P: – Czy Frank Rosenthal traktował te sugestie poważnie?
Q: – Chciałbym tylko uzupełnić to, co powiedziałem. Potraktowałem je poważnie tylko dlatego, że padły z ust pana Rosenthala. Były jednak niewykonalne i nie do przyjęcia. Ale on, owszem, rzeczywiście traktował je bardzo poważnie.
P: – Kiedy uświadomił pan sobie, że Frank Rosenthal traktował te rozmowy poważnie?
Q: – Po pewnym czasie od tego właśnie spotkania wrócił i powiedział, że zdaniem ludzi, których reprezentuje – i użył słowa „wspólnicy” – jest to propozycja możliwa do przyjęcia.
P: – I co pan powiedział panu Rosenthalowi?
Q: – Powiedziałem mu, że zawarcie podobnej transakcji jest niemożliwe. Nie byłem tym zainteresowany ani też nie dałbym się wciągnąć w proceder tego rodzaju, bowiem Rosenthal mówił o dziesięciu milionach w gotówce, o nie zadeklarowanych dochodach. Powiedziałem, że nie chcę być zamieszany w coś takiego. Odparł, że przekazał wspólnikom, iż zgodziłem się, by przedstawił im zatwierdzony przez nas dokument w kwestii, jak to określił, przejęcia udziałów. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, ponieważ dla mnie pan Rosenthal był chorobliwym kłamcą i psychopatą. Utrzymywałem z nim codzienne kontakty pamiętając jednocześnie, jakim jest człowiekiem.
P: – Jak pan Rosenthal zareagował na niewyrażenie zgody na przejęcie udziałów?
Q: – Był bardzo zdenerwowany i powiedział, że wspólnicy z pewnością odniosą się wrogo do mojej negatywnej reakcji. I znowu w każdym jego zdaniu była ukryta groźba; posunął się nawet do opisów działań, które podejmą wspólnicy. Potraktowałem je poważnie, choć w innych sprawach kłamał jak najęty…
P: – Jaką rolę przewidział dla siebie Frank Rosenthal w pierwotnej, dyskutowanej przez was koncepcji?
Q: -… Miał być głównym zarządcą i chciał kierować nową spółką jako jej prezes.
P: – A czy miałby inne prawa własności?
Q: – Tak. Miałby pięćdziesiąt procent udziałów…
Allen Glick nadal zachowywał się tak, jakby wierzył, że ma jakąś władzę we własnej korporacji. Rosenthal próbował go zmusić do sprzedaży Lido Show Joemu Agoście z Tropicany, ale Glick odmówił. Carl Civella i DeLuna nadal latali do Chicago, żeby zmawiać się przeciwko niemu, a DeLuna dalej opisywał wszystkie wydarzenia – nieświadomie pozostawiając trop agentom policji i FBI.
W styczniu 1978 roku spotkali się z Frankiem Balistrierim, Joem Aiuppa, Jackiem Ceronem i Turkiem Torellem, który leczył raka żołądka. Zgodnie z zapiskami DeLuny rozmowa dotyczyła wyłącznie zastąpienia Geniusza kimś innym. Pomylony [pseudonim Franka Rosenthala] również miał być, ale nie mógł przyjechać. 10 kwietnia DeLuna znowu spotkał się z Aiuppa, Ceronem, Torellem i Spilotrem, który najwyraźniej przebywał w sąsiedztwie. Zgodnie z notatkami: Rozmawialiśmy o tym, kto powinien spotkać się z Geniuszem. Wybrano mnie. 19 kwietnia DeLuna wrócił z Carlem Civella do Chicago, żeby spotkać się z Aiuppa, Ceronem i Rosenthalem: Znowu rozmawialiśmy o moim spotkaniu z Geniuszem. (Mówiliśmy o tym dziesięć dni temu. Patrz karta z 4.10.) Pomylony dał mi numer swojego domowego telefonu. Uzgodniliśmy, że nasze pierwsze spotkanie odbędzie się u advocatto [w kancelarii Oscara Goodmana] i wstępnie umówiliśmy się na następny tydzień. 22 [Joe Aiuppa] zaproponował, żeby poczekać, bo ON [Nick Civella] za chwilę tu będzie [wypuszczą go z więzienia], ale MM [Carl Civella] powiedział, że chce, byśmy załatwili to przed ON [powrotem Civelli]. Właśnie dlatego Pomylony i ja w przyszłym tygodniu [spotkamy się] z Geniuszem. DeLuna szczegółowo odnotował wydatki związane z podróżą: 180$ za przelot, 180$ za powrót oraz 7$ za parkowanie dało w sumie 367$. DeLunie zostały 8702$.
