Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– O co chodzi?

Zakrystian wyłożył całą sprawę. Duchowny przerwał mu po kilku zdaniach.

– Bóhmer, nie udawajcie Boga wszechmocnego. I tak już źle, że ludzie muszą spać tutaj. – Zwrócił się do Graebera. – Jeśli jutro nie znajdzie pan mieszkania, niech pan przyjdzie do mnie o dziewiątej wieczorem na Domhof 7. Proboszcz Biedendieck. Moja gospodyni już was gdzieś ulokuje.

– Bardzo dziękuję.

Biedendieck kiwnął głową i poszedł dalej.

– Jazda, podoficerze Pana Boga! – powiedział Graeber do zakrystiana. – Major wydał panu rozkaz. Musi pan słuchać. Kościół jest jedyną dyktaturą, która z powodzeniem utrzymała się poprzez stulecia. Którędy się idzie do ogrodu klasztornego?

Kościelny poprowadził ich przez zakrystię. W ciemności połyskiwały ornaty. Minęli drzwi, przeszli przez korytarz i znaleźli się w ogrodzie.

– Tylko nie rozkładajcie się na grobach kanoników katedralnych – warknął Bóhmer. – Zostańcie po tamtej stronie, obok krużganku. Nie wolno wam też spać razem. Tylko obok siebie. Każde posłanie musi być oddzielne. I nie wolno się rozbierać.

– Butów też nie wolno zdjąć?

– Buty można.

Poszli we wskazanym kierunku. Z krużganków dobiegał wielogłosowy koncert chrapania. Graeber rozpostarł na trawie płachtę brezentową i koce. Spojrzał na Elżbietę. Śmiała się.

– Z czego się śmiejesz? – spytał.

– Z zakrystiana. I z ciebie.

– Dobrze – Graeber ustawił walizki pod murem, a z tornistra sporządził coś w rodzaju wezgłowia. Nagle w rytmiczne chrapanie wdarł się kobiecy krzyk:

– Nie! Nie! O… – i zamarł w bełkocie.

– Cicho! – parsknął ktoś. Kobieta krzyknęła znowu. – Cicho! Do stu piorunów! – wrzasnął tamten. Krzyk urwał się, jakby zdławiony.

– Tacy właśnie jesteśmy, my, naród panów! – powiedział Graeber. – Nawet przez sen słuchamy każdego rozkazu.

Położyli się. Przy ścianie byli niemal sami. Tylko w obu kątach ciemne pagórki wskazywały, że i tam śpią ludzie. Księżyc stał za zrujnowaną wieżą, rzucając promień światła na stare groby. Kilka z nich zapadło się. To nie bomby je zniszczyły; trumny były zmurszałe i osunęły się. Pośrodku ogrodu, między krzakami dzikich róż, wznosił się wielki krzyż. Wokół niego, wzdłuż ścieżki, stały kamienne stacje drogi krzyżowej. Elżbieta i Graeber leżeli między stacją biczowania a stacją korony cierniowej. Przed każdą grupą znajdował się klęcznik. Z tyłu, w drugim czworoboku, jaśniały kolumny i łuki krużganka otwartego od strony ogrodu.

– Chodź do mnie – powiedział Graeber. – Do diabła z zarządzeniami tego ascetycznego zakrystiana!

XXIII

Jaskółki polatywały wokół zburzonej wieży. Pierwsze promienie słońca iskrzyły się na krawędziach potłuczonych dachówek. Graeber wypakował kuchenkę spirytusową. Nie wiedział, czy wolno tu gotować, toteż postępował w myśl starej zasady żołnierskiej: działać, nim ktokolwiek zabroni. Wziął menażkę i poszedł na poszukiwanie wody. Za stacją ukrzyżowania znalazł kran. Spał tam z otwartymi ustami mężczyzna o rudym zaroście. Miał tylko jedną nogę; odpiętą protezę położył obok siebie. W porannym świetle błyszczała niklowymi krzyżulcami jak jakaś maszyna. Graeber spojrzał w otwartą kolumnadę krużganków. Zakrystian mówił prawdę: kobiety i mężczyźni leżeli osobno. Na południowej stronie spały same kobiety.

Gdy wrócił, Elżbieta już się obudziła. Twarz jej miała wygląd świeży i wypoczęty; nie jak te blade oblicza, które widział w krużgankach.

– Wiem, gdzie będziesz mogła się umyć – powiedział. – Idź tam, nim inni przypuszczą szturm. Świątobliwe organizacje mają zawsze marne urządzenia sanitarne. Chodź, pokażę ci łazienkę kanoników.

Zaśmiała się.

