– A lotnictwo, Tygrys? – wierci się na krześle, wstaje, siada generał Scavino. – Nie widzisz, że mamy przeciw sobie Siły Powietrzne? Wiele razy dawali nam do zrozumienia, że dezaprobują Służbę Wizytantek. A do tego mamy jeszcze naszych własnych oficerów i oficerów Marynarki, którzy uważają, że ta instytucja nie licuje z charakterem Sił Zbrojnych.
– Moja biedna staruszka polubiła tych szaleńców z Arki, panie komisarzu – kręci głową zawstydzony kapitan Pantoja. – Chodziła od czasu do czasu do Moronacocha zobaczyć się z nimi, zanieść im trochę ubranek dla dzieci. To coś dziwnego, wie pan, ona nigdy nie przywiązywała do religii zbyt wielkiej wagi. Ale to przykre doświadczenie wyleczyło ją całkowicie, zapewniam pana.
– Daj mu te pieniądze, świętoszku, i nie zapieraj się tak – śmieje się Tygrys Collazos. – Pantoja robi to dobrze i trzeba go poprzeć. I powiedz mu, żeby wybrał rekrutki cacy, nie zapomnij.
– Ucieszyliście mnie bardzo tą wiadomością, Bacacorzo – oddycha głęboko kapitan Pantoja. – Ten zastrzyk wyciągnie Służbę z wielkiego kłopotu. Przez tak olbrzymią ilość pracy byliśmy już na skraju przepaści.
– Jak widać, pan kapitan dopiął swego, może pan przyjąć pięć wizytantek więcej – oddaje mu zawiadomienie, każe pokwitować odbiór porucznik Bacaccorzo. – Pan kapitan nie musi się martwić tym, że ma przeciwko sobie Scavina i Beltrana, jeśli szefowie z Limy, jak Collazos i Victoria, popierają pana kapitana.
– Oczywiście, że nie będziemy molestować pańskiej matki, proszę się nie martwić, kapitanie – bierze go pod rękę, odprowadza aż do drzwi, podaje mu rękę, żegna komisarz. – Przyznaję, że będzie bardzo trudno znaleźć tych, którzy ukrzyżowali. Zatrzymaliśmy 150 „braci” i 76 „sióstr” i wszyscy to samo. Wiesz, kto ukrzyżował dziecko? Wiem. Kto? Ja. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego, jak w tej komedii Trzej muszkieterowie, ten film z Cantinflasem, był pan na tym?
– Oprócz tego pozwoli mi to przeprowadzić pewne zmiany jakościowe – czyta raz jeszcze zawiadomienie, gładzi opuszkami palców, rozwiera nozdrza kapitan Pantoja. – Do tej pory wybierałem personel kierując się wskaźnikiem funkcjonalności, chodziło jedynie o wydajność. Teraz po raz pierwszy wejdzie w grę czynnik estetyczno-artystyczny.
– Psiakość – klaszcze porucznik Bacacorzo. – Chce pan powiedzieć, że spotkał pan tutaj w Iquitos jakąś Wenus z Milo.
– Ale z całymi ramionami i z taką twarzyczką, że zmarłego wskrzesi – chrząka, mruga, dotyka ucha kapitan Pantoja. – Proszę mi wybaczyć, ale już muszę iść. Moja żona jest u ginekologa i chciałbym wiedzieć, co sądzi o jej stanie. Kadecik urodzi się już za dwa miesiące.
– Panie Pantoja, a jeśli zamiast kadecika urodzi się panu mała wizytantka? – wybucha śmiechem, milknie, truchleje Ciuciumama. – No już dobrze, dobrze, proszę tak na mnie nie patrzeć. Nigdy nie można sobie przy panu pożartować, jak na swój wiek jest pan zbyt poważny.
– A ty, która powinnaś pierwsza dawać przykład, nie czytałaś tej dewizy? – wskazuje na ścianę pan Pantoja.
– „Żadnych dowcipów i zabaw podczas pełnienia służby”, mamuśka – czyta Ciupelek.
– Dlaczego jednostka nie jest jeszcze przygotowana do inspekcji? – patrzy na lewo i na prawo, strzela palcami pan Pantoja. – Już po przeglądzie lekarskim? Na co czekacie, ustawić się i sprawdzić obecność.
– Wizytantki, w szeregu zbiórka! – zwija dłonie w trąbkę Ciupelek.
– Szpula, nawijać, ciuciumamki! – wtóruje Chińczyk Porfirio.
– A teraz kolejno odlicz i podawać imiona – stuka obcasami naprzeciw wizytantek Ciupelek. – No już, już, zaczynajcie.
– Raz, Rita!
– Dwa, Penelopa!; – Trzy, Coca!
– Cztery, Kurczak!
– Pięć, Cyculka!? – Sześć, Lalita!
