– Jiang, co ty właściwie kombinujesz? – zapytała obcesowo.
– Pani Sha – rzekł Jiang z uśmiechem – jest pani cokolwiek przewrażliwiona. Chodźmy, komendant Sha na pewno nie może się już doczekać.
– A gdzie on jest? – spytała Najstarsza Siostra drwiąco.
– Oczywiście w miejscu, o którym na razie nie zdążyliście jeszcze zapomnieć – odparł oficer.
Przed wejściem do naszego domu stało na straży jeszcze więcej żołnierzy niż pod kościołem. Druga grupa przebywała przed wejściem do wschodniego skrzydła; przewodził jej Sun Niemowa, który siedział pod murem na leżącym pniu i bawił się swoim mieczem. Ptasia Nieśmiertelna siedziała, dyndając nogami, na brzoskwiniowym drzewie, trzymała w dłoni ogórka i skubała go po odrobinie przednimi zębami.
– Proszę wejść do środka – powiedział Jiang do Najstarszej Siostry. – Niech pani z nim porozmawia, wciąż mamy nadzieję, że porzuci ciemną stronę i wybierze właściwą drogę.
Najstarsza Siostra weszła do wschodniej izby i krzyknęła.
Wpadliśmy za nią do środka i zobaczyliśmy Sha Yuelianga, który zwisał z krokwi. Miał na sobie zielony wełniany mundur i błyszczące skórzane buty do kolan. Pamiętałem go jako mężczyznę słusznego wzrostu, lecz teraz, gdy wisiał, wydawał mi się niezwykle wysoki.
Zszedłem z kangu i zanim całkiem otworzyłem oczy, przytuliłem się do matki. Bezceremonialnie zadarłem jej bluzkę i rękami przytrzymując u nasady pierś podobną do wielkiej bułki, chwyciłem ustami brodawkę. Poczułem ostry, piekący smak; oczy mi łzawiły. Wyplułem sutek i spojrzałem w górę rozżalony i zdezorientowany. Matka pogłaskała mnie po głowie.
– Jintong – uśmiechnęła się przepraszająco – masz siedem lat, jesteś już dużym mężczyzną, najwyższy czas przestać ssać pierś!
Zanim skończyła mówić, usłyszałem dźwięczny jak dzwoneczek śmiech Ósmej Siostry, Shangguan Yunü.
Jintongowi pociemniało w oczach i upadł na wznak. Ogarnęła go desperacja – wydało mu się, że piersi z brodawkami wysmarowanymi ostrą przyprawą zrywają się do lotu jak dwa czerwonookie gołębie. Żeby odstawić go od piersi, matka smarowała już sutki sokiem z imbiru, sokiem z czosnku, rybą, a nawet ptasimi odchodami; tym razem spróbowała oleju z dodatkiem ostrej papryki. Wszystkie dotychczasowe eksperymenty matki kończyły się niepowodzeniem w momencie, gdy Jintong padał jak nieżywy na ziemię. Leżał tak, czekając aż matka, jak zawsze, umyje piersi do czysta. Przed oczyma stanęły mu sceny z koszmarnego snu: matka odcina sobie pierś, rzuca na podłogę i mówi: Ssij, ssij, mówię ci, ssij! Czarny kot łapie pierś zębami i ucieka…
Matka podniosła mnie z podłogi i usadowiła na krześle przy stole. Miała surową minę.
– Odstawię cię od piersi, czy ci się to podoba, czy nie! – oznajmiła zdecydowanie. – Chcesz mnie wyssać, aż zamienię się w kawałek suche go drewna? Co, Jintong?
Mały Sima, Sha Zaohua i Ósma Siostra, Yunü, siedzieli wokół stołu i jedli kluski, rzucając mi potępiające spojrzenia. Shangguan Lü uśmiechała się szyderczo, siedząc na kupie popiołu obok pieca; ciało miała wysuszone, łuszcząca się płatkami skóra przypominała podłej jakości papier. Mały Sima złapał pałeczkami długą, trzęsącą się nitkę makaronu, podniósł ją wysoko do góry i pokazał mi z dumą. Kluska wśliznęła mu się do ust, wijąc się niczym robak. Czułem wstręt.
Matka postawiła na stole miskę parującego makaronu i dała mi pałeczki.
– Jedz – powiedziała – spróbuj makaronu, który zrobiła twoja Szósta Siostra.
Szósta Siostra, która właśnie karmiła Shangguan Lü, siedząc w kucki przy piecu, odwróciła się i spojrzała na mnie z niechęcią.
– Taki duży chłop, a ciągle ssie cyca! Oferma!