– Lepiej zostań tutaj i uważaj na kawę, bo inaczej nie znajdziemy jej potem. Już ja sama trafię do umywalni. Którędy się tam idzie?

Opisał jej drogę. Poszła na przełaj przez ogród. Spała tak spokojnie, że suknia jej prawie nie była zgnieciona. Spoglądał za nią. Nagle zrozumiał, jak bardzo ją kocha.

– A więc gotuje pan w ogrodzie bożym! – świątobliwy zakrystian nadszedł skradając się na filcowych podeszwach. – I to pod stacją bolesnego koronowania!

– A gdzie jest radosne? Mogę tam pójść.

– Tu jest wszędzie poświęcona ziemia. Nie widzi pan, że tam pogrzebani są kanonicy?

– Na niejednym już cmentarzu siedziałem i gotowałem – powiedział Graeber spokojnie. – Ale niech mi pan powie, dokąd mamy w takim razie pójść? Jest tu gdzieś jakaś kantyna lub kuchnia polowa?

– Kantyna? – Zakrystian żuł to słowo jak nadgniły owoc. – Tutaj?

– To nie byłby zły pomysł.

– Może dla takich pogan jak pan. Na szczęście są jeszcze ludzie, którzy inaczej myślą. Restauracja na Chrystusowej ziemi! Co za bluźnierstwo!

– To wcale nie jest bluźnierstwo. Chrystus nakarmił kilka tysięcy ludzi paroma chlebami i rybami, o tym powinien pan wiedzieć. Ale on na pewno nie był takim napuszonym krukiem jak pan! A teraz odfruń pan! Jest wojna, może pan o tym nie wie?

– Powiadomię proboszcza Biedendiecka o pańskim świętokradztwie!

– Proszę bardzo! Wyrzuci pana na zbity łeb!

Zakrystian, wściekły, odszedł spokojnie w swoich filcowych pantoflach. Graeber otworzył paczkę kawy ze spuścizny po Bindingu i powąchał. Była to prawdziwa kawa. Zaparzył ją i aromat, który się rozszedł, wywołał natychmiastowy skutek. Zza grobu kanoników jakiś mężczyzna uniósł głowę i zaczął węszyć. Potem kichnął, wstał i podszedł bliżej.

– Dałby pan filiżankę?

– Odwal się – powiedział Graeber. – To dom boży; tu nie daje się jałmużny, tu się tylko przyjmuje.

Elżbieta wróciła. Krok jej był lekki i swobodny, jakby szła na spacer.

– Skąd masz kawę? – spytała.

– Od Bindinga. Musimy ją szybko wypić, inaczej opadną nas wszyscy z krużganku.

Promień słońca wędrował po obrazach bolesnego koronowania. Przed stacją biczowania kwitły fiołki. Graeber wyjął z tornistra chleb i masło.

– Prawdziwe masło – powiedziała Elżbieta. – Też od Bindinga?

– Wszystko od niego. Dziwne, stale okazywał mi życzliwość, a ja go nigdy nie lubiłem.

– Może właśnie dlatego tak postępował. To się podobno zdarza.

Elżbieta siedziała na tornistrze obok Graebera.

– Kiedy miałam siedem lat, marzyłam o takim właśnie życiu.

– A ja chciałem zostać piekarzem.

Zaśmiała się.

– Zostałeś za to kwatermistrzem. I jakim doskonałym! Która godzina?

– Zapakuję wszystko i odprowadzę cię do fabryki.

– Nie. Posiedźmy tu na słońcu, jak długo się da. Pakowanie i odnoszenie rzeczy zabiera dużo czasu; musielibyśmy długo czekać w kolejce, aby wszystko odstawić na dół. Krużganek jest pełen ludzi. Możesz to zrobić potem, kiedy już pójdę.

– Dobrze. Jak myślisz, wolno tu palić?

– Nie. Ale ty się i tak tym nie przejmujesz.

– Nie. Korzystajmy, póki czas, zanim nas stąd wyrzucą. Wkrótce to nastąpi. Spróbuję znaleźć dzisiaj jakieś lokum, gdzie nie musielibyśmy spać w ubraniach. Do proboszcza Biedendiecka nie pójdziemy w żadnym razie, prawda?

– Nie. Raczej już z powrotem do Pohlmanna.

Słońce wzniosło się wyżej. Rozjaśniło portyk, a kolumny rzucały cień na mury. Ludzie chodzili między nimi tam i z powrotem, jak za kratami ze światła i cieni. Dzieci płakały. W kącie ogrodu jednonogi kaleka przypiął swoją protezę i naciągnął na nią spodnie. Graeber spakował chleb, masło i kawę.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x