Барбара Росек - Byłam Schizofreniczką
Здесь есть возможность читать онлайн «Барбара Росек - Byłam Schizofreniczką» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Контркультура, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Byłam Schizofreniczką
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Byłam Schizofreniczką: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Byłam Schizofreniczką»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Byłam Schizofreniczką — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Byłam Schizofreniczką», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
zupełnie naturalną sprawą, że Anka i ciotka są przy mnie, to mnie nie zaskakiwało, nie dziwiło.
Było to tak naturalne, że nie pytałam, co tu wszyscy robią, dlaczego jestem na reanimacji.
Pojawiły się pierwsze oznaki świadomości, zaczęło do mnie docierać, gdzie jestem i dlaczego.
Cały czas wszyscy sądzili, że była to pomyłka lekarska, że źle podano mi narkozę.
Wszyscy oprócz Anki i lekarzy mnie leczących. Tadeusz uświadomił jej, że jest to zamach
samobójczy, a lekarze zorientowali się z mego stanu, że musiałam sobie pomóc, by doprowadzić się do agonii.
Niewiele pamiętałam, lecz podtrzymywałam wersję błędu w sztuce lekarskiej. Wydawało
mi się niemożliwym, że można powiedzieć rodzinie, że było inaczej. Lekarze z kliniki taktownie milczeli przed rodziną.
l listopada wyjechałam z OIOM – u na salę chorych. Powoli uczyłam się chodzić, jeszcze
nie mogłam czytać i pisać, to przyjdzie z czasem. Nauka chodzenia zajmowała mnie bardzo,
odkrywałam w sobie wciąż nowe możliwości, jak małe dziecko, dla którego pierwsze kroki
oznaczają nową wolność. Chociaż nieporadne i bezbronne, lecz ciekawe, co będzie za następnym zakrętem.
Mój mózg pracował jak za jakąś kosmiczną mgłą, nie miałam świadomości, że stał się cud,
że istnieję. Przychodzili mnie oglądać różni ludzie ze szpitala, stałam się wielką wygraną medycyny.
Anka odwiedzała mnie z ciocią codziennie, opowiadała o zainteresowaniu Tadeusza,
który był na mnie wściekły. Wprawiło mnie to w stan depresji, nie rozumiałam, dlaczego się
na mnie złości, dlaczego moja choroba wywołuje u niego złe emocje, kiedy wydawało mi się,
że powinnam wywoływać współczucie i chęć pomocy. Lecz Anka tego nie wyczuwała, przekazywała mi za dużo informacji, które mogły uczynić wiele złego, nie byłam odporna na żadną prawdę, przynajmniej teraz, kiedy usiłowałam sobie odpowiedzieć, co się właściwie wydarzyło.
11 listopada zaczęłam kojarzyć datę, lecz nadal nie potrafiłam policzyć dni pobytu w
szpitalu. Na sali miałam dwie wspaniałe pacjentki, które mi matkowały, przynosiły posiłki,
wspierały w bólu i smutku. Żołądek po dwóch tygodniach niejedzenia skurczył się i każdy
kęs był prawdziwą torturą, ważyłam około 48 kg, z 60 kg. Na szczęście dostawałam dużo
leków i mogłam wszystko przespać. Byłam skrajnie wyczerpana trucizną i podawanymi lekami.
Naprzeciwko mego łóżka wisiał ogromny krzyż i po każdym przebudzeniu pytałam Chrystusa, co się stało, dlaczego tak się stało, co ja takiego zrobiłam. Na oddziale pracowała moja koleżanka ze studiów, która także odwiedzała mnie codziennie i wspierała, dodawała otuchy.
Moja rozchwiana psychika była głodna każdego gestu czułości, każdego zainteresowania.
Anka próbowała mnie terapeutyzować, coś jednak powstrzymywało mnie przed powiedzeniem jej prawdy, była to jakaś niesamowita intuicja, czas przyszły pokazał, że się nie myliłam nie chcąc ofiarować jej wyznania. Na razie pozornie wszystko było w porządku, wyczekiwałam przyjścia Anki jak zbawiennego leku, przynosiła wiadomości od Tadeusza, które były dla mnie najważniejsze. Tadeusz zorientował się, że musi mnie wspierać inaczej i takie informacje przekazywał Ance. Na szczęście nie powiedziała mi do końca wszystkiego w
szpitalu, pofrunęłabym z szóstego piętra kliniki prosto na betonowy bruk, nie dałoby się mnie uchronić.
17 listopada powróciłam do domu ze złamaną duszą, z rozpaczą w sercu. Wzbudziło to we
mnie paniczny, nieokreślony lęk. Sądziłam, że boję się pozostawienia mnie bez opieki medycznej, że mogą wrócić napady i stanie się coś złego, umrę natychmiast i nikt nie będzie w stanie mi pomóc. Nie rozumiałam wtedy, skąd mam takie totalne poczucie zagrożenia.
