Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Wszedł do gmachu gestapo i okazał wezwanie. Esesowiec kazał mu iść korytarzem do bocznego skrzydła. W przejściach unosił się zapach akt, nie wietrzonych biur i koszar. Musiał zaczekać w pokoju, w którym znajdowali się już trzej inni mężczyźni. Jeden z nich stał przy oknie wychodzącym na podwórze. Założył ręce do tyłu i palcami prawej bębnił po grzbiecie lewej ręki jak na pianinie. Dwaj inni siedzieli na krzesłach i patrzyli przed siebie. Jeden, łysy, stale zakrywał dłonią zajęczą wargę; drugi miał wąsik jak Hitler i gąbczastą, bladą twarz. Obrzucili wchodzącego szybkim spojrzeniem i zaraz odwrócili wzrok.

Nadszedł jakiś esesowiec w okularach. Wszyscy zerwali się natychmiast. Graeber był najbliżej drzwi.

– Czego pan tu chce? – spytał go esesowiec nieco zdumiony. Żołnierze podlegali zazwyczaj sądownictwu wojskowemu.

Graeber okazał kartkę.

– Przecież nie o pana tu chodzi – powiedział esesowiec. – Wezwanie jest dla panny Kruse…

– To moja żona. Pobraliśmy się przed kilkoma dniami. Ona pracuje w fabryce państwowej. Myślałem, że mógłbym to za nią załatwić.

Graeber wyciągnął świadectwo ślubu, które przezornie zabrał ze sobą. Esesowiec dłubał niezdecydowanie w uchu.

– No, w ostateczności nie mam nic przeciwko temu. Pokój siedemdziesiąty drugi. Podziemie.

Zwrócił papiery. “Podziemie" – pomyślał Graeber. We wszystkich pogłoskach, które krążyły wokół budynku gestapo, właśnie podziemie miało najgorszą sławę.

Zszedł po schodach. Dwaj ludzie, którzy właśnie wchodzili, popatrzyli na niego z zazdrością. Sądzili, że wraca już na wolność, podczas gdy oni mieli jeszcze wszystko przed sobą.

Pokój siedemdziesiąt dwa okazał się dużą salą z półkami i oddzielnym pomieszczeniem na biuro. Znudzony urzędnik wziął wezwanie. Graeber wyjaśnił mu, dlaczego przyszedł, i okazał swoje papiery.

Urzędnik skinął głową.

– Czy może pan pokwitować za żonę?

– Tak.

Urzędnik podsunął mu przez stół dwa papierki.

– Niech pan tu pokwituje, a na dole dopisze: mąż Elżbiety Kruse, datę i Urząd Stanu Cywilnego, gdzie braliście ślub. Drugi formularz może pan sobie zabrać.

Graeber podpisywał powoli. Nie chciał okazać, że czyta, co było wydrukowane; ale nie chciał też podpisywać na ślepo. Urzędnik szukał tymczasem na jednej z półek.

– Do diabła, gdzie są te prochy? – zawołał wreszcie. – Holtman, znowu narobiliście bałaganu. Przynieście paczkę Kruse.

Ktoś chrząknął za przepierzeniem. Graeber spostrzegł, że pokwitował odbiór prochów więźnia obozu koncentracyjnego Bernharda Kruse. A na drugim formularzu przeczytał, że Bernhard Kruse zmarł na atak serca.

Urzędnik znikł za przegródką. Po chwili wrócił ze skrzynką od cygar owiniętą w mały kawałek brązowego papieru i związaną sznurkiem. Na bokach miała wydrukowany napis “Claro", widać też było część barwnego zamknięcia skrzynki z czerwono-złotym herbem, który dzierżył palący fajkę Indianin.

– Tutaj są prochy – powiedział urzędnik i spojrzał sennie na Graebera. – Panu jako żołnierzowi nie potrzebuję chyba mówić, że nakazane jest absolutne milczenie. Żadnych nekrologów w gazetach ani zawiadomień rozsyłanych pocztą. Żadnych uroczystości żałobnych. Milczenie. Zrozumiano?

– Tak.

Graeber wziął skrzynkę i wyszedł.

Postanowił nic nie mówić Elżbiecie. W ostateczności niech się dowie później. Zresztą to jest nieprawdopodobne, gestapo nie zawiadamia dwukrotnie. Na razie wystarczy, że musi ją zostawić samą: powiedzieć jej o śmierci ojca byłoby zbędnym okrucieństwem.

Szedł powoli w kierunku kościoła Św. Katarzyny. Ulice wydawały mu się nagle znów pełne życia. Groźba minęła, przekształciła się w śmierć. Ale to była obca śmierć. A do obcej śmierci już przywykł. Ojca Elżbiety znał tylko z czasów dzieciństwa.

