Muszę być silna, wyjść do ludzi, skończył się sylwester, skończyła się impreza. Teraz czas dla mnie samej, dla mnie i Svenka. Nie chcę widzieć, jak on cierpi. Za co? Kocham cię, Svenku, i dziękuję, że jesteś przy mnie.
Dalej, życie czeka…
17 stycznia 2000
Jestem prawie łysa. Gdzieniegdzie włosy, które najpóźniej jutro wypadną. Muszę wytrzymać te kilka miesięcy. Ciężka psychiczna przeprawa. Jak się czuje człowiek, który garściami wyciąga sobie włosy z głowy? Może ja już też zwariowałam? Nie, jeszcze nie.
U doktor Deleuse było smutno i wesoło zarazem. Ona jak zwykle precyzyjnie odpowiadała na moje pytania. Menopauza: sucha skóra, ataki gorąca, wypadanie włosów, brak zainteresowania seksualnego… Słuchałam tego wszystkiego i było mi smutno. Nie mogę mieć dzieci, nie będę nic czuła, kiedy będziemy się kochać ze Svenkiem, mam raka, przechodzę chemioterapię, może będą przerzuty. Chcę wierzyć, że nie, że z tego wyjdę. O to modlę się do Boga. Tak dużo może znieść człowiek? Teraz już wiem, że bardzo dużo. W ogóle to dobrze się czuję, brzuch przestał boleć (doktor Deleuse zadowolona), tylko ciągle nie mogę spać. Może to efekt tych środków usypiających, które mi podawano w szpitalu?
Jutro druga chemioterapia, której bardzo się boję. Jak ją zniosę? Czy będzie tak ciężko jak ostatnim razem? Doktor Deleuse powiedziała, że każda następna chemio jest lżejsza, to znaczy nie czuje się tak bardzo jej efektów. Jutro zobaczymy, czy miała rację. Chciałabym być w formie, kiedy przyjadą Macki.
Rodzice Svenka przyjeżdżają na kilka dni, szkoda, że w tak niedobrym dla mnie okresie. Ale z drugiej strony to mnie mobilizuje do aktywności, tak jak już było na sylwestra.
Svenek miał rozmowę w Komisji Europejskiej w sprawie pracy – w czwartek dostanie odpowiedź. W parlamencie przedłużono mu staż, więc wszystko układa się dobrze. Teraz tylko ciągle pytanie: Bruksela czy Warszawa? Warszawa czy Bruksela? Tutaj będę miała na pewno lepszą opiekę. Ale co mogę tu robić, jeśli wyjdę z tej choroby? Zobaczymy. Jeżeli Macek dostanie tę pracę – pewnie zostaniemy. Jeśli nie, to będziemy jak zwykle w zawieszeniu. Ale do tego już się przyzwyczailiśmy przecież. Nigdy nic nie wiadomo. Kiedy w końcu będziemy mieć własne łóżko? O własnym domu nie wspomnę.
Byliśmy w kinie na Buena Vista Social Club Wima Wendersa, cudowny film o ludziach, dla których muzyka jest najważniejszą rzeczą. Bardzo piękny, wzruszający dokument.
Z Jagodą zrobiliśmy sobie wieczorny seans wideo – Truman Show Petera Weira po angielsku. Dobrze, że już znałam treść.
Niech żyje życie!
Jutro następna chemioterapia…
18 stycznia 2000
Wtorek. Następna chemioterapia. Jestem podłączona do różnych rurek, chemia na n… i na d… nie można wymówić skomplikowanych nazw. W nocy spałam dobrze, efekt tabletki nasennej. Teraz czuję się coraz słabsza, coraz słabsza. Może nawet zasypiam.
Doktor Bondue był, wpadł i wypadł. Mogę jechać do Polski. To dobrze. Mam wziąć z sobą raport dla lekarza polskiego. Leży tutaj na stole. Czy przeczytać? Biję się z myślami – może mnie zdołuje? Wiem jednak przecież wszystko. A może nie wiem?…
Przeczytałam. Bardzo fachowe nazwy, które nawet jeśli coś mówią, to nie mnie. Na końcu informacja, że moje organy są dokładnie zbadane. Teraz rozumiem. Doktor Deleuse mówiła mi, że próbki zostały wysłane do Bostonu na dokładne przebadanie. Rak nie został sklasyfikowany, nie wiedzą, jaki to typ, więc tym bardziej chemioterapia jest vague. Czy to będzie strzał w dziesiątkę? Boże, daj mi szansę, proszę.
Już po chemioterapii. Od dziewiątej do drugiej, nie tak znowu długo. Macuś był przy mnie rano, potem pojechał na chwilę do parlamentu i wrócił. Kochany mój, najdroższy. W domu przespałam dwie godziny, ale nie wiem, czy to wynik chemio, czy też może normalne zmęczenie po nieprzespanych nocach. Czuję się w miarę dobrze. Po kolacji bolał mnie brzuch, ale teraz wieczorem wszystko wygląda OK. Może tym razem nie będzie tak źle?
