Waldemar Łysiak - Kolebka
Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Kolebka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Kolebka
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Kolebka: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolebka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Kolebka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolebka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Z trudem się od głośnego śmiechu powstrzymałem, ręką gębę zatykając. Dobrze mu cesarz łatę przypiął, boć przecież Talleyrand w młodości był biskupem Autun i za rewolucji dopiero, ekskomunikowany, suknię duchowną rzucił, ale go i tak czasem “chytrym klechą” zwano. Nie miałem wszakże czasu radować się prawością cesarza, bom raptem głos jego posłyszał donośny.
– Kasnyki!
Poprawiłem guzik u munduru i zameldowałem się w ułamku chwili.
– Biegnij po Murata! – nakazał mi. – Ma się stawić w dwa kwadranse!
Stawił się. Cesarz bez powitania wsiadł nań z góry:
– Bawisz się w Warszawie, stroisz, umizgasz, hołdy przyjmujesz niczym udzielny władca, zapomniawszy, że armia w polu głoduje i że twoim obowiązkiem było zorganizować zaopatrzenie frontu!
– Sire, ja… ja starałem się… – wybąkał marszałek.
– Doniesiono mi! Starałeś się wziąć do łóżka wszystkie kurwy, które ci ściągnięto i teraz musisz się leczyć ze szpetnej choroby! Na prawdziwe rządy zabrakło ci energii! Nie ścierpię, by moi przedstawiciele zachowywali się jak rozpasani gówniarze, kompromitując mnie!
– Sire, przecież…
– Milcz, póki nie pozwolę ci mówić, hultaju! Odkąd zostałeś moim szwagrem, zbezczelniałeś do niemożliwości, ale przebrała się miarka. Jakim prawem wyniosłeś to książątko nad generała Dombrosky’ego?! Ja Dombrosky’ego mianowałem wodzem polskiej armii, a ty, tak po prostu, jak gdybym ja nie istniał, oddajesz to stanowisko innemu, żeby nasi wrogowie mogli gadać o swarach między nami! Chociaż nie… oni wiedzą, że o takich swarach mowy być nie może, bo między nami jest relacja dupy i kija, a kij się z dupą nie liczy. Więc będę mówić o prowokacjach, o dywersji, wiesz co to znaczy?! Za mniejsze rzeczy Aleksander Wielki rozdzierał swoich namiestników końmi!… Głupcze, powiedzieli ci, że dzięki Poniatosky’emu możesz zostać królem Polski. Słyszałem o tych przyjęciach, podczas których pozowałeś na Sobesky’ego, a oni ci kadzili, że tak samo jak tamten byłbyś królem na koniu. Tylko dlatego, że dowodzisz konnicą Wielkiej Armii! Paradne! Brałeś to na serio, błaźnie, tak jakby ktoś poza mną mógł decydować o tronach! Niedoczekanie! Wybij to sobie ze łba, kto inny będzie królował w tym kraju, ktoś poważniejszy od ciebie!
Nie dosłyszałem do końca, bo mnie wywołał sekretarz cesarski, każąc skontrolować, czy nazwiska pisane poprawnie na liście dostojników polskich, których na wieczorną audiencję zawezwano. Wszystkie prawie koszmarnie przekręconymi były. Musiałem też pokazać mu, jak się je wymawia, ale niewiele z tego wyszło, Francuzi bowiem prędzej żywą żabę przełkną niźli nasze imię wysylabizują poprawnie.
Męczyło mnie to wszystko, prawdę rzekłszy, na froncie bym wolał brykać, miast za psa gabinetowego służyć. Chwała przybocznego w służbie cesarza nie do pogardzenia była, ale jakoś mi to nie smakowało serdecznie. Pierwszy raz przyłapałem się na tym, że Dominikowi zazdroszczę.
O trzeciej po południu cesarz, w szary, skromny szynel odziany, wyruszył w miasto na pięknym siwku. Tłumy pod zamkiem warujące oszalały: jeden wielki grzmot uniósł się nad dachami i gdyby nie potrójny kordon żandarmów, zmiażdżono by tego, na którego cześć wiwatowano. Wśród towarzyszących cesarzowi nie zabrakło Murata i Poniatowskiego, ale on rzadko się odzywał do nich i niejednego z gapiów musiały dziwić wielce ich posępne oblicza.
Pojechaliśmy wpierw na Stary Rynek, gdzie cesarz z konia zsiadł i kazał się najkrótszą drogą ku Wiśle prowadzić. Wiedziono go w dół Kamiennymi Schodkami. Na Brzozowej ulicy stosy nieczystości smród okropny czyniły, o czym się Napoleon wyraził dosadnie, co ojców miasta zawstydziło. Po obejrzeniu mostu, który Murat pobudował na miejsce spalonego przez Prusaków, wróciliśmy do Rynku i dalej konno tą samą drogą. Mnóstwo napisów zdobiło mury kamienic, jeden bardziej od drugiego bałwochwalczy, jako ten, co go ku przykładowi podaję:
“Wznosić upadłe państwa,
wracać im imiona,
dziełem jest tylko Boga
lub Napoleona!”