Pod pachą czuł skrzynkę od cygar. Prawdopodobnie nie zawierała wcale prochów Krusego. Holtmann mógł się łatwo pomylić, a trudno przecież przypuszczać, żeby w obozie koncentracyjnym poświęcano tym sprawom szczególną uwagę. Przy masowym paleniu zwłok było to zresztą niemożliwe. Któryś z palaczy zgarnął szuflą garść popiołu i zapakował – to wszystko. Graeber nie pojmował, po co to w ogóle robią. Było to połączenie nieludzkości z biurokracją, która nieludzkość tę czyniła jeszcze bardziej nieludzką.

Zastanawiał się, co zrobić z prochami. Mógł je zakopać gdzieś wśród ruin, dosyć nadarzało się po temu okazji. Mógł również zanieść je na cmentarz; ale wtedy potrzebne byłoby zezwolenie i grób i Elżbieta dowiedziałaby się o tym.

Wszedł do kościoła i zatrzymał się przed konfesjonałem proboszcza Biedendiecka. Wisiała tam tabliczka “Nieobecny". Uchylił zieloną zasłonę. Józef nie spał i siedział w ten sposób, że mógł kopnąć Graebera w brzuch i natychmiast uciekać. Graeber poszedł dalej, do ławki koło zakrystii. Po chwili zjawił się Józef. Graeber pokazał mu skrzynkę od cygar.

– O to chodziło. Prochy jej ojca.

– Nic więcej?

– To wystarczy. Dowiedział się pan jeszcze czegoś o Pohlmannie?

– Nie.

Obaj spojrzeli na paczkę.

– Skrzynka od cygar – powiedział Józef. – Najczęściej biorą stare pudełka albo puszki blaszane lub papierowe torby. Skrzynka od cygar to już prawie jak trumna. Gdzie ją pan chce zostawić? Tu, w kościele?

Graeber potrząsnął głową. Przyszło mu nagle na myśl, co zrobi.

– W ogrodzie klasztornym – powiedział. – To jest przecież jakby rodzaj cmentarza.

Józef skinął głową.

– Czy mógłbym jeszcze coś dla pana zrobić? – spytał Graeber.

– Niech pan wyjdzie bocznymi drzwiami i sprawdzi, czy na ulicy nie ma czegoś podejrzanego. Muszę już iść; od godziny pierwszej służbę obejmuje zakrystian-antysemita. Jeśli w ciągu pięciu minut pan nie wróci, to znaczy, że ulicy jest wolna.

– Dobrze.

Graeber stał w słońcu. Po chwili z kościoła wyszedł Józef. Mijając Graebera mruknął:

– Wszystkiego dobrego!

– Wszystkiego dobrego!

Graeber zawrócił. O tej porze ogród klasztorny był pusty. Dwa żółte motyle z czerwonymi punkcikami na skrzydełkach igrały nad krzewem okrytym małymi białymi kwiatami. Krzak stał nad grobem kanonika Aloysiusa Blumera. Graeber podszedł bliżej i zbadał ziemię. Trzy groby zapadły się, mogiła Blumera jednak w taki sposób, że pod pokrywą darni prawdopodobnie utworzyła się dziura. Było to odpowiednie miejsce.

Napisał na karteczce, że skrzynka zawiera prochy katolickiego więźnia obozu koncentracyjnego. Zrobił to na wypadek, gdyby ją miano znaleźć. Kartkę wsunął pod brązowy papier opakowania. Następnie wyciął bagnetem kawałek murawy i powiększył ostrożnie szczelinę w ziemi tak, żeby móc wsunąć skrzynkę. Łatwo to poszło. Dziurę zasypał potem wydobytą ziemią i nakrył trawą.

Bernhard Kruse, jeśli to był on, znalazł w ten sposób miejsce w poświęconej ziemi, u stóp wysokiego dostojnika kościelnego.

Graeber odszedł i usiadł na murze krużganku. Kamienie nagrzane były od słońca. “Może to świętokradztwo – pomyślał. – A może tylko zbędny sentymentalizm. Bernhard Kruse był katolikiem, a Kościół zabrania katolikom palenia zwłok; ale chyba w tym wypadku Kościół tego nie potępi ze względu na specyficzne okoliczności. A jeśli skrzynka zawiera nie prochy Krusego, lecz różnych ofiar, może także protestantów i ortodoksyjnych żydów, to chyba i w tym wypadku nie będzie to miało znaczenia. Ani Jehowa, ani Bóg protestantów lub katolików nie będzie zgłaszał zbyt wiele sprzeciwów".

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x