GARMISA: – Wiem.
SPILOTRO: – Jeżeli umieścili ją pod Dale Russel, to nie mogliśmy jej znaleźć.
GARMISA: – Ja też o tym nie wiedziałem. Dowiedziałem się dwie sekundy temu. Więc nie przejmuj się tym, dobrze?
SPILOTRO: -… Chcę, żebyś zadzwonił do Joeya i żebyś…
GARMISA: – Zadzwonię.
SPILOTRO: – Jest teraz w domu.
GARMISA: – Zaraz mu to wytłumaczę.
SPILOTRO: – Sprawdzę to jeszcze raz, ale rozumiem już, co się stało.
GARMISA: – Nie, właśnie to odkryłem…
SPILOTRO: – Okay, Lenny.
GARMISA: -… przy drugim telefonie. Muszę kończyć. Dzięki.
SPILOTRO: – Dobrze.
GARMISA: – Okay.
SPILOTRO: – Cześć.
W ciągu siedemdziesięciu dziewięciu dni, wiosną 1978 roku, FBI zarejestrowało osiem tysięcy rozmów na dwustu siedemdziesięciu ośmiu szpulach taśmy. Większość z nich była równie banalna jak rozmowa na temat sekretarki Gregory'ego Pecka. Mimo to w czerwcu Biuro urządziło potężny nalot, przy którym ponad pięćdziesięciu agentów wręczyło wszystkim – od Spilotra począwszy i na Glicku skończywszy – nakazy rewizji. Nakazy, wręczane w Chicago i Las Vegas, pozwalały agentom konfiskować gotówkę, kartoteki, broń, nagrania na taśmach i dokumenty finansowe. Wszystko to zostało wyszczególnione na pierwszych stronach gazet w Las Vegas. Padły też zwyczajowe stwierdzenia o powiązaniach Spilotra z Rosenthalem i kasynem Stardust. Lecz w ciągu paru miesięcy prawie wszystkie skonfiskowane materiały powróciły do rąk właścicieli; szeroko komentowany nalot okazał się fiaskiem. Spilotro mógł spokojnie działać dalej.
„Prawdą jest, że Allen R. Glick nigdy nie był i nigdy nie będzie związany z niczym, co jest niezgodne z prawem”.
Czasami nazywano go Geniuszem, a czasem Łysoniem; bez względu jednak na przydomki współpraca z Allenem Glickiem była nieporozumieniem i mafia chciała się go pozbyć. Początkowo wydawał się idealnym kandydatem, ale potem zaczął przysparzać więcej kłopotów, niż był wart. Po pierwsze, stanowił zbyt nęcący cel ataków: dziennikarze lubili go kopać, kpić z braku doświadczenia, drwić z jego poważnej miny, sugerować, że fakt zarządzania przezeń kasynami jest podejrzany. Po drugie, okazał się znacznie sprytniejszy, niż ktokolwiek w związkowym funduszu emerytalnym mógł się spodziewać.
W 1976 roku, w ramach rutynowego rozpatrywania jego wniosku o zebranie dodatkowych funduszy na wykup swoich obligacji, zarząd amerykańskiej giełdy odkrył, że Glick pożyczył dziesięć milionów dolarów z kasy Argent Corporation niektórym filiom swojej własnej spółki – bez ustalonego harmonogramu zwrotu pożyczki – po czym w 1977 roku Komisja Papierów Wartościowych ujawniła, że w ciągu tygodnia od otrzymania związkowej pożyczki Glick przeznaczył trzysta siedemnaście i pół tysiąca dolarów na przebudowę domu i spłatę osobistych długów. Komisja Papierów Wartościowych oskarżyła go o wykorzystywanie Argent Corporation „jako prywatnego źródła funduszy z jawnym lekceważeniem zobowiązań wobec posiadaczy firmowych obligacji”. Według „Wall Street Journal” Glick płacił sobie ponad milion dolarów za menedżerskie usługi i potrącał tę kwotę ze swego zadłużenia wobec korporacji, jednostronnie redukując poziom swoich zobowiązań. Komisja Papierów Wartościowych oskarżała Glicka również o trwonienie funduszy Argent Corporation na kilka nierentownych przedsięwzięć, z projektem budowy budynku rządowego w Austin w Teksasie włącznie.
„Cudowne dziecko Las Vegas, właściciel kasyn, Allen Glick” stał się „mającym kłopoty właścicielem kasyn w Las Vegas”. Komisja Papierów Wartościowych pozwała Argent Corporation do sądu; skimming nadal był przedmiotem śledztwa; okoliczności zamordowania Barbary Rand nie zostały wyjaśnione. Za reklamy w miejscowej gazecie zwanej „Valley Times” zapłacono z góry trzysta tysięcy dolarów. Część tych reklam nigdy nie ujrzała światła dziennego. Kandydaci do urzędów politycznych otrzymali od Glicka datki na swą kampanię – i teraz publicznie je zwracali.
