Cormac McCarthy - Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie

Здесь есть возможность читать онлайн «Cormac McCarthy - Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Oparta na autentycznych wydarzeniach z połowy XIX wieku historia czternastoletniego chłopca, który pewnego dnia ucieka z domu od owdowiałego ojca pijaka i wyrusza na Południe. Wkracza na drogę, która przypomina podróż Dantego w głąb Piekła. To czasy bezlitosnej masakry Indian, ciemne karty w historii Ameryki, naznaczone przemocą i bezprawiem.
W 2006 r. książka zajęła trzecie miejsce w plebiscycie „New York Timesa” na najważniejszą powieść amerykańską 25-lecia.
Planowana jest jej ekranizacja (reż. Ridley Scott).
'Arcydzieło. Połączenie „Piekła”, „Iliady” i „Moby Dicka”. Dawno nie czytałem podobnej książki. Wspaniałe, zapierające dech w piersi dzieło'. (John Banville)

Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Glanton jechał na czele kolumny, w nowym kawaleryjskim

siodle z metalowymi okuciami i nowym czarnym kapeluszu, który dodawał mu prezencji. Rekruci, a było ich pięciu, szczerzyli się do siebie nawzajem, zerkając przez ramię w kierunku wartowni. David Brown jechał na końcu, zostawiwszy w tym mieście brata – jak się okaże, na zawsze – był więc w tak podłym nastroju, że bez żadnego powodu strzelił do wartownika. Kiedy wartownik zawołał po raz drugi, Brown okręcił się w siodle, z karabinem w rękach, a tamten miał dość rozumu, żeby dać nura za osłonę, i więcej się nie odezwał. Dzicy wyjechali im na spotkanie w godzinie długiego zmierzchu i wymieniono whiskey na zawartość rozpostartego na ziemi koca z Saltillo. Glanton nie zwracał większej uwagi na negocjacje. Ale kiedy Indianie odliczyli odpowiednią w mniemaniu sędziego ilość złota i srebra, wszedł na koc, zsunął obcasem monety, cofnął się i kazał Brownowi zabrać wszystko. Mangas i jego zastępcy wymienili posępne spojrzenia, lecz Amerykanie dosiedli koni i odjechali, i nikt oprócz rekrutów nawet nie obejrzał się przez ramię. Wiedzieli o oszustwie, więc jeden przykłusował do Browna i spytał, czy Apacze nie zaczną ich ścigać.

Nie będą jechali po nocy, odpowiedział Brown.

Nowicjusz spojrzał do tyłu na sylwetki stłoczone wokół beczki pośrodku czerniejącego spalonego pustkowia.

Dlaczego nie?

Brown splunął.

Bo ciemno.

Ruszyli z miasta na zachód, u podnóża małej góry, przez obskurne miasteczko zasłane kawałkami ceramiki wytapianej w

piecu, który tam niegdyś stał. Opiekun idioty jechał obok przechylonej na kozłach klatki, a ten, uczepiony kurczowo prętów, w milczeniu patrzył na przemierzaną krainę.

Tej nocy przedarli się przez lasy karnegii i zagłębili między wzgórza na zachodzie. Niebo było zachmurzone, a mijane smukłe kolumny przypominały ruiny ogromnych świątyń, uszeregowane, poważne i ciche, z wyjątkiem nieśmiałego pohukiwania sówek. Porastająca gęsto ziemię opuncja przyczepiała się do końskich boków kolcami, które przebiłyby podeszwę buta aż po kość stopy, spomiędzy wzgórz zaś nadciągnął wiatr i przez całą noc syczał wściekle jak żmija w tym lesie nieprzeliczonych cierni. Jechali dalej, a kraina stawała się coraz bardziej niegościnna. Tam właśnie, na terenach bez wody, zakończyli pierwszą z wielu jornados, rozkładając się obozem. Tej nocy Glanton długo wpatrywał się w żar ogniska. Wszędzie dokoła spali jego ludzie, ale dużo się zmieniło. Wielu odeszło, padło, zginęło. Delawarowie wybici do ostatniego. Spoglądał w płomienie, lecz jeśli dostrzegł w nich przepowiednię, wcale się nie przejął. Miał dożyć chwili, gdy zobaczy morze na zachodzie, a cokolwiek wydarzyłoby się potem, sprostałby temu, bo o każdej porze dnia i nocy był w pełni sobą. Nieważne, czy jego dzieje potoczyłyby się dalej wśród ludzi i narodów, czy dobiegłyby kresu. Dawno już przestał rozważać następstwa swoich czynów i choć dopuszczał możliwość, że przeznaczenie jest człowiekowi narzucone, uznał śmiało, że on sam zawiera w sobie wszystko, czym mógłby się stać dla świata i czym świat mógłby go

obdarzyć, rościł więc sobie prawo do bycia siłą sprawczą, nawet gdyby jego los wykuty został w najpradawniejszym kamieniu, mówił o tym i gnał niemiłosierne słońce ku jego ostatecznemu zmrocznieniu, jakby sam nakazał taki finał przed wszystkimi wiekami, nim gdziekolwiek wytyczono ścieżki, nim nastali ludzie i słońca świecące nad ich głowami.

