Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci

Здесь есть возможность читать онлайн «Erich Remarque - Czas Życia I Czas Śmierci» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Czas Życia I Czas Śmierci: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Czas Życia I Czas Śmierci»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Historia żołnierskiego losu młodego Niemca, który nieoczekiwanie, w czasie klęski armii niemieckiej, dostaje urlop. Przepełniony nadzieją udaje się do kraju, do rodzinnego miasta, by szukać wytchnienia od nędzy, głodu, zimna i wszechobecnej śmierci frontu rosyjskiego. Czeka go z jednej strony ogromne rozczarowanie – jest bowiem świadkiem upadku swojej ojczyzny, a z drugiej niespodziewane szczęście – przeżywa wielką miłość. Pełen wątpliwości wraca na front, gdzie rozstrzygnie się konflikt między winą a poświeceniem.

Czas Życia I Czas Śmierci — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Czas Życia I Czas Śmierci», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

IX

Zatrzymał się przed domem. Było ciemno i nie mógł rozpoznać numeru.

– Czego pan szuka? – spytał mężczyzna oparty o bramę.

– Czy to Marienstrasse dwadzieścia dwa?

– Tak. Pan do kogo?

– Do radcy sanitarnego Kruse.

– Do doktora Kruse? A po co?

Graeber spojrzał na stojącego w ciemności mężczyznę. Miał na sobie mundur SA i buty z cholewami. “Nadęty blokowy – pomyślał. – Tego mi jeszcze brakowało".

– Powiem to doktorowi Kruse osobiście – oświadczył i wszedł do domu.

Czuł się bardzo zmęczony. Zmęczenie to tkwiło głębiej, nie tylko w oczach i w kościach. Przez cały dzień pytał i szukał, ale niewiele się dowiedział. Rodzice nie mieli krewnych w mieście, a z sąsiadów nielicznych tylko mógł odnaleźć. Bóttcher miał rację – wszystko było jak zaklęte. Ludzie bali się gestapo i nie chcieli mówić albo słyszeli tylko jakieś pogłoski i kierowali go do innych, którzy także nic nie wiedzieli.

Wszedł po schodach. Korytarz był ciemny. Radca sanitarny mieszkał na pierwszym piętrze. Graeber ledwo go pamiętał, wiedział jednak, że matka często się u niego leczyła. Może była tu ostatnio i radca zna jej adres.

Drzwi otworzyła starszawa kobieta o pomiętej twarzy.

– Kruse? – spytała. – Pan do doktora Kruse?

– Tak.

Kobieta przyglądała mu się w milczeniu, nie wpuszczając do mieszkania.

– Czy zastałem go w domu? – spytał Graeber niecierpliwie.

Kobieta nie odpowiedziała. Wydawało się, że nasłuchuje uważnie odgłosów z dołu.

– Pan przychodzi jako pacjent? – odezwała się wreszcie.

– Nie. Prywatnie. Czy pani jest panią Kruse?

– Boże uchowaj!

Graeber, zdziwiony, popatrzył na kobietę. W ciągu dnia poznał wiele odmian ostrożności, nienawiści i wymówek; ale to było nowe.

– Proszę pani – powiedział – nie wiem, co tu się dzieje, i nic mnie to nie obchodzi. Chcę tylko pomówić z doktorem Kruse, nic więcej, rozumie pani?

– Kruse już tutaj nie mieszka – oświadczyła nagle kobieta głośno, szorstko i wrogo.

– Przecież tu jest jego nazwisko. – Graeber wskazał na mosiężną tabliczkę obok drzwi.

– Tę tabliczkę należałoby już od dawna usunąć.

– Ale jeszcze wisi. Czy mieszka tu ktoś z rodziny?

Kobieta milczała. Graeber miał tego dość. Chciał jej właśnie powiedzieć, żeby sobie poszła do diabła, gdy w głębi mieszkania otwarto drzwi. Promień światła padł z pokoju ukośnie przez ciemny przedsionek.

– Czy to do mnie? – spytał jakiś głos.

– Tak – odparł Graeber na chybił trafił. – Chciałbym pomówić z kimś, kto zna radcę sanitarnego Kruse. Ale widzę, że to nie takie proste.

– Jestem Elżbieta Kruse.

Kobieta o pomiętej twarzy usunęła się od drzwi i zawróciła w głąb mieszkania.

– Za dużo światła! – warknęła jeszcze w stronę otwartego pokoju. – Nie wolno palić tyle światła!

Graeber nie ruszył się z miejsca. Dwudziestoletnia mniej więcej dziewczyna przeszła przez świetlną smugę jak przez rzekę. Dojrzał wysoko zarysowane brwi, ciemne oczy i włosy barwy mahoniu spływające na ramiona w niespokojnych falach – potem zanurzyła się w półmrok korytarza i stanęła przed nim.

– Mój ojciec już nie praktykuje – powiedziała.

– Nie przychodzę jako pacjent. Przychodzę po informację.

Twarz dziewczyny zmieniła się. Spojrzała za siebie, jakby chciała sprawdzić, czy tamta kobieta jest jeszcze w korytarzu. Potem szybko otworzyła drzwi.

