Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Portier zlustrował mundur Graebera taksującym spojrzeniem.

– Gdzie tu jest winiarnia? – spytał Graeber ostro, nim tamten zdołał cokolwiek powiedzieć.

– Z hallu na prawo, proszę pana. Proszę się spytać o starszego kelnera Fritza.

Przeszli przez hali. Minęli ich dwaj kapitanowie i major. Graeber zasalutował.

– Podobno roi się tu od generałów – szepnął. – Na pierwszym piętrze mieszczą się biura kilku komisji wojskowych.

Elżbieta zatrzymała się.

– Czy zbytnio nie ryzykujesz? A jeśli ktoś zwróci uwagę na twój mundur?

– Dlaczego miałby zwracać uwagę? Nietrudno zachowywać się jak podoficer. Sam już nim kiedyś byłem.

Dźwięcząc ostrogami nadszedł jakiś podpułkownik w towarzystwie niskiej, szczupłej kobiety. Patrzył ponad głową Graebera.

– Co się stanie, jeśli zauważą? – spytała Elżbieta.

– Nic groźnego.

– Mogą cię rozstrzelać?

Graeber zaśmiał się.

– Nie sądzę. Zbyt im jesteśmy potrzebni na froncie.

– Ale co ci mogą zrobić?

– Niewiele. Najwyżej wsadzą mnie na kilka tygodni do paki. A to oznaczałoby kilka tygodni spokoju. Prawie jak urlop. Człowiek, który za czternaście dni musi wracać na front, i tak nie ma nic do stracenia.

Starszy kelner Fritz wyłonił się z korytarza na prawo. Graeber wsunął mu banknot do ręki. Fritz schował go niepostrzeżenie i nie robił już żadnych trudności.

– Do winiarni na kolację, bardzo proszę – oświadczył i uroczyście ruszył przed nimi, wskazując drogę.

Ulokował ich przy stoliku ukrytym za kolumną i odszedł z godnością. Graeber rozejrzał się.

– Właśnie to, czego chciałem; muszę się tylko trochę oswoić. A ty? – spojrzał na Elżbietę. – Ty z pewnością nie – powiedział zaskoczony. – Wyglądasz, jakbyś codziennie tu bywała.

Zjawił się mały, stary kelner podobny do marabuta. Podał kartę. Graeber włożył do środka banknot i zwrócił ją marabutowi.

– Chcielibyśmy zjeść coś, czego nie ma w karcie. Co można dostać?

Marabut patrzył na niego bez wyrazu.

– Nie mamy nic innego poza tym, co jest w karcie.

– Dobrze. Wobec tego proszę nam na razie przynieść butelkę wina Johannisberger Kochsberg rocznik 1937, z piwnicy G.H. von Mumma. Ale nie za zimną.

Oczy marabuta nabrały życia.

– Służę natychmiast, proszę pana – powiedział z nagłym szacunkiem i nachylił się. – Przypadkowo mamy trochę ostendzkich fląder. Zupełnie świeżych. Do tego może belgijską sałatę i kartofelki z pietruszką?

– Doskonale. A co pan ma na zakąskę? Kawior oczywiście nie nadaje się do wina.

Marabut ożywił się jeszcze bardziej.

– Naturalnie, że nie. Ale mamy trochę sztrasburskiego pasztetu z gęsich wątróbek z truflami…

Graeber skinął głową.

– A potem poleciłbym kawałek holenderskiego sera. Podkreśla bukiet wina…

– Wyśmienicie.

Marabut odszedł, podniecony. Przedtem uważał Graebera za żołnierza, który się tu przypadkowo zabłąkał, teraz widział w nim znawcę, który tylko przypadkowo był żołnierzem.

Elżbieta przysłuchiwała się w zdumieniu.

– Ernst, skąd ty to wszystko wiesz?

– Od mojego kolegi Reutera. Jeszcze dziś rano nie miałem o tym zielonego pojęcia. On jest tak wybornym znawcą, że z tego powodu nabawił się artretyzmu. To ratuje go teraz przed pójściem na front. Tak więc, jak zawsze, grzech zostaje nagrodzony.

– Ale te sztuczki z napiwkiem i kartą…

– To wszystko nauki Reutera. On się tu doskonale orientuje. Moja pewność siebie i maniery światowca – to także jego szkoła.

Elżbieta zaśmiała się. Był to ciepły, swobodny i czuły śmiech.

– Na Boga, nie takim zachowałam cię w pamięci!

– Ja ciebie także nie znałem taką, jaką jesteś teraz.

