Waldemar Łysiak - Kolebka

Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Kolebka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolebka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolebka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiut ksiżkowy Waldemara Łysiaka, młodego wówczas 26-letniego pisarza. Jest to ksiżka szczególna – powieć historyczna z epoki napoleońskiej, przedstawiajca losy dwóch braci. Jest tu i epopeja wojenna, dramat wielkiej miłoci i dzieje spisku uknutego na życie Napoleona, a także galeria wielkich postaci historycznych Rok

Kolebka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolebka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Rezler, usłyszawszy to, przestał się śmiać. Stanął na rozkraczonych nogach i przybliżył swą twarz do twarzy Prusaka. Każde słowo, które mówił, dzielił na sylaby, wyciskając je przez zęby w taki sposób, że Steinhausa przeszedł śmiertelny dreszcz.

– Jeśli jeszcze raz mnie obrazisz, kanalio, każę rozwiązać ci ręce i zanim cię dostarczę do Poznania, sam tak cię obiję, że pożałujesz! Gdybym wziął te pieniądze i puścił cię, plunąłbym na matkę!… Tak, na matkę. Słaby macie wywiad, jeśli nie dowiedzieliście się jeszcze, że w Polsce na ojczyznę mówi się: matka. Milcz od tej chwili. Maszeruj!

Wspomnienie 4 – Za plecami cesarza

W świcie cesarza jechałem z Poznania ku Warszawie, przez Kutno, Łowicz i Błonie. Wiatr dokuczliwy nas smagał, lecz zima ciągle w rejteradzie była, a drogi utopione w błocie, o którym Francuzi złośliwie prawili, że to polski piąty żywioł. On to właśnie sprawił, że w Łowiczu cesarz, zniecierpliwiony wolnym posuwaniem się, na konika się przesiadł i dalej w siodle ku stolicy podążał. Tabory cesarskie ugrzęzły gdzieś za nami na drodze, co mnie trapiło, bo w jednym z powozów jechała Kami pod opieką Gila.

O tymże samym Gilu mowa, co niegdyś w lochu ojcem mi był i niańką. Nie poznałem go w czas audiencji, kiedy ze Strzyżewskim do Poznania przybył jako przedstawiciel gminu galicyjskiego. Następnego dnia po owym posłuchaniu, wieczorem, przyglądał mi się człek pewien na ulicy Gołębiej i za chwilę zagadał do mnie. Gil! Stwór włochaty, do zwierza podobny, teraz przystrzyżony był i ochędożony, jakże miałem go poznać? Opowiadał, jak go żona odumarła, jak dziatki u siostry bezdzietnej ostawił, jak z lochu wylazł i w rekruty poszedł, i błagał, bym go do służby przyjął. Strzyżewskiemu Napoleon nic obiecać nie mógł, bo z Austrią zatargów o Galicję nie chciał, kiedy nie opodal Rosjanie stali nad Wisłą. Deputacja wróciła z niczym. Gil został, nie miał po co wracać.

– Jaśnie panie, ordynansować będę, służył będę wiernie, konie czyścił…

Inny był niż wtedy, już nie chłop-mędrek, już nie chłop-jakobin i filozof, a wieśniak uległy, proszący. Nie wiem czemu, ale gdy “jaśnie panie” mówił, nie przerywałem i nie zabroniłem. Ordynans potrzebny mi był, bo Dąbrowski nominację wreszcie wypisał i konnych pospolitaków pod Łęczycę prowadzić miałem, a tym bardziej później, gdy się za sprawą ślepej fortuny wszystko odmieniło. Znaczy, kiedy mnie jak grom z nieba jasnego awans na cesarskiego adiutanta dosięgnął.

Wyjechaliśmy z Poznania zaraz potem jak przybył do grodu kurier od marszałka Murata z ważnymi wieściami z Warszawy. Cesarz nie chciał więcej czekać. Trzy mile za miastem zatrzymał się i wyszedł z powozu pożegnać nas. Oznaczało to rozwiązanie jego wielkopolskiej gwardii honorowej. Podziękował nam krótko a serdecznie, potem zaś Berthierowi coś szepnął i ten oznajmił, że wszyscy z nas awanse dostają, jeden nadto z cesarzem ostanie się jako adiutant najjaśniejszego pana. Chłapowski wyrwał się wprzód z oczami błyszczącymi niczym po mocnej okowicie, ale marszałek osadził go prawiąc, iż po sprawiedliwości wybór dokonany będzie, zrządzeniem losu czyli loteryją. Nazwiska nasze, na karteluszkach wykaligrafowane (widać z zamysłem wcześniejszym, bo gotowe były), w czako ułańskie ciśnięto i sam Napoleon jedną wybrać raczył. Moje nosiła imię!

Dezydery o mało trupem nie padł z żalu, mnie zaś wielka radość nie ogarnęła, bom o pospolitakach marzył i zdało mi się, że mi to marzenie przepada. Gdyby mi kto wtedy do myśli zajrzał, zdziwiłby się wielce, boć przecież przy cesarzu być splendor ogromny. Berthier tymczasem uśmiechnął się i teraz on coś cesarzowi w ucho szeptem włożył. Bonaparte spojrzał na mnie, aż mi ciarki lodowate po krzyżu smyrgnęły, i rzekł:

– Pamiętam, Kasnyki, ami du Klaposky!

