– Na jakim odcinku?
– W grupie armii “Środek".
– Dzięki Bogu, tam jest chwilowo spokojnie.
– Spokojnie? Tam bynajmniej nie jest spokojnie! Grupa armii “Środek" toczy ciężkie boje. Mój mąż znajduje się w pierwszej linii.
“Pierwsza linia – pomyślał Graeber. – Jakby tam jeszcze istniała pierwsza linia!" Przez chwilę kusiło go, aby wyjaśnić pani Lieser, jak naprawdę wyglądają sprawy za murem frazesów o honorze, fuhrerze i ojczyźnie, ale natychmiast z tego zrezygnował.
– Miejmy nadzieję, że wkrótce przyjedzie na urlop – powiedział.
– Przyjedzie na urlop wtedy, kiedy nadejdzie jego kolej. Nie chcemy żadnych przywilejów. My – nie!
– Ja też się o to nie starałem – oświadczył Graeber oschle. – Przeciwnie. Ostatni urlop miałem przed dwoma laty.
– I przez cały ten czas był pan na froncie?
– Od samego początku. Jeśli nie byłem raniony.
Graeber przypatrywał się niezłomnej bojowniczce partyjnej. “Po cóż stoję tu i usprawiedliwiam się przed tą babą. Powinienem ją po prostu zastrzelić, tak jak to robi jej mąż, który prawdopodobnie jest w SD i morduje rosyjskich chłopów, aby zdobyć ową osławioną przestrzeń życiową dla fuhrera".
Z pokoju wyszła córka pani Lieser. Była to chuda dziewczynka o włosach bez połysku; przyglądała się Graeberowi dłubiąc w nosie.
– Dlaczego włożył pan dziś cywilne ubranie? – spytała pani Lieser.
– Oddałem mundur do czyszczenia.
– Ach tak! Myślałam już…
Graeber nie dowiedział się, co myślała. Spostrzegł nagle, że wyszczerza ona w uśmiechu żółte zęby, i niemal się tego przeraził.
– A więc dobrze – powiedziała. – Dziękuję. Zużyję ten cukier dla dziecka.
Wzięła obie paczki i Graeber spostrzegł, że ważyła je w rękach, porównując. Wiedział, że natychmiast po jego wyjściu otworzy paczkę przeznaczoną dla Elżbiety, ale tego właśnie chciał. Ku swojemu zdumieniu znajdzie w niej drugi funt cukru i nic więcej.
– To dobrze, pani Lieser. Do widzenia.
– Heil Hitler! - spojrzała na niego ostro.
– Heil Hitler! - odparł Graeber.
Wyszedł z domu. Obok bramy, oparty o mur, stał dozorca, niski mężczyzna z okrągłym brzuchem i zapadniętą piersią. Miał na sobie spodnie SA i buty z cholewami. Graeber zatrzymał się. I ten strach na wróble był teraz niebezpieczny.
– Piękną dziś mamy pogodę – powiedział Graeber, wyciągnął paczkę papierosów i poczęstował dozorcę.
Ten chrząknął coś i wziął papierosa.
– Zwolniony? – zapytał, kosym spojrzeniem obrzucając cywilne ubranie Graebera.
Graeber potrząsnął głową. Zastanawiał się, czy ma wtrącić kilka słów o Elżbiecie, ale nie zrobił tego. Lepiej nie zwracać uwagi dozorcy.
– Za tydzień wracam na front. Po raz czwarty.
Dozorca ospale kiwnął głową. Wyjął papierosa z ust, obejrzał go i wypluł kilka okruchów tytoniu.
– Nie smakuje panu?
– O tak. Ale właściwie to ja palę cygara.
– Krucho teraz z cygarami, co?
– Niby tak.
– Mój znajomy ma jeszcze parę skrzynek. Przy najbliższej okazji sięgnę do nich i przyniosę panu kilka sztuk. Dobre cygara.
– Importowane?
– Prawdopodobnie. Nie znam się na tym. Z opaskami.
– Opaski jeszcze niczego nie dowodzą. Każde zielsko może mieć opaskę.
– Ale ten człowiek jest kreisleiterem. Pali tylko dobry tytoń.
– Kreisleiterem?
– Tak. To Alfons Binding. Mój serdeczny przyjaciel.
– Binding jest pańskim przyjacielem?
– Nawet starym przyjacielem z ławy szkolnej. Właśnie od niego wracam. On i sturmbannfuhrer Riese z SS są moimi starymi kolegami. Idę teraz do Riesego.
Dozorca popatrzył na Graebera. Graeber zrozumiał to spojrzenie; dozorca nie pojmował, dlaczego radca sanitarny Kruse siedzi w obozie koncentracyjnym, jeśli Binding i Riese są przyjaciółmi Graebera.