19 stycznia 2000
Czuję się dobrze. Noc przespałam, budząc się co jakiś czas. Dziś rano posprzątałam, bo przyjeżdżają Macki i trzeba ich jakoś przyjąć. Czuję zmęczenie, ale nie jest ono tak przygnębiające jak ostatnim razem. Jak będzie jutro? Ostatnio na efekty chemio czekałam 48 godzin. Mam nadzieję jednak, że dobrze się będę czuła. Mogłabym pogalopować z Mackami po mieście.
Postanowiłam, że sprawdzę, jak wyglądam w peruce. Wcześniej nie chciałam o tym słyszeć, ale teraz widzę, że trzeba się będzie zastanowić. W końcu to nie takie strasznie, kobiety noszą peruki z własnej woli.
Wszystko wskazuje na to, że w ten weekend pojadę do Zielonej Góry. Macuś ma jechać służbowo do Warszawy.
20 stycznia 2000
Dzisiaj rano czuję się średnio. Nie tak jak ostatnim razem, ale nie tak znowu dobrze. Zrobiłam z Mackami dwugodzinną rundę i było przyjemnie. Chociaż się przeszłam, to już coś.
Dzisiaj idę do doktora Bondue. Ciekawe, co powie. Sven dalej nic nie wie o pracy, bo gościa nie było w biurze. A kazał zadzwonić!
21 stycznia 2000
U doktora Bondue dobra wiadomość – w testach krwi jest wskaźnik, który pokazuje, czy w organizmie człowieka są komórki rakowe. 35 to jeszcze stan normalny, po przekroczeniu tej liczby zaczyna się choroba. 14 grudnia przed operacją miałam około 200, przed pierwszą chemioterapią 133, po niej 21! A więc radość, wszystko idzie dobrze, chemio jest właściwa. Boże, spraw, żeby tak było. Jest nadzieja na wyzdrowienie. Oczywiście choroba może wrócić, ale wierzę, że nie. Doktor też był zadowolony, nawet powiedział, że wszystko będzie dobrze, co mu się wcześniej nie zdarzyło. Wracaliśmy ze Svenkiem do domu szczęśliwi z tej dobrej nowiny. Wreszcie jakieś światełko w tunelu, nie tylko smutki i wypadanie włosów. A wypadają. Jestem już prawie łysa. Taki ROBAK. Ale co tam, niech wypadną, byle potem było wszystko dobrze.
Dzisiaj czułam się jeszcze zmęczona, ale wieczorem zaczęły wracać siły. Poszliśmy z Mackami i z Jagodą na koncert muzyki fado, portugalskiej piosenkarki Misii. Było fajnie, nastrojowo, smutne pieśni, ale jakoś pełne dumy i pokory zarazem.
Jutro jedziemy do Wiedenbriick, a w niedzielę dalej do Polski – ja do rodziców, a Svenek do Warszawy.
Sven
22 stycznia 2000
Znalazłem informacje na temat raka jajnika w Internecie. Rak zaczyna się od jednej komórki, która z różnych przyczyn nabywa zdolność do niekontrolowanego rozwoju i nieśmiertelność. Komórka nowotworowa nie atakuje wprost komórki zdrowej, ale rozrasta się, zabierając jej pożywienie i przestrzeń.
Rak jajnika jest uleczalny pod warunkiem, że zostanie wcześnie wykryty. W Stanach Zjednoczonych choruje na niego co pięćdziesiąta siódma kobieta. Niestety tylko w 25 procentach przypadków wykrywa się go we wczesnym stadium. Większość to stadium zaawansowane, w tej grupie tylko 25 procent chorych przeżywa następnych pięć lat. Na raka jajnika w Niemczech umiera co roku ponad sześć tysięcy kobiet, w Polsce około dwóch tysięcy. Chorują przede wszystkim kobiety powyżej pięćdziesiątki. U Tamary ginekolodzy podejrzewali najpierw coś zupełnie innego, bo kobiety w tym wieku mogą mieć różne problemy z jajnikami. Przypominam sobie, że już wiosną, kiedy chodziliśmy na jogę, Tamara skarżyła się, że przy skrętach czasami bolą ją jajniki. Rak podobno może się rozwijać miesiącami, nawet kilka lat. Może doktor Deleuse podejrzewałaby coś niedobrego, gdyby Tamara była jej pacjentką od dłuższego czasu. Z dzisiejszej perspektywy symptomy się zgadzają: długie okresy, bóle brzucha, zmęczenie, zawroty głowy itd.
Читать дальше