Manula Kalicka - Tata, One I Ja

Здесь есть возможность читать онлайн «Manula Kalicka - Tata, One I Ja» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Tata, One I Ja: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Tata, One I Ja»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Osadzona we współczesnych polskich realiach, a jednocześnie baśniowa opowieść o dwóch dziewczynkach wychowywanych przez samego ojca. Ciepła i krzepiąca – dowodzi, że nawet najtrudniejszy problem można rozwiązać, uciekając się do inteligencji i poczucia humoru. Zwariowane, dowcipne dialogi, niesamowite przygody, o których jednak się-wie-że-się-dobrze-skończą, osadzone w pejzażu podwarszawskiej miejscowości. Do tego przewijające się przez dom taty tabuny panienek, z których każda miałaby ochotę zostać na zawsze, ale nic-z-tego, i czuwająca nad dziewczynkami z Warszawy babcia Fredzia – niezrównana: mądra i szalona, złośliwa i serdeczna. Jak ta książka.

Tata, One I Ja — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Tata, One I Ja», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Przed jamnikiem biję czołem, jamnik górą, chociaż dołem.

Zadzwoniłam też zaraz do Fredzi, by jej powiedzieć, że zguba się znalazła. Kiedy ochłonęłam z pierwszych emocji, przypomniał mi się ten niesamowity człowiek, który go przywiózł. Kto to mógł być i jak spotkał się z Gucieńką?

W niedzielę obudziłam się dziwnie szczęśliwa. Świeciło słoneczko, koło mnie leżał Gucio i lekko posapywał. Miałam przeczucie, że z mamą też się dzisiaj wszystko dobrze ułoży.

Wstałam i szybko się włączyłam do ostatnich przygotowań. O pierwszej w południe wszystko było gotowe. Stół elegancko nakryty, udekorowany, wszędzie stały piękne bukiety z naszych własnych tulipanów. Paulinka w swojej ulubionej granatowo-żółtej sukience, ja w krótkiej spódniczce i zabawnym sweterku – prezentowałyśmy się niezwykle szykownie. Jedyny zgrzyt stanowił tata, który ukazał się w rozciągniętym podkoszulku i nieogolony. Na jego widok wydałyśmy ponury jęk.

– O co wam chodzi? – zdziwił się tatko.

– Zobacz, jak ty wyglądasz – zaprowadziłam go do lustra.

– Jak wyglądam? Normalnie wyglądam, normalnie! – bronił się ojciec.

Potem popatrzył na nas, na stół odświętnie nakryty i się zadumał.

– O! Co to jest? A! A! Mama dzisiaj przyjeżdża.? Zupełnie zapomniałem. To może pójdę się przebrać? – powiedział niepewnie i poszedł, popychany przez nas, w kierunku drzwi.

I to ma być odpowiedzialny ojciec rodziny…

Po mniej więcej kwadransie tata pojawił się znowu, nienagannie ubrany. Pobiegłam do sypialni i przyniosłam mu apaszkę. Otrząsał się z obrzydzenia, kiedy ją kunsztownie wiązałam.

– Muzyk rockowy z fularem? Zwariowałaś chyba, Karo Boska!!! Obrzydliwość! Zdejmij to ze mnie natychmiast!

Nie dałam się przekonać.

– Masz wyglądać elegancko – powiedziałam i dokończyłam dzieła.

Nikt nie mógłby powiedzieć o tym eleganckim facecie, że wygląda jak nieprześcielone łóżko. Prezencję miał taką raczej Iordowską.

Nie dało się tego jednak powiedzieć o nieszczęsnym Albercie, który się wkrótce pojawił z naszą mamusią kochaną. Wyglądał jak suszona śliwka, a podobieństwo podkreślał jeszcze krawat w tej samej tonacji co twarz. Fioletowobrunatnej.

Mama była, jak zwykle, nieskazitelna. W ślicznej lnianej pomarańczowej sukni prezentowała się olśniewająco.

Chwilę później nadjechała Fredzia z Arturem i Ewą, wszyscy ubrani w fajne bawełniane ciuchy, jak się później okazało, hinduskie. Przywiozła je ciocia Ewa i obdarowała nimi całą naszą rodzinkę. Były to naprawdę modne łaszki, zabawne i z pomysłem. Przez całe wakacje prawie z nich nie wychodziłyśmy, ja i Paulina. Dostałyśmy jeszcze od cioci kilka hinduskich słoników z podniesionymi trąbami. Na szczęście. Bardzo dobry prezent.

Mama też uznała za stosowne coś nam przywieźć. Obdarowała nas prymitywnymi rzeźbami afrykańskimi, przedstawiającymi żyrafę i słonia. Te prezenty nam się spodobały, ale nie okazałyśmy należytego entuzjazmu. Niech mama zbytnio nie liczy na naszą krótką pamięć.

Po zamęcie pierwszych powitań tatuś zaprosił wszystkich do stołu. Zostało to przyjęte z entuzjazmem. Sałatka śledziowa spotkała się z aprobatą Artura i Alberta. Okazało się, że łączy ich miłość do dań ze śledzi.

Zakrapiali je wódeczką, co nasunęło mi myśl, że taki śledzik to zgrabny pretekst do picia mocnych trunków. Wyraziłam tę głęboką uwagę głośno, co wywołało ripostę Alberta.