– Siedem, Sandra!
– Osiem. Maclovia!
– Dziewięć, Iris!
– Dziesięć, Kindziulka!
– Wszystkie w komplecie, panie Pantoja – zgina się w ukłonie Chińczyk Porfirio.
– Z zabobonami już jej przeszło, ale teraz robi się z niej dewotka, Pantaleonku – kreśli krzyż w powietrzu Pochita. – Wiesz, gdzie to uciekła twoja mamusia? Do kościoła Świętego Augustyna.
– Raport Służby Zdrowia! – rozkazuje Pantaleon Pantoja.
– „Przegląd przeprowadzony, wszystkie wizytantki zdolne do wzięcia udziału w akcji – sylabizuje Ciupelek. U wizytantki imieniem Coca widoczne nieliczne wylewy krwi na plecach i ramionach, mogące utrudnić jej osiągnięcie pełnej wydajności w pracy. Podpisano: Asystent Sanitarny SWGPGO.”
– Kłamstwo, ten zboczeniec nienawidzi mnie za to, że zdzieliłam go po gębie, chce się zemścić – rozpina zamek, pokazuje kark, ramię, patrzy z nienawiścią w stronę Punktu Sanitarnego Coca. – Panie Pantoja, ja mam tylko zadrapania, to mój kot mnie tak podrapał, proszę pana.
– Dobrze, maleńka, w każdym razie tak jest lepiej – kuli się pod prześcieradłem Panta. – Jeśli w tym wieku zachciało się jej bawić w religię, to lepiej, żeby bawiła się w prawdziwą niż w te barbarzyńskie zabobony.
– Kot, który raz nazywa się Juanito Marcano, a raz Jorge Mistral – szepce Ricie do ucha Cyculka.
– Już byś go chciała mieć przynajmniej raz w roku – syczy jak żmija Coca. – Ty świński cycu.
– Po dziesięć solów kary dla Coki i Cyculki za rozmowy w szeregu – nie traci spokoju, wyjmuje ołówek, zeszyt pan Pantoja. – Jeśli uważasz, że jesteś w stanie wyjechać z konwojem, a Służba Zdrowia przecież ci tego nie zabrania, to możesz jechać. Coca, więc nie wpadaj w histerię. A teraz plan pracy na dzień dzisiejszy.
– Trzy konwoje czterdziestoośmiogodzinne i jeden, który wraca jeszcze dziś w nocy – wyłania się zza szeregu Ciuciumama. – Już zrobiłam losowanie zapałkami, panie Pantoja. Jeden konwój z trzema dziewczętami do obozu Puerto America nad rzeką Morona.
– Kto nim dowodzi i skład – ślini ostrze ołówka i notuje Pantaleon Pantoja.
– Dowodzi nim ten oto dobry człowiek, a jadą j ze mną Coca, Kurczak i Sandra – wskazuje Ciupelek. – Wariat już poi swoją „Dalilę”, tak wiać l możemy odlecieć za dziesięć minut.
– Żeby Wariat zachowywał się przyzwoicie i nie l wyprawiał tych swoich wariactw co zawsze, panieH Pan-Pan – pokazuje hydroplan, który kołysze się na rzece, i wsiadającą postać Sandra. -Jeśli się zabiję, to pan będzie stratny. Zapisałam panu w spadku moje córeczki. A mam ich sześć.
– Dziesięć solów dla Sandry, z tego samego powodu co poprzednim – unosi palec wskazujący! pisze Pantaleon Pantoja. – Ciupelek, prowadź twój konwój na przystań. Przyjemnej podróży] dziewczęta, i pracować z temperamentem i oddaniem.
– Konwój do Puerto America, za mną marsz komenderuje Ciupelek. – Brać swój bagaż. A raz w kierunku „Dalili”, szpula, nawijać, ciuciuj mamki.
– Konwoje dwa i trzy odpływają na „Ewie” za godzinę – melduje Ciuciumama. – W konwoju numer dwa Maclovia, Kindziulka, Penelopa i Lalita. Prowadzę go ja, do garnizonu Bolognesi nad rzeką Mazan.
– A jeśli po tym całym strachu z ukrzyżowaniem dzieciątka urodzi nam się kadecik potworek? – robi płaczliwy grymas Pochita. – Panta, to byłoby straszne, straszne.
– A trzeci lusza ze mną, w golę rzeki, aż do Campo Yavali – tnie powietrze ręką Chińczyk Porfirio. – Powlót w czwaltek w południe, panie Pantoja.
– Dobrze, wsiadajcie na pokład i zachowujcie się przyzwoicie – żegna wizytantki Pantaleon Pantoja. – A wy, Chińczyk i Ciuciumama, chodźcie na chwilę do mnie. Muszę z wami porozmawiać.
Читать дальше