Kapłan spojrzał na Piątą Górę: jej szczyt wiecznie zakrywały chmury.
– Bogowie nie dopuszczą, by ich kraj upokorzyła obca siła. Wymyślą jakąś sztuczkę, a my z niej skorzystamy.
– Jaką?
– Nie wiem. Ale będę bacznie wypatrywał znaku. Nie przekazuj nikomu dokładnych liczb o sile Asyryjczyków. Ilekroć ktoś będzie pytać, odpowiadaj, że najeźdźca ma ciągle czterech żołnierzy na naszego jednego. I ćwicz nadal swoich.
– Dlaczego mam tak robić? Przecież gdy będzie ich pięciu na jednego naszego, będziemy zgubieni.
– Nie, wtedy nastąpi równowaga sił. Gdy dojdzie do bitwy, nie będziesz walczył ze słabszym przeciwnikiem i nie okrzykną cię tchórzem wykorzystującym swą przewagę. Wojsko akbarskie stanie twarzą w twarz z równie silnym przeciwnikiem i zwycięży, bo jego dowódca obrał lepszą strategię.
Słowa te połechtały próżność dowódcy i przystał na propozycję. Odtąd począł skrywać prawdziwe informacje przed namiestnikiem i przed Eliaszem.
Minęły następne dwa miesiące i nadszedł dzień, w którym pięciu najeźdźców przypadało na jednego obrońcę Akbaru. Asyryjczycy mogli zaatakować lada dzień.
Już od jakiegoś czasu Eliasz podejrzewał, że dowódca kłamie o liczebności wroga, ale uznał, że zadziała to na jego korzyść. Gdy stosunek sił osiągnie poziom krytyczny, łatwiej mu będzie przekonać lud, że pokój jest jedynym rozwiązaniem.
Rozmyślając o tym, poszedł w stronę placu, gdzie co tydzień pomagał mieszkańcom w rozstrzyganiu ich sporów. Zwykle były to błahe sprawy zwaśnionych sąsiadów, starców, którzy nie chcieli dalej płacić podatków, kupców pokrzywdzonych w interesach.
Na placu był już namiestnik. Pojawiał się tam od czasu do czasu, aby przyglądać się Eliaszowi w działaniu. Niechęć, jaką Izraelita czuł do namiestnika, zniknęła bezpowrotnie. Przekonał się, że chociaż nie wierzył on w życie duchowe i niezwykle bał się śmierci, był człowiekiem mądrym, starającym się tłumić problemy w zarodku. Często korzystał z powagi swego autorytetu, by nadać decyzjom Eliasza moc prawa. Niekiedy nie zgadzał się z jego wyrokami, lecz z biegiem czasu Eliasz przekonywał się, że w takich wypadkach racja leżała po stronie namiestnika.
Akbar był wzorem dla miast fenickich. Namiestnik wprowadził sprawiedliwszy system podatkowy, zlecił naprawę ulic, umiał mądrze gospodarować zyskami płynącymi z ceł nałożonych na towary. Pewnego razu Eliasz zwrócił się do niego o wydanie zakazu picia wina i piwa, bowiem większość sporów, które musiał łagodzić, wywoływali pijani mieszkańcy. Namiestnik odparł mu na to, że to właśnie oni zaświadczają o świetności miast. Tradycja głosiła, że bogowie radowali się, gdy człowiek porzucał troski po całym dniu pracy i zawsze otaczali opieką pijaków. Poza tym region ten słynął z produkcji najlepszych na świecie win, lecz cudzoziemcy zaczęliby w to wątpić, gdyby sami mieszkańcy nie kosztowali własnych trunków. W końcu Eliasz pogodził się z decyzją namiestnika i koniec końców musiał przyznać, że ludzie weseli pracują lepiej.
– Nie musisz aż tyle pracować – zwrócił się namiestnik do Eliasza, nim ten rozpoczął swe codzienne zajęcia. – Doradcy pomagają rządzącym, dzieląc się z nimi swoimi opiniami.
– Tęsknię za ziemią rodzinną i pragnę tam wrócić. Gdy działam z zapałem, czuję się potrzebny i zapominam, że jestem tu obcy – odparł.
“I udaje mi się lepiej zapanować nad moją miłością do niej" – pomyślał sobie w duszy.
Działalność Eliasza zaczęła się cieszyć dużą popularnością i coraz częściej otaczał go tłum gapiów. Przychodzili starcy, którzy nie mieli już sił do pracy w polu, by oklaskiwać, bądź wygwizdywać, wyroki Eliasza, przychodzili ci, którzy byli bezpośrednio zainteresowani rozpatrywanymi sprawami – albo jako strona pokrzywdzona albo skarżąca. Dla zabicia czasu przychodziły też kobiety i dzieci.