Przytoczył on słowa tak zacnego i poczciwego poety, jakim był Leopold Staff. Podobno ten miły staruszek twierdził, że „wódkę można pić tylko w dwóch wypadkach. Gdy jest zakąska i nie ma zakąski”.

Te niewątpliwie odkrywcze słowa spotkały się z żywym poparciem tatki. Wychylono więc jeszcze jedną kolejkę „za tych, co w buszu”. Albert się ożywił i zaczął integrować z nową rodziną. Fredka powiedziała potem, iż zawsze wiedziała, że alkohol czyni cuda. To przyznała wieczorkiem, przez telefon, i tylko mnie, natomiast tu i teraz usiłowała stoczyć nieodzowną i rytualną już batalię z Turkiem, aby nie pił. Oczywiście „na nic prośby i błagania” – to cytat, ale nie wiem skąd.

Artur, jak zwykle, stawał dzielnie, wspierany przez Alberta i Eryka. Ten ostatni na słowa Fryderyki o nerkach (standardowe na każdej imprezie) odpowiedział – tak, nie mylicie się państwo, dobrze słyszycie – poezją. Wierszyk był następujący:

Tu leży John Orr.

Gdy był chory z przepicia,

Doktor przepowiedział mu

Jeszcze jeden rok życia.

Po tym surowym wyroku

John żył jeszcze lat 74.

Doktor zmarł po roku.

Harcownicy stawali mężnie i po chwili Eryka wsparł Albert, zadziwiając wszystkich znajomością bratniego języka czeskiego. Przytoczył czeskie porzekadło ludowe treści następującej: Pijeś, umfeś. Nepijes, umfeś tak proto pij.

Po tym zmasowanym ataku Fredzia została zdradziecko dobita przez Artura, który wypowiedział krótkie, ale znaczące słowa, patrząc jej przenikliwie w oczy:

– Rozważ też to, kochanie: „Pewien mąż rzekł do żony: rzuciłem palenie, rzuciłem picie, teraz kolej na ciebie”.Chcesz tego?

– Nie – odparła pognębiona do cna Fredzia. – Poddaję się, pij sobie, ile chcesz, umywam od tego ręce.

Panowie, wolni od męczącego smrodku dydaktycznego, bez problemu przestawili się na białe wino, które lepiej niż wódka pasowało do indyka. Albert przytoczył nawet stosowny wierszyk, pozwalający zapamiętać, co z czym się pije.

Tata zadał nam go jako pracę domową. Miałyśmy się nauczyć na pamięć. Stwierdził, że poezja ta powinna się znaleźć w tomikach z serii „Co każda dziewczyna wiedzieć powinna”. Nauczyłam się, bo jestem grzeczną córeczką. Przytaczam, choć może za dużo już tych wierszyków.

Ryby, drób i cielęcina lubią tylko białe wina.

Zaś pod woły, sarny, wieprze jest czerwone wino lepsze.

A szampana, wie i kiep, można podczas, po i przed.

A tam, dobrego nigdy za wiele. Fajny i pożyteczny wierszyk. Tylko co z wódką? Zaraz, niech pomyślę… Wódka tylko w dwóch wypadkach. I wszystko jasne, jak powiedział, dajmy na to… Edison.

Przyjęcie się rozkręciło, goście wesoło sobie gawędzili i chwalili przygotowane przez Honorkę dania. Wszyscy mężowie mamy, to znaczy – obaj mężowie, niesłychanie się zintegrowali. Tematy alkoholowe nie były już podejmowane, bo ktoś przypomniał o ustawie o wychowaniu narodu w trzeźwości i znacząco popatrzył na nas, niewinnie pijące kompot wiśniowy. Ale strzygące uszami.

Później na kawę i szarlotkę przeszliśmy na ganek. Zapadał zmierzch, zapaliłam więc lampki, które miały nas chronić przed komarami. Skuteczność ich była niewielka, wyglądały natomiast bardzo nastrojowo.

Kiedy już wszyscy wygodnie się roztasowali na krzesłach i fotelach, mama zapytała:

– Eryczku, czy nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym wzięła dziewczynki ze sobą do Kenii?

– Nawet nie próbuj ze mną na ten temat rozmawiać. Mowy nie ma – odparł tato twardo i kategorycznie.

„Tak trzymaj, tatku” – pomyślałam.

– Jak ty sobie to wyobrażasz, Kasiu? Przecież one muszą chodzić do szkoły, mają tu przyjaciół, rodzinę – poparła tatę Frytka.

– No tak – powiedziała mama. – Właściwie się spodziewałam, że będziecie przeciwni temu pomysłowi. Ale musiałam spróbować. – Zamyśliła się, a po chwili podjęła przerwany wątek: – To jakie masz propozycję, Eryku?

– To proste! Dziewczynki zostają u mnie, a ty płacisz alimenty.

Tatuś popatrzył na mamę wzrokiem, który jasno wskazywał, że temat nie podlega dyskusji. Znałam dobrze to spojrzenie, znała je widać też mama, bo rozmawiała bardzo ugodowo.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Tata, One I Ja»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Tata, One I Ja» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Tata, One I Ja»

Обсуждение, отзывы о книге «Tata, One I Ja» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x