Zawrócił. Czuł się bezradnie i nędznie. “Hirschland – pomyślał nagle – Hirschland też to znał! Hirschland, który został żołnierzem, aby uchronić swoją rodzinę, który zgłaszał się na ochotnika na patrole, ponieważ liczył, że odznaczenie pomoże mu wydobyć ojca z obozu koncentracyjnego; Hirschland, któremu obiecałem, że odwiedzę jego rodzinę." Gdzie schował karteczkę z adresem? Nagle wydało mu się, że to niezmiernie ważne pójść tam natychmiast – jakby to miało jakiś związek z Elżbietą i jakby przez to wszystkie jej sprawy mogły ułożyć się pomyślnie. To było dziecinne, ale jako żołnierz nauczył się wierzyć w niezwykłe zdarzenia. Przeszukał wszystkie kieszenie i wreszcie znalazł kartkę w książeczce wojskowej.
Był to niewielki trzypiętrowy dom. Graeber wdrapał się na trzecie piętro i zadzwonił. Zadzwonił jeszcze dwukrotnie. Wreszcie drzwi uchylono ostrożnie. Blada kobieta wyjrzała przez szparę.
– Czy zastałem panią Hirschland?
– Tak, to ja.
Patrzyła mu prosto w twarz bardzo jasnymi, nieruchomymi oczami.
– Jestem w jednej kompanii z pani synem – powiedział Graeber,
Przyglądała mu się nadal. Miała spojrzenie przerażonego zwierzęcia, osaczonego i gotowego do walki.
– Syn pani prosił mnie, abym panią odwiedził. Jestem tu na urlopie. Dlatego noszę cywilne ubranie.
– Ach tak… – Pani Hirschland szerzej otworzyła drzwi. – Tak, proszę… Proszę wejść, panie…
– Graeber. Ernst Graeber.
Zaprowadziła go do pokoju. Szła bezszelestnie i bardzo lekko. W pokoju, pod ścianą, stała szeroka kanapa na wysokich nóżkach, pokryta niebieską narzutą opadającą z przodu aż do podłogi. Graeber chciał usiąść na kanapie, ale pani Hirschland podsunęła mu krzesło.
– Tu będzie panu wygodniej. Ponieważ tamto… mamy tylko ten jeden pokój… tamto służy za łóżko.
Graeber usiadł na krześle. Pokój był czysty, umeblowany w stylu drobnomieszczańskim. Nad kanapą i na bocznych ścianach wisiało kilka obrazów.
– Jeszcze przed dwoma tygodniami byłem razem z pani synem – powiedział Graeber.
Pani Hirschland nie usiadła. Spojrzenie jej nic nie utraciło ze szklanej martwoty, ale ręce zadrżały niespokojnie.
– Może zechciałby pan… czy mogę… poczęstować pana…
Graeber uświadomił sobie nagle, że bardzo chce mu się pić.
– Dziękuję – powiedział. – Szklankę wody… jeśliby pani miała szklankę wody…
– Tak, oczywiście. – Pani Hirschland rozejrzała się po pokoju. – Tak, pójdę… do kuchni… w tej chwili… pójdę i przyniosę…
W drzwiach raz jeszcze się rozejrzała.
“Co jej jest?" – pomyślał Graeber. Przywykł do tego, że ludzie się boją, ale to było coś więcej niż zwykły strach.
Wstał i zaczął oglądać obrazy. Jeden przedstawiał kwitnący kasztan, drugi – profil florenckiej dziewczyny. Nad kanapą wisiał duży miedzioryt. Podszedł bliżej, aby mu się lepiej przyjrzeć, i potrącił nogą coś, co stało za zwisającą narzutą. Schylił się i uniósł narzutę, aby zobaczyć, czy czegoś nie przewrócił. Dwa wąskie tekturowe pudła zsunięte razem zajmowały całą niemal długość kanapy. Róg jednego wystawał. Gdy Graeber posunął je, dostrzegł w szparze między pudłami dziewczęcą rękę. Za pudłami, tuż przy ścianie, leżał ktoś z ręką przyciśniętą do ciała. Graeber opuścił narzutę i powrócił do swego krzesła.
Weszła pani Hirschland niosąc na lakierowanej tacy mały kieliszek czerwonego wina; obok na talerzyku leżały dwa kawałki chleba.
– Proszę się poczęstować – powiedziała.
Graeber upił wina. Było bardzo słodkie i lepkie.
– Syn pani czuje się dobrze. Przed moim odjazdem wycofano nas na tyły. Wszystkich, pani syna również.
