Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia

Здесь есть возможность читать онлайн «Stanisław Grzesiuk - Na marginesie życia» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Na marginesie życia: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Na marginesie życia»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Opowiada historię dramatycznych zmagań głównego bohatera z gruźlicą, która była "pamiątką" po obozie koncentracyjnym. Grzesiuk, mimo trudnego położenia, nie poddaje się, stara się sobie radzić, zachowuje poczucie humoru. To historia opowiedziana w iście Grzesiukowym stylu – prawdziwym, czasem brutalnym, ale lekkim i dość nonszalanckim, jak przystało na wychowanka przedwojennego Czerniakowa.
"Wikipedia"

Na marginesie życia — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Na marginesie życia», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Schwytano ich po dwóch miesiącach. Adam opowiadał wszystkie swoje przygody aż do chwili schwytania. Przemierzyli piechotą pół kraju. Wrócili do Warszawy, a gdy zamierzali wędrować dalej i siedzieli przy szosie pod Warszawą pijąc wódkę, chciał ich wylegitymować patrol MO. Uciekli, lecz zostali rozpoznani. Wojsko i MO zrobili obławę i zostali złapani. Późni j sąd i, wyrok: 7 lat więzienia.

Staramy się oddziaływać na Adama. Wyciągnąć go z kompleksu. Namawiamy, żeby zerwał z dotychczasowym środowiskiem. Rysujemy przed nim możliwości innego życia. Gdy się wyleczy, powinien iść do uczciwej pracy, wejdzie w inne środowisko; pozna jakąś uczciwą dziewczynę, może się jeszcze uczyć.

– Dajcie spokój – mówi Adam. – Każdy tylko potrafi mówić: „Zerwij, pracuj, żyj uczciwie”, ale jak się spotkamy w innym miejscu, to będziecie wstydzili się znajomości ze mną. Raz już chciałem zerwać, ale „podkopał” taki jak wy kolega… Poznałem dziewczynę. Spotykaliśmy się z nią. Poszedłem do pracy, przestałem pić wódkę. Chłopaki śmiali się, gdy piłem i śmietankę, a ja przecież nie chciałem iść na spotkanie po wódce. Nie mogłem doczekać się wieczora, kiedy się z nią zobaczę. Pewnego dnia nie wyszła na spotkanie. Gdy spotkałem ją przypadkowo i zapytałem, dlaczego nie wyszła, powiedziała, że nie może się ze mną spotykać, bo kolega powiedział, że siedziałem w więzieniu… Obróciłem się i uciekłem biegiem… Płakałem… Wróciłem do swojej ferajny. Przyjęli. Wy mówicie: „zerwij”. Jak zerwać? Do nowego środowiska kilometr i bez przerwy odpychają, do starego jeden krok i przyjmą zawsze.

Adam odczuwał bardzo brak kobiecego towarzystwa. To również na tle swojego kompleksu. Uważał, że dziewczyna nie z jego środowiska nie będzie chciała z nim rozmawiać. Swoją obsesję wyrównywał lekceważeniem kobiet, ale była to tylko poza. Jurek dał mu adres swojej znajomej. Adam napisał do niej list. Odczytał go nam, pytając, czy napisał dobrze i czy taki list może wysłać. Udzieliliśmy mu kilku rad, co i jak wypada pisać do nieznajomej. Radziliśmy z powagą, i z powagą podchodziliśmy do sprawy „reedukacji” Adama, by zrobić z niego solidnego i uczciwego człowieka. Z niecierpliwością oczekiwał odpowiedzi na swój list. Wreszcie otrzymał odpowiedź. Utrzymana była w formie grzecznej, ale pełnej rezerwy. Znów musieliśmy mu tłumaczyć, że nie powinien spodziewać się innej na razie. Po trzech listach korespondencja się urwała. Chłopak znowu był sam. W ciągu ośmiu miesięcy tylko dwa razy odwiedziła go matka. Adam, który poprzednio był alkoholikiem, nie wypił w sanatorium kropli wódki – pomimo że wiele razy namawiano go do tego. Zachętą do abstynencji było to, że w naszym pokoju całkowicie wykluczono picie wódki i wina. Dotrzymywaliśmy ściśle umowy: „Kto wypije, odpada z towarzystwa”. Hasłem naszego pokoju było: „Leczymy się humorem, śpiewem – bez alkoholu”.

Po cichu komentujemy fakt, że od dwóch dni Adam chodzi na spacery z Elżbietą. Nie chcieliśmy zapeszyć. Gdybyśmy mówili o tym głośno, zaraz by pomyślał, że się z niego śmiejemy, i koniec ze spacerami.

Już trzeciego dnia znajomość się skończyła. Elżbietka, urzędniczka z prowincji, powiedziała Adamowi, że „nienawidzi warszawiaków”. Koniec. Gdyby dostał od niej w twarz, nie byłby taki wściekły, jak po tym powiedzeniu. Zachował się grzecznie, lecz Elżbietki nie chciał znać więcej.

Żalił się w czasie wieczornego spaceru i pytał, czy on naprawdę nie nadaje się do życia wśród „normalnych” ludzi. Analizował rozmowy z Elżbietą i starał się przekonać mnie, że zachowywał się właściwie, a wina jest po jej stronie.