Cisnąłem w nią miską pełną klusek.
Szósta Siostra skoczyła na równe nogi, obwieszona makaronem, jakby oblazły ją robaki.
– Mamo! – wrzasnęła z furią. – Rozpuściłaś go jak dziadowski bicz!
Matka uderzyła mnie dłonią w potylicę.
Rzuciłem się na Szóstą Siostrę, chwytając ją za piersi. Słyszałem, jak piszczą niczym kurczęta gryzione w skrzydełka przez szczury. Szósta Siostra wstała gwałtownie, zginając się wpół z bólu. Trzymałem ją z całej siły. Jej pociągła twarz zrobiła się żółta.
– Mamo, mamo! – krzyczała. – Patrz, co on wyrabia! Matka biła mnie po głowie i wyzywała.
– Ty zwierzaku! Ty małe paskudne bydlę! Padłem zemdlony.
Kiedy się obudziłem, okropnie bolała mnie głowa. Mały Sima obojętnie kontynuował swój popis jedzenia długich klusek. Sha Zaohua patrzyła na mnie nieśmiało znad brzegu miski, z buzią oblepioną makaronem; odniosłem wrażenie, że żywi dla mnie wielki szacunek i podziw. Szósta Siostra z bolącymi piersiami siedziała na progu i płakała. Shangguan Lü przyglądała mi się złośliwie, a jej córka, Shangguan Lu, ciągle wściekła, schylona przyglądała się rozrzuconym po podłodze kluskom.
– Ty nicponiu! Myślisz, że łatwo nam o taki makaron?! Chwyciła garść klusek – a raczej garść wijących się robali – i zatkała mi palcami nos, zmuszając do otwarcia ust, po czym wepchnęła robale do środka.
– Masz je zjeść, i to już! Wyssałeś matkę do szpiku kości, potworze!
Zwróciłem wszystko, krztusząc się, wyrwałem się matce i wybiegłem na podwórze.
Przed domem Shangguan Laidi w niezdejmowanym od czterech lat obwisłym czarnym płaszczu ostrzyła nóż, pochylona nad kamieniem. Uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie, po czym jej wyraz twarzy gwałtownie się zmienił.
– Zamorduję go, tym razem już na pewno – wycedziła przez zęby. – Najwyższy czas. Nóż, który mam w ręku, jest ostrzejszy i bardziej lodowaty niż północny wiatr! O tak, mój nóż jest ostry i zimny jak północny wicher! Pokażę mu, że za zabójstwo płaci się głową!
Czułem się fatalnie i nie miałem ochoty zaprzątać sobie nią głowy. Wszyscy uważali, że oszalała po utracie męża. Wiedziałem doskonale, że tylko udaje obłęd, ale nie miałem pojęcia po co. W tamtych czasach mieszkała we wschodnim skrzydle, gdzie siadywała na wielkim młyńskim kamieniu – jej okryte czarnym płaszczem długie nogi dyndały w powietrzu – i opowiadała mi o swoim wędrownym życiu z Sha Yueliangiem, pełnym bogactw i luksusu, i o różnych cudach i dziwach, jakie zdarzyło jej się oglądać. Twierdziła, że miała pudełko, które śpiewało piosenki i szkło, które przybliżało odległe przedmioty, gdy się przez nie patrzyło. Z początku sądziłem, że wszystkie jej opowieści są zmyślone, lecz wkrótce zobaczyłem i usłyszałem śpiewające pudełko – przyniosła je Piąta Siostra, Shangguan Pandi. Nieźle sobie radziła w Plutonie Wysadzania Mostów – żyła wygodnie i przyjemnie; utyła tak, że zaczęła przypominać ciężarną klacz. Ostrożnie postawiła na kangu urządzenie wyposażone w blaszaną tubę w kształcie kielicha powoju i oznajmiła z zadowoleniem:
– Chodźcie tu wszyscy, poszerzycie sobie horyzonty!
Zdjęła pokrowiec z czarnej tkaniny, odsłaniając wszystkie sekrety tajemniczego pudełka. Chwyciła korbkę i zakręciła nią, po czym uśmiechnęła się zagadkowo.
– Posłuchajcie, tak brzmi śmiech cudzoziemca – obwieściła.
Dźwięk, który nagle wydobył się z aparatu, okropnie nas wystraszył.
Śmiech cudzoziemca przypominał jęki demonów z niesamowitych opowieści.
– Idź, zabierz to stąd, szybko! – krzyczała matka. – Zabierz to pudło, pełne demonów!
– Mamo, ależ ty jesteś zacofana – rzekła Pandi. – To jest gramofon, nie żadne pudło z demonami.
Читать дальше