Pani Hirschland patrzyła na niego w milczeniu. Znowu upił trochę wina. Zdumiony był, że go nie pyta, gdzie stacjonują, jakie mają wyżywienie, czy jest bardzo niebezpiecznie i o te wszystkie sprawy, o jakie zazwyczaj pytają matki.
– Powodziło mu się zatem dobrze?
– Tak dobrze, jak to możliwe na froncie. Właściwie tutaj jest niemal tak samo jak na froncie. Prawie tak samo niebezpiecznie.
Czekał dłuższą chwilę, ale pani Hirschland nie pytała o nic więcej.
“Może niepokoi się o dziewczynkę, którą ukrywa" – pomyślał Graeber.
– To doprawdy wszystko – powiedział w końcu, zmieszany, i wstał. Pani Hirschland w milczeniu odprowadziła go do drzwi.
– Pani syn jest moim dobrym przyjacielem. Może chce pani przekazać mu jakąś wiadomość? Wracam za tydzień.
– Nie – szepnęła ledwo dosłyszalnie.
– Mógłbym dla niego coś wziąć. List albo paczkę. Przyjdę po to przed odjazdem.
Potrząsnęła przecząco głową.
Graeber spojrzał na nią zdumiony. Zazwyczaj rodzice zachowywali się inaczej. Pomyślał, że mu nie wierzy, i wyciągnął książeczkę wojskową.
– Oto moje dokumenty… tylko przypadkowo jestem w cywilnym ubraniu…
Uniosła rękę, jakby chciała odepchnąć książeczkę, ale jej nie dotknęła.
– On nie żyje – szepnęła.
– Co?
Skinęła głową.
– Jak to możliwe? Gdy rozmawiałem z nim ostatnim razem…
– Nie żyje – szepnęła. – Cztery dni temu przyszło zawiadomienie. – Potrząsnęła gwałtownie głową, gdy chciał o coś zapytać. – Nie, proszę nie… niech mi pan wybaczy… wskutek tego… ja nie mogę… listy wciąż jeszcze od niego przychodzą… Jeden właśnie dzisiaj… nie, proszę…
Zamknęła drzwi. Graeber schodził po schodach. Usiłował przypomnieć sobie Hirschlanda. Bardzo mało o nim wiedział. Nie znał nawet jego imienia. Pomyślał o papierosach, które mu dał Hirschland. Szkoda, że nie zainteresował się nim bliżej. Szkoda również, że nie zainteresował się wielu innymi. Hirschland miał podłe życie. Teraz matka jego czuwa tam nad swym drugim, ukrywającym się dzieckiem. Może to córka z drugiego małżeństwa, która ma w sobie więcej żydowskiej krwi i grozi jej obóz koncentracyjny. Zatrzymał się na mrocznych schodach i nagle zupełnie już nie wiedział, co począć. Otoczyła go groźna i beznadziejna ciemność, wydawało się, jakby nie było już z niej ucieczki. “Jeżeli ktoś musi się ukrywać z takiego powodu – pomyślał – to jakże wiele zagraża Elżbiecie!”
Znalazł się w pobliżu fabryki na długo przed końcem pracy. Minęło sporo czasu, nim nadeszła Elżbieta. Zaczął się już niepokoić, czy nie została aresztowana, gdy wreszcie ją spostrzegł. Zdumiała się widząc go w cywilnym ubraniu i powiedziała ze śmiechem:
– Jakiś ty jeszcze młody!
– Nie czuję się młody. Czuję się, jakbym miał sto lat.
– Dlaczego? Co się stało? Musisz wcześniej wracać na front?
– Nie. Pod tym względem wszystko jest w porządku.
– A może czujesz się, jakbyś miał sto lat, ponieważ nosisz cywilne ubranie?
– Nie wiem. Wydaje mi się tylko, że wraz z tym przeklętym ubraniem nałożyłem na siebie wszystkie troski, jakie istnieją na świecie. Co załatwiłaś w sprawie dokumentów?
– Wszystko – odparła Elżbieta rozpromieniona. – Wykorzystałam nawet przerwę obiadową. Złożyłam podania o wszystkie dokumenty.
– Do diabła! A więc nic już nie można zrobić.
– Co jeszcze trzeba zrobić?
– Nic. Tylko nagle ogarnął mnie strach. Może źle robimy. Może ci to zaszkodzi?
– Mnie? Dlaczego?
Graeber zawahał się.
– Słyszałem, że nieraz zasięgają informacji w gestapo. Może z tego powodu lepiej byłoby nie ruszać tych spraw.
Elżbieta przystanęła.
– Co jeszcze słyszałeś?
Читать дальше