– Czy to prawda, że temu biednemu aniołkow|| spływała jeszcze krew z rączek i z nóżek? – jąka się, otwiera szeroko oczy Pochita. – Że wszyscy „bracia” i „siostry” nacierali się krwią, która kapała z ciałka?
– Zaraz mnie szlag trafi – dyszy ojciec Bel-tran. – Kto wam wbił do mózgownicy takie zboczenia? Kto wam powiedział, że „pełnię męską” osiąga się tylko w grzechu cielesnym?
– Najwybitniejsi seksuolodzy, biolodzy i psycholodzy, proszę księdza – spuszcza oczy kapitan Pantoja.
– Mówiłem już wam, żebyście zwracali się do mnie per księże majorze, do jasnej cholery – ryczy ojciec Beltran.
– Przepraszam, księże majorze – stuka obcasami, miesza się, otwiera teczkę, wyjmuje papiery kapitan Pantoja. – Pozwoliłem sobie przynieść panu generałowi te sprawozdania. To streszczenia dzieł Freuda, Havelock Ellisa, Wilhelma Steckela, wycinki z Reader's Digest, prace Alberta Seguin, naszego rodaka. Jeśli pan generał woli zajrzeć bezpośrednio do książek, to mamy je w bibliotece centrum logistycznego.
– Bo oprócz kobiet rozwozicie również po koszarach pornografię – uderza w stół ojciec Beltran. – Wiem o tym bardzo dobrze, kapitanie Pantoja. W garnizonie Borja ten karzeł, ta kreatura, ten wasz pomocnik rozdawał takie oto paskudztwa: Dwie noce rozkoszy i Życie, cierpienie i milości Marii Farantula.
– Dla przyśpieszenia erekcji użytkowników i zaoszczędzenia czasu, księże majorze – tłumaczy kapitan Pantoja. – Teraz robimy to regularnie. Istotny problem tkwi w tym, że nie posiadamy wystarczającej ilości materiałów. To brukowe edycje, rozpadają się przy pierwszym dotknięciu.
– Oczka miał zamknięte, główkę spuszczoną na serduszko jak taki malusieńki Chrystusik – składa ręce pani Leonor. – Z daleka wydawało się, że to małpka, ale takie białe ciałko zwróciło moją uwagę. Przesuwałam się i dopiero jak doszłam do krzyża, to zdałam sobie sprawę. Ach, Pochita, nawet w godzinę mojej śmierci będę miała przed oczami tego aniołka.
– To znaczy, że cała ta dystrybucja miała miejsce nieraz i że nie była to inicjatywa tego szatańskiego liliputa – sapie, poci się, dusi ojciec Beltran. – To sama Służba Wizytantek obdarowuje żołnierzy tym śmieciem.
– Tylko pożyczamy, nasz budżet jest za skromny, by oddawać te materiały – wyjaśnia kapitan Pantoja. – Konwój od trzech do czterech wizy-tantek musi obsłużyć w ciągu jednego dnia roboczego pięćdziesięciu, sześćdziesięciu, osiemdziesięciu użytkowników. Te nowelki dały bardzo dobre rezultaty i dlatego z nich korzystamy. Żołnierz, który czyta te książeczki podczas oczekiwania w kolejce, korzysta z usługi o dwie, nawet trzy minuty krócej od żołnierza, który ich nie czyta. Jest to wyjaśnione w raportach Służby, księże majorze.
– A jednak jestem skazany na wysłuchiwanie przed śmiercią takich rzeczy, mój Boże – szpera przy wieszaku, bierze kepi, nakłada je i staje na baczność. – Nigdy nie wyobrażałem sobie, że | Siły Lądowe mojej ojczyzny stoczą się na dno ta- «kiej zgnilizny. Spotkanie to jest dla mnie bardzo uciążliwe. Panie generale, proszą o zezwolenie odejścia.
– Proszę bardzo, księże majorze – potakuje przyzwalająco generał Scavino. – Widzicie, Pantoja, do jakiego stanu doprowadza Beltrana ta przeklęta Służba Wizytantek. I ma rację, jak najbardziej. Proszę was, byście w przyszłości zaoszczę-f dzili nam tych drażliwych szczegółów swojej pracy.
– Strasznie się przejęłam tym, co się przydarzyło twojej teściowej, wiesz, Pochita – zdejmuje pokrywkę, próbuje końcem języka, uśmiecha się, gasi płomień Alicja. – To musiało być dla niej okropne zobaczyć to wszystko na własne oczy. Jest jeszcze „siostrą”? Nie dokuczali jej? Zdaje się, że policja w poszukiwaniu winnych aresztuje wszystkich, którzy należą do Ark.
– Po co zażądaliście tego spotkania? Wiecie przecież, że nie życzę sobie widywać was tutaj – patrzy na zegarek generał Scavino. – Im jaśniej i im krócej, tym lepiej.
