Wydaje się, iż przyczyną zdementowania pogłoski było podanie, z którym wystąpił do wyższych instancji Sił Lądowych kapitan Intendentury Parutaleon Pantoja – a działalność jego jest aż nazbyt dobrze znana w naszym mieście – by jurysdykcja wojskowa objęła postępowaniem sądowym sprawców napadu z Nauta, swą prośbę motywując tym, że okręt „Ewa” ›wraz, z załogą przynależał do Marynarki Wojennej, a konwój prostytutek stanowił część organizacji militarnej, jak ponoć ma to miejsce w przypadku cieszącej się złą sławą Służby Wizytantek, którą oficer ten dowodzi. Siły Zbrojne oceniły jako „co najmniej dziwną” – określenie użyte przez naszego informatora – prośbę kapitana Pantoja, wskazując, że okręt transportowy „Ewa” wraz z załogą padając ofiarą napadu nie pełnił żadnej służby wojskowej, ale wykonywał zadania wyłącznie natury cywilnej, i że tak zwana Służba Wizytantek nie jest i w żadnym wypadku być nie mogła instytucją militarną, lecz wyłącznie handlowym przedsiębiorstwem cywilnym, które miało sporadyczne i jedynie tolerowane, ale nigdy nie będące pod auspicjami czy oficjalnie zinstytucjonalizowane, związki z Siłami Lądowymi. Z tego też względu, jak dodały te same źródła, prowadzi się aktualnie, z należytą dyskrecją, śledztwo, na zlecenie Sztabu Generalnego Sił Lądowych w sprawie tak zwanej Służby Wizytantek, celem ujawnienia jej pochodzenia, składu, działalności i zysków i określenia jej legalności bądź też, w przeciwnym Wypadku, pociągnięcia jej do odpowiedzialności i wymierzenia stosownych sankcji.
– O, już wstałeś, syneczku – rzuca się całą noc zdjęta przerażeniem, śni się jej karaluch, którego zjada mysz, którą zjada kot, którego zjada kajman, którego zjada jaguar, który zostaje ukrzyżowany i którego ścierwo zżerają karaluchy, wstaje o świcie, kręci sią w salonie po ciemku wyłamując sobie ręce, słysząc sześć uderzeń zegara puka do sypialni Pantaleona pani Leonor. – Co, znowu włożyłeś mundur?
– Całe Iquitos już mnie widziało w mundurze, mamo – stwierdza, że marynarka spłowiała, że spodnie są za luźne, przybierając różne pozy przegląda się w lustrze, poddaje się melancholii Pan-taleonek. – Nie ma już sensu kontynuowanie tej maskarady z panem Pantoja.
– O tym powinny zadecydować Siły Lądowe, a nie ty – mylą jej się kurki od kuchenki, rozlewa mleko, przypomina sobie, że zapomniała o pieczywie, nie może opanować drżenia rąk, w których trzyma tacę, pani Leonor. – Wypij przynajmniej trochę kawy. Nie wychodź z pustym żołądkiem, nie bądź taki uparty.
– No już dobrze, ale tylko pół filiżanki – bardzo spokojny idzie do jadalni, kładzie na stole kepi i rękawiczki, siada, pije małymi łyczkami Paiita. – No, pocałuj mnie. Nie rób takiej miny, mamo, jeszcze mnie zarazisz tą swoją udręką.
– Przez całą noc miałam straszne koszmary – opada na kanapę, przykłada dłoń do warg, mówi zachrypniętym i stroskanym głosem pani Leo-nor. – I co teraz z tobą będzie, Panta? I co z nami będzie?
– Nic nie będzie – wyjmuje parę solów z portmonetki, kładzie je na szlafroku pani Leonor, rozsuwa żaluzje, widzi ludzi spieszących do pracy, siedzącego już na rogu z talerzykiem i fujarką ślepego żebraka Pantaleon. – A nawet gdyby coś miało być, nic mnie to nie obchodzi.
– Słuchałyście radia? – kręci się ze zdenerwowania w taksówce, słyszy, jak kierowca krzyczy z przerażenia, powtarza za nim to niemożliwe, co za nieszczęście, płaci, wysiada, wpada do Pantilandu trzaskając drzwiami, jęczy Iris. – Złapali Brata Francisco! Ukrywał się gdzieś przy rzece Napo, blisko Mazan. Jezu, co oni mu teraz zrobią, co oni zrobią!
– Nie żałuję niczego, co zrobiłem – widzi wychodzącego z domu kamieniarza od nagrobków i męża Alicji, widzi przejeżdżające samochody, dzieciaki w mundurkach i z książkami pod pachą, staruszkę sprzedającą losy, czuje się nieswojo, zapina marynarkę Panta. – Postąpiłem zgodnie z własnym sumieniem, a to również jest obowiązkiem żołnierza. Stawię czoło wszystkiemu, co mnie spotka. Miej do mnie zaufanie, mamo.
