Kiedy wracały do domu, Amalia spytała donę Lupe, czy to prawda, co jej mówił Leoncio Paniagua: tak, pewnie, że tak, wyraża się już tak samo jak każda kobieta stąd, możesz być dumna. Amalia pomyślała, jakby się dziwiły wszystkie jej znajome z Limy, gdyby ją teraz słyszały: ciotka, pani Rosario, Carlota i Simula. Ale ona wcale nie zauważyła, żeby coś się zmieniło w jej sposobie mówienia, doña Lupe, a doña Lupe z chytrym uśmieszkiem: ale cię czarował ten z Huanuco, Amalio. A tak, doña Lupe, i niech pani sobie wyobrazi, chciał ją nawet zaprosić do kina, ale Amalia oczywiście odmówiła. Zamiast się zgorszyć, doña Lupe zaczęła jej robić wymówki: ty głupia. Trzeba było się zgodzić, Amalia jest młoda, masz prawo się rozerwać, co, może ona myśli, że Ambrosio, jak jest w Tingo María, to się nie bawi po nocach? Amalia udała, że tym razem to ona jest zgorszona.
– Wziął wszystkie papiery i wyliczył mi się co do grosza – mówi Ambrosio. – Ażem zgłupiał, tak mnie zagiął.
– Podatki, opłaty, koszty utrzymania sprzedawcy większe, niż się spodziewałem – don Hilario grzebał w rachunkach i podtykał mi je pod nos, Amalio. – Wszystko jak w zegarku. Jesteś zadowolony?
– Żeby tak prawdę powiedzieć, to nie za bardzo, don Hilario – powiedział Ambrosio. – Przyszedłem tak, jakeśmy uzgodnili, i myślałem, że coś dostanę, don.
– A tu kwity od tego idioty – zakończył don Hilario. – Ja sam nic nie biorę za zarządzanie, ale chyba nie chcesz, żebym sprzedawał trumny, co? I chyba nie powiesz, że dużo mu płacę. Sto solów miesięcznie to tyle co nic, nawet dla idioty.
– Wobec tego interes nie jest taki dobry, jak się panu wydawało, don – powiedział Ambrosio.
– Nawet lepszy, niż myślałem – don Hilario kręcił głową, jakby chciał powiedzieć tylko się zastanów, tylko postaraj się zrozumieć. – Na początku każdy interes przynosi straty. Potem się wszystko rozkręca i wyrównuje.
Niedługo potem, pewnego wieczoru, kiedy Ambrosio dopiero co przyjechał z Tingo María i mył sobie twarz w pokoju w głębi domu, gdzie ustawili umywalkę, Amalia zobaczyła, jak zza rogu wychodzi Leoncio Paniagua, przyczesany, w krawacie: szedł prosto do ich chaty. Omal nie wypuściła z rąk Amality Hortensji. Zupełnie ogłupiała pobiegła do ogrodu i przykucnęła w trawie, przyciskając malutką do piersi. Wejdzie do domu, natknie się na Ambrosia, Ambrosio go zabije. Ale nie usłyszała nic niepokojącego: tylko pogwizdywanie Ambrosia, chlapanie wody, świerszcze grające w ciemnościach. Wreszcie rozległ się głos Ambrosia, który wołał o jedzenie. Cała drżąca poszła do kuchni i jeszcze przez dłuższy czas wszystko jej leciało z rąk.
– A jak minęło następne pół roku, to znaczy już cały rok, znowu do niego idę, akurat w ten dzień – mówi Ambrosio. – No więc jak, don Hilario? Chyba mi pan nie powie, że i teraz też nie ma zysków?
– Jakie tam zyski, sprawy wcale nie wyglądają tak różowo – powiedział don Hilario. – Właśnie chciałem o tym z tobą pogadać.
Następnego dnia Amalia okropnie rozgniewana poszła do doñi Lupe, żeby jej opowiedzieć: no niech pani powie, co za bezczelność, co by to było, gdyby Ambrosio. Doña Lupe zakryła jej usta ręką mówiąc wszystko wiem. Ten z Huanuco przyszedł do niej i zwierzał się jej: odkąd poznałem Amalię, to już ze mnie inny człowiek, ona jest jedna na świecie. Nie miał zamiaru wchodzić do twojego domu, Amalio, nie jest taki głupi, chciał ją tylko z daleka zobaczyć. Podbiłaś męskie serce, Amalio, on za tobą szaleje, Amalio. Było jej bardzo dziwnie: złościła się na niego, ale jednocześnie czuła, że to jej pochlebia. Po obiedzie poszła na plażę myśląc jeśli o tym wspomni, to mu powiem do słuchu. Ale Leoncio Paniagua nie zrobił najmniejszej aluzji; taki grzeczny, oczyścił piasek, żeby mogła usiąść, przyniósł jej lody, a kiedy mu patrzyła w oczy, zawstydzony spuszczał wzrok i wzdychał.
