– Miłość, przyjemność, rozkosz…
– No właśnie, sama nuda. Przywykłem do tabasco, a pan proponuje mi ryżowe ciasteczka!
– Nic panu nie proponuję!
– Skądinąd ona też nic mi nie zaproponowała.
– Co załawia sprawę.
– W rzeczy samej. Zabawne było przyjmować filiżankę herbaty z rąk swojej ofiary, uprzejmej i czarującej w jej uroczym salonie. „Może jeszcze herbaty, panie Texel?”. „Proszę mi mówić Textor”. Niestety, nie przyszło jej do głowy, by wyjawić w zamian własne imię. „Podoba się panu Paryż?”. Gawędziliśmy w sposób niezwykle cywilizowany. Napawałem się widokiem jej twarzy.
– Niemożliwe, żeby pana nie poznała.
– Cierpliwości. W pewnym momencie powiedziała coś zabawnego, co mnie rozśmieszyło. Roześmiałem się na cały głos. Wtedy zobaczyłem, że zmienia się na twarzy. Wzrok jej stał się lodowaty; utkwiła spojrzenie w moich dłoniach, tak jakby je również rozpoznała. Z czego należy wnosić, że mam charakterystyczny śmiech.
– Z czego należy również wnosić, że gwałcąc ją, też pan się śmiał, co jest już szczytem wszystkiego.
– Szczytem szczęścia, a jakże. Powiedziała lodowatym głosem: „To pan”. Odrzekłem: „Tak, to ja. Ciężar spadł mi z serca, że mnie pani nie zapomniała”. Najpierw długo wpatrywała się we mnie z nienawiścią i ze zgrozą. Potem, po nieskończenie długiej chwili milczenia powtórzyła: „Tak, to pan”. Powiedziałem: „Jeden cmentarz od drugiego dzieli dziesięć lat. Nigdy nie przestałem o pani myśleć. Przez całe te dziesięć lat mojego życia pani szukałem”. Powiedziała: „A ja przez całe te dziesięć lat mojego życia usiłowałam wymazać pana z pamięci”. Powiedziałem: „Co się jednak nie udało”. Powiedziała: „Udało mi się wymazać z pamięci pańską twarz, lecz ten odrażający śmiech ożywił na nowo wspomnienia. Nigdy nie rozmawiałam z nikim o tym wydarzeniu, by tym pewniej pogrzebać pana w pamięci. Wyszłam za mąż i próbuję prowadzić życie przesadnie wprost normalne, broniąc się przed obłędem, w jaki mnie pan wpędził. Dlaczego musiał się pan napatoczyć właśnie teraz, gdy zaczynałam już wracać do zdrowia?”.
– W rzeczy samej, dlaczego?
– Odrzekłem: „Z miłości”. Skrzywiła się z odrazą.
– Jakże dobrze ją rozumiem.
– Powiedziałem: „Kocham panią. Nigdy nie tknąłem ani nawet nie zapragnąłem żadnej innej kobiety. Kochałem się tylko raz w życiu, z panią”. Powiedziała, że czegoś takiego nikt nie nazwie „kochaniem się”. „W myślach nieustannie z panią rozmawiałem. Czy uzyskam wreszcie odpowiedzi na moje pytania?”. Powiedziała, że nie. Kazała mi wyjść. Oczywiście nie posłuchałem. Powiedziałem: „Proszę się nie obawiać, nie ma mowy, żebym panią znów zgwałcił”. Na co ona: „W rzeczy samej nie ma o tym mowy. Nie jesteśmy już na cmentarzu, tylko u mnie w mieszkaniu. Mam tu noże, i nie zawaham się ich użyć”. Wtedy powiedziałem: „Właśnie po to tu przyszedłem”.
– Słucham?
– Zareagowała tak samo jak pan. Powiedziałem: „Chciałem się z panią zobaczyć jeszcze raz z dwóch powodów. Przede wszystkim, żeby wreszcie poznać pani imię. A poza tym, żeby mogła się pani zemścić”. Powiedziała: „Nie załatwi pan ani jednego, ani drugiego. Proszę wyjść”. Powiedziałem, że nie wyjdę, dopóki nie otrzymam tego, co mi się należy. Powiedziała, że nic mi się nie należy. Zapytałem: „Czyżby nie chciała się pani zemścić?”. Odrzekła: „Życzę panu jak najgorzej, lecz nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Chcę tylko, żeby raz na zawsze zniknął pan z mojego życia”. Zapytałem: „Jak to, więc nie sprawi pani przyjemności zabicie mnie? Wówczas na pewno zniknąłbym z pani życia!”. Odpowiedziała: „Nie sprawiłoby mi to najmniejszej przyjemności, a zważywszy, ile kłopotów bym miała potem z wymiarem sprawiedliwości, jeszcze bardziej wrósłby pan w moje życie”.