– Proszę wejść – szepnęła.

Poszedł za nią do pokoju, z którego padało światło. Odwróciła się i spojrzała na niego badawczo i przenikliwie. Oczy jej nie były już ciemne: były szare i bardzo przejrzyste.

– Przecież ja pana znam. Czy pan nie chodził do tutejszego gimnazjum?

– Tak. Nazywam się Ernst Graeber.

Teraz i on ją sobie przypomniał. Pamiętał Elżbietę jako chudą dziewczynkę o zbyt wielkich oczach i zbyt gęstych włosach. Matka jej wcześnie umarła, a ona wyjechała do krewnych w innym mieście.

– Mój Boże, Elżbieto, nie poznałem cię. To chyba już siedem albo osiem lat, odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. Bardzo się zmieniłaś.

– Ty także.

Stali naprzeciwko siebie.

– Co tu się właściwie dzieje? – spytał Graeber. – Pilnują cię jak jakiegoś generała.

Elżbieta Kruse zaśmiała się krótko i gorzko.

– Nie jak generała, jak więźnia.

– Co? Dlaczego? Twój ojciec…

Zrobiła szybki ruch.

– Poczekaj! – szepnęła i podeszła do stolika, na którym stał patefon. Nastawiła go. Zabrzmiał fryderycjański marsz Hohenfriedberger.

– Tak – powiedziała. – Teraz możesz mówić dalej.

Graeber spoglądał na nią zdziwiony, nic nie rozumiejąc. Bóttcher miał chyba rację, prawie wszyscy w tym mieście powariowali.

– Co to znaczy? – spytał. – Zamknij to pudło! Mam dosyć marszów. Powiedz mi lepiej, co tu się dzieje? Dlaczego jesteś więźniem?

– Ta baba podsłuchuje. To denuncjantka. Dlatego nastawiłam patefon. – Stała przed nim oddychając gwałtownie. – Co się dzieje z moim ojcem? Co o nim wiesz?

– Ja? Nic. Chciałem go tylko o coś zapytać. A co się z nim stało?

– Nic o nim nie wiesz?

– Nie. Chciałem go zapytać, czy nie zna adresu mojej matki. Moi rodzice zaginęli.

– I to wszystko?

– Dla mnie wystarczy.

Napięcie w jej twarzy zelżało.

– To prawda – powiedziała zmęczonym głosem. – Myślałam, że przynosisz jakieś wiadomości od niego.

– Co się dzieje z twoim ojcem?

– Jest w obozie koncentracyjnym. Od czterech miesięcy. Zadenuncjowano go. Kiedy powiedziałeś, że przychodzisz w sprawie informacji, pomyślałam, że przynosisz wiadomości od niego.

– Przecież bym od razu powiedział.

Elżbieta potrząsnęła głową.

– Nie. Gdyby zostały przemycone, musiałbyś zachować ostrożność.

“Ostrożność – pomyślał Graeber. – Przez cały dzień nic innego nie słyszałem". Marsz Hohenfriedberger grzmiał nadal, wypełniając pokój blaszanym, nieznośnym hałasem.

– Czy możemy teraz zamknąć patefon? – spytał.

– Tak. I lepiej będzie dla ciebie, jeśli sobie pójdziesz. Powiedziałam ci przecież, co się stało.

– Nie jestem donosicielem – odparł Graeber gniewnie. – Co to za baba? Czy to ona zadenuncjowała twojego ojca?

Elżbieta uniosła membranę patefonu, ale nie zatrzymała aparatu. Płyta kręciła się nadal, bezgłośnie. W ciszy zabrzmiało wycie syreny.

– Alarm! – szepnęła. – Już znowu!

Ktoś walił w drzwi.

– Zgasić światło! Ciągle za dużo światła! To dlatego!

Graeber otworzył drzwi.

– Co dlatego?

Kobieta była już w drugim końcu przedpokoju. Krzyknęła jeszcze coś i znikła. Elżbieta odsunęła Graebera od drzwi i zamknęła je z powrotem.

– Cóż to za nieznośna megiera? – spytał. – Skąd się tu wzięła?

– Przymusowy lokator. Dokwaterowano ją. Dobrze jeszcze, że pozwolono mi zatrzymać choć jeden pokój.

Za drzwiami rozległ się znów zgiełk, wołanie kobiety i płacz dziecka. Wycie alarmu ostrzegawczego stało się głośniejsze. Elżbieta zarzuciła na ramiona płaszcz deszczowy.

– Musimy iść do schronu.

– Mamy jeszcze dużo czasu. Dlaczego się stąd nie wyprowadzisz? To przecież piekło mieszkać razem z tą szpiclówką.

– Światło! – krzyknęła znowu kobieta. Elżbieta odwróciła się i przekręciła kontakt. Potem przemknęła przez ciemny pokój w stronę okna.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Czas Życia I Czas Śmierci» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci»

Обсуждение, отзывы о книге «Czas Życia I Czas Śmierci» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x