Berthier coś dalej prawił, a cesarz postąpił ku mnie.

– A więc jesteś bratem tego nieposłusznika, co Schulmeistrowi umknął?

– Tak jest, sire! – odpowiedziałem.

– Czy cała rodzina tak niesubordynacji podatna? To nic, lubię nieposłusznych, byle w dobrej sprawie. Ale bacz, byś więcej nad jeden raz nieposłusznym się nie okazał. Tylko raz wybaczę. Jedziemy, panowie!

I ani patrząc na mnie więcej, do powozu wrócił.

To, co o Dominiku rzekł, prawdą było. Brat mój wybornie misję swą odprawił. Przypadkiem dziwnym jednego dnia szef ochrony cesarza, monsieur Schulmeister, dwa zlikwidował spiski, filadelfów, co monarchę przy pomocy Angielczyków porwać chcieli, i drugi, pruski, a przy tym drugim Dominik odznaczył się nad podziw. Chciał go Schulmeister na stałe w służbie swojej zatrzymać, ale mu braciszek figla spłatał co się zowie. Cesarzowi przedstawiony, podziękowań wysłuchał, a na koniec rzekł mu Napoleon, iż o co tylko chce, w nagrodę prosić może. Dominik tedy wypalił, że prosi, by go do marszałka Soulta oddano, gdzie ja mu już miejsce w sztabie wysuplikowałem. Schulmeister protestować począł i nalegać, książę Sapieha takoż, niczego wszakże nie wskórali. Cesarzowi nijak było obietnicę cofać i acz niechętnie, zgodę bratu dał. Nim go uwolnił, zapytać raczył o powody i w responsie usłyszał:

– Najjaśniejszy panie, chcę służyć w polu, z szablą w dłoni. Zakładanie wnyków na szpiegów i zdrajców nie moim jest powołaniem, inni do tego zdatniejsi będą.

Ciepło go nie pożegnano, ale swoje obronił, harda dusza!

Do Łowicza 18 grudnia o wpół do czwartej po południu przybyliśmy. Cesarz pożyczył tam mały polski kocz, który lepiej od ciężkich wozów błoto pokonywał, a stanąwszy w domu przy rynku u niejakiego Kosierkiewicza, zjadł obiad, po czym przywołał gospodarza i zadawał mu pytania względem ceny w tym mieście rozmaitych towarów. Dom Kosierkiewicza na sztab się chwilowy zamienił, pełen oficerów sztabowych i ordynansów. Do siódmej godziny Napoleon rozkazy pisał i depesze mu czytano. Ni razu nie zareagował na okrzyki ludności plac zalegającej, ani do okna nie podszedł, by podziękować za wiwaty, które na cześć jego wznoszono.

Wieczorem konia od jednego ze strzelców zabrał i gromkim aplauzem żegnany ku stolicy ruszył. O dwudziestej drugiej sięgnęliśmy Błonia. Przed pocztą cesarz z siodła zeskoczył, napił się wina z wodą pomieszanego i przepytawszy tamtejszego komendanta, w pół godziny, konia zmieniając, dalej pognał. Pędził tak, wierzchowca siekąc, że tylko ja i jeden z wachmistrzów kroku zdołaliśmy mu dotrzymać – marszałek Berthier i reszta świty, z eskortą razem, daleko zostali.

Powtórzyła się historia z Poznania. W Warszawie też ogromne uczyniono na powitanie króla królów preparacje, marząc o wielkich fetach i zabawach. Arków tryumfalnych nastawiano co niemiara, iluminacje gotowe były, napisy rymowane zawieszono, wieńce uplecione czekały. Nie doczekali się – podobnie jak w Poznaniu nic nie wyszło z uroczystości. Tym razem nie za przyczyną pogody, tylko pośpiechu monarchy, który sobie z pompy wrzaskliwej mało co robił.

Noc była jeszcze, a ku rankowi się zbierało, kiedy we trzech stanęliśmy u wrót zamkowego placu. Na zamku wszystko leżało pogrążone w głębokim śnie. Cesarz przy mojej pomocy własnoręcznie wartę na odwachu zbudził, ta dała znak umówiony i otwarto podwoje. Jakiż rwetes się uczynił, wszyscy potracili głowy, chaos i zamieszanie buchnęły takie, aż mi się wstyd zrobiło, że się cesarz polskiego bałaganu napatrzy.

Wnętrza zamkowe spoczywały w nieładzie, napraw bowiem sposobnych pokończyć nie zdążyli. Deski, wapno, cegły i zwoje płócien walały się wszędzie. Szczęściem gabinet króla Stanisława w jakim takim stanie się ostał i tam Bonaparte założył sobie pomieszkanie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolebka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolebka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - Kolebka
Arthur Clarke
Waldemar Łysiak - Lider
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak - Cena
Waldemar Łysiak
Waldemar Pfoertsch - Going Abroad 2014
Waldemar Pfoertsch
Waldemar Paulsen - Bismarck von unten
Waldemar Paulsen
Waldemar Bonsels - Himmelsvolk
Waldemar Bonsels
Waldemar Paulsen - Bürde der Lust
Waldemar Paulsen
Waldemar R. Sandner - 38 Geniale Geschäftskonzepte
Waldemar R. Sandner
Waldemar Knat - Бег
Waldemar Knat
Отзывы о книге «Kolebka»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolebka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x