Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

W domu, z którego pozostał jedynie fronton, otworzono drzwi. Wyszedł z nich komendant obrony przeciwlotniczej. Sprawiało to niesamowite wrażenie, gdy wychodził z domu, który już nie istniał, tak jakby wszystko było w porządku. Przywołał Graebera ruchem ręki, ten zawahał się przez chwilę. Przypomniał sobie słowa oberscharfuhrera, że to wariat. Mimo to jednak podszedł do niego.

Stary wyszczerzył zęby.

– Co tu robicie? – spytał surowo. – Plądrujecie? Nie wiecie, że to zakazane…

– Człowieku! – odparł Graeber. – Skończ pan wreszcie z tymi bzdurami! Niech mi pan lepiej powie, czy nie wie pan czegoś o moich rodzicach! Paweł i Maria Graeber. Mieszkali pod osiemnastym.

Komendant przybliżył do niego swą wychudzoną, nie ogoloną twarz.

– Ach, to pan! Frontowy żołnierz z wczorajszego wieczoru! Niech pan tak nie krzyczy! Sądzi pan, że tylko pan jeden kogoś stracił? Jak pan myśli, co to jest? – wskazał na dom, z którego wyszedł.

– Co?

– To tutaj! Na drzwiach! Nie ma pan oczu? Myśli pan, że to zbiór dowcipów?

Graeber nie odpowiedział. Zauważył, że drzwi lekko chwieją się na wietrze i że z zewnątrz oblepione są karteczkami. Szybko przeszedł na drugą stronę ulicy i zobaczył, że to adresy i wiadomości dla zaginionych. Niektóre napisane były ołówkiem, atramentem lub węglem bezpośrednio na drzwiach; większość jednak – na kartkach przymocowanych pluskiewkami lub przylepcem “Henryk i Georg, idźcie do wuja Hermana. Irma nie żyje. Matka" – widniało na dużym, liniowanym arkuszu wyrwanym ze szkolnego zeszytu i przymocowanym czterema pluskiewkami. Zaraz pod tym, na pokrywce pudełka od butów: “Na miłość boską, błagam o wiadomość o Brunhildzie Schmidt, Thuringerstrasse 4". Obok, na kartce pocztowej: “Otto, jesteśmy w Haste, szkoła powszechna". A całkiem u dołu, pod adresami pisanymi ołówkiem czy atramentem – na papierowej serwetce o karbowanych brzegach, kolorową kredką: “Mario, gdzie jesteś?" – bez podpisu.

Graeber wyprostował się.

– No co? – spytał komendant obrony przeciwlotniczej. – Znalazł pan swoich?

– Nie. Oni nie wiedzieli, że przyjadę.

Wariat wykrzywił twarz w bezgłośnym śmiechu.

– Nikt nic nie wie o innych, żołnierzu! Nikt! Przyzwoici ludzie giną, a łobuzom nic się nie stanie. Jeszcze pan o tym nie wie?

– Tak. Oczywiście.

– No więc niech pan się wpisze! Niech pan się wpisze na tę listę nieszczęść! A potem czeka! Czeka, jak my wszyscy. Czeka, aż pana diabli wezmą!

Twarz jego zmieniła się. Była nagle rozdarta jakimś bezgranicznym bólem.

Graeber, schylony, szukał w gruzach czegoś, na czym mógłby napisać parę słów. Znalazł kolorowy oleodruk Hitlera zwisający w połamanej ramie. Odwrotna strona była biała i nie zadrukowana. Oderwał górną część, wydobył ołówek i zamyślił się. Nagle nie wiedział, co ma napisać. “Proszę o wiadomość o Pawle i Marii Graeber – nagryzmolił wreszcie drukowanymi literami. – Ernst przyjechał na urlop".

– Zdrada stanu – szepnął za nim stary.

– Co? – Graeber odwrócił się gwałtownie.

– Zdrada stanu! Pan podarł obraz fuhrera.

– Był już podarty i leżał w śmieciach – oświadczył Graeber gniewnie. – A teraz dość tych bzdur, proszę mnie zostawić w spokoju!

Nie mógł znaleźć niczego do przytwierdzenia kartki. W końcu z czterech pluskiewek, którymi umocowane było wezwanie matki, wyjął dwie i przyczepił nimi swoje. Zrobił to niechętnie, miał uczucie, jakby kradł wieniec z cudzego nagrobka. Ale nie było innej rady, a dwie pluskiewki trzymały wezwanie matki tak samo dobrze jak cztery.

Stary patrzał mu przez ramię.