*
W końcu kwietnia Carl DeLuna poleciał do Las Vegas i odbył spotkanie stanowiące ostatni rozdział w procesie edukacji Allena Glicka.
P: – Panie Glick, pragnę, by wrócił pan myślą do 25 kwietnia 1978 roku i powiedział, czy miał pan okazję spotkać się z Carlem DeLuna.
Q: – Tak.
P: – Gdzie pan się z nim spotkał?
Q: – W kancelarii prawniczej pana Oscara Goodmana.
P: – Kim jest Oscar Goodman?
Q: – Prawnikiem z Las Vegas.
P: – Czy znał pan go wcześniej?
Q: – Tak. Reprezentował kiedyś Argent Corporation.
P: – Kto uczestniczył w tym spotkaniu?
Q: – Ja, pan DeLuna i pan Rosenthal…
P: – Czy tamtego dnia widział pan pana Goodmana?
Q: – Nie widziałem.
P: – Co pan zauważył po wejściu do kancelarii?
Q: – Znalazłem się w pokoju, w którym siedziała sekretarka pana Goodmana. Minąłem ją i wszedłem do jego gabinetu.
P: – A gdy pan wszedł do jego gabinetu, co pan zauważył?
Q: – Za biurkiem pana Goodmana, z nogami na blacie, siedział pan DeLuna.
P: – Proszę powiedzieć członkom ławy przysięgłych, co wydarzyło się w tym gabinecie 25 kwietnia 1978 roku.
Q: – Wszedłem do gabinetu. Pan DeLuna burkliwie wskazał mi krzesło. Jednocześnie wyjął z kieszeni kamizelki – miał chyba na sobie trzyczęściowy garnitur – kartkę papieru… i patrzył na nią przez parę sekund. Potem spojrzał na mnie i powiedział, że został wysłany, aby przekazać mi ostatnią wiadomość od swych wspólników. I zaczął czytać z tej kartki. Czy chce pan, żebym…
P: – Proszę opisać na tyle dokładnie, na ile pan pamięta, wszystko, co pan usłyszał poza przekleństwami i wszystko, co się potem wydarzyło.
Q: – DeLuna powiedział, że on i jego wspólnicy mają już dość kontaktów ze mną i nie mogą mnie dłużej tolerować. Chciał, żebym wiedział, iż wszystko, co mówi, słyszę po raz ostatni, bo jeżeli się do tego nie zastosuję, nie będę już miał ku temu następnej okazji. Poinformował mnie, że życzą sobie, bym natychmiast sprzedał Argent Corporation. Miałem zakomunikować o sprzedaży, gdy tylko opuszczę kancelarię pana Goodmana. Uświadomiłem sobie, że nie potraktowałem gróźb pod moim adresem tak poważnie, jak na to zasługiwały. A potem dodał, że choć utrata własnego życia najwyraźniej mnie nie przeraża, z pewnością przerazi mnie śmierć moich dzieci. To powiedziawszy, spojrzał na swą kartkę i podał mi imiona i wiek każdego z moich synów. Oświadczył, że jeżeli wkrótce nie usłyszy z moich ust zapowiedzi o sprzedaży korporacji, nakaże zamordować moich synów jednego po drugim. Ani na chwilę nie przestał przy tym zachowywać się w ordynarny, niecywilizowany sposób. Na zakończenie oświadczyłem, że chcę sprzedać korporację – miałem taki zamiar przed spotkaniem – i że to zrobię.
P: – Czy pan DeLuna powiedział coś, co wskazywało, że sam może utracić życie?
Q: – Tak.
P: – Co konkretnie?
Q: – Powiedział, że gdybym uznał, iż z jakiegoś powodu nie należy traktować go poważnie, lub gdyby z jakiegoś powodu nie było go w pobliżu, zawsze będzie ktoś, kto zastąpi nieobecnych wspólników.
Po paru dniach od spotkania z DeLuną Allen Glick poinformował Komisję ds. Gier Hazardowych o zamiarze sprzedaży swoich udziałów w kasynach. Ale nie zapowiedział tego publicznie; chciał zaczekać do momentu, aż zdoła znaleźć odpowiedniego kupca. Rozpoczął serię bezowocnych negocjacji. Początkowo próbował sprzedać udziały swoim wspólnikom na zasadzie oddania kasyn w dzierżawę. Następnie negocjował z kilkoma grupami ewentualnych nabywców; wielu z nich przedstawił Rosenthal. Należeli do nich: Allen Dorfman, Bobby Stella i Gene Cimorelli, lojalni wobec Rosenthala dyrektorzy korporacji, oraz bracia Doumani.
Читать дальше