Manula Kalicka - Tata, One I Ja

Здесь есть возможность читать онлайн «Manula Kalicka - Tata, One I Ja» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tata, One I Ja: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tata, One I Ja»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Osadzona we współczesnych polskich realiach, a jednocześnie baśniowa opowieść o dwóch dziewczynkach wychowywanych przez samego ojca. Ciepła i krzepiąca – dowodzi, że nawet najtrudniejszy problem można rozwiązać, uciekając się do inteligencji i poczucia humoru. Zwariowane, dowcipne dialogi, niesamowite przygody, o których jednak się-wie-że-się-dobrze-skończą, osadzone w pejzażu podwarszawskiej miejscowości. Do tego przewijające się przez dom taty tabuny panienek, z których każda miałaby ochotę zostać na zawsze, ale nic-z-tego, i czuwająca nad dziewczynkami z Warszawy babcia Fredzia – niezrównana: mądra i szalona, złośliwa i serdeczna. Jak ta książka.

Tata, One I Ja — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tata, One I Ja», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– No tak… Wiesz, ja nie chciałabym zrywać więzi z dziewczynkami. Oczywiście będę łożyć na ich utrzymanie. To jest bezdyskusyjne. A propos, co się dzieje z naszym starym mieszkaniem?

– Zostało wynajęte, a uzyskane z niego pieniądze przeznaczam na utrzymanie dziewczynek.

– No… to jest jakaś forma alimentów.

– Tak, jeśli ci to dogadza, możemy poprzestać na tej sumie.

– Dogadza. Może szczegóły omówimy później. Kiedy w takim razie mogłabym widywać dziewczęta? Czy zgodziłbyś się, abym je zaprosiła na wakacje do naszego domu w Nairobi?

Pomyślałam sobie, że mama wiedziała, iż tata się nie zgodzi na nasz powrót do niej, a tata wiedział, że mama w gruncie rzeczy nas nie chce. Tylko byśmy jej przeszkadzały. Oni wykonali taki taniec rytualny. I każde z nich dostało to, czego chciało. Mama wolność, tatuś nas, a my wakacje w Kenii. Też nieźle.

– Bez problemu. Myślę, że będzie to dla nich wspaniała przygoda.

– Chcecie, panienki, odwiedzić mnie i Alberta w Kenii?

– Z przyjemnością – powiedziałam dystyngowanie.

Przynajmniej mam nadzieję, że tak to zabrzmiało.

– Super! – wykrzyknęła Paulina z niekłamanym entuzjazmem.

– No, to jesteśmy umówione – ucieszyła się mama.

– Was też zapraszam – zwróciła się do Fredki i Turka.

– Dziękujemy i chętnie skorzystamy – przyjęli zaproszenie zgodnie i bez żadnych wahań.

Dawno nie widziałam takiej zgody w rodzinie. Istny wersal. Tata z mamą deklamowali swoje kwestie, jakby je mieli dawno napisane. A mój cały strach – na nic. Rację miała cyniczna ośmiolatka. Mama podjęła drażliwy temat tylko pro forma, dla zasady. Wypadało jej spróbować. Tak naprawdę wcale nas tam nie chciała.

– Skoro sprawy techniczne już załatwiliśmy, to może powiecie nam, co tu się działo, gdy mnie nie było. – Mama zmieniła wątek, niezbyt zresztą zręcznie.

Te. „sprawy techniczne” to my, oczywiście. Kochana mamusia.

Szybko zabrałam głos i lekko wkurzona opowiedziałam o Fryderyku taty i o sukcesach na listach przebojów. Tata się bronił przed tymi pochwałami, ale znam go. Miło mu było.

Potem Ewa opowiedziała o swoich doznaniach w Indiach. Wznosiła się na wyżyny egzaltacji i nie będę tych wynurzeń tu przytaczać. Wystarczy, że nas nieco znudziła. Słuchaliśmy jej uprzejmie, bo jakie takie maniery się ma. Kiedy na chwilę zamilkła, sprytna Fredzia wpadła jej w słowo i spytała Alberta o jego myśliwskie przygody. Ten, rozluźniony i rozochocony, okazał się niezłym gawędziarzem. Zaserwował nam zabawną historyjkę o przyjacielu, którego ukąsiła kobra.

– Zażądał ode mnie, abym na niego nasiusiał. Ja, przerażony, nie rozumiem, co on krzyczy, a ten się drze: „Szczaj na mnie, szczaj na mnie!” Wyjąłem więc malutkiego i leję na ranę. W ten sposób uratowałem życie przedwojennemu attache kulturalnemu w Portugalii – zakończył swoją opowieść.

– I to rzeczywiście było skuteczne? – zdziwiła się Ewa.

– Bardzo. Nie gorsze od surowicy. Moje wahanie mogło go zabić.

– A widziałeś jakieś lwy? – spytała naiwnie Paulina.