Problemy Glicka potęgował fakt, że rozpadało się imperium Związku Kierowców; on sam stanowił tylko adnotację w historii jego upadku, ale adnotację bardzo zabawną. Swą rosnącą arogancją zasłużył sobie na stosowną „nagrodę”. „Prawdą jest, że Allen R. Glick nigdy nie był i nigdy nie będzie związany z niczym, co jest niezgodne z prawem” – oznajmił dziennikarzowi „Wall Street Journal”.
Jedną z osób, które przeczytały artykuł o pożyczaniu sobie firmowych pieniędzy przez Glicka, był Nick Civella, król zbrodni z Kansas City, z którym Glick spotkał się przed czterema laty. Civella wściekł się na wieść, że Glick opróżnia kasę korporacji. Dojenie pieniędzy z kasyna było wystarczająco trudne bez ubiegającego ich w tym właściciela. Civella chętnie sam zadzwoniłby do Glicka, żeby mu o tym powiedzieć, gdyby nie pewna niedogodność: odsiadywał bowiem w więzieniu krótki wyrok za nielegalne obstawianie na międzystanowej linii telefonicznej (jego rozmowy telefoniczne były kontrolowane). Jednak podczas widzenia z bratem, Carlem Wesołkiem Civellą, rozkazał, żeby zrobiono coś z Glickiem. Tak więc Carl i jego pierwszy zastępca, Carl Twardziel DeLuna, rozpoczęli serię podróży do Chicago na spotkania z innymi gangsterami, którzy do spółki z grupą z Kansas City mieli udziały w Argent Corporation. Plan przewidywał zmuszenie Glicka do rezygnacji lub wykupienie mafijnych udziałów za miliony dolarów w gotówce.
Najważniejszą rolę w tym planie odgrywał Twardziel. DeLuna napadał z bronią w ręku i zabijał, ale miał naturę księgowego: prowadził drobiazgowe notatki ze swych podróży i zapisywał wszystkie wydatki na kartach katalogowych formatu trzy na pięć cali oraz w notesach. Używał pseudonimów, ale bez trudu można je było odszyfrować. Allen Glick występował jako Geniusz, a Frank Rosenthal nosił miano Pomylonego. Joe Agosto z Tropicany był Cezarem.
Pod koniec 1977 roku DeLuna i Carl Civella odlecieli do Chicago na spotkanie z bossem, Joem Aiuppa, i jego zastępcą, Turkiem Torellem. „Rozmawialiśmy o panoszącym się Geniuszu” – napisał DeLuna na karcie katalogowej, dokumentując w ten sposób pierwszą mafijną próbę pozbycia się Allena Glicka w drodze przymusowego przejęcia ich udziałów. Jak wiele lat później zeznał Glick, propozycję tę złożył mu Frank Rosenthal.
P: – Pozwoli pan, że zapytam, czy pan i Frank Rosenthal toczyliście kiedykolwiek rozmowy dotyczące Argent Corporation?
Q: – Tak.
P: – Czy przypomina pan sobie, kiedy mniej więcej miały miejsce te rozmowy?
Q: – Wydaje mi się, że w 1977 roku.
P: – Jaki był charakter tych rozmów?
Q: – Pan Rosenthal przyszedł pewnego popołudnia do mojego gabinetu i poinformował mnie, że uzyskał zgodę wspólników na propozycję wykupu ich udziałów. I przedstawił w ogólnym zarysie rozwiązanie, które jego zdaniem byłoby do przyjęcia dla wspólników.
P: – Jakie były jego warunki?
Q: – Uważał, że chcąc odzyskać należące do nich pięćdziesiąt procent udziałów, powinienem zaproponować im około dziesięć milionów w gotówce.
P: -… Kto, jeśli był on panu znany, działał jako przedstawiciel tych rzekomych wspólników?
Q: – Pan DeLuna, Carl DeLuna. Jak już nadmieniłem, pan Rosenthal. Pan Thomas… I chyba pan Dorfman…
P: – Czy poważnie zastanawiał się pan nad propozycją wykupienia Argent Corporation od wspólników, rzekomych wspólników, za dziesięć milionów dolarów?
Q: -… Próbowałem to zrobić ze względu na pana Rosenthala. Jeśli zaś chodzi o pomysł, który mi przedstawił, nie potraktowałem go poważnie.
Читать дальше