Trudno powiedzieć. Nieważne. W każdym razie czarny tylko trochę, ale przecież zawsze to. A w Polsce taki zabobon, że to nie wypada, czy co. Ustawiony jest i nawet chyba przystojny, to czemu nie. O uczucia się potem będziemy martwić. Zresztą co mi z tych uczuć, jakby w garnku pusto było? A garnek swój Wanda widziała ogromny. Jak w domu oglądała z rodzicami relacje z tych krajów murzyńskich, to tak próbowała wysondować rodziców. A ci murzyni to wcale tacy brzydcy nie są i bardzo wysportowani, w USA to oni zajmują często wysokie stanowiska, tak samo jest w Niemczech, bardzo bogaci i uprzejmi, to chyba nieprawda co się o nich mówi. A wiecie, Kaśka poznała chłopaka z Niemiec, z krajów arabskich i wszystko tam ma u niego, mieszka w willi, mąż o nią dba, jest bardzo zadowolona… Wanda jak tak sobie myślała, to w tej chwili chyba też jednak Niemca by chciała. Ale ojcu to nie było w smak. Cco? Ta Kaśka od Głubiszów za Araba? Jezusie Nazarejski…, to się w głowach poprzewracało. To już mało na miejscu młodych, ładnych chłopców, ze se musiała znaleźć takiego?, ja bym jej dal za murzyna wyjść…, pańskie jaja!, to tyle lat ją chowali rodzice, a ona teraz taki im prezent na starość zgotowała?, stary jestem i ręka nie ta, ale lołbym po dupie, ino by krew sikała, ino by piszczała. Co ludzie powiedzą?, że dziwka…, co innego? Mama dodaje, Ani mi nawet nie mów o tym. A co ja w tej Polsce będę robić, w Zusie pracować? Wanda się denerwuje. Nie będę sobie marnowała życia! Co tobie też się marzy, za murzyna? Wanda zbladła na moment, a matka w ten deseń: A przecież przychodził do ciebie ten Bartek?, to czemu teraz nie przychodzi? Już ci zbrzydł, czy co? Bartek, żachnęła się Wanda. A co on mi może zaoferować?, kawalerkę i poloneza kombi na gaz z kompletem opon zimowych, co? I powiedziała zresztą to kiedyś Bartkowi, jak ją odprowadzał po zabawie, a że była lekko drinknięta, to łatwiej było to z siebie wyrzucić. Dobra Bartek, ale co ty mi możesz zaoferować?, wyjdę za ciebie i co?, w kawalerce będziemy mieszkać?, a Bartek się wówczas zmieszał i coś tylko pomruczał, że kocha, i że w przyszłości. A na co mi przyszłość?, ja chce te raz!, i co z tych uczuć zresztą, z tej miłości, jak nie ma, co do garnka włożyć? Rzeczywiście, nie wiadomo, co ten Bartek, co z niego jest, pomyślał tata i powiedział takim lekko podenerwowanym tonem do żony. Jakbyś pomyślała trochę, to byś głupio nie mówiła, a tak to gadasz byle ino gadać. A Wanda poczuła wiatr w żaglach i ciągnie dalej. Nie chcę sobie życia marnować, wyjdę za mąż, pójdę pracować i co?, po czterdziestu Jatach nie będzie mnie stać na nic, ani mieszkania nie będę miała, ani nic, a teraz?, nic sobie nie mogę kupić firmowego, wstyd wyjść na miasto w tych łachach, bo co wy macie z tego życia tu zwróciła się do rodziców. Cały dzień przed telewizorem i tylko kłótnie, czy starczy na opiaty, a ja chcę poznawać świat, chcę podróżować, póki jestem młoda, łkała prawie Wanda. To podróżuj, kto ci broni, jedź nad morze pod namioty, a kto ci broni, śpiwór masz, koleżanki jakieś masz przecież, to jedźcie razem. Ja już byłam nad morzem, a w Niemczech nie byłam. A po co ty do tych Niemczech chcesz jechać, powiedz mi? Męża se znaleźć, wypaliła, nie myślała. To pewnie sobie murzyna jeszcze znajdziesz, co? Już sobie znalazłam. Wanda nie zdawała sobie nawet sprawy, że to powiedziała i jak zobaczyła, że ojciec wstaje z fotela i idzie