Popatrzył na nią. Jakaż była inna, śmiech zupełnie ją odmienił; jak gdyby nagle rozwarły się wszystkie okna w ciemnym domu.

– To piękna suknia – powiedział nieco zmieszany.

– Mam ją po matce. Wczoraj wieczorem przerobiłam ją jeszcze i dopasowałam. – Zaśmiała się. – Nie byłam tak zupełnie nie przygotowana, jak się wydawało, gdy przyszedłeś.

– Umiesz szyć? Nie wyglądasz na to!

– Bo też dawniej nie umiałam, ale nauczyłam się. Obecnie przez osiem godzin dziennie szyję płaszcze wojskowe.

– Doprawdy? Z nakazu pracy?

– Tak. Zresztą, sama tego chciałam. Może w ten sposób uda mi się pomóc ojcu.

Graeber potrząsnął głową.

– Ta praca nie pasuje do ciebie. Tak samo twoje imię. Skąd ono do ciebie?

– Matka je wybrała. Pochodziła z południowej Austrii, podobna była do Włoszki i miała nadzieję, że będę blondynką o niebieskich oczach, i dlatego postanowiła nazwać mnie Elżbietą. Sprawiłam jej zawód, ale imię zostało.

Nadszedł marabut z winem. Nalewał ostrożnie, trzymając butelkę jak klejnot.

– Podałem państwu bardzo cienkie kryształowe kieliszki – powiedział. – Lepiej w nich widać kolor wina. A może państwo wolą czarki?

– Nie. Wolimy cienkie przezroczyste kieliszki.

Marabut skinął głową i odkrył srebrny półmisek. Różowe plastry pasztetu z gęsich wątróbek z czarnymi truflami otoczone były wieńcem drżącej galarety.

– Prosto z Alzacji – oświadczył z dumą.

– Co za luksus! – zaśmiała się Elżbieta.

– Tak, luksus! – Graeber uniósł kieliszek. – Luksus – powtórzył. – Tak jest! Pod to właśnie będziemy pili, Elżbieto. Przez dwa lata jadłem z blaszanej menażki i nigdy nie byłem pewien, czy zdołam dokończyć posiłku; tak, to nie jest zwykły luksus, lecz znacznie więcej. To jest pokój, bezpieczeństwo, radość i świętowanie – wszystko, czego nie ma na froncie.

Pił, smakował wino, patrzył na Elżbietę – ona także stanowiła część tego wszystkiego. Poczuł nagle, że to jest owo nieoczekiwane, co przynosi lekkość i rozmach, co wyrasta ponad konieczność, niepotrzebne, na pozór zbędne, ponieważ należy do innej, jaśniejszej strony życia, tam gdzie panują zbytek, zabawa i marzenia. Po latach obcowania ze śmiercią wino było nie tylko winem, srebro nie tylko srebrem, muzyka przenikająca do sali – nie tylko muzyką, a Elżbieta nie tylko Elżbietą. Wszystko to były symbole innego życia, życia bez zabijania i niszczenia, życia dla samego życia, które stało się już niemal mitem i beznadziejnym marzeniem.

– Czasami człowiek zupełnie zapomina, że jeszcze żyje – powiedział.

Elżbieta zaśmiała się znowu.

– Właściwie stale o tym pamiętam. Ale co mi z tego?

Podszedł marabut.

– Jak smakuje wino, proszę pana?

– Musi być bardzo dobre. Inaczej nie zastanawiałbym się nagle nad sprawami, o których od dawna już nie myślałem.

– To słońce, proszę pana. Słońce, w którym grona dojrzewały na jesieni. Wino je teraz promieniuje z powrotem. Takie wino nazywamy w Nadrenii monstrancją.

– Monstrancją?

– Tak. Jest jak złoto i promieniuje na wszystkie strony.

– Rzeczywiście.

– Czuje się je już po pierwszym kieliszku, nieprawdaż? Wytłoczone słońce!

– Nawet po pierwszym łyku. Wcale nie idzie do żołądka. Od razu uderza do głowy i zmienia świat.

– Pan zna się na winie, proszę pana! – Marabut pochylił się poufale. – Tam, przy stoliku na prawo, mają to samo wino. Ci ludzie leją je w siebie, jakby to była woda. Powinni pić Liebfrauenmilch *!

Odszedł, z niesmakiem spoglądając na tamten stół.

– Dzisiejszy dzień wydaje się przychylny dla oszustów, Elżbieto – powiedział Graeber. – Jak ci smakuje to wino?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x