– Niejednego. Kiedyś przyjechałem do znajomych na farmę, a tam totalna panika. Lew sforsował ogrodzenie, wpadł na podwórze i dostał się do klozetu. Takiej budki z serduszkiem w drzwiach. Wskoczył tam całym impetem i zatrzasnął za sobą drzwi. Skobelek po prostu opadł, zamykając klozecik od zewnątrz. Na dziedzińcu stali domownicy i goście, wszyscy z kieliszkami w rękach, bo odbywał się właśnie proszony obiad, i deliberowali, co zrobić z lwem, który szamotał się, pewnie też nieźle wystraszony, w środku sraczyka. Nikt nie miał dość odwagi, aby podejść i unieść skobelek. Lew coraz bardziej szalał, budka się trzęsła, a ludzie bali się, że zwierzę wpadnie w furię, gdy wydostanie się na wolność. W końcu zdecydowaliśmy, że ktoś wejdzie na klozetkę od góry i z dachu spróbuje otworzyć feralne drzwi. Lwisko ryczało. Murzyn zajął miejsce na dachu, a my, sześciu chłopa, ustawiliśmy się z bronią gotową do strzału. Tu muszę dodać, że farma, na której się to wydarzyło, stała na terenie rezerwatu i nie wolno tam było strzelać do zwierząt, chyba że w wypadku zagrożenia życia. Powoli, patykiem, chłopiec podważył skobel. Zwierzak naparł na drzwi i wyleciał na piach. Podniósł się, rozejrzał powoli i jak nie da dyla! Aż się za nim kurzyło. Wystraszył się, biedaczek, ale my też niezgorzej.

Historyjka Alberta wszystkim się podobała. Mam nadzieję, że i nas spotkają fajne przygody w Afryce. Pojedziemy do Kenii na ferie zimowe. Wtedy będzie tam chłodniej.

W pewnym momencie Fredzia stwierdziła:

– Czuję pewien niedosyt.

– Jaki niedosyt? Coś się stało? Czegoś brakuje? – zaniepokoiliśmy się.

– Tak, brakuje… Nie było żadnej historyjki o śledziach! Arturku! Zaniedbujesz się! – powiedziała i zaczęła się śmiać.

Wyjaśniliśmy mamie i Albertowi, że w Krakowie wpadliśmy w manię opowiadania anegdot śledziowych.

– Dzisiaj były już inne związane z wódką – próbowałam bronić Artura.

– Nie ma sprawy, chcesz o śledziu, masz o śledziu – rzekł Artur i opowiedział następującą historyjkę: – Kilka dni temu poszedłem do knajpy na wódkę i śledzia. – Spojrzał na oburzoną Fredzię i dodał: – Musiałem. W domu nie mogę liczyć na zrozumienie dla tych spraw. W gruncie rzeczy jestem bardzo samotny. – Przerwał na chwilę, wzruszony swoim smutnym losem. – Wypiłem wódeczkę, sięgam po śledzika, a on… Zatkało mnie. Śledzik wyraźnie do mnie mruga. Wódeczka była tylko jedna, nie mogło więc być mowy o żadnych omamach. Śledzik mrugnął do mnie jeszcze raz i mówi: „Arturku, przyjacielu drogi”. „Przyjacielu”, rozumiecie, do mnie, śledzik.

Słuchaliśmy z zapartym tchem. Nas też zatkało.

– Zerwałem się od stołu, porwałem śledzika, schowałem go pod marynarką na sercu i pobiegłem do domu. Przemyciłem go, ukryłem. Położyłem na talerzyku, na serwetce, na moim biurku, a drzwi zamknąłem na klucz. Siadłem naprzeciw niego i zaczęliśmy gadać o wszystkim – o samotności i przyjaźni, o życiu i śmierci, o etyce, mitologii i mitach, o tym, co wczoraj, i o tym, co jutro. Nigdy z nikim nie miałem tak intensywnego porozumienia. Świat, jego sprawy nabrały innego wymiaru, innej formy. Wszystko nareszcie zaczęło mi się układać, gdy nagle mój śledzik mówi, że musi wyjść. Zacząłem prosić, błagać, by nie wychodził, gdzie się będzie tłukł w taką fatalną pogodę. Powiedziałem: „Przyjacielu, bracie, nie opuszczaj mnie!” Nie dał się przekonać. Kategorycznie chciał wyjść. Uwiązałem go na sznurku, zbiegliśmy po schodach. Lał deszcz, a śledzik gnał w stronę Wisły. Dobiegł do mostu, ciągnąc mnie za sobą. Na moście bez chwili wahania, bez pożegnania, ten mój jedyny przyjaciel rzucił się do wody. – Tu Artur przerwał i cicho załkał. – Podbiegłem do balustrady. Światło latarni migotało, wichura szalała, a tam, w wodzie, łebek mego druha to się wynurzał, to znikał. Nagle pojawił się znowu i wrzasnął rozpaczliwie: „Artur! Artur! Ratuj! Tonę!” Wołałem: „Śledziku, mój przyjacielu!” Biegłem mostem, ale nie miałem dość odwagi, by rzucić się w tę zimną, zdradliwą toń.

Artur zamilkł, spuścił głowę, podparł ręką czoło.

Zapanowała cisza, a potem wszyscy wykrzyknęliśmy:

– No i co? Co dalej? Co się stało?

– Nie ma dalej – odparł śmiertelnie smutnym, zachrypniętym głosem Artur. – Nie ma dalej!

– Jak to nie ma? A śledź?

– Śledź… – wyszeptał tragicznym głosem – utonął.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tata, One I Ja»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tata, One I Ja» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tata, One I Ja»

Обсуждение, отзывы о книге «Tata, One I Ja» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x