Ryszard Kapuściński - Imperium
Здесь есть возможность читать онлайн «Ryszard Kapuściński - Imperium» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Imperium
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:2 / 5. Голосов: 2
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 40
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Imperium: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Imperium»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Imperium — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Imperium», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Koła samolotu dotykają ziemi i w tym momencie trzystu pasażerów wielkiego, ociężałego AN-86 jakby za dotknięciem prądu elektrycznego zrywa się z foteli i wśród ryku radości, przepychając się łokciami i napierając jedni na drugich, pędzi do wyjścia! A przecież dopiero jesteśmy na początku pasa startowego, jeszcze samolot pędzi, kadłub chwieje się i kołysze, koła podskakują, amortyzatory łoskoczą, stewardesy krzyczą, błagają i grożą, próbują siłą wciskać ludzi w fotele, ale nic to, wszystko na próżno, tego tłumu już nikt nie powstrzyma, żywioł ruszył i zawładnął sytuacją.
Jakoś szczęśliwie dotoczyliśmy się w pobliże dworca, podstawiono schodki, i tu nowy atak szaleństwa, bo moi współpasażerowie, przeskakując stopnie, nie tyle zeszli, ile jakby spadli na dół, na asfalt i, obładowani torbami, koszami, tobołkami, pognali do budynku, gdzie czekał już na nich gęsty, zbity, rozgorączkowany tłum, i teraz obie te rozpalone, rozedrgane, rozwibrowane ciżby ludzkie rzuciły się na siebie z takim impetem, furią i opętaniem, że patrzyłem na tę scenę jak urzeczony, oniemiały. Szarpaniom, ściskaniom, szamotaniom, okrzykom nie było końca.
Ormianie! Oni muszą być razem. Szukają się po całym świecie i – tragiczny paradoks ich losu – im bardziej powiększa się i rozdrabnia ich diaspora, tym bardziej rośnie ich wzajemna do siebie tęsknota, chęć i potrzeba bycia razem. Dopiero znając tę cechę natury ormiańskiej można zrozumieć, jak bolesnym kolcem jest dla nich sprawa Górnego Karabachu – mieszkać o kilkanaście kilometrów od siebie i nie móc być razem! Wieczna zadra, wieczna rana, wieczny stygmat.
Z tego tłumu jakimś cudem wyrywa mnie mój dobry ormiański anioł Walery Wartanian i wiezie do miasta, do jakiegoś mieszkania, w którym jest pełno ludzi (żyją tu wielkimi rodzinami), zgromadzonych wokół dużego, rozłożystego stołu, zastawionego wszelkim jadłem – mięsiwem, chlebem, serami, cebulą, pili-pili, w ogóle różną zieleniną, a także ciastami, cukrami, butelkami wina i koniaku. Ale tak tu było zawsze. Czy jest coś nowego? Nowe jest to, że oto wchodzą do pokoju dzieci, które z wielkim przejęciem, a nawet zaciętością, śpiewają pieśń o fedainach. Bohaterami dnia są mianowicie młodzi fedaini, którzy, nie szczędząc życia, pójdą walczyć o wolność Górnego Karabachu.
No tak, teraz rozumiem, że przyjechałem do innej Armenii, do Armenii z fedainami. Ta inność ma zresztą wiele znamion i form, zwróci na nią uwagę każdy, kto, jak ja, odwiedza Erewan po latach.
Po pierwsze – z małej i sennej mieściny zrobiło się duże miasto. Miasto ruchliwe, hałaśliwe, kolorowe – bardzo wschodnie. Jakbyśmy byli w Damaszku, w Istambule, w Teheranie. Na bazarach tłoczno, na jezdniach pełno samochodów, które jeżdżą, jak chcą, obowiązuje tu tylko jeden przepis, odpowiada ten, kto stuknął. Kakofonia klaksonów, trąbią wszyscy, każdy trąbi, jakby chciał w ten sposób potwierdzić, że jedzie. Tu i tam otwierają się nowe bary, szaszłykarnie, restauracyjki. Krzyki, wołania, kłótnie, targi, gestykulacje. Bałagan. Takie kraje reagują na wszelką odwilż wzmożonym bałaganem (często denerwującym, ale i dającym życiu jakiś smak). Trudny do określenia zapach wschodniego miasta, tumany kurzu, malaryczne psy na skwerach, upał, duszno, tu i tam, na chodnikach, na ścianach, w bramach, pod drzewami skrawki ożywczego, chłodnego cienia.
Po drugie – z ulic zniknęła niemal cała symbolika rosyjska i sowiecka. Rosyjskie napisy, plakaty, portrety – tego już nie ma. Miasto przeżywa okres intensywnej i skrupulatnej derusyfikacji. Dużo Rosjan wyjeżdża, zamykają rosyjskie szkoły, rosyjskie teatry. Nie ma rosyjskich gazet ani książek. Przestają również uczyć rosyjskiego w szkołach ormiańskich. Ale ponieważ brakuje nauczycieli angielskiego i francuskiego, coraz bardziej zamykają się w swoim arcytrudnym języku, coraz bardziej izolują się od świata. Z dziećmi mogę już porozumieć się tylko za pośrednictwem starszych, którzy znają rosyjski.
