Przełożyły: Grażyna Misiołowska i Basia Stępień
Główne przesłanie mojej książki Alchemik zawiera się w słowach króla Melchizedecha do pasterza Santiago: “Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały Wszechświat działa potajemnie, by udało ci się to osiągnąć".
W pełni w to wierzę. Choć nasz los jest ciągiem etapów, których sensu nie potrafimy zrozumieć, to wiodą nas one ku naszej Legendzie i pozwalają nauczyć się tego, co jest konieczne do wypełnienia własnego przeznaczenia. Sądzę, że najlepszym sposobem wyjaśnienia tego, o czym mówię, jest przytoczenie pewnego epizodu z mojego życia.
12 sierpnia 1979 roku zasypiałem pewien jednego: w wieku trzydziestu lat udało mi się wspiąć na szczyt kariery w branży płytowej. Byłem wtedy dyrektorem artystycznym brazylijskiej filii CBS i właśnie zostałem zaproszony do Stanów Zjednoczonych na rozmowy z właścicielami wytwórni, którzy bez wątpienia mieli otworzyć przede mną możliwości spełnienia wszystkiego, czego pragnąłem w tej dziedzinie. Moje wielkie marzenie, by zostać pisarzem, odsunąłem oczywiście na bok, ale cóż to miało za znaczenie? Przecież prawdziwe życie całkiem różniło się od moich wcześniejszych o nim wyobrażeń. W Brazylii nie ma przestrzeni do życia z literatury.
Tamtej nocy podjąłem decyzję i porzuciłem swoje marzenie. Trzeba było przystosować się do okoliczności i wykorzystać nadarzającą się sposobność. Gdyby zaś moje serce protestowało, mogłem zawsze je oszukać, pisując teksty do muzyki albo do jakiejś gazety. Poza tym byłem przekonany, że choć moje życie obrało inny kierunek, to przecież nie mniej ekscytujący – czekała mnie błyskotliwa kariera w wielkich wytwórniach muzycznych.
Gdy się obudziłem, zadzwonił do mnie prezes firmy. Podziękowano mi za pracę bez szczegółowych wyjaśnień. Choć przez następne dwa lata pukałem do wielu drzwi, nigdy już nie udało mi się dostać pracy w branży.
Kończąc Piątą Górę przypomniałem sobie tamtą historię i inne przejawy nieuniknionego w moim życiu. Ilekroć czułem się całkowitym panem sytuacji, zdarzało się coś, co strącało mnie w dół. Nękało mnie pytanie: dlaczego? Czyżbym był skazany na to, by zawsze zbliżać się do celu, ale nigdy nie przekroczyć linii mety? Czyżby Bóg był aż tak okrutny, by sprowadzać na mnie śmierć na pustyni, w chwili gdy dostrzegałem palmy na horyzoncie? Długo to trwało, zanim zrozumiałem, że wytłumaczenie było całkiem inne. Pewne zdarzenia dzieją się w naszym życiu po to, abyśmy mogli wrócić na prawdziwą drogę własnej Legendy. Inne po to, aby zastosować w praktyce to, czego się nauczyliśmy. I w końcu są takie, które dzieją się, aby nas czegoś nauczyć.
W mej książce O Diário de um Mago starałem się pokazać, że nauki te wcale nie muszą wiązać się z bólem i cierpieniem, wystarczy zdyscyplinowanie i natężona uwaga. Choć zrozumienie tego stało się błogosławieństwem mego życia, mimo wytężonej pracy umysłu nie potrafiłem pojąć pewnych trudnych momentów, przez które przeszedłem.
Wspomniana historia może być tego przykładem – byłem profesjonalistą, dawałem z siebie to, co najlepsze i miałem pomysły, które do dziś uważam za dobre. Ale nieuniknione nadeszło i to dokładnie w chwili, gdy czułem się tak pewnie. Zdaje mi się, że nie jestem w tym doświadczeniu odosobniony. Nieuniknione otarło się o życie wszystkich ludzkich istot na tej ziemi. Jedni się podnoszą, inni dają za wygraną – ale każdy z nas poczuł kiedyś dotyk skrzydeł tragedii.
Po co? Aby odpowiedzieć na to pytanie pozwoliłem, by Eliasz poprowadził mnie przez dni i noce Akbaru.
