woodman nie został tu wymieniony, ponieważ jego rodzina wniosła osobną skargę do sądu stanowego.
Wypalanie ściernisk jest wyjątkowo niebezpiecznym i nadzwyczaj ryzykownym przedsięwzięciem. Wytworzyło wysoki stopień zagrożenia o wyjątkowo dużej skali i prawdopodobieństwie zarówno dla denatów, jak i dla innych podróżujących autostradą międzystanową nr 5; nie jest możliwa bezpieczna jazda w tak gęstym dymie, nawet przy zachowaniu najwyższej ostrożności.
Wypalanie ściernisk stało się jedną z istotnych przyczyn śmierci Kathleen Wharton Woodman, Mii Woodman i Dayiel Woodman.
Na skutek kolizji, do której doszło w opisanych wyżej okolicznościach, wydarzyło się, co następuje:
a. Kathleen Wharton Woodman, Mia Woodman i Dayiel Woodman doznały bólu i cierpiały przez czas od chwili wypadku do momentu śmierci;
b. Poniesione zostały koszty pogrzebu Kathleen Wharton Woodman, Mii Woodman i Dayiel Woodman – w nie określonej jeszcze wysokości;
c. Wills Billing, żyjące dziecko Kathleen Wharton Woodman i przyrodni brat Mii Woodman oraz przyrodni brat Dayiel Woodman został pozbawiony towarzystwa i opieki denatów;
d. Masa spadkowa denatów doznała materialnego uszczerbku, w nie określonej jeszcze wysokości, odpowiadającego sumie, którą zaoszczędziliby przez resztę swojego życia, gdyby żyli.
Równie długa jest lista oskarżeń o zaniedbania: Swegler powinien był przewidzieć, że pożar może rozprzestrzenić się w kierunku autostrady; powinien był otoczyć cały teren zaporami z niepalnych materiałów; kiedy ogień już się rozprzestrzenił, powinien był natychmiast zaalarmować właściwe służby. W sumie, zarzuca mu się, że dopuścił do rozprzestrzenienia się „pożaru, który sam wzniecił”, oraz że „obrażenia odniesione przez denatów oraz poniesione straty materialne były przewidywalnym skutkiem jego zaniedbań”.
Pozostałe pozwy są skierowane przeciwko kierowcy i jego pracodawcy. Chronsikowi zarzuca się jazdę z nadmierną szybkością, nieuwagę i niepanowanie nad pojazdem. Jego pracodawcom, właścicielom ciężarówki, zarzuca się, iż wiedzieli, że Chronsik był wcześniej karany za przekraczanie dozwolonej prędkości i prowadzenie pod wpływem alkoholu. Od firmy przewozowej żąda się miliona dolarów odszkodowania. W przypadku farmera i kierowcy dochodzi się odszkodowania „w nie określonej jeszcze wysokości”.
Skargę podpisali Charles Raven i Mona Flores z firmy prawniczej Baker, Ford.
Czytamy z Rosemary listę roszczeń. Z tego, co mi wiadomo, wszystkie są uzasadnione, ale niepokoi mnie tempo, w jakim toczący się proces wymyka się spod naszej kontroli.
Tymczasem wymiana korespondencji trwa. Ile Bert i Kate mieli na koncie? Ile kosztował pogrzeb? Ile kosztował zamówiony przeze mnie nagrobek?
Ponawiają się spory w kwestiach proceduralnych. Paul Swegler dwukrotnie usiłuje spowodować przeniesienie rozprawy do sądu stanowego lub okręgowego i dwukrotnie jego zażalenie zostaje oddalone. Później wnioskuje, aby wszystkie sprawy były rozpatrywane razem, a nie indywidualnie. Również i ten wniosek zostaje oddalony, ale w uzasadnieniu sędzia stwierdził, co następuje: „Jakkolwiek wątpię, aby doszło do rozprawy przed sądem przysięgłych, zmuszony jestem przyznać, że wszystkie postawione zarzuty są zgodne z prawdą”.
Czytam to uzasadnienie kilka razy. Naszym głównym celem, dla którego zgodziliśmy się wdepnąć w to prawnicze bagno, jest doprowadzenie do publicznej rozprawy przed sądem przysięgłych, na oczach mieszkańców stanu Oregon. Czyżby, zdaniem sędziego, sprawa nie kwalifikowała się do postępowania przed sądem przysięgłych?