Po trzecie – fedaini. Chodzą po ulicach grupami, jeżdżą w ciężarówkach, w różnych punktach miasta mają swoje posterunki. Dla kogoś, kto znał zwyczaje starego Imperium, właśnie widok tych fedainów jest może najbardziej niezwykły. Tu uzbrojonym mógł być tylko żołnierz Armii Czerwonej. Jeszcze kilka lat temu za posiadanie broni groził łagier albo – najczęściej – rozstrzelanie. A teraz, mówią, w Armenii jest aż 37 własnych, narodowych armii. Armia to duże słowo, ale rzeczywiście widzi się wielu młodych ludzi z bronią. Ubrani są najprzedziwniej, fantastycznie, w co kto ma, byleby to coś przypominało mundur albo ad hoc zaimprowizowany strój partyzanta. Jak się rozpoznają, kto z której armii? Myślę, że po twarzach. Sądzę, że w tym małym kraju wszyscy się znają.
Ale tu i tam życie toczy się jak dawniej. Oto naprzeciw hotelu, w którym mieszkam, burzą starą dzielnicę Erewanu. Burzą stare domki, jakieś podcienia, altanki, wiszące ogródki, klomby i grządki, miniaturowe strumyki i wodospady, przykryte dywanami kwiatów daszki, obrośnięte gęstym winem płoty, burzą drewniane schody, niszczą stojące pod ścianami ławeczki, demolują drewutnie i kurniki, bramy i furtki. Wszystko to znika z oczu. Ludzie patrzą, jak buldożery napierają na ten latami rzeźbiony krajobraz (na tym miejscu postawią betonowe pudła wielkiej płyty), jak tratują i obracają w śmietnik te zielone, ciche i przytulne uliczki, zaułki i zakątki. Ludzie stoją i płaczą. I ja też stoję wśród nich i płaczę.
Wszystko minęło – i ZSRR, i Radziecka Socjalistyczna Republika Armenii, i komunizm, ale myślenie, to myślenie, którego pierwszą zasadą jest, by najpierw, co się da, zniszczyć, to myślenie pozostało, czuje się dobrze, kwitnie.
Hrant Matewosjan, ich wybitny pisarz. Rocznik 1935. Szczupły, wysoki, nieco pochylony. Ma wiecznie zatroskaną minę i wiecznie zatroskane są jego myśli. Dotyczą one przyszłości Ormian. Jest ich na świecie dziesięć milionów. Czy mają szansę przetrwać? Przede wszystkim – przetrwać w Armenii, gdzie jest ich tylko trzy miliony, a coraz to nowe tysiące i tysiące emigrują. Czy nie czeka ich los Żydów: będą egzystować, ale tylko w diasporze, tylko jako wypędzeni, skazani na swoje getta, rozrzucone po wszystkich kontynentach?
Z Ormianami można właściwie porozmawiać tylko o Ormianach. Można dowiedzieć się, w których mieszkają krajach, jakie mają nazwiska i adresy. Można na przykład zapytać: a czy w Senegalu są jacyś Ormianie? Chwila namysłu i odpowiedź: była jedna Ormianka, żona francuskiego lekarza, ale już wyjechała i mieszka w Marsylii.
Ormianie wszędzie starają się spełniać dobre uczynki. Czy wiedziałem, że lekarz próbujący odratować Mickiewicza, którego truli Turcy, był Ormianinem? Nie wiedziałem? Przecież to fakt historyczny!
Ale z Matewosjanem nie rozmawiamy ani o Senegalu, ani o Mickiewiczu. Mówimy o przeszłości. Czy istnieje możliwość, żeby przeszłość minęła? Przeszłość ormiańska to tragiczne drzewo, które nadal rzuca cień. Gdyby nie było przeszłości i rzezi półtora miliona Ormian w 1915 roku, można by porozumieć się z Turkami, porozumieć się z islamem i żyć spokojnie. A tak? W tej rozmowie nie możemy jednak niczego rozstrzygnąć ani znaleźć odpowiedzi na żadne pytanie. Przypomina mi się zdanie francuskiego filozofa Antoine Cournota, że trudności nie rozwiązujemy, a tylko je przemieszczamy. „Sztuka wyjaśnienia, mówi Cournot, tak jak sztuka prowadzenia rokowań, to często po prostu sztuka przemieszczania trudności. Jest, chciałoby się rzec, w pewnych rzeczach jakaś nietykalna rezerwa niepojętości, której kombinacje inteligencji ludzkiej nie są w stanie ani usunąć, ani zmniejszyć, tylko wyłącznie na różny sposób rozmieścić, czasem pozostawiając wszystko w półoświetleniu, kiedy indziej rozjaśniając niektóre punkty kosztem innych, które zalewa ciemność jeszcze głębsza niż przedtem".
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Imperium»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Imperium» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Imperium» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.