– Przysięgam, że moje uczucia wobec tej wizytantki w najmniejszym stopniu nie zaważyły na podjęciu owej decyzji, panie generale – stoi sztywno, nie rusza ustami, liczy sześć, osiem, dwanaście odznaczeń na fraku Pierwszego Mandata-riusza, kapitan Pantoja. – Wszystko, co napisałem w raporcie, jest całkowicie zgodne z prawdą: podejmując tę inicjatywę myślałem, że przysługuję się Siłom Lądowym.
– Oddając honory jakiejś kurwie, nazywając ją bohaterką, składając podziękowania i wyrażając wdzięczność za wyświadczone Siłom Zbrojnym ciupciania – bucha kłębami dymu, kaszle, patrzy na swojego papierosa z nienawiścią, wykończą mnie te papierosy, szepce Tygrys Collazos. – Lepiej nas nie broń, kochasiu. Jeszcze jedna taka przysługa i zniesławicie nas na amen.
– Za bardzo się pośpieszyłem, bo zamiast wycofać się, trzeba było przystąpić do ostatniej bitwy – opiera głowę o hamak, patrzy na niebo i wzdycha ojciec Beltran. – Prawdę mówiąc tęsknię za obozami, wartami, naramiennikami. W ostatnich miesiącach co dzień śni mi się trąbka pobudki, szpady. Spróbuję znowu włożyć mundur i zdaje się, że jest to do załatwienia. Nie zapomnij o jajeczkach, Kindziulka.
– Moje współpracownice były głęboko wstrząśnięte śmiercią tej wizytantki – przesuwa o milimetr wzrok, dostrzega mapę Peru, wielką, zieloną plamę puszczy, kapitan Pantoja. – Moim zamiarem było z myślą o przyszłości podnieść je na duchu, napełnić otuchą. Skąd mogłem przypuszczać, że Służba Wizytantek zostanie zlikwidowana.
1 to właśnie w momencie, gdy funkcjonowała znakomicie, jak nigdy dotąd.
– A nie pomyśleliście, że Służba ta mogła istnieć tylko w jak największej tajemnicy? – spaceruje po pokoju, ziewa, drapie się w głowę, słyszy uderzenia zegara, mówi ale późno, generał Victoria. – Ostrzegało się was aż do znudzenia, że pierwszym i bezwzględnym warunkiem waszej pracy jest absolutna konspiracja.
– Istnienie i działalność Służby Wizytantek znane były w Iquitos wszystkim na długo przed podjęciem przeze mnie tej decyzji – stopy trzyma złączone, ręce ściśle przylegające do ciała, nieruchomą głowę, próbuje zlokalizować Iquitos na mapie, to jest ten czarny punkcik, myśli kapitan Pantoja. – Ku mojemu wielkiemu ubolewaniu. Zapewniam pana generała, że przedsięwziąłem wszelkie środki ostrożności, aby temu zapobiec. Ale w tak małym mieście okazało się to niemożliwe, po upływie kilku miesięcy musiało się to roznieść.
– I to ma być przyczyną, że zamieniliście plotkę w apokaliptyczną prawdę? – otwiera drzwi, może pani wyjść, kiedy pani zechce, Anita, ja zamknę, oznajmia pułkownik López López. – Jeśli już was tak korciło, żeby sobie poprzemawiać, to dlaczego nie zrobiliście tego we własnym imieniu i po cywilnemu?
– A więc wszystkie tęsknią za nim? Ja też, byliśmy dobrymi przyjaciółmi, ten biedak pewno teraz trzęsie się z zimna – kładzie się na plecach porucznik Bacacorzo. – Ale z wojska przynajmniej go nie wyleli, umarłhy z rozpaczy. Tak, dzisiaj tak. Ręce na biodra, główka do tyłu i nawijaj, Coca.
– W wyniku błędnej oceny ewentualnych następstw, panie pułkowniku – nie odwraca głowy, nie patrzy kątem oka, jak to wszystko wydaje się dalekie, myśli kapitan Pantoja. – Byłem oszołomiony myślą, że Służba, po tym, co zaszło w Nauta, może pójść w rozsypkę. A rekrutować nowe wizytantki, przynajmniej te dobrej jakości, było coraz trudniej. Chciałem je zatrzymać, odzyskać ich zaufanie i przywiązanie do instytucji. Bardzo żałuję, że popełniłem taki błąd w ocenie.
– Wasza pomyłka kosztuje nas już tydzień piorunowania i cholerowania, i nieprzespanych nocy – zapała następnego papierosa, zaciąga się, wypuszcza dym ustami, nosem, ma rozwichrzone włosy, zaczerwienione i zmęczone oczy Tygrys Collazos. – Czy to prawda, że osobiście braliście na sztych wszystkie kandydatki do Służby Wizytantek?