– Jesteśmy przeładowani pracą – uskarża się kapitan Pantoja. – Czynimy nadludzkie wysiłki, aby sprostać naszym obowiązkom. Ale jest to niemożliwością. Drogą radiową, telefonicznie, listownie bombardują nas żądaniami, którym nie jesteśmy w stanie sprostać.
– Co jest, do jasnej cholery, od trzech tygodni nie przyjeżdża do Bór j a ani jeden konwój wizytantek – wścieka się, potrząsa słuchawką, krzyczy pułkownik Peter Casahuanąui. – Przez was, kapitanie Pantoja, moi ludzie pogrążeni są w stanie kompletnej apatii, złożę skargę do dowództwa.
– Prosiłem o porządny konwój, a przysłaliście mi próbkę – gryzie paznokieć małego palca, spluwa, oburza się pułkownik Maximo Davila. – Czy myślicie, że dwie wizytantki są w stanie obsłużyć stu trzydziestu szeregowców i osiemnastu młodszych podoficerów?
– A co ja mam, kochasiu, zrobić, jeśli nie mamy więcej dziewcząt w rezerwie – macha rękami, opluwa radiotelegraf Ciuciumama. – Żebym znosiła kurwy jak jajka? A zresztą posłaliśmy ci dwie, ale za to jedną była Cyculka, która warta jest dziesięciu innych. I na koniec, kiedy to piliśmy brudzia, krokodylku?
– Złożę skargę do komendantury V Okręgu na stosowane przez was dyskryminacje i kumoterstwo kropka – dyktuje pułkownik Augusto Val-des. – Garnizon nad rzeką Santiago otrzymuje co tydzień jeden konwój a ja jeden na miesiąc kropka. Jeśli myślicie że artylerzyści są gorszymi mężczyznami od tych z piechoty jestem gotów udowodnić wam coś zupełnie przeciwnego przecinek kapitanie Pantoja.
– Nie, mojej teściowej nie czepiali się, ale Pan-ta musiał iść do komisariatu wytłumaczyć, że pani Leonor nie miała nic wspólnego z tą zbrodnią – Pochita też próbuje zupy i zachwyca się, palce lizać, pycha, Alicjo. – Ale przyszedł do domu jakiś policjant, żeby wypytać ją, co widziała. Czy jeszcze jest „siostrą”? A gdzie tam, nawet słyszeć nie chce o Arce, a Brata Francisco chętnie by ukrzyżowała za to, co musiała przeżyć.
– Wiem o tym wszystkim aż nazbyt dobrze i tylko mnie to martwi – przytakuje generał Scavino. – Ale nie zaskakuje: nie kładź palca do ognia, to się nie sparzysz. Ludzie zdeprawowali się i oczywiście chcą coraz więcej. Błąd popełniono już na samym początku, rozpoczynając tę akcję. Nie da się już teraz powstrzymać tej lawiny, liczba zgłoszeń będzie z każdym dniem wzrastać.
– Z każdym dniem, panie generale, będę mógł coraz mniej im sprostać – martwi się kapitan Pantoja. – Moje współpracownice są już na skraju wyczerpania i nie mogę żądać od nich już nic ponad to, co robią, panie generale, bo je stracę. Rozszerzenie Służby jest konieczne. Panie generale, proszę o zezwolenie rozszerzenia jednostki do piętnastu wizytantek.
– Jeśli o mnie chodzi, to prośbę odrzucam – buntuje się, poważnieje, pociera łysinę generał Scar vino. – Na nieszczęście, ostatnie słowo należy d‹Ji tycK strategów w Limie. Waszą prośbę przekażę| ale bez rekomendacji. Dziesięć ladacznic na żołj* dzie Sił Lądowych to i tak już o dziesięć za duża
– Przygotowałem te oto sprawozdania, obliczenia, wykresy dotyczące rozszerzenia Służby – rozrzuca kartoniki, pokazuje, podkreśla, zapala sit kapitan Pantoja. – Jest to drobiazgowe studium, praca nad nim kosztowała mnie wiele bezsennych nocy. Proszę zauważyć, panie generale: przy wzroście budżetu o 22 procent moglibyśmy zdynamizować naszą operatywność o 60 procent, z 500 do 800 usług tygodniowo.
– Zgoda. Scavino – decyduje Tygrys Collazos. – W to warto zainwestować. Służba okazu| się bardzo tania i efektywniejsza od bromowani posiłków, co zresztą nigdy nie dawało dobryc3 rezultatów. Raporty mówią same za siebie chwili gdy SWGPGO zaczęła funkcjonować, liczba incydentów w osadach i miasteczkach zmniejszyła się, a żołnierze są bardziej zadowoleni. Pozwól mu, niech przyjmie te pięć wizytantek.
Читать дальше