– Możemy już odejść – odezwał się kapłan. – Lud Akbaru dopełni reszty.
Eliasz nie wrócił do domu wdowy. Błąkał się po okolicy, nie wiedząc, dokąd iść.
– Pan nic nie zrobił – mówił w myślach do roślin i kamieni. – A przecież mógł temu zapobiec.
Żałował swej decyzji i obwiniał się za śmierć jeszcze jednego człowieka. Gdyby zgodził się na tajną naradę Rady Akbaru, namiestnik mógłby go zabrać ze sobą – wtedy byłoby ich dwu przeciw kapłanowi i dowódcy. Szansę na wygraną mieliby znikome, ale zawsze większe niż podczas publicznego procesu.
Eliaszem wstrząsnęła przebiegłość, z jaką kapłan grał na uczuciach tłumu. Nawet jeśli się z nim nie zgadzał, musiał przyznać, że ten człowiek miał dogłębną znajomość tego, jak zawładnąć ludźmi. Starał się zapamiętać każdy szczegół tego widowiska, by wykorzystać naukę, kiedy w Izraelu zmierzy się z królem i sydońską księżniczką.
Włóczył się bez celu, przyglądając się górom, miastu i odległemu obozowisku wroga. Sam był zaledwie punkcikiem w dolinie, a wokół rozciągał się bezkresny świat – świat tak wielki, że choćby wędrował całe życie nie zdołałby dotrzeć do jego krańca. Jego przyjaciele i wrogowie być może lepiej pojmowali świat, w którym żyli mogli przemierzać odległe kraje, pływać po nieznanych morzach, kochać bez winy. Nikt z nich nie słuchał już aniołów z dzieciństwa, ani nie ofiarowywał się walczyć w imię Boga. Żyli chwilą i czuli się szczęśliwi.
Eliasz nie różnił się od innych i chodząc po dolinie pomyślał, że wiele by dał, by nigdy już nie słyszeć głosu Pana i jego aniołów.
Ale życie nie składa się z pragnień, lecz z czynów. Przypomniał sobie, ile razy próbował porzucić swą misję, a jednak był tutaj, w tej dolinie, bo tak chciał Pan.
“Boże mój, mogłem być zwykłym cieślą i też służyłbym Twemu dziełu". Jednak wypełniał zamysły Boga, dźwigając na sobie ciężar zbliżającej się wojny, rzezi proroków rozpętanej przez Jezabel, ukamienowania asyryjskiego wodza i lękając się miłości do akbarskiej kobiety. Otrzymał od Pana dar, ale nie wiedział, co z nim począć.
W dolinie pojawiła się jasność. Nie był to jego anioł stróż, którego rzadko widując, często słuchał. Był to anioł Pański, który przybył, by go pocieszyć.
– Nic tu po mnie – powiedział Eliasz. – Kiedy wrócę do Izraela?
– Gdy nauczysz się odbudowywać – odparł anioł. – I pamiętaj o tym, co Bóg rzekł do Mojżesza przed bitwą. Ciesz się każdą chwilą, abyś potem nigdy nie żałował, że utraciłeś młodość. Każdemu etapowi życia Pan przypisał właściwe mu niepokoje.
Pan rzekł do Mojżesza:
Zaczynacie dzisiaj walkę przeciw wrogom waszym, niech trwoga przed nimi was nie ogarnia! Niech serce wam nie drży! Nie bójcie się, nie lękajcie się!
Kto z was zasadził winnicę, a nie zebrał jej owoców, niech wraca do domu, bo mógłby zginąć na wojnie, a kto inny by zebrał jej owoce. Kto kobietę pokochał, a jeszcze jej nie sprowadził do siebie, niech wraca do domu, bo mógłby zginąć na wojnie, a kto inny by ją sprowadził do siebie.
Eliasz szedł jeszcze czas jakiś, starając się zrozumieć usłyszane słowa, a gdy zawrócił do miasta zauważył ukochaną kobietę siedzącą u stóp Piątej Góry.
“Cóż ona tam robi? Czyżby wiedziała już o sądzie, wyroku śmierci i o ryzyku, na które się narażamy?"
Musiał ją jak najszybciej ostrzec. Zaczął iść do niej. Spostrzegła go i zamachała ręką na powitanie. Eliasz jakby już nie pamiętał słów anioła, bo zaczął się znów niepokoić. Starał się wyglądać na pochłoniętego sprawami miasta, by kobieta nie dostrzegła zamętu panującego w jego sercu i głowie.
– Co tu robisz? – spytał, podchodząc do niej.