– To była część egzaminu z prezencji, panie generale – czerwieni się, zmienia na twarzy, krztusi się, jąka, wbija sobie paznokcie, gryzie się w język kapitan Pantoja. – Celem sprawdzenia przydatności. Nie mogłem zbytnio ufać moim współpracownikom. Wykryłem przypadki kumoterstwa, łapówek.
– Że też gruźlicy nie złapaliście – powstrzymuje śmiech, śmieje się, poważnieje, znowu się śmieje, ma załzawione oczy Tygrys Collazos. – Wciąż nie mogę was rozgryźć i nie wiem, czy jesteście takim niewiniątkiem, czy cynikiem, któremu i święcona woda nie pomoże.
– Ze Służbą Wizytantek koniec, z Arką koniec, nie ma już kogo bronić, nikt mi grosza nie odpala – wali się po brzuchu, zwija się i kręci, cmoka językiem Waleczny. – Wszyscy się zmówili, żebym, umarł z głodu. I w tym, a nie w braku twoich wdzięków, leży przyczyna, że nie mogę cię zaspokoić, droga Penelopo.
– Skończmy już raz na zawsze z tą sprawą – uderza lekko w stół generał Victoria. – Czy to prawda, że odmawiacie złożenia prośby o zwolnienie?
– Stanowczo odmawiam, panie generale – odzyskuje energię kapitan Pantoja. – Moje miejsce jest wyłącznie w Siłach Lądowych.
– Dawaliśmy wam dogodne wyjście – otwiera teczkę, wyciąga do kapitana Pantoja pismo napisane na maszynie, czeka, aż ten przeczyta, chowa je generał Victoria. – Bo moglibyśmy oddać was do sądu dyscyplinarnego i wyroku możecie się domyślać: hańbiąca degradacja, wykluczenie.
– Zdecydowaliśmy się tego nie robić, bo dosyć już skandali, i ze względu na wasze poprzednie zasługi – dymi, kaszle, podchodzi do okna, otwiera je, spluwa na ulicę Tygrys Collazos. – Jeśli wolicie zostać w Siłach Lądowych, wasza sprawa. Jeszcze zrozumiecie, że z tym raportem, który dołączymy do waszej karty służby, nic wam przez dłuższy okres nie dojdzie do naramienników.
– Zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby całkowicie się” zrehabilitować, panie generale – głos drży, serce skacze, śmieją się oczy kapitanowi PaHtoja. – Nie ma większej kary od wyrzutów sumienia i od świadomości, że bezwiednie wyrządziłem Siłom Lądowym tyle szkody.
– Dobrze, dobrze, tylko proszę już nigdy nie wtykać w ten sposób palca miedzy drzwi – patrzy na zegarek, 'dziesiąta, ja idę, mówi generał Vic-toria. – Znaleźliśmy wam nowe zajęcie, i to dość daleko od Iquitos.
– Pojedziecie tam jutro i nie ruszajcie się stamtąd przynajmniej przez rok, nawet na dwadzieścia cztery godziny – nakłada bluzę, podciąga krawat, przygładza włosy Tygrys Collazos. – Jeśli chcecie pozostać w Siłach Lądowych, to wszyscy muszą bezwarunkowo zapomnieć o istnieniu słynnego kapitana Pantoja. Później, jak już nikt nie będzie pamiętał całej tej sprawy, zobaczymy.
– Rączki rozłożymy tak, nóżki tak, a główkę zwiesimy na ten cycuś – dyszy, wchodzi, wychodzi, ozdabia, przywiązuje, porównuje porucznik Santana. – A teraz zamkniemy oczka i udajemy nieżywą, Kurczak. O tak. Och, moja biedna wizy-tantka, tak mi smutno, moja mała ukrzyżowana bidulka, moja cudna „siostrunia” Arki.
– Garnizon w Pomata potrzebuje intendenta – zsuwa zasłony, przekręca klucze w szafkach, porządkuje biurka, bierze walizeczkę pułkownik López López. – Zamiast Amazonki będziecie mieli jezioro Titicaca.
– A zamiast upałów puszczy mróz puny – otwiera drzwi, przepuszcza pozostałych generał Victoria.
– A zamiast wlzytantek lamy i wigonie – nakłada kepi, gasi światło, wyciąga rękę Tygrys Collazos. – Nie przeczuwałem, że okażecie się w końcu takim cudakiem, Pantoja. Tak, możecie już odejść.
– Brr, ale ziąb, ale ziąb – wstrząsa się Po-chita. – Gdzie są zapałki, no gdzie ta przeklęta świeczka, to straszne tak żyć bez elektryczności, Panta, obudź się, już piąta. Nie rozumiem tej twojej manii, czy ty musisz naprawdę osobiście doglądać śniadań żołnierzy? Jest strasznie wcześnie, umieram z zimna. Ojej, idioto, znowu mnie podrapałeś tą bransoletką, czy nie możesz jej sobie zdejmować na noc? Już ci mówiłam, że jest piąta. Obudź się, Panta.
Читать дальше