Maleńki, nie martw się tym, ze pogoda jest straszna. Musimy się do tego już przyzwyczaić. Zobaczymy się na weekend. Będę wracała pociągiem do Berlina.
Do zobaczyska. Nar – An
Sven
28 października 2000
Dzisiaj pojechaliśmy wszyscy na wycieczkę do Brugii. Tamara bardzo się cieszyła, że wreszcie widziała coś innego niż nasze mieszkanie, szpital i Brukselę. Na szczęście o tej porze nie ma tabunów turystów. Podziwialiśmy po raz kolejny architekturę, kanały i atmosferę Brugii, miasta, które jest muzeum swojej dawnej świetności. Ku naszemu zdziwieniu Tamara wytrzymała trzy godziny. Na nasze pytania słyszeliśmy zawsze tę samą odpowiedź: „Jeszcze wytrzymam. Możemy iść dalej. Odpoczywać mogę przecież później w domu. Trzeba korzystać”. Cała Tamara. Jeśli czegoś chce, nie ma przeszkód. Ale kiedy usiedliśmy w kawiarni, szybko oczy jej się zamknęły ze zmęczenia. Bardzo udany wypad i nawet nie było deszczu.
29 października 2000
Wreszcie będzie mniej ciszy w eterze (I hope).
U nas ciągle złota jesień całkiem czasami letnia, kolejny weekend ze słońcem, cudnymi kolorami i do tego bardzo ciepły, nie chcę wcale zimy. Ale jest to nieuniknione (jej nadejście, znaczy się).
Pierwszy miesiąc w pracy już prawie mija, ale za bardzo to ja się nie napracowałam. Za tydzień jedziemy na pielgrzymkę do Rzymu z Baśką. Najpierw się cieszyłam, że jedziemy całą rodziną, a teraz się zastanawiam, jak to będzie. Co prawda to tylko cztery dni, ale program napięty… A dziś po jednej mszy już miałam dosyć. Ciągle trzeba za nią chodzić, bo drepta co prawda dopiero od dwóch tygodni, ale już wszędzie wlezie, i to potrafi naprawdę szybko zasuwać. A poza tym bardzo głośno się domaga tego, czego właśnie chce, oraz jeszcze głośniej wyraża swoje niezadowolenie. Uparta bestia… Ale bardzo słodka.
Teraz jest dziesiąta, ale tak naprawdę to jedenasta, i troszkę bierze mnie na spanie (zmiana czasu).
Dobra, spadam – i czekam na szybką odpowiedz – tylko się nie uzależnij od tego Internetu, dziecko drogie. Całuję – Asia
31 października 2000
Cześć, Jagód!
W końcu cud się stał i mam Internet w domu. Przyszedł jakiś cudotwórca i zainstalował nam te wszystkie dobra. Siedzimy teraz z Franią-Anią non stop w Internecie, bo łącze mamy stale i płacimy miesięczny abonament. Czytam sobie „Politykę”, słucham Trójki, naprawdę można się uzależnić, bo po dwóch godzinach myślę, że minęło pół godziny.
W Brukseli dzisiaj pogoda jest do bani, bździna i pada na przemian, a do tego wieje koszmarny wiatr, futro Wszystkich Świętych, a Macek pracuje. Jego umowa o pracę jest podpisana w Bremie, która leży w landzie protestanckim i dlatego nie ma takiego święta. Trochę kiepsko, dobrze chociaż, że świętują Boże Narodzenie. My z Anią wybieramy się na cmentarz zobaczyć rzeźby Rodina i poszukać nastroju z Polski. Chociaż nie sądzę, że tutaj to takie ważne święto. Ludzie są przede wszystkim egoistami.
Ja czuję się tak sobie, w przyszłym tygodniu znowu cztery dni chemioterapii. Muszę dojeżdżać codziennie do Aachen, ale na szczęście przyjeżdża Liesel, moja teściowa, i będzie mnie wozić jako ten szofer samochodem (ostatnim razem też przyjechała). Takich mam teściów! Nie wiem, co byśmy bez nich zrobili. Są cudowni, wyrozumiali, pełni poświęcenia, przyjeżdżają na każde zawołanie. Moja rodzina też staje na wysokości zadania.
Tak naprawdę to chciałabym, żeby mnie wszyscy zostawili w spokoju. Mam dość tych chemioterapii!
Ania wyjeżdża w sobotę. W połowie listopada wpadnie do mnie moja przyjaciółka z Warszawy. A tak poza tym nie wiem, co będę robiła. Beznadzieja jedna, tam staż, a ja w domu.
A co u ciebie, jak Przemyk – tak Svenek gdzieś napisał, bo „przecież Przemysław”.