– Przyszłam szukać natchnienia. Pismo, którego się uczę sprawia, że myślę o Ręce, która stworzyła te doliny, góry i moje miasto Akbar. Kupcy dali mi różne kolory tuszu i chcą żebym robiła dla nich zapisy. Ja natomiast chciałabym użyć ich do opisania świata, który mnie otacza, ale to bardzo trudne, nawet jak ma się kolory, bo tylko Pan potrafi łączyć barwy harmonijnie.
Utkwiła wzrok w Piątej Górze. Była teraz zupełnie inną kobietą, niczym nie przypominała tej, którą spotkał przed kilkoma miesiącami, gdy zbierała drewno na opał u bram miasta. Jej samotność na pustkowiu wzbudziła w nim szacunek i zaufanie.
– Dlaczego wszystkie inne góry mają swoje nazwy za wyjątkiem Piątej Góry, której nadano tylko numer? – spytał Eliasz.
– Aby nie wywoływać waśni wśród bogów – rzekła. – Tradycja mówi, że jeśli człowiek nazwałby tę górę imieniem jednego z bogów, inni, rozzłoszczeni tym, zniszczyliby Ziemię. Dlatego nazywamy ją Piątą Górą, bo zza murów widać ją jako piątą z kolei. W ten sposób nikogo nie obrażamy i Wszechświat trwa nieporuszenie na swym miejscu.
Przez jakiś czas oboje milczeli. Kobieta pierwsza przerwała ciszę:
– Oprócz myślenia o barwach myślę również o niebezpieczeństwie, jakie niesie pismo z Byblos. Może ono obrazić fenickich bogów i Pana, naszego Boga.
– Istnieje tylko Bóg – przerwał jej Eliasz. – A wszystkie cywilizowane kraje mają swoje pismo.
– Ale to jest inne. Gdy byłam dzieckiem, często chodziłam na plac podpatrywać jak malarz słów wykonywał prace na zlecenie kupców. Jego rysunki, wzorowane na piśmie egipskim, wymagały nie lada zręczności i wiedzy. Nie ma już dawnego potężnego Egiptu, a dzisiejszemu brak pieniędzy na kupno towarów, dlatego nikt nie używa jego języka. Żeglarze tyryjscy i sydońscy rozpowszechniają po całym świecie pismo z Byblos. Święte słowa i obrzędy można teraz zapisać na glinianych tabliczkach i przekazać innym narodom. Co stanie się z nami, jeśli ludzie bez skrupułów zaczną wykorzystywać rytualne obrzędy, by zmieniać Wszechświat?
Eliasz rozumiał, o czym mówiła. Pismo z Byblos oparte było na bardzo prostym systemie – wystarczyło zamienić egipskie rysunki na dźwięki i przypisać każdemu z nich literę. Zestawiając te litery w porządku, można było tworzyć wszelkie możliwe słowa i opisać wszystko, co istniało we Wszechświecie.
Jednak niektóre z tych dźwięków były bardzo trudne do wymówienia. Grecy rozwiązali tę trudność, dodając do dwudziestu kilku liter z Byblos pięć dodatkowych, zwanych samogłoskami i całość ochrzcili mianem alfabetu . Pod taką właśnie nazwą znano tę nową formę pisma.
Ułatwiało ono znacznie kontakty handlowe między różnymi kulturami. Pismo egipskie wymagało dużo miejsca i wiele zręczności, by w nim wyrazić myśli oraz głębokiej wiedzy, by je odczytać. Narzucone zostało podbitym ludom, ale nie przetrwało upadku imperium. Natomiast system z Byblos rozprzestrzeniał się niezwykle szybko po całym świecie, a to że się przyjęło nie zależało od gospodarczej potęgi Fenicji.
Metoda z Byblos przejęta przez Greków dobrze służyła kupcom różnych narodowości, a to przecież oni od najdawniejszych czasów decydowali o tym, co winno przetrwać w Historii, a co zniknąć wraz ze śmiercią królów czy innych ważnych osobistości. Wszystko wskazywało na to, że fenicki wynalazek stanie się obowiązującym językiem w handlu i przetrwa znacznie dłużej niż feniccy żeglarze, królowie, uwodzicielskie księżniczki, właściciele winnic i szklarscy mistrzowie.
– Czy Bóg zniknie ze słów? – spytała kobieta.
– Pozostanie w nich na zawsze – odparł Eliasz. – Ale każdy z nas będzie przed Nim odpowiadał za wszystko, co napisze.
Читать дальше