Po opuszczeniu sanatorium Adam spotkał się z nami kilkakrotnie, lecz wiedzieliśmy już, że cały nasz wysiłek poszedł na marne. Wrócił do „swoich” i już odsiedział kilka miesięcy, na które skazany został wyrokiem sądu.

Godzina siódma rano. Czas wstawać. Jedni już umyci, ogoleni i ubrani czekają na śniadanie. Inni jeszcze chcą spać.

Raptem jeden wrzeszczy, ile sił w chorych płucach: – Wstawać!

Któryś z leżących przykrywa głowę kocem.

– Wstawać! – wołają wszyscy, którzy są już na nogach. Ściągają koce z leżących.

– Wstawaj, zgniłku – wołam, ściągając koc z Jurka. – Za chwilę śniadanie. Nie dostaniesz jeść tak długo, aż się umyjesz, ubierzesz i pościelesz łóżko. Wyłaź, bo cię zleję wodą. Jacek! Dawaj wodę!

Jacek już mi podaje słoik z wodą, z którego przed chwilą wyjął kwiaty. Jurek klnie, lecz złazi z łóżka.

Teraz ściągamy następnego i wreszcie wstali wszyscy. Ziewają, przeciągają się, ale zaczynają się ubierać.

Gdy już czas na śniadanie, wchodzimy całą grupą do stołówki idąc gęsiego, ustawieni według wzrostu. W ten sam sposób wychodzimy. Błaznujemy, ale nikt nie patrzy na nas ze zgorszoną miną, myślą: „Stare chłopy, a zachowują się jak dzieci!”

Jacek i Genek założyli „spółdzielnię koralową”. Jacek zwija z papieru korale, a Genek wykańcza i naciąga paciorki na żyłkę nylonową. Każdy otrzymuje sznur pięknych korali. Ładniejsze od sprzedawanych w sklepach.

Jacek zapala papierosa. Pociągnął i odłożył, by skończyć nawijać korale. Po chwili sięga ręką po papierosa, lecz miejsce jest puste. To ja, palę jego papierosa.

Przy trzecim papierosie Jacek klnie, a Jurek podaje mu szklankę z wodą. Oblał mnie. Teraz ja klnę i ostrzegam, że się odegram. Jurek za plecami Jacka podaje mi tę samą szklankę. Oblałem Jacka, a Jurek się śmieje, że tak nas na siebie napuścił.

Godzina czwarta – koniec leżakowania. – Co robimy? – pada pytanie.

– Wybierzmy się na spacer – proponuje Bronek. – Ale będziemy chodzili wolno, bo mnie bolą nogi.

Bronek ma dodatkową chorobę Burgera. Lekarz kazał mu rzucić palenie papierosów. Bronek codziennie walczy z nałogiem jak lew i… przegrywaj jak mucha.

Wychodzimy wszyscy do parku i wracamy dopiero na kolację. Po kolacji czas wolny, każdy może robić, co mu się podoba.

Godzina dziesiąta.

– Mam pieczarki! – woła Genek. – Salowa mi kupiła. Smażymy? – A masło mamy? – pyta Bronek.

– Starczy do smażenia.

Z kuchni oddziałowej przynosimy do pokoju kuchenkę elektryczną, garnek, talerze i bułki.

Bronek, Adam i ja gramy i śpiewamy. Genek smaży pieczarki.

Jacek parzy kawę dla wszystkich.

Jurek wrócił z „laboratorium fotograficznego”, które urządził w maleńkim pomieszczeniu w suterenach pawilonu i przyniósł wywołane zdjęcia zrobione w czasie popołudniowego spaceru. Teraz Jurek odpoczywa, a Kim i Wacek suszą zdjęcia na małej, przyniesionej do pokoju suszarce. Każdy ma „pełne.ręce roboty”. Zbliża się godzina dziesiąta. Pieczarki gotowe, kawa też, więc kończymy granie i siadamy wszyscy do stołu.

Następnego dnia wieczorem po dziesiątej mieliśmy nalot lekarza dyżurnego. Kontrolował tylko nasz oddział. W dwa następne wieczory też. Zastanawialiśmy się, skąd im się tak raptem zebrało na kontrolę.

Doszliśmy, że to salowa z naszego oddziału, wychodząc z pracy, prosi lekarza dyżurnego, żeby zwracał uwagę na nasz oddział, a szczególnie na nasz pokój, w którym po zgaszeniu świateł dzieją się różne „cuda”…

Wykorzystujemy każdą możliwość ułatwiającą i uprzyjemniającą życie w sanatorium, lecz zachowanie nasze nie stoi w rażącej sprzeczności z regulaminami. Jedynym dużym wykroczeniem są niedzielne wyjazdy do domu. Jeden lub dwóch wyjeżdża już w sobotę wieczorem. W niedzielę wyjeżdżali inni.

Była raz tylko mała heca z salową. Wieczorem powiedziała Genkowi: – Widzę, że was jest coś za mało w pokoju, wieczorem sprawdzę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Na marginesie życia»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Na marginesie życia» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Na marginesie życia»

Обсуждение, отзывы о книге «Na marginesie życia» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x