Całuję mocno. Lecę do supermarketu po zakupy, bo jutro dzień wolny i pojutrze chyba też – Tam
l listopada 2000
Paciorki kochane!
Jest l listopada, Święto Zmarłych. Siedzimy z Frania w domu, bo Mac w pracy, a pogoda taka, że lepiej nie mówić – leje jak z cebra. Od kilku dni mam w domu Internet, a więc serfuję sobie bez ograniczeń.
Frania w sobotę jedzie do Polski i będzie mi smutno, bo naprawdę bardzo mi tu pomagała. W przyszłym tygodniu mama Svena znowu będzie mnie codziennie woziła do Aachen na chemioterapię. Trochę mam już tego wszystkiego dosyć. Jakoś brakuje mi wiary, że będzie lepiej. Guz naciska na jakieś sploty nerwowe i dlatego bardzo mnie boli, czasami godzinami wiję się z bólu i nie pomaga żadna tabletka.
Cieszę się już na przyjazd Kaśki, mam nadzieję tylko, że będę w formie i nie przestraszę jej swoim ogólnym stanem. Spróbuję wziąć się jakoś w garść. Sven będzie na lotnisku,
Całuję was mocno i czekam na wiadomości – Tam
l listopada 2000
Witaj, Sven!
Piszę do ciebie, bo chciałabym się dowiedzieć, co z Tamarką. Zamartwiam się, ale nie umiem zadzwonić do jej mamy. Wolałabym się dowiedzieć od ciebie. Napisz mi, czy mogę do niej pisać, czy może listy ją denerwują i nie chce ich dostawać, a może jest zupełnie odwrotnie i właśnie powinnam pisać. Sama nie wiem. Pomóż mi, jeśli możesz. W niedzielę wyjeżdżam na dziesięć dni do Francji, postaraj się do tego czasu mi odpisać. Wyślij również wasz adres brukselski, bo mi się zapodział. Czekam z niecierpliwością na twój e-mail.
Jestem z tobą. Ściskam – Dag
2 listopada 2000
Dago kochana!
– Dostaliśmy od ciebie emalię. Dlaczego miałabym być niezadowolona z tego, że piszesz? Przepraszam, że długo się nie odzywałam, ale byłam w szpitalu, potem przyjechała do mnie Ania na trzy tygodnie i tak czas jakoś zleciał.
Ciągle czuję się tak sobie. Wiesz, że miałam operację, ale wiadomości dalej nie są dobre. W ty m samym miejscu wyrósł mi nowy guz. Lekarze nie chcą trzeciej operacji, poddają mnie chemioterapii i w ten sposób próbują zmniejszyć ilość złych komórek. Nie wiem, jaka jest moja przyszłość, nic nie wiem. Czuję się już tym wszystkim bardzo zmęczona i tak naprawdę jest mi już wszystko jedno. Co ma być, to będzie. Przeniosłam się na leczenie do kliniki niemieckiej, bo po pierwsze w Niemczech mamy ubezpieczenie, a po drugie nie mam już zaufania do lekarzy w Brukseli. Trochę kłopotliwe są dojazdy. Półtorej godziny, więc bardziej opłaca się robić drogę w tę i z powrotem niż na przykład zostawać w Aachen w hotelu na noc. Jakoś sobie radzimy. Mam nową chemioterapię, co trzy tygodnie cztery dni.
Byłam bardzo załamana tym wszystkim. Teraz psychicznie jest już lepiej, fizycznie trochę mniej. Guz naciska na jakiś splot nerwowy i bardzo mnie boli. Bez tabletek przeciwbólowych już nie mogę się obejść.
No i takie to wiadomości. Przykro mi, że niezbyt dobre. W dodatku pogoda w Brukseli jest okropna, od tygodnia pada prawie non stop. W sobotę Ania wraca do Zielonej i wiem już, że będzie mi bardzo smutno. Znowu będę sama w domu, bo wychodzić za bardzo nie mogę ze względu na ból. Ale mam Internet i telewizję, więc jakoś przetrwam.
A co u ciebie?
Całuje mocno – Tam
2 listopada 2000
Cześć i czołem.
Cieszę się, Asiu, że francuski wystartował pełną parą. Jak przyjedziesz do nas, to się będziesz mogła pochwalić.
Teraz to mój angielski leży odłogiem. Tylko niemiecki szlifuję, bo moi teściowie są u nas w prawie każdy weekend. A tak w ogóle to nie mam siły na nic, trochę to taka wegetacja, lekarze mówią jednak, że mam odpoczywać jak najwięcej. Więc odpoczywam i nie wyobrażam sobie, że mogłabym robić coś innego. Jednego dnia jestem połamana, innego jest w miarę dobrze.
Читать дальше