Paulo Coelho
I dodał:
“Zaprawdę, powiadam wam:
Żaden prorok nie jest mile
widziany w swojej ojczyźnie.
Naprawdę, mówię wam:
Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza,
kiedy niebo pozostawało zamknięte
przez trzy lata i sześć miesięcy,
tak że wielki głód panował w całym kraju;
a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany,
tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej."
Łukasz, 4, 24-26
Na początku 870 roku przed Chrystusem kraj znany jako Fenicja, a przez Izraelitów zwany Libanem, święcił blisko trzy stulecia pokoju. Jego mieszkańcy mieli z czego być dumni: choć politycznie niezbyt silni, potrafili, budząc tym zazdrość, paktować, co było jedynym sposobem na przetrwanie w świecie nękanym ustawicznymi wojnami. Unia zawiązana z królem Izraela Salomonem około 1000 roku przed Chrystusem pozwoliła na unowocześnienie floty i handlową ekspansję. Odtąd Fenicja nie przestawała rosnąć w siłę.
Jej żeglarze docierali do lądów tak odległych jak Hiszpania czy innych obmywanych przez Ocean Atlantycki brzegów. Wedle nie potwierdzonych teorii, pozostawili oni swoje inskrypcje w północno-wschodniej i południowej Brazylii. Handlowali szkłem, cedrem, bronią, żelazem i kością słoniową. Mieszkańcy dużych miast: Sydonu, Tyru i Byblos znali liczby, umieli dokonywać obliczeń astronomicznych, wiedzieli jak produkować wino i od blisko dwustu lat używali do zapisów zbioru liter, który Grecy nazwali alfabetem .
Na początku 870 roku przed Chrystusem, w odległym mieście zwanym Niniwa zwołano radę wojenną. Grupa asyryjskich wodzów zdecydowała wysłać swe wojska na podbój narodów zamieszkujących wybrzeże Morza Śródziemnego. Fenicja została wybrana jako pierwszy cel najazdu.
Na początku 870 roku przed Chrystusem dwóch mężczyzn ukrytych w jednej ze stajni w Galaadzie w Izraelu, czekało na mającą wkrótce nadejść śmierć.
– Służyłem Panu, który teraz zostawił mnie na pastwę wroga – powiedział Eliasz.
– Bóg jest Bogiem – odparł lewita. – Nie powiedział Mojżeszowi czy jest zły, czy dobry, rzekł jedynie Jestem . Jest zatem wszystkim, co istnieje pod słońcem – piorunem niszczącym dom i ręką człowieczą, która ten dom odbuduje.
Rozmowa była jedynym sposobem, by nie myśleć o strachu. W każdej chwili żołnierze, którzy przeczesywali dom po domu, nawracając lub mordując proroków, mogli otworzyć drzwi stajni, w której obaj się ukryli i dać im do wyboru jedną z dwóch możliwości: albo oddanie czci fenickiemu Baalowi albo śmierć.
Lewita mógł się nawrócić i uniknąć śmierci. Lecz Eliasz nie miał wyboru: wszystko to stało się z jego winy i Jezabel za wszelką cenę chciała mieć jego głowę.
– To anioł Pański nakazał mi, bym poszedł mówić z królem Achabem i ostrzegł go, iż tak jak długo Baal będzie czczony w Izraelu, nie spadnie deszcz – wyjaśnił, jakby prosząc o wybaczenie za to, że usłuchał anioła. – Lecz Bóg działa powoli i nim skutki suszy zaczną być widoczne, wszyscy wierni Panu zostaną wymordowani przez księżniczkę Jezabel.
Lewita milczał. Rozważał, czy powinien oddać cześć Baalowi, czy zginąć w imię Pana.
– Kim jest Bóg? – ciągnął Eliasz. – Czy to On podtrzymuje miecz żołnierza zabijającego tych, którzy trwają przy wierze naszych patriarchów? Czy to On posadził na naszym tronie obcą księżniczkę, by wszystkie te nieszczęścia spadły na nasze pokolenie? Czy to Bóg zabija wiernych, niewinnych, tych, którzy przestrzegają Mojżeszowego prawa?
Читать дальше