– Gotowe! – oświadczył, jakby wydawał rozkaz. – A teraz Sieg Heil, żołnierzu! Żałoba zakazana. Strój żałobny również! Osłabia ducha bojowego! Bądźcie dumni, że możecie złożyć ofiarę na ołtarzu ojczyzny! Gdybyście wy, łajdaki, wypełniali swoje obowiązki, nie doszłoby do tego!

Odwrócił się raptownie i odszedł krocząc sztywno na swych długich, cienkich nogach.

Graeber natychmiast o nim zapomniał. Oderwał jeszcze jeden kawałek portretu Hitlera i zapisał na nim adres znaleziony na drzwiach. Był to adres rodziny Loose. Znał ich; może od nich dowie się czegoś o rodzicach. Potem wyrwał z ramy resztę oleodruku, napisał na odwrocie raz jeszcze to samo, co na tamtej połowie, i wrócił do domu numer osiemnaście. Tam umieścił kartkę między dwoma kamieniami tak, że była dobrze widoczna. Miał więc teraz podwójną szansę, że wiadomość jego zostanie zauważona. Nic więcej nie mógł na razie zrobić. Chwilę jeszcze stał przed kupą gruzów i kamieni, nie wiedząc, czy nie są one grobem jego najbliższych. Aksamitny fotel w niszy błyszczał jak szmaragd w słońcu. Przed domem rósł nie tknięty pożarem kasztan. Ulistnienie jego delikatnie połyskiwało w słońcu, a zięby ćwierkały w nim i budowały sobie gniazdko.

Spojrzał na zegarek. Był już czas, aby pójść do ratusza.

Okienka biura poszukiwań zaginionych sklecono prowizorycznie ze świeżego drzewa. Nie były pomalowane i pachniały żywicą i lasem. W kącie pokoju zawalił się sufit. Cieśle układali tam belki i stukali młotkami. Wszędzie stali ludzie i czekali milcząco i cierpliwie. Za okienkami siedzieli: urzędnik bez ręki i dwie kobiety.

– Nazwisko? – spytała urzędniczka po prawej stronie. Miała płaską, szeroką twarz, a jej rozczochrane włosy były przewiązane czerwoną jedwabną wstążką.

– Graeber. Paweł i Maria Graeber. Inspektor podatkowy. Hakenstrasse osiemnaście.

– Jak? – Kobieta przyłożyła dłoń do ucha.

– Graeber – powtórzył głośniej poprzez stukot młotków. – Paweł i Maria Graeber! Inspektor podatkowy.

Urzędniczka wertowała spisy.

– Graeber, Graeber… – Palec jej sunął wzdłuż kolumny nazwisk i nagle się zatrzymał. – Graeber… tak… jakie imię?

– Paweł i Maria.

– Jak?

– Paweł i Maria!

Graeber poczuł nagle wściekłość. Było to nie do zniesienia – na domiar wszystkiego musi jeszcze wykrzykiwać swój ból.

– Nie. Ten nazywał się Ernst Graeber.

– Ernst Graeber to ja. Nie ma innego w naszej rodzinie.

– No więc nie o pana tu chodzi. Innych Graeberów nie mamy na liście. – Urzędniczka podniosła głowę i uśmiechnęła się. – Jeśli pan chce, proszę przyjść za kilka dni. Nie otrzymaliśmy jeszcze wszystkich meldunków. Następny!

Graeber nie ruszył się.

– Gdzie można się jeszcze dowiedzieć?

Urzędniczka poprawiła czerwoną wstążkę we włosach.

– W biurze meldunkowym. Następny!

Graeber poczuł, że ktoś trąca go w plecy. Stała za nim mała staruszka z palcami jak szpony. Usunął się na bok.

Przez chwilę stał jeszcze przy okienku niezdecydowany. Nie mógł pojąć, że to już wszystko. Jego strata była niewspółmiernie wielka w porównaniu do tempa, w jakim go załatwiono. Jednoręki urzędnik wychylił się ku niemu.

– Niech pan będzie zadowolony, że pańscy bliscy nie są tu zapisani.

– Dlaczego?

– Tutaj mamy spisy zabitych i ciężko rannych. Dopóki nie są u nas zarejestrowani, uchodzą tylko za zaginionych.

– A zaginieni? Gdzie są spisy zaginionych?

Urzędnik spojrzał na niego z cierpliwością człowieka, który przez osiem godzin dziennie ma do czynienia z cudzym nieszczęściem i nic nie może zaradzić.

– Niech pan będzie rozsądny – powiedział. – Zaginieni to zaginieni. Cóż pomogą spisy? Przecież i tak nie będzie wiadomo, co się z nimi stało. Gdyby było wiadomo, nie byliby już zaginieni. Prawda?

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x