Cormac McCarthy - Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie

Здесь есть возможность читать онлайн «Cormac McCarthy - Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Oparta na autentycznych wydarzeniach z połowy XIX wieku historia czternastoletniego chłopca, który pewnego dnia ucieka z domu od owdowiałego ojca pijaka i wyrusza na Południe. Wkracza na drogę, która przypomina podróż Dantego w głąb Piekła. To czasy bezlitosnej masakry Indian, ciemne karty w historii Ameryki, naznaczone przemocą i bezprawiem.
W 2006 r. książka zajęła trzecie miejsce w plebiscycie „New York Timesa” na najważniejszą powieść amerykańską 25-lecia.
Planowana jest jej ekranizacja (reż. Ridley Scott).
'Arcydzieło. Połączenie „Piekła”, „Iliady” i „Moby Dicka”. Dawno nie czytałem podobnej książki. Wspaniałe, zapierające dech w piersi dzieło'. (John Banville)

Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Pijasz?, spytał.

Że co?

Powoli wypuścił powietrze przez nos.

Tak, tak, pijam.

Na stole przed Glantonem stał ceber z blaszaną chochlą, wypełniony w jednej trzeciej samogonową whiskey, wytoczoną z baryłki przy kontuarze. Glanton wskazał go ruchem głowy.

Ja ci nie przyniosę.

Właściciel wstał, wziął swój kubek i podszedł do stołu. Chwycił chochlę, nalał sobie i odłożył ją do cebra. Wzniósł kubek niepewnie jak do toastu, przystawił do ust i wypił.

Jestem wielce zobowiązany.

Gdzie twój małpolud?

Mężczyzna spojrzał na sędziego. A potem znowu na Glantona.

Nie prowadzę go ze sobą.

Skądżeś go wytrzasnął?

Dostał mi się. Matka umarła. Nie miał kto się nim opiekować. Przysłali mi go. Z Joplin w Missouri. Wsadzili do skrzyni i wysłali. Jechał pięć tygodni. Wcale mu nie przeszkadzało. Otworzyłem skrzynię, a on siedział w środku.

Nalej sobie jeszcze.

Mężczyzna wziął chochlę i napełnił kubek.

Klnę się na Boga, nigdy go nie skrzywdziłem. Kazałem zrobić dla niego włosiennicę, ale ją zeżarł.

I nikt w mieście nie oglądał tego skurwysyna?

Nie, nie, oglądali. Ale muszę się dostać do Kalifornii. Tam będę mógł liczyć za wstęp pół dolara.

Albo cię wytarzają w smole i pierzu.

To już było. W Arkansas. Twierdzili, że coś mu dałem. Że go podtrułem. Zabrali go i czekali, żeby wydobrzał, ale nic z tego. No to wezwali kaznodzieję, coby się nad nim modlił. W końcu mi go oddali. Gdyby nie on, dawno bym już do czegoś doszedł w życiu.

Czy dobrze rozumiem?, spytał sędzia. Ten półgłówek to twój brat?

Owszem, proszę pana. Tak właśnie się sprawy mają.

Sędzia wyciągnął ręce, wziął głowę mężczyzny w dłonie i zacząć badać jej kształt. Mężczyzna wybałuszył oczy i chwycił go za nadgarstki. Sędzia trzymał jego głowę w uścisku niczym jakiś

ogromny uzdrowiciel. Tamten się wyprężył, jakby chciał ułatwić oględziny, a gdy sędzia go puścił, cofnął się o krok i spojrzał na Glantona białymi w półmroku oczyma. Rekruci siedzący na końcu ławy patrzyli z rozdziawionymi ustami. Sędzia przyjrzał się mężczyźnie spod zmrużonych powiek, a potem znów wyciągnął ręce, chwycił go i trzymając jedną dłonią za czoło, zaczął opuszkiem kciuka obmacywać potylicę. Gdy wreszcie uwolnił mężczyznę, ten cofnął się i runął przez ławkę, a rekruci zarechotali z uciechy, podrygując. Właściciel imbecyla rozejrzał się po nędznej knajpie, patrząc po kolei na twarze, jakby żadna mu nie wystarczała. Podniósł się z podłogi i wyminął ławkę. Kiedy był w połowie sali, zawołał go sędzia.

Zawsze taki był?

Tak. Od samego urodzenia.

Odwrócił się, żeby odejść. Glanton wypił, odstawił kubek i podniósł wzrok. A ty?, spytał. Ale mężczyzna pchnął już drzwi na oścież i zniknął w oślepiającym świetle na dworze.

Wieczorem znów zjawił się porucznik. Przysiadł się do sędziego, a ten po kolei wyjaśniał mu kwestie prawne. Porucznik kiwał głową, zaciskając usta. Sędzia przetłumaczył mu łacińskie terminy sądowe. Przytoczył sprawy z trybunałów cywilnych i wojskowych. Zacytował Coke'a i Blackstone'a, Anaksymandra, Talesa.

Rankiem wyniknął nowy kłopot. Porwano meksykańską dziewczynę. Zakrwawione strzępy jej ubrania znaleziono pod północnym murem, przez który najprawdopodobniej ją przerzucono. Na pustyni widać było ślady wleczenia. I but. Ojciec

dziewczynki klęczał, przyciskając do piersi poplamiony krwią łachman, głuchy na namowy, by wstał i odszedł. Wieczorem na ulicach rozpalono ogniska i zarżnięto wołu, a Glanton i jego ludzie ugościli pstre towarzystwo, złożone z mieszkańców, żołnierzy, zmalałych Indian, czyli tontos, jak nazywali ich pobratymcy obozujący za murami. Odszpuntowano baryłkę whiskey i wkrótce pijani mężczyźni zataczali się w kłębach dymu. Kupiec z miasta przyniósł psi miot, a wśród szczeniąt jedno miało sześć łap, drugie dwie, a trzecie czworo oczu w głowie. Zaproponował ich kupno Glantonowi, lecz ten go przepędził precz, grożąc, że zastrzeli zwierzęta.