– Dlaczego nie wezwała policji?
– Nie pozwoliłbym. Tak czy inaczej chyba jej na tym nie zależało; miała dziesięć lat na powiadomienie policji, a nie skorzystała z tej furtki.
– Ale czemu?
– Bo nie chciała z nikim rozmawiać o tym gwałcie, licząc, że tylko w ten sposób o nim kiedyś zapomni.
– Zmuszona więc była stwierdzić, iż popełniła błąd, skoro gwałciciel ją odnalazł.
– Nie zależało mi na takiej ulgowej sprawiedliwości. Zależało mi na sprawiedliwości z pierwszej ręki, takiej, którą wymierzyłaby sama, pozbawiając mnie życia.
– To chciał pan, żeby pana zabiła?
– Tak jest. Zależało mi na tym.
– Kompletny z pana wariat.
– Nie sądzę. Dla mnie wariat to ktoś, kto zachowuje się w sposób niewytłumaczalny. A ja wszystkie moje zachowania potrafię wytłumaczyć.
– Pan jeden.
– To mi w zupełności wystarczy.
– Skoro tak panu zależało, żeby umrzeć dla odpokutowania winy, czemu pan nie popełnił samobójstwa?
– Skąd te romantyczne wymysły? Po pierwsze wcale mi nie zależało, żeby umrzeć, tylko żeby zostać zabitym.
– Na jedno wychodzi.
– Następnym razem, kiedy będzie miał pan ochotę na seks, powinno się panu powiedzieć: „Proszę się poonanizować. To na jedno wychodzi”. Poza tym skąd ten pomysł, że szukałem pokuty? To by sugerowało, że czułem skruchę z powodu gwałtu, gdy tymczasem był on jedynym aktem godnym tego miana w całym moim życiu.
– To dlaczego, skoro nie czuł pan wyrzutów sumienia, chciał pan, żeby pana zabiła?
– Chciałem, żeby i ona miała w tym swój udział. Pragnąłem tego, czego pragnie każdy zakochany: wzajemności.
– W takim razie najlogiczniej byłoby pragnąć, żeby pana zgwałciła.
– Bez wątpienia. Trudno jednak wymagać rzeczy niemożliwych. Na to nie mogłem liczyć. Śmierć z jej ręki była rozwiązaniem zastępczym.
– To tak, jakby postawić znak równości między seksem i morderstwem. Przecież to absurd.
– Niemniej tak właśnie twierdzą wielcy uczeni.
– Jest pan pretensjonalny nawet w swoich umysłowych aberracjach.
– Tak czy owak próżne gadanie, skoro nie chciała mnie zabić. Nie to, żebym nie nalegał; wymyślałem tysiące argumentów, by ją przekonać. Wszystkie odrzucała. W końcu zapytałem, czy przypadkiem to nie przekonania religijne wzbraniają jej się zemścić. Odrzekła, że nie ma żadnych. Na co powiedziałem: „Ktoś, kto nie wyznaje żadnej religii, może robić wszystko, co chce”. Odparła: „Jeśli o mnie idzie, nie chcę pozbawiać pana życia. Chciałabym tylko, żeby trafił pan z dożywociem za kratki, niezdolny już komukolwiek szkodzić, i żeby współwięźniowie zgotowali panu piekło”. „Dlaczego pani sama się tym nie zajmie? Po co cedować na innych własne pragnienia?”, zapytałem. Odrzekła: „Przemoc nie leży w mojej naturze”. Powiedziałem: „Jestem rozczarowany”. Na co ona: „Cieszę się, że pana rozczarowałam”.
– W głowie mi się kręci od tych wszystkich „powiedziałem… powiedziała… powiedziałem… powiedziała… „.
– Kiedy w Księdze Rodzaju Bóg bierze na spytki Adama po tej historii z zakazanym owocem, ten tchórz w taki właśnie sposób relacjonuje zachowanie swojej żony: „Powiedziałem… powiedziała… „. Biedna Ewa.
– Przynajmniej co do tego jednego jesteśmy zgodni.
– Zgadzamy się znacznie bardziej, niż się panu wydaje. Powiedziałem: „W takim razie co pani proponuje?”. Powiedziała: „Niech pan na zawsze zniknie mi z oczu”. Powiedziałem: „Przecież nie możemy się tak po prostu rozstać!”. Powiedziała: „Możemy i musimy”. Powiedziałem: „Nie ma mowy. Za bardzo panią kocham. Chcę, żeby coś się wydarzyło”. Powiedziała: „Nie obchodzą mnie pańskie zachcianki”. Powiedziałem: „Nie powinna pani tak mówić. To niegrzeczne”. Zaczęła się śmiać.
Читать дальше