na nią, a prawą ręką odpina pasek od spodni, to od razu powiedziała, że to tylko żart, że przeprasza i że pojedzie nad morze z Dominiką. Już tam rodzice dopilnowali, żeby pojechała nad to morze. Jak chcą to mają, niech zobaczą! I Wanda rzuciła się nad morzem w wir nocnego życia. I jak wróciła po półtora miesiącu, to z brzuchem. Na złość im. Teraz co zrobią? A do Niemiec puścić nie chcieli! Sąsiadki zaraz gadały do siebie w windzie: z bączkiem wróciła, a taka porządna się wydawała, taka cicha niby, takie to do rany przyłóż, a to się dopiero okazało co z niej jest gonicha!, nie pilnujesz, to masz teraz babo placek, o boże co się teraz na tym świecie wyrabia! Wiesz, kto jest ojcem? dopytywał się tata i mama. A skąd mam wiedzieć? Wanda odwróciła się obrażona na pięcie, poszła do pokoiku i dała taneczną muzykę na maxa. Tak żeś córkę wychowała! darł się tata na mamę. A ty ześ, jak wychował?! odkrzykiwała mama do taty. Tymczasem Kaśka dzwoniła z Hamburga, że jest dobrze, że znalazła za granicą prawdziwe szczęście. Na początku co prąwda musiała tą miłość, ten sex znaczy, z czteroma naraz, ale teraz już wie dokładnie, co i jak, co ma robić i Robin, bo tak ma imię narzeczony, jest z niej bardzo zadowolony, że nawet: pozwala jej wybierać sobie klienta. Żadnego bicia i ona też jest zadowolona. Pieniążków sobie uskładała i możliwe, że będzie grać w filmach. Jednak zostanie gwiazdą filmową! Wanda płakała w poduszę.
Z otępienia wyrwał ją nieco natrętny głos prowadzącego program: pani Emilio, wybiera pani bramkę numer jeden, czy cztery tysiące złotych?, pani Emilio, czy już jest pani gotowa dać właściwą odpowiedź? Przed oczyma stanęło jej całe życie, ślub w osiemdziesiątym szóstym, zabiegowy, sprzątanie nocą w banku, porodówka, pośredniak, maluch i jak go pchali dziesięć kilometrów, jak nagle już nie mogła wejść w spódnice z tamtego roku, kolejki po zasiłek na poczcie, jak się Sławek poparzył w rękę i jeszcze wycieczkę do Czech, wszystko i taki miała mętlik, bo się bała zepsuć. Mąż na widowni, dzieci w domu, teście, sąsiedzi, oj, daliby jej, do końca życia było by gadanie, czemuś nie pomyślała, a może się to skończyć jeszcze gorzej. Staszek rękę ma ciężką, zwłaszcza jak wypije, a wypić lubi, do wódki ma taką słabość, co by nie. I tak się sama z siebie patrząc, to na bramkę, to na pieniądze, zaczęła cicho w duchu modlić. Panie boże, może do tej pory to nie byłam zbyt gorliwa, do komunii ostatni raz na chrzcinach Krzysia, albo na weselu Krystyny i Władysława, już sama nie wiem, i na księdza psioczyłam, że tylko gada, że ludzie mało na tacę rzucą, a sam fordem jeździ, ale teraz koniec, do spowiedzi przynajmniej raz w roku, albo nawet dwa razy i żałować nie będę grosza na mszy, rzucę, żeby skały srały to rzucę, niech tam już będzie, co niedziele tak z dwa złote, choć się nie przelewa i przypilnuję żeby Krzysiek ze Sławkiem co tydzień na msze zaglądali, no i przeproszę bratową, że jej robiłam wstręty, co do tego mieszkania, że niby ona na pieniądze tylko łasa, i w ogóle, panie boże zobaczysz. Pani Emilio, przerwał jej już nerwowo uśmiechnięty prowadzący. Wybiera pani? A Staszek, mąż pomyślał sobie w tym momencie: no niech tam będzie samochód, to jej dam w domu popalić, pozna, co to życie, zaznajomi się z paskiem, niech ją ręka boska broni, żeby zepsuła. I Emilia tak w przebłysku Pieniądze wezmę. Na pewno? pro forma zapytał prowadzący, bo już