– Pewne sprawy zostały już wyjaśnione – powiedział Graeber obojętnie. – W najbliższym czasie wszystko będzie w porządku. Niejeden się jeszcze zdziwi. Nie należy się zbytnio śpieszyć, prawda?
– Tak jest – przyświadczył dozorca z przekonaniem.
Graeber spojrzał na zegarek.
– Muszę już iść. A o cygarach nie zapomnę.
Poszedł dalej. “Całkiem niezły początek korupcji" – pomyślał. Ale wnet znów chwycił go niepokój. A może popełnił błąd. Postępowanie jego wydało mu się nagle naiwne. Może wcale nie powinien był tego robić. Stanął i popatrzył na siebie. Przeklęte cywilne łachy! One są wszystkiemu winne. Chciał się wyzwolić spod przymusu, jaki narzuca regulamin wojskowy, skorzystać z odrobiny swobody, a tymczasem znalazł się od razu w świecie strachu i niepewności.
Zastanawiał się, co dalej robić. Elżbieta była nieosiągalna do wieczora. Przeklinał pośpiech, z jakim starał się uzyskać dokumenty. “Ochrona – pomyślał. – Jeszcze wczoraj rano chełpiłem się, że małżeństwo będzie dla niej ochroną – dzisiaj grozi jej niebezpieczeństwem.”
– Co to za błazeńskie kawały? – wrzasnął jakiś grubiański głos.
Podniósł głowę. Przed nim stał mały, gruby major.
– Nie zdaje pan sobie sprawy z powagi chwili, łobuzie?
Graeber spojrzał na niego zaskoczony – nagle zrozumiał. Oddał majorowi honory wojskowe zapominając, że jest w cywilnym ubraniu. Stary Potraktował to jako kpiny.
– Omyliłem się – powiedział Graeber. – Nie miałem nic złego na myśli.
– Co? Jeszcze ośmiela się pan robić głupie dowcipy? Dlaczego pan nie jest w wojsku?
Graeber uważniej przyjrzał się staremu. Był to ten sam major, który go już raz zwymyślał; owego wieczoru, gdy stał z Elżbietą przed jej domem.
– Taki dekownik powinien się zapaść pod ziemię ze wstydu, a nie wyprawiać błazeństwa – szczekał major.
– Niech pan się nie unosi – powiedział Graeber gniewnie. – I niech pan zmyka do swego lamusa.
Oczy starego przybrały obłędny niemal wyraz. Zatkało go, stał się czerwony jak rak.
– Każę pana aresztować – wykrztusił.
– Sam pan wie, że nie może pan tego zrobić. A teraz zostaw mnie pan w spokoju, mam inne zmartwienia.
– To przecież…
Major chciał znowu wybuchnąć, lecz nagle zbliżył się do Graebera i zaczął węszyć szeroko rozwartymi, owłosionymi nozdrzami. Wykrzywił twarz.
– Ach, teraz rozumiem – powiedział z obrzydzeniem. – Dlatego nie jest pan w mundurze! Trzecia płeć! Tfu, do diabła! Perfumowana dziwka! Męska kurwa!
Splunął, otarł siwe wąsy, rzucił Graeberowi spojrzenie pełne głębokiej odrazy i odszedł. Winna była sól kąpielowa. Graeber powąchał swoją rękę. Teraz i on poczuł. “Kurwa – pomyślał. – Niewiele mi do tego brakuje. Oto co może zrobić z człowieka obawa o kogoś innego! Pani Lieser, dozorca… do czego jeszcze byłbym zdolny! Cholernie szybko stoczyłem się z mojego piedestału cnoty!”
Stał naprzeciwko siedziby gestapo. W bramie wjazdowej młody esesowiec ziewając maszerował tam i z powrotem. Kilku oficerów SS śmiejąc się opuściło gmach. Potem nadszedł powoli starszy mężczyzna, zawahał się, spojrzał w górę na okna, przystanął i wyciągnął z kieszeni karteczkę. Przeczytał ją, obejrzał się, popatrzył w niebo i wreszcie z ociąganiem podszedł do wartownika. Esesowiec obojętnie zerknął na wezwanie i wpuścił go.
Graeber wpatrywał się w okna na górze. Znów poczuł strach, duszący, cięższy i bardziej lepki niż przedtem. Znał wiele strachów: ostry i ciemny, tamujący oddech i paraliżujący, jak również ten ostatni, największy: strach człowieka przed śmiercią; ale ten był inny – pełzający, dławiący, nieokreślony i groźny, strach, który zdawał się brukać, oblepiać i rozkładać, nieuchwytny, któremu nie można się było oprzeć, strach bezsiły i żrącego zwątpienia, demoralizujący strach o innych, o niewinnych zakładników, bezprawnie prześladowanych, strach przed samowolą władzy i zmechanizowaną nieludzkością – był to czarny strach owych czasów.
Читать дальше