– Zawsze miałam, syneczku – szczotkuje go, czyści mu buty, obciąga mundur, wyciąga ramiona, całuje go, ściska, patrzy na wąsaczy ze starego obrazu pani Leonor. – Zawsze ślepo w ciebie wierzyłam. Ale przy tej całej sprawie już nie wiem, co myśleć. Oszalałeś, Panta. Nałożyć mundur wojskowy, żeby wygłosić przemówienie na pogrzebie takiej ka! Czy myślisz, że twój ojciec, dziadek zrobiliby coś takiego?
– Mamusiu, proszę cię, nie powtarzaj ciągle tego samego – widzi, jak sprzedawczyni losów i ślepiec witają mężczyznę, który idzie czytając gazetę, widzi obficie lejącego psa, odwraca się i podchodzi do drzwi Panta. – Zdaje się, że już ci mówiłem: raz na zawsze zabrania się surowo wspominać tę sprawę.
– Już dobrze, siedzę cicho, ja potrafię posłusznie wypełniać rozkazy – błogosławi go, żegna się z nim. na ścieżce, wraca do swojej sypialni, rzuca się na łóżko wstrząsana płaczem pani Leonor. – Daj Bóg. żebyś nie żałował, Panta. Modlę się, żeby cię to nie spotkało, ale jestem pewna, że ta okropność, którą popełniłeś, przyniesie nam same nieszczęścia.
– No tak, w pewnym sensie tak, przynajmniej mnie – uśmiecha się bez przekonania, toruje sobie drogę między krewnymi aresztantów stłoczonymi przy więziennej bramie, oczekującymi godziny widzenia, odpycha dziecko wrzeszczące żółwiki, małpeczki, porucznik Bacacorzo. – Straciłem awans, który należał mi się w tym roku, nie ma wątpliwości. Ale trudno, stało się i niczego nie można cofnąć.
– To ja rozkazałem wam sprowadzić kompanię honorową, ja rozkazałem wam oddać honory tej biednej kobiecie – schyla się, by zawiązać sznurowadła, dostrzega dewizę „Pieniądze z Amazonii dla Amazonii” na drzwiach Banku Amazońskiego kapitan Pantoja. – Całą odpowiedzialność ponoszę ja i tylko ja. Oświadczam to w piśmie do generała Collazos i tak osobiście powiem to generałowi Scavino. Wy, Bacacorzo, nie ponosicie żadnej winy: regulamin jest całkowicie jasny.
– Spał sobie, jak go znaleźli – siada na hamaku Sinforosa Caiguasa, mówi otoczona wizytantka-mi Penelopa. – Zrobił sobie kryjówkę z gałęzi i liści, całymi dniami modlił się, tego, co mu przynosili apostołowie, w ogóle nie tykał. Jadł tylko korzonki, zioła. To święty, święty.
– Bogiem a prawdą to nie powinienem był wtedy słuchać pana kapitana – zanurza ręce w kieszeniach, wchodzi do łodziami „Raj”, prosi o małą kawę z mlekiem, czy to nie ten profesor, ten znachor, słyszy, jak pyta go kapitan Pantoja, on, we własnej osobie, odpowiada porucznik Bacacorzo. – Tak między nami mówiąc, to, o co mnie pan poprosił, to szczyt idiotyzmu. Ktoś, kto miałby wszystkie klepki w porządku, poszedłby do Scavina i powiedział mu o tym, co pan zamierza zrobić, żeby pana powstrzymał. Teraz pan kapitan byłby mi wdzięczny.
– Za późno już na żale – słyszy profesora dającego jakiejś kobiecie rady jeśli chcesz, by twój nowo narodzony zaczął szybko mówić, zgnieciesz mu w buzi ziarna kukurydzy, kapitan Pantoja. – Jeśli tak myślicie, Bacacorzo, to dlaczego, do cholery, nie zrobiliście tego. Przynajmniej nie 'miałbym wyrzutów sumienia, jeśli nie dostaniecie z mojej winy tego awansu.
– Bo nie wszystkie klepki mam w porządku – puka się w czoło, pije kawę z mlekiem, płaci, słucha profesora, który rekomenduje swemu klientowi a jeśli twojego synlsja ukąsi żmija, to daj mu ssać żółć majaz, wychodzi na ulicę porucznik Bacacorzo. – Moja żona zawsze mi to mówi. Ale teraz poważnie, był pan tak wstrząśnięty śmiercią tej wizytantki, że serce mi zmiękło.
Читать дальше