Ryszard Kapuściński - Imperium
Здесь есть возможность читать онлайн «Ryszard Kapuściński - Imperium» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Imperium
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:2 / 5. Голосов: 2
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 40
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Imperium: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Imperium»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Imperium — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Imperium», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Droga ciągle w górach, kręta, przylepiona do stromych zboczy. Lasy już jesienne, wielobarwne, wzorzyste. Ryby, zapach jak na rybim targu.
„Diament. Jeśli zaś zapytasz o właściwości diamentu, to są one takie: gdy człowiek ma plamistą cerę, diament spędza plamy. Ten, kto nosi diament, bywa miły królom, słowa jego budzą szacunek, nie boi się zła, nie będzie cierpiał na bóle żołądka ani na świerzb, nie będzie go zawodziła pamięć i będzie żył wiecznie. Jeżeli diament utłuc na kowadle i podać człowiekowi, można otruć go jak trucizną".
Jeszcze wysoko, na szczyt góry, i nagle, z tego miejsca, widać w dole miasto.
To Tbilisi.
CZŁOWIEK NA ASFALTOWEJ GÓRZE
Kiedyś, kiedyś Tbilisi było miastem jednej ulicy – alei Rustawelego, która ciągnęła się kilometrami, dnem krętej doliny. Samym swoim położeniem wśród zielonych i wygrzanych słońcem gór Tbilisi przypominało jeden z tych zacisznych, a chętnie odwiedzanych kurortów, w które obfitują szwajcarskie i włoskie Alpy. W całym Imperium trzeba było stać w kolejce, aby kupić butelkę wody mineralnej, a tu można było pić tę wodę wprost ze źródeł, których pełno w mieście.
Zachodni kraniec alei Rustawelego kończył się rozłożoną na małych i łagodnych wzgórzach dzielnicą Solołaki, dzielnicą ażurowych, pastelowych domków, werand, balkonów i ogródków. Nawet dziś tu i tam Solołaki zachowało trochę minionego uroku. Natomiast wschodni kraniec alei jeszcze do niedawna, nim powstała tam nowa dzielnica, ginął w otaczającym miasto lesie.
W ostatnich latach Tbilisi bardzo się zmieniło. Gruzja, podobnie jak i reszta południowych obszarów Imperium, przyjęła typowy dla całego Trzeciego Świata model rozwoju. Polega on na gwałtownej, nienaturalnej rozbudowie stolicy, kosztem zaniedbania i dalszego zubożenia prowincji. Między stolicą a resztą kraju powstają we wszystkich dziedzinach monstrualne dysproporcje.
Jedna czwarta obywateli Gruzji mieszka dziś w Tbilisi, jedna trzecia obywateli Armenii – w Erewanie. Przyjmując te same proporcje, w Waszyngtonie powinno mieszkać ponad 50 milionów ludzi, w Warszawie – 8-10 milionów.
Życie na prowincji jest symbolem wegetacji, biedy, beznadziei. Stąd pęd do zamieszkania w dużym mieście, przede wszystkim – w stolicy. Tu jest perspektywa lepszej egzystencji, awansu, kariery. W rezultacie stare Tbilisi, Erewan, Baku itd. obrosły gigantycznymi dzielnicami tandetnych bieda-bloków, postawionych bez żadnej dbałości, tanio i byle jak. Nic się w tych blokach nie domyka, nie dokręca. Nic do siebie nie pasuje. Co prawda różnice w jakości tych domów są wyraźne. Najlepiej budują w Moskwie. Gorzej – w pozostałej, europejskiej części Imperium. Najniższy standard przypada domom Gruzinów, Uzbeków, Jakutów, Buriatów.
Czy pamiętacie „Ziemię, planetę ludzi" Saint-Exupery'ego? Jest rok 1926. Autor, początkujący pilot, ma odbyć lot z Tuluzy, przez Hiszpanię, do Dakaru. Technika lotnicza jest w powijakach, samoloty psują się, lotnik musi być przygotowany do lądowania w każdej chwili, w każdym miejscu. Saint-Exupery studiuje mapę swojej trasy, ale mapa ta nic mu nie mówi, jest abstrakcyjna, ogólna, „jałowa". Postanawia poradzić się starszego kolegi, Henry Guillaumeta, który zna tę trasę na pamięć. Jakże dziwną lekcję geografii – wspomina autor – dał mi wówczas Guillaumet… Nie mówił o Kadyksie, ale o trzech drzewkach pomarańczowych rosnących na skraju pola pod Kadyksem: Strzeż się tych drzew, zaznacz je na swojej mapie»… I od tej chwili trzy drzewka pomarańczowe zajmowały na mojej mapie więcej miejsca niż Sierra Nevada".