miał dosyć i nawet na nią nie patrzył, tylko dawał ręką sygnał, żeby w końcu odsłonili bramkę pierwszą. A w bramce mikser Mulinex, wart, no żebym nie skłamał, jakieś czterysta pięćdziesiąt złotych. Hura! Hura! Brawo! Wszyscy klaszczą, a Emilia zadowolona i dumna z siebie jak nigdy. A nie mówiłam, już ja tam wiedziałam, co robić, tak mu powie po programie, Staszkowi. A Staszek był trochę zły, że się nie dało kurwa Jego mać, i pieniędzy, i miksera, ale co zrobić? Życie. Na wieść, że Emilia wygrała, na Kalinowym w klatce zawrzało. Sąsiedzi powitali ją z mężem owacyjnie, łasi na jakieś kąski, jakie spaść pewnie mogą ze stołu. Od razu się zaprosili na niedzielę na obiad, i teście, i brat z bratową, szwagrowie z dziećmi. I dalej się wszyscy zastanawiać, co to oni z taką wygraną zrobią. Emilia nic nie mówiła, siedziała cichutko jak trusia, i patrzyła tylko, czy wędlina na stole jest, czy się pepsi nie skończyła i chleb, a zadowolona była z siebie jak nigdy i to się czuło. Życie miała nielekkie. Porody dwa ciężkie. Choroba wrzodowa ostatnio. A teraz, wchodzi do sklepu, a pani sklepowa się do niech uśmiecha. Dzień dobry, co podać? żartuje, pyta o zdrowie, nie ta sama pani sklepowa, a Emilia jej wszystko opowiada, co się działo w studiu, o zawodnikach i jak ją pan prowadzący z tłumu wyciągnął, że sama nie wiedziała, czy iść czy nie, i że nie była pewna, ale jej coś powiedziało. Bo pewnie, ze oglądała wcześniej teleturnieje, ale nie takie gdzie się trzeba wykazać wiedzą, ale normalne, rozrywkowe, i nieraz, jak się okazywało, lepiej wybierała niż na ekranie. No ale co innego przecież, gdy się siedzi przed telewizorem i gada, a co innego w oświetlonym studio. No, przytakuje pani sprzedawczyni i ciastka gratis do siatki pcha, mrugając porozumiewawczo okiem. Życie gwiazdy ma swoje uroki! I kota też Czarnego z Jatką pod szyją nazwała na pamiątkę miksera Mulinex. Biega maleńki po całym mieszkaniu i bawi się kłaczkami, taki głupiutki jeszcze. Mulinex! Mulinex” No chodź! Śliczny jesteś. Już są wszyscy podchmieleni, już w dobrych humorach Staszek może byś ty się zgłosił do jakiego teleturnieju, co? teściu żart za żartem sypie, a Staszek mu. Chyba by mnie musieli wołami zaciągnąć, śmieje się, na wpół przełykając chleb z chrzanem i kiełbasą. A od czego ją mam? wskazuje na Emilię, a ona uśmiecha się mile połechtana. Owszem w teleturnieju pewnie jeszcze wystąpi, ale teraz musi odpocząć i wydać te pieniądze sensownie. Właśnie, a na co pieniądze będą, wszyscy są ciekawi wiedzieć. Na wieże sonico i jeszcze kurwico, śmieje się Staszek czerwony na twarzy, jak chyba nie był od tamtych imienin, co się zeszczał w łazience do pralki. No ale tak naprawdę, na różne potrzebne rzeczy. Musimy się wybrać razem do dużego sklepu i zobaczyć, Emilia patrzy na męża, a ten odbija którąś z kolei flaszkę i mówi. No, musimy się wybrać, może nawet jutro. Ale Już tak do czwartku, to z pieniędzy nawet grosika nie było. Staszek przepił wszystko. Jak się załatwił w niedzielę, to nie trzeźwiał. A gest też w Egzotic Clubie miał. Jest tam taka blondyna, że się nie da przejść spokojnie. Dzika kurde kocica! Tylko Sławek płakał, że chciał komputer, a Staszek jak się obudził w piątek to tylko na niego spojrzał i już mu mazgajenie przeszło. Ja ci dam kurwa mać komputer! Uczyć się, a nie głupoty ci w głowie! I wyszedł skądś lewe L4 załatwić. Chujże w dupe, z tym wszystkim!
Читать дальше