Rzeźnik jeden w oknie malowidło wystawił, na którym on sam wielkiemu wołu łeb obcina, a pod strugami kapiącej krwi jaśniał dwuwiersz:
“Kto nie będzie wierny Polsce i Napoleonowi,
To mu łeb utnę jak temu wołowi!”
Sama radość z oczu i ust każdych wyzierała, wszyscy szczęśliwi, jakby to było jedyne święto ich życia. Nie myśleli o kłopotach, które sprawił kwaterunek wojenny i rekwizycje, zapomnieli wcześniejszych utyskiwań i skarg, bo i te się już trafiały, głównie za sprawą Francuzów zaczepiających kobiety po ulicach, tak że władze policyjne nakazały w końcu, by niewiasty przyzwoite wychodząc z domu zasłonę jakowąś miały na włosach, zaś “kobiety dobrej woli mają nosić żółte wstążki”. Dzwony kościelne, trąby, bębny i piszczałki, śpiewy i pohukiwania jak po udanym polowaniu kakofonię czyniły, której drugiej nie pamiętano chyba od powrotu króla Jana spod Wiednia. Choć może i po uchwaleniu Konstytucji 3 Maja entuzjazm równy się wyraził, ale mnie przy tym nie było.
Zegar na kominku w gabinecie cesarza siódmą wybił, gdy Talleyrand przybiegł oznajmiając, że przedstawiciele wyższych stanów polskich i urzędów na uroczystą audiencję w sali przygotowanej już zgromadzeni. Napoleon słowem nie odrzekł, w lustro się wpatrując – pokojowiec Constant włosy mu poprawiał, wilgotne jeszcze po umyciu. Minister powtórzył:
– Najjaśniejszy panie, czekają już pół godziny!
– Nic im się nie stanie… Wystarczy, Constant… Tak, może być… Kasnyki!
Stanąłem we drzwiach.
– Tak jest, sire?
– Idziemy.
– Tak jest, sire.
Talleyrand spojrzał na mnie ze złością, jakbym mu przeszkadzał, a możliwe i to, że cesarz kazał mi za sobą iść, żeby się od natręctwa Talleyranda uwolnić. Ale jeśli tak myślał, to się zawiódł. Minister zdeterminowany był okrutnie i znowu swoje zaczął:
– Najjaśniejszy panie, są tam Dombrosky i Poniatosky…
– Wiem.
– … Obaj mają nadzieję, że publicznie dzisiaj rozstrzygniesz sprawę naczelnego dowództwa, sire.
– Wiem.
– Należałoby to zrobić, czas najwyższy, w armii polskiej nie wiedzą już, kogo się słuchać…
– Wiem!
– Mam nadzieję, sire, iż wiesz również, że należałoby zostawić dowództwo w ręku Poniatosky’ego.
– Czyją to matką, jak powiadają, jest nadzieja? – spytał cesarz szyderczo i śmiechem się zaniósł, z gabinetu wychodząc.
Przez sąsiedni pokój weszliśmy w korytarz prowadzący do sali, gdzie się audiencja odprawować miała. Talleyrand nie ustępował:
– Najjaśniejszy panie, to już nie pora na żarty, dziś się waży los Polski, a dokładniej los naszej racji stanu w tym kraju.
– Naprawdę?
Cesarz stąpał ostrym krokiem przy ścianie z oknami, które na dziedziniec zamkowy wychodziły, mijając kolejne apartamenta, a minister kuśtykał za nim, jakby gonił uciekającego, i sapiąc z wysiłku wyrzucał z siebie gorączkowe słowa. Ja szedłem trzy kroki z tyłu, w plecy cesarza wpatrzony.
– Sire!
– Talleyrand, czyż nie rozstrzygnęliśmy już tej kwestii? Dlaczego mnie męczysz?
– Dla tych samych powodów, o których już mówiłem, sire. Nie są one błahe. Dombrosky mało w Polsce znaczy, kogóż on reprezentuje? Po powrocie do kraju znalazł niewielu swych podkomendnych z Legionów…
– To już rzeczywiście mówiłeś. Powtarzasz się, co zazwyczaj jest oznaką starości…
– Kpij ze mnie, sire, ale nie z francuskiej racji stanu! Jeśli nawet obiecałeś Dombrosky’emu, a o ile wiem nie zrobiłeś tego bezpośrednio, to przecież wobec kondotiera żadne dalekosiężne obietnice nie mają znaczenia. W Polsce doskonale wiedzą, że możesz tego Sasa odwołać w każdej chwili, przerzucić na inny front europejski, a nawet zwolnić z wojska jak zwykłego najemnika. Sire, przecież on, zanim wstąpił do armii polskiej, przez dwadzieścia lat służył w saskiej…
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Kolebka»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolebka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Kolebka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.