Wołowina obgryziona została do kości, kości wyniesiono, ze zniszczonych domów przyciągnięto belki i rzucono w płomienie. Ludzie Glantona byli już w większości nadzy, łazili dokoła chwiejnym krokiem, a sędzia skrzyknął ich do tańca, sam rzępoląc na zarekwirowanych prymitywnych skrzypkach; wstrętne skóry, które z siebie zrzucili, czerniły się w ogniu, kopcąc i cuchnąc, a czerwone iskry ulatywały w niebo jak dusze zamieszkujących w nich małych żyjątek.

O północy mieszkańcy się ulotnili, a po mieście wałęsali się uzbrojeni nadzy mężczyźni, grzmocąc pięściami w drzwi, dopominając się wódki i kobiet. We wczesnych godzinach poranka, kiedy dogasające ogniska przemieniły się w kupki popiołów, a ostatnie skry pofrunęły z wiatrem wiejącym po gliniastych ulicach, do palenisk przytruchtały piekielne psy, żeby porwać sczerniałe ochłapy mięsa, przed drzwiami domów leżeli

zaś skuleni goli mężczyźni, obejmując się za ramiona i chrapiąc na zimnie.

W południe znów byli na nogach, z zaczerwienionymi oczami włóczyli się po uliczkach, w większości wystrojeni w nowe koszule i spodnie. Odebrali konie od kowala, on zaś postawił im wódkę. Był małym krzepkim mężczyzną o imieniu Pacheco. Za kowadło służył mu ogromny żelazny meteoryt w kształcie wielkiego trzonowca i po zawarciu zakładu sędzia podniósł go z ziemi, a po kolejnej rundzie zakładów dźwignął nad głowę. Kilku mężczyzn przepchnęło się do przodu, żeby dotknąć meteorytu, gdy znalazł się z powrotem na ziemi, sędzia zaś wykorzystał tę sposobność, żeby wypowiedzieć się na temat żelaznej budowy ciał niebieskich oraz ich mocy i roszczeń. Na ziemi narysowano dwie linie w odległości dziesięciu stóp jedna od drugiej i po raz trzeci obstawiono zakłady, wyjmując monety z pół tuzina krajów, bite w złocie i srebrze, a nawet kilka boletas – banknotów i skryptów dyskontowych z kopalń w pobliżu Tubac. Sędzia chwycił wielki głaz – od nie wiadomo ilu tysiącleci w drodze z nie wiadomo jakiego niepojętego zakątka wszechświata – uniósł go nad głowę, zaparł się na drżących nogach i rzucił. Meteoryt upadł dobrą stopę poza linię, a sędzia zgarnął bilon usypany na derce u stóp kowala, wszystko dla siebie, bo nawet Glanton nie okazał chęci poręczenia w trakcie trzeciej próby.

XVII

WYJAZD Z TUCSON • BEDNARSTWO • WYMIANA

• KAKTUSOWE LASY • GLANTON PRZY OGNISKU

• ODDZIAŁ GARCII • PARASELENE • BOŻY OGIEŃ

• EKSKSIĄDZ O ASTRONOMII • SĘDZIA

O ŻYCIU POZAZIEMSKIM, PORZĄDKU I TELEOLOGII

WSZECHŚWIATA • SZTUCZKA Z MONETĄ

• PIES GLANTONA • MARTWE ZWIERZĘTA • PIASEK

• UKRZYŻOWANIE • SĘDZIA O WOJNIE • KSIĄDZ MILCZY

• TIERRAS QUEBRADAS, TIERRAS DESAMPARADAS

• TINAJAS ATLAS • UN HUESO DE PIEDRA

• RZEKA KOLORADO • WĘDROWCY • INDIANIE JUMA

• PRZEWOŹNICY • DO OBOZU JUMÓW

Wyruszyli o zmierzchu. Z wartowni nad bramą wyszedł kapral i zawołał, żeby się zatrzymali, ale nie posłuchali wezwania. Jechali w sile dwudziestu jeden mężczyzn, w asyście psa, ciągnąc niewielki wóz, na którym umocowano klatkę z półgłówkiem, jakby go czekał rejs po morzu. Za klatką przywiązano beczkę, którą opróżnili poprzedniego wieczora. Beczkę najpierw rozebrał, a potem złożył z powrotem człowiek, którego Glanton mianował bednarzem na czas wyprawy, a w środku znajdował się teraz bukłak z żołądka owcy, zawierający może ze trzy kwarty whiskey. Bukłak przymocowano do szpuntu, a resztę beczki napełniono wodą. Tak przygotowani, wyjechali za mury na prerię, której bezmiar pulsował w prążkowanym zmierzchu. Mały wóz kołysał się i skrzypiał, a idiota ściskał pręty klatki i skrzeczał chrapliwie do słońca.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Cormac McCarthy - Suttree
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Child of God
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Orchard Keeper
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Outer Dark
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Cities of the Plain
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Crossing
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Sunset Limited
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Dziecię Boże
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - En la frontera
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Droga
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - All The Pretty Horses
Cormac McCarthy
Отзывы о книге «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie»

Обсуждение, отзывы о книге «Krwawy Południk albo Wieczorna Łuna Na Zachodzie» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x