Między Portland a Paryżem krążą listy i faksy z kolejnymi zestawami pytań. Najgorsze jednak, że któregoś dnia przychodzi wezwanie do złożenia zeznań – dla Rosemary, Willsa i dla mnie. Dlaczego my mamy składać zeznania? Rosemary i mnie nawet nie było w Oregonie, kiedy wydarzył się wypadek. Nie chcę składać zeznań. Nie chcę jechać do Portland. Piszę, że nie możemy przyjechać, że taka podróż jest dla nas zbyt kosztowna i zbyt męcząca. Otrzymujemy odpowiedź, że to absolutnie konieczne i że odmowa przyjazdu narazi na szwank naszą sprawę. Poddajemy się, chociaż nie jestem przyzwyczajony do wydawania takiej masy pieniędzy na samolot tylko po to, żeby złożyć zeznania. Zeznanie – nigdy dotąd nie spotkałem się z tym słowem.
Z lotniska w Portland odbiera nas Robert Wilson, nasz wieloletni znajomy. Wills, po wakacjach we Francji, przyleciał razem z nami. Zamieszkamy u Wilsona. Cieszę się, że ten wieczór spędzimy w rodzinnej atmosferze i w gronie starych przyjaciół.
Następnego dnia odnajdujemy siedzibę firmy Baker, Ford – różowy budynek w centrum miasta – i jedziemy windą do biura Charlesa Ravena. Raven jest przystojnym, dobrze ubranym i starannie uczesanym mężczyzną po pięćdziesiątce. To właśnie on ma być naszym przedstawicielem na rozprawie.
Jego biurko stoi tyłem do wielkiego okna, dlatego patrząc pod światło, nie widzimy dokładnie jego twarzy. Za to on ma nas jak na talerzu. Ja mam na sobie spłowiałe, w miarę czyste dżinsy.
Rosemary prezentuje swój zwykły, dystyngowany styl: niskie obcasy, starannie ułożone włosy. Wills ma na sobie rzeczy, jakie nosi większość chłopców w jego wieku.
Po kilku minutach rozmowy w biurze pojawiają się jeszcze dwie inne osoby. Starszy mężczyzna, nazwiskiem Clint Williams, okazuje się emerytowanym sędzią federalnym, a mniej więcej czterdziestoletnia kobieta to Mona Flores, z którą prowadziliśmy tak ożywioną korespondencję. Wymieniamy uśmiechy i siadamy.
Charles Raven wyjaśnia nam, na czym polega składanie zeznań, mówi, że to niejako przedłużenie tego wszystkiego, co się dzieje na sali sądowej. Radzi, żebyśmy odpowiadali wyłącznie na postawione pytania, i informuje, iż wśród osób zadających pytania będą przedstawiciele firm ubezpieczeniowych oraz prawnicy reprezentujący zarówno innych powodów, jak i pozwanych. Rosemary przygląda mu się równie badawczo jak on nam. Ja oglądam widoki za oknem. Wills wierci się z nudów. Clint Williams i Mona Flores od czasu do czasu uzupełniają informacje podawane przez Ravena.
Od razu widać, kto tu jest szefem: Raven nie pozwala, żeby jego pracownicy choć na chwilę przejęli inicjatywę. Oni z kolei sprawiają wrażenie lojalnych podwładnych, a w każdym razie dobrze odgrywają swoje role. Oddycham z ulgą, kiedy się żegnamy i umawiamy na następny dzień. Domyślam się, że dzisiaj chcieli nam się tylko z bliska przyjrzeć. Wszystko to wydaje mi się jedną wielką stratą czasu i pieniędzy. Dziękuję Bogu za Roberta i Karen, przyjaciół, u których mieszkamy.
Nazajutrz stroimy się na przedstawienie. Nawet Wills jest elegancki, głównie dzięki niestrudzonym zabiegom Rosemary. Ja mam na sobie garnitur za sześć dolarów, kupiony w sklepie Armii Zbawienia. To porządny garnitur, może tylko odrobinę staromodny, z kamizelką i w ogóle.
Na parkingu czeka na nas Mona Flores. Prosi, żebyśmy zwracali się do niej po imieniu. Udziela nam ostatnich przestróg.
– Nie śpieszcie się z odpowiedziami. Zawsze czekajcie, aż dam wam znać, czy macie odpowiedzieć „tak” czy „nie”. Jeśli zapytają „Czy mógłby pan lub pani podać nam swoje nazwisko?”, odpowiedzcie „Tak”. Zmuście ich, aby wprost zapytali, jak się nazywacie. To jedna z głównych zasad podczas składania zeznań.
Ani słowa ponad to, co konieczne.
Wchodzimy do długiego pokoju z wielkim stołem pośrodku.
Читать дальше