Naprzeciw niego siedziała ogromna ohydna postać sędziego. Półnagi, pisał w swojej księdze. W ciernistym lesie, który przebyli, ujadały małe pustynne wilki, odpowiadały im inne – z suchej równiny rozciągającej się z przodu, a wiatr owiewał węgle, w które wpatrywał się Glanton. Gnaty opuncji rozżarzone opalizującą mozaiką pulsowały jak rozpłomienione strzykwy w fosforyzującej ciemności morskich głębin. Klatkę przysunięto bliżej ognia, a idiota patrzył niezmordowany w płomienie. Kiedy Glanton podniósł głowę, po drugiej stronie zobaczył dzieciaka, który siedział na kocu, obserwując Holdena.

Dwa dni później natknęli się na legion łachmaniarzy pod komendą pułkownika Garcii. Był to oddział wysłany z Sonory za bandą Apaczów dowodzonych przez Pabla, liczący blisko stu jeźdźców. Niektórzy nie mieli kapeluszy, inni spodni, jeszcze inni pod kurtkami byli całkiem nadzy, wyposażeni w zdezelowaną broń, stare fuzje i skałkówki, łuki ze strzałami lub tylko w kawałek sznura służący do duszenia przeciwnika.

Glanton i jego ludzie zlustrowali ten oddział z kamiennym rozbawieniem. Meksykanie na wyścigi wyciągali ręce z prośbą

o tytoń, Glanton wymienił z pułkownikiem zdawkowe uprzejmości i przepchnął się przez bandę natrętów. Ci jeźdźcy należeli do innego narodu, a cała kraina na południu, z której pochodzili, i wszelka kraina na wschodzie, do której mogliby zmierzać, były dla niego martwe, odległe i odarte z materii, zarówno ziemia, jak i każdy jej bywalec. Uczucie to przeniknęło do całego oddziału, zanim jeszcze Glanton przecisnął się przez tłum – każdy z nich ponaglił więc konia, ruszając za dowódcą, i nawet sędzia nie odezwał się ani słowem, żeby się wymówić od rozmowy.

Ruszyli w mrok, na rozpościerające się przed nimi pobielone księżycową poświatą odludzie, zimne i blade, a księżyc wisiał w górze w oprawie pierścienia, w którym tkwił drugi, fałszywy księżyc, z własną zimną szarością i perłowymi morzami. Rozbili obóz na wąskiej ławie, gdzie ściany suchego osuwiska wyznaczały dawniej koryto rzeki, rozpalili ogień, usiedli w milczeniu dokoła, a oczy psa, idioty i paru innych jarzyły się na czerwono jak węgle. Płomienie tańczyły na wietrze, żar przygasał, buchał, przygasał, buchał, niczym krew brocząca z jakiegoś wybebeszonego stworzenia, i patrzyli w ogień, który zawiera w sobie coś człowieczego w tej mierze, w jakiej ludzie bez niego ubożeją, w jakiej są wygnańcami odciętymi od swych korzeni. Bo każdy ogień to cały ogień, pierwszy i ostatni, który zapłonie. Niedługo potem sędzia wstał i oddalił się z jakąś nieznaną misją, a po chwili ktoś spytał eksksiędza, czy to prawda, że dawniej

były dwa księżyce na niebie, a ten łypnął okiem na fałszywy księżyc nad głową i odparł, że być może tak było. Jednak mądry Bóg na wysokości, niezadowolony z pieniącego się na ziemi obłędu, niechybnie poślinił kciuk, wychylił się z otchłani i zgasił jeden, aż ten z sykiem przepadł w pomroce. A gdyby znalazł inny sposób, żeby ptaki mogły wytyczać w ciemności swe szlaki, być może tak samo postąpiłby z drugim.

Wówczas padło pytanie, czy na Marsie albo innych planetach w przestworzach żyją ludzie lub inne podobne stworzenia, a wtedy sędzia, który już wrócił do ogniska i stał obok, półnagi i spocony, powiedział, że nie ma żadnych innych istot i w całym wszechświecie ludzie żyją tylko na tej ziemi. Gdy to mówił, słuchali go wszyscy – i ci, którzy odwrócili głowy w jego stronę, i ci, którzy tego nie zrobili.

Prawda o świecie, rzekł, polega na tym, że wszystko jest możliwe. Gdybyście nie poznali świata od kołyski, wskutek czego zatraciła się w waszych oczach dziwna jego natura, jawiłby się wam taki, jaki jest, jako sztuczka z kapeluszem w lunaparku, majaki w malignie, trans zaludniony chimerami, co nie mają żadnego pierwowzoru ani podobieństwa, wędrowny karnawał, objazdowy cyrk, którego ostateczny cel po postojach na wielu błotnistych polach jest niewymownie tragiczny, tragiczny ponad wyobrażenie.

Wszechświat to nie ciasna kieszeń, a panujący w nim porządek nie jest spętany żadnym ograniczeniem u źródeł powstania, żeby w jednej części musiało się powtarzać to, co istnieje w

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Cormac McCarthy - Suttree
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Child of God
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Orchard Keeper
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Outer Dark
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Cities of the Plain
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Crossing
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Sunset Limited
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Dziecię Boże
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - En la frontera
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Droga
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - All The Pretty Horses
Cormac McCarthy
Отзывы о книге «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»

Обсуждение, отзывы о книге «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x