Guillaumet zwraca mu uwagę na strumień, który gdzieś hen płynie, ukryty wśród traw. „«Strzeż się tego strumienia, psuje cale pole, zaznacz go sobie na mapie". Wijąc się wśród traw w tym raju błogosławionego pola, gdzie mógłbym szukać ratunku, czyha na mnie o dwa tysiące kilometrów stąd. Przy pierwszej okazji przemieniłby mnie w snop płomieni… Przybierałem także postawę obronną wobec trzydziestu baranów rozrzuconych jak w tyralierze na zboczu wzniesienia… Myślisz, że nic nie ma na tej łące, i nagle – pac! Trzydzieści baranów pakuje ci się pod koła…"
Myślę, że każdy Gruzin, każdy mieszkaniec Kaukazu ma w swojej pamięci zakodowaną taką mapę. Uczył się jej szczegółów od dziecka – w swoim domu, w swojej wsi, na swojej ulicy. Jest to mapa-memento, mapa zagrożeń. Tylko że mapa mieszkańca Kaukazu nie ostrzega go przed drzewkami pomarańczowymi, strumieniem lub stadem baranów, ale przed kimś z innego klanu, z innego plemienia, z innej narodowości. „Uważaj, to dom, w którym mieszka Osetyjczyk…", „To wioska Abchazów, staraj się ją omijać…", „Nie chodź tą ścieżką, bo nie jesteś Gruzinem. Gruzini ci nie przebaczą…"
Kiedy rozmawia się z tymi ludźmi, uderza, jak każdy z nich ma doskonałą, drobiazgową wiedzę o swojej okolicy. Gdzie kto mieszka, z jakiego plemienia, ilu ich jest, jakie były między nimi stosunki kiedyś, wczoraj, jakie są dzisiaj. Ta nieprawdopodobnie szczegółowa wiedza o innych dotyczy tylko mieszkańców najbliższej okolicy. Co jest poza jej granicami (zresztą trudnymi do określenia), tego już nikt nie wie i – co najważniejsze – wcale się nie interesuje. Świat mieszkańca Kaukazu jest zamknięty, ciasny, ograniczony do jego wioski, do jego doliny. Ojczyzną jest to, co można ogarnąć jednym spojrzeniem, co można przemierzyć w jeden dzień. Kaukaz to przebogata mozaika etniczna, utkana z nieskończonej liczby drobnych, czasem miniaturowych grup, klanów, plemion, rzadko – narodów (choć ze względu na prestiż i szacunek określenie „naród" jest tu w powszechnym użyciu, nawet gdy mowa o małych społecznościach).
Drugie, co zwraca uwagę, to odwieczność panujących tu sądów, tyrania stereotypów. Tu wszystko zostało ustalone, określone, zdefiniowane jeszcze w czasach, które toną w pomroce dziejów. Nikt nie jest w stanie tak naprawdę odpowiedzieć, dlaczego Ormianie i Azerowie tak bardzo się nienawidzą. Nienawidzą się i tyle! Każdy to wie, każdy to wchłonął z mlekiem matki. Tej niezmienności sądów sprzyjała i wzajemna izolacja (góry!), i fakt, że cały rejon Kaukazu był wciśnięty między bardzo zacofane kraje – Iran, Rosję i Turcję. Kontakt z liberalną i demokratyczną myślą Zachodu był niemożliwy, a sąsiedzi nie dostarczali budujących przykładów, nie było od kogo się uczyć.
Ludzi tu mieszkających cechuje też jakaś zaskakująca i niepojęta huśtawka emocjonalna, nieobliczalna, nagła zmiana nastroju. Na ogół są oni życzliwi, gościnni, przecież współżyją, w miarę spokojnie, latami. Aż nagle, nagle coś się stało. Co? Nawet nie pytają, nawet nie słuchają, tylko łapią za kindżały i szable (teraz za automaty i bazuki) i rozdygotani, rozcietrzewieni pędzą na wroga i nie spoczną, dopóki nie zobaczą krwi. A przecież każdy z nich, wzięty z osobna, jest miły, grzeczny, ma dobre serce. Doprawdy, można uwierzyć, że gdzieś tam musi kręcić się i podżegać do waśni diabeł. A potem wszystko nagle się uspokaja, powraca status quo ante, powraca codzienność, zwyczajność i po prostu – prowincjonalna nuda.
Latem roku 1990 w kilku punktach przy alei Rustawelego siedzą ludzie, trzymając transparenty, plakaty, fotografie, w taki sposób, że kto przechodzi obok, a byłby ciekaw, może wszystko dokładnie przeczytać i zobaczyć. Jest to forma protestu, albo zwyczajnie – zwrócenia na swój problem publicznej uwagi, którą znam jeszcze z Iranu i Libanu, a którą wszędzie przyjęto nazywać z angielska: sit-in.
Liczba ludzi uczestnicząca w danym sit-in może być różna – od kilku osób do kilku i więcej tysięcy. Zdarzają się też sit-in jednoosobowe, ale są mało skuteczne: poważna sprawa wymaga jednak liczebnego zaplecza. (Grupy w alei Rustawelego mają po kilkadziesiąt osób.) Najczęściej sit-in organizują na stopniach urzędów (żeby zmusić władzę do działania) albo na stopniach cerkwi czy meczetów (bo tam jest najbezpieczniej).
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Imperium»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Imperium» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Imperium» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.