Izraelita zajął się sprawami ludzi oczekujących tego przedpołudnia na jego sąd. Pierwsza dotyczyła pewnego młodego pasterza, któremu przyśnił się skarb ukryty gdzieś w okolicy egipskich piramid i który, aby go odnaleźć potrzebował pieniędzy na podróż. Eliasz nigdy nie był w Egipcie, ale wiedział, że to odległy kraj. Wytłumaczył młodzieńcowi, że trudno mu będzie uzyskać potrzebne środki z datków, ale jeśli sprzeda owce, by okupić cenę swego marzenia, wtedy z pewnością odnajdzie to, czego szuka.
Następna dotyczyła kobiety, która pragnęła zgłębić tajniki izraelskiej sztuki magicznej. Eliasz odpowiedział jej, że nie jest mistrzem magii lecz jedynie prorokiem.
A w chwili gdy szukał polubownego rozwiązania w sprawie pewnego wieśniaka, który zelżył cudzą żonę, jakiś żołnierz utorował sobie drogę w ciżbie i podszedł do namiestnika.
– Nasz patrol pochwycił szpiega – odezwał się przybyły, ocierając pot z czoła. – Już go tu prowadzą!
Tłum zafalował, nigdy jeszcze nie asystował przy sądzeniu szpiega.
– Skazać go na śmierć! – zawołał ktoś. – Śmierć wrogom!
Wszyscy obecni wrzaskiem wyrazili swoje poparcie. W okamgnieniu wieść obiegła całe miasto i plac wypełnił się po brzegi. Eliasz ledwo mógł dokończyć pozostałe sprawy, ciągle mu przerywano, ludzie domagali się, by natychmiast przyprowadzono obcego.
– Nie mogę sądzić takich spraw – mówił do ludzi. – To należy do władz Akbaru.
– Po co tu przyszli ci Asyryjczycy? – krzyknął ktoś z tłumu. – Czy nie widzą, że żyjemy w pokoju od wielu pokoleń?
– Na co im nasza woda? – pytał inny. – Dlaczego zagrozili naszemu miastu?
Już od miesięcy nikt nie ośmielał się mówić publicznie o obecności wroga. Choć wszyscy wiedzieli, że namiotów asyryjskich przybywa, a kupcy nawoływali do natychmiastowego rozpoczęcia pokojowych rokowań, to jednak nikt w Akbarze nie dopuszczał do siebie myśli, że grozi mu naprawdę wojna. Wygrana kiedyś potyczka z jakimś nic nie znaczącym plemieniem, wojną nie była. To czym jest wojna, przechowali w pamięci tylko kapłani. To oni wspominali o państwie egipskim, jego koniach, rydwanach wojennych i bogach pod postaciami zwierząt. Ale to wszystko działo się dawno temu. Dziś Egipt nie był już liczącym się krajem, a smagli, mówiący osobliwym językiem wojownicy, powrócili do siebie. Teraz to Tyryjczycy i Sydończycy niepodzielnie panowali na morzach i rozszerzali swe imperium nie w boju, choć umieli się bić, lecz nową formą walki – handlem.
– Dlaczego ludzie są tak wzburzeni? – zapytał namiestnik Eliasza.
– Bo czują, że coś się zmieniło. Wiesz równie dobrze jak ja, że od dziś Asyryjczycy mogą zaatakować w każdej chwili, a dowódca kłamie o sile wroga.
– Musiałby być szalony, aby wyjawić komuś prawdę! Zasiałby tylko panikę.
– Ludzie wyczuwają zbliżające się niebezpieczeństwo i zachowują się wtedy w dziwny sposób – mają przeczucia, wietrzą coś w powietrzu. Próbują oszukać samych siebie z obawy, że nie podołają sytuacji. Mieszkańcy Akbaru łudzili się do dziś, ale właśnie nadszedł czas, by stanąć twarzą w twarz z prawdą. Przyszedł kapłan.
– Chodźmy do pałacu. Trzeba zwołać Radę Akbaru. Dowódca jest już w drodze.
– Nie rób tego – odezwał się półgłosem Eliasz do namiestnika. – Oni zmuszą cię do tego, czego nie chcesz.
– Chodźmy – nalegał kapłan. – Przechwycono szpiega i należy podjąć natychmiastowe środki ostrożności.
– Zarządź sąd w obecności mieszkańców – wyszeptał Eliasz. – Ludzie ci pomogą, bo w głębi ducha pragną pokoju, choć głośno domagają się wojny.
Читать дальше