Powoli zaczęłam jeść, noga z odleżyną goiła się. Pragnęłam odciąć się od dotychczasowego
życia, przeczuwałam, że jest to jakiś punkt zwrotny, najistotniejszy, i wyrzuciłam całą
nagromadzoną korespondencję, oprócz listów od Kasi. To była ponownie wielka intuicja, los
połączył mnie z Kasią prawdziwą przyjaźnią.
Powoli rozglądałam się po moim królestwie, usiłowałam zorientować się w sytuacji, pytałam
siebie nieustannie – dlaczego? Pytałam, dlaczego przeżyłam, kiedy nie miałam na to żadnych
szans, ta myśl zajmowała mnie na długo, powracała obsesyjnie, wierciła we mnie otwory,
paraliżowała. Wyobraźnia pracowała, nie dawała spokoju. Usypiałam w lęku i budziłam
się w lęku.
Nie przeczuwałam absolutnie niczego.
Od 24 listopada zaczęłam ponownie pisać dziennik. Robiłam to intuicyjnie, zapisywałam
swe stany świadome i nieświadome i doprawdy nie wiedziałam, co z tego wyniknie. Nie wiedziałam, co kryje się w zapisie, czym jest systematyczne dokumentowanie siebie. Byłam jak rozbitek na tratwie, skazana na nieznane siły w oceanie nieświadomości. Powoli rodziła się nadzieja, że w gąszczu zdań wyłoni się jakiś przyjazny ląd, gdzie odnajdę człowieka, który pomoże mi żyć inaczej w nowym życiu.
Wieczorem pojawiał się znajomy lęk. Pytałam siebie, jak unieść to, co się wydarzyło, kiedy
wszystko się rozsypało, zapadło. Zderzenie z Kosmosem. Nauczyłam się chodzić. Potrafię
jeszcze wiele. Nie pamiętam.
Powracało jak bumerang słowo „szantaż". Takiego wyrażenia użył Tadeusz w rozmowie z
Anką. Budziłam się i usypiałam z tym słowem i nie wiedziałam, jak je odczytać. Było na to
jeszcze za wcześnie. Jego znaczenie odkryłam dopiero na końcu analizy, która trwała cztery
miesiące od momentu, kiedy zaczęłam pracować nad sobą. Na razie w dziecięcy sposób odkrywałam świat, litery zaczęły mieć swoje znaczenie, przestawały się zlewać, tworzyły sensowne zdania.
Pierwsza próba czytania. Przeczytałam bajkę z dzieciństwa, Małą Księżniczkę. Poczułam
się lepiej, było to coś znajomego, przywoływało dobre wspomnienia. I zmniejszał się lęk.
Mogłam iść dalej.
Już wszystko się stało. Jestem dla kolegów z pracy alkoholiczką, narkomanką i samobójczynią.
No i zwariowałam. Jestem oczyszczona, bo skazana i potępiona przez nich za wszystko.
Teraz jestem już pewna, że nie mogę wrócić na oddział do pracy.
Życie. Nigdy nie sądziłam, że to takie niesamowite słowo. Niepojęte. Cztery lata czekali, aż
się potknę i przewrócę.
Żyję. Nie mam nic do stracenia. Darowano mi życie. Jestem wolna. Niebieski ptak. A życie,
nawet w piżamie od rana do wieczora, jest życiem.
Pragnę tu podziękować wszystkim, którzy przez 19 dni walczyli o mnie wytrwale, nie pogodzili się z rozsądkiem, nie uwierzyli, że już wszystko stracone, że jest to kwestia godzin, kiedy odejdę.
Pragnę podziękować Kasi, koleżance z pracy, lekarce, która w ostatniej chwili wywiozła
mnie na reanimację, i która nie pozwoliła wypowiadać absurdów na mój temat. Czuwała cały
czas nade mną na oddziale, korygowała błędy mego szefa w leczeniu, przeżywała moją chorobą jak bliskiej osoby.
Chcę podziękować Arkowi, lekarzowi, który o mnie walczył na reanimacji, kiedy inni
mówili mu, że to już koniec i że nie warto się mną zajmować, że nie mam żadnych szans. Nie uwierzył starszym lekarzom i przewiózł mnie do kliniki, a później cały czas razem z żoną
Dorotą, moją przyjaciółką, dowiadywał się o mój stan.
I największe podziękowanie ciotce, która w najkrytyczniejszym momencie swym szóstym
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Byłam Schizofreniczką»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Byłam Schizofreniczką» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Byłam Schizofreniczką» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.