– A jakże, wszystko dokładnie przestudiowałem – powiedział don Hilario. – Pieniądze będą, zyski będą. Tylko że interes wymaga jeszcze małego zastrzyku forsy.
Leoncio Paniagua przyjeżdżał do Pucallpa raz w miesiącu i tylko na parę dni i Amalia nabrała do niego sympatii, tak miło się do niej odnosił, był taki okropnie nieśmiały. Przywykła do tego, że raz na cztery tygodnie pojawiał się na plaży, w koszuli ze sztywnym kołnierzykiem, ceremonialny i zażenowany, ocierając sobie twarz kolorową chustką. Nigdy się nie kąpał, siadał między nią a doña Lupe i rozmawiali, a kiedy one szły do wody, pilnował Amality Hortensji. Nigdy nic między nimi nie zaszło, nigdy nic takiego jej nie powiedział; patrzył na nią, wzdychał i tylko czasem odważył się bąknąć jaka szkoda, że jutro muszę wyjechać z Pucallpa, albo przez cały miesiąc myślałem o Pucallpa, albo czemu ja tak lubię przyjeżdżać do Pucallpa. Jaki wstydliwy, nieprawda, doña Lupe? A doña Lupe: chyba raczej romantyczny.
– Ten wielki interes, który on wymyślił, to żeby kupić drugi zakład pogrzebowy, Amalio – powiedział Ambrosio. -”Wzorcowy”.
– To najpopularniejszy zakład, zabiera nam całą klientelę – powiedział don Hilario. – Szkoda gadać. Ściągnij tę swoją forsę z Limy i będziemy mieli monopol, Ambrosio.
Dopiął tylko tego, że po kilku miesiącach, bardziej dla doñi Lupe niż dla niego, pozwoliła się raz zaprosić do restauracji, a potem do kina. Wieczorem, pustymi ulicami, przemknęli się do najmniej uczęszczanej knajpy, a do kina weszli po rozpoczęciu seansu i wyszli przed końcem.
Leoncio Paniagua był bardziej uważający niż kiedykolwiek, nie tylko nie starał się zostać z nią sam na sam, ale jeszcze do tego prawie się nie odzywał przez cały wieczór. Mówi, że to ze wzruszenia, Amalio, mówi, że ze szczęścia zapomina języka w gębie. Ale czy ona naprawdę tak mu się podoba, doña Lupe? Naprawdę, Amalio: kiedy był w Pucallpa, przychodził wieczorem do doñi Lupe i godzinami mówił o tobie, nawet płakał. To czemu jej samej nigdy nie powiedział o tym ani słowa, doña Lupe? Bo on jest taki romantyczny, Amalio.
– Mnie ledwo starcza na jedzenie, a pan chce ode mnie jeszcze piętnaście tysięcy – don Hilario uwierzył w tę bajeczkę, co mu opowiedziałem, Amalio. – Nie zwariowałem, żeby się pchać w drugi interes z zakładem pogrzebowym, don.
– Wcale nie drugi, to ten sam interes, tylko na większą skalę – nalegał don Hilario. – Zastanów się i zobaczysz, że miałem rację.
Raz nie pojawił się przez dwa miesiące. Amalia prawie o nim zapomniała, aż tu znowu go zobaczyła na plaży nad rzeką, marynarkę i krawat złożył starannie na gazecie, a w ręku trzymał zabawkę dla Amality Hortensji. Co się z nim działo? A on, drżąc jak w febrze: już nie wróci do Pucallpa, czy może z nią przez chwilę porozmawiać w cztery oczy? Doña Lupe odeszła razem z Amalitą Hortensją, a oni rozmawiali prawie dwie godziny. Już nie jest komiwojażerem, odziedziczył sklep po wuju, właśnie to chciał jej powiedzieć. Był taki przestraszony, tak się jąkał, tak kręcił, zanim ją poprosił, żeby wyszła za niego, żeby z nim wyjechała, że nawet było jej trochę przykro, kiedy mu mówiła chyba pan zwariował, doña Lupe. No widzisz, on cię naprawdę kocha, to nie jest tylko przelotna przygoda, Amalio. Leoncio Paniagua nie nalegał, stał bez słowa, w jakimś otępieniu, a kiedy Amalia mu doradziła, żeby o niej zapomniał i poszukał sobie innej, tam, w Huanuco, to tylko pokręcił głową i wyszeptał nigdy. Przez tego idiotę prawie że się pochorowała, doña Lupe. Tego dnia widziała go ostatni raz, szedł przez rynek do swojego hoteliku